Nuovo inizio, parte II
Rok 1494
Minęły dwa lata od wyboru papieża Aleksandra VI. Rok wcześniej Cesare został w końcu mianowany kardynałem. Wydawało się, że nie przeszkadza mu już taki obrót spraw.
Kiedy mianowano go kardynałem powrócił na kilka miesięcy do Rzymu. Niedługo potem wyjechał do Francji jako administrator apostolski. Mijały kolejne miesiące, a Cesare siedział we Francji. Zdarzyło się od czasu do czasu, że pisał listy, ale nie wracał przez ponad rok.
W tym czasie ciemnowłosa została odwiedzona przez Leonardo. Mężczyzna początkowo jej nie poznał. Rudawe włosy, suknie, brak broni. Jedyne co mogło ją zdradzić, to blizny widniejące na jej twarzy, choć i to jako tako udało jej się zamaskować. Spędził u niej parę dni. Zwiedził Rzym, porozmawiał z kobietą o tym co się u niego działo, ona powiedziała mu co się działo u niej. Temat Ezia oraz Asasynów został przez nich kompletnie pominięty. Nie chcieli o tym rozmawiać. Rheya cieszyła się wtedy, że Cesare nie ma w Rzymie. Gdyby odkrył kim jest Leonardo i poznał jego talent, mógłby chcieć go wykorzystać, aby pomógł templariuszom. A na to nie mogła pozwolić.
Kiedy Cesare powrócił była przeszczęśliwa. Nic mu się nie stało, nikt nie nastawał na jego życie. Tyle wystarczyło kobiecie, żeby się uspokoić.
Jednak spokój nie trwał długo. Początkiem września król Francji Karol VIII pojawił się we Włoszech. Wszyscy wiedzieli że planuje udać się do Neapolu, aby osadzić jego tron swoim kandydatem. Planował skorzystać z tej okazji i udać się także do Rzymu, aby podporządkować papieża królowi Francji. Nie mogło się to skończyć dobrze. I nie skończyło się.
Kiedy Rodrigo był pewny że nie uzyska pomocy wielkich rodów Rzymu przy odparciu najeźdźcy, postanowił iść na ustępstwa. Zgodził się na przemarsz wojsk przez terytorium Państwa Kościelnego. Oddał również królowi zakładników, jako zapewnienie swojej przychylności. Problem w tym, że jednym z nich był Cesare.
Kiedy wieści doszły do Rheyi, w pierwszym odruchu chciała się zbroić i ruszyć odbić brata. Kiedy ochłonęła zrozumiała jaką głupotę chciała popełnić. Nie miała szans. Była sama, niewyćwiczona, przeciwko 35 tysięcznej armii. To nie mogło się skończyć dobrze.
W tamtym momencie zdecydowała, że nadszedł koniec beztroskiego życia. Zrozumiała, że nie można się kompletnie oderwać od przeszłości. Nie planowała jednak wracać do życia pełnego przygód. Postanowiła jednak wziąć się porządnie za treningi, aby być cały czas w formie. Nawet jeśli miało to oznaczać ćwiczenie do końca życia. Wyciągnęła swoją broń, ale nie obnosiła się z nią jak wcześniej. Teraz nosiła tylko sztylet, przypięty do uda, skryty pod suknią. W razie wypadku wystarczyłoby jej to do obrony. Zawsze mogła nim zabić przeciwnika i przywłaszczyć sobie jego broń.
Parę tygodni po informacji, że Cesare został oddany za zakładnika dostała list. I nie należał on do Leonarda. Miał inną pieczęć. Kiedy ją przełamała, kamień spadł jej z serca.
List był napisany przez Cesare. Udało mu się zbiec, przebywał w Spoleto. Kobieta postanowiła napisać list do niego. Podziękowała mu za wieści i napisała, że odezwie się, kiedy Rzym trochę ochłonie, a Francuzi pójdą dalej na południe. Napisała też że nie planuje go odwiedzić, bo może być to zbyt niebezpieczne.
Minął prawie rok od tych wydarzeń. Dopiero wtedy wszystko się uspokoiło. Francuzi, pod groźbą odcięcia ich od swojej ojczyzny, musieli uciekać z Włoch. Udało im się, ale opuszczając Neapol kandydat Karola VIII został zrzucony z tronu.
W końcu Cesare mógł wrócić do Rzymu. Niedługo potem jednak powrócił ponownie do Francji jako administrator apostolski.
Rok 1497
Cesare znów powrócił do Rzymu na okres paru miesięcy. Do tej pory sumiennie wykonywał swoje obowiązki, jednak wciąż czegoś mu brakowało.
Cesare pragnął chwały, pragnął uwielbienia. A tego nie mógł otrzymać będąc kardynałem. Musiał zostać dowódcą wojsk. Wojsk papieskich. Jednak tą funkcję pełnił jego młodszy brat, Juan. Musiał ją więc odebrać. I miał co do tego plan.
Gdy nastał wieczór ciemnowłosa miała spotkać się ze swoim bratem, jednak ten uparcie nie chciał się zjawić. Nie był już młodym chłopcem, wiedziała, że się nigdzie nie zgubi bądź ktoś go zaatakuje. Co prawda Cesare nigdy jeszcze nie walczył tak na serio z nikim, ale jego umiejętności pozwoliłyby mu się bez problemu obronić. Nawet jeśli nie byłby w stanie kogoś zabić.
Kiedy minęła któraś już z rzędu godzina, Rheya nie wytrzymała. Zarzuciła na ramiona pelerynę, a w pasie zapięła sztylet. Wystarczyłby do obrony w razie problemów.
Wskoczyła na koń i ruszyła w kierunku zamku. Zakładała, że może spotka Cesare po drodze.
I dzięki Bogu, znalazła go. Jednak nie w sytuacji, której by się spodziewała.
Cesare stał nad powalonym przeciwnikiem. Z tamtej odległości nie mogła dostrzec kim był. Jak się później okazało był to ich brat, Juan. Ciemnowłosy rozmawiał z blondynem. W ich głosach dało się wychwycić determinację, u Cesare złość, a u Juana strach.
Ciemnowłosa po cichu zeszła z konia. Rozejrzała się po otoczeniu, ale nikogo nie widziała. Po cichu ruszyła w kierunku młodzieńców. Zobaczyła jak zza rogu budynku obok, wychodzi mężczyzna z obnażonym mieczem. Szedł w kierunku Cesare z zamiarem przebicia go zza jego pleców. Leżący mężczyzna spojrzał ukradkiem na nadchodzącego, a później szybko wrócił wzrokiem do Cesare, żeby ten się nie zorientował co się święci.
Rheya zdjęła buty, żeby nie mógł jej usłyszeć i powoli zaczęła się zakradać w kierunku mężczyzny. Ciężko było wykonać to w sukni, ale poradziła sobie.
Kiedy była już dostatecznie blisko, wyciągnęła sztylet zza pasa i wolną ręką chwyciła za nadgarstek jego ręki, która dzierżyła broń. W tym samym momencie wbiła sztylet w prawą stronę jego szyi. Wydał cichy jęk i opadł martwy na drogę. Krew, która wytrysnęła z rany pobrudziła suknię oraz prawy policzek i brodę kobiety. Przetarła krew z twarzy, przy okazji ją rozmazując i ruszyła dalej w kierunku młodzieńców.
Kiedy ciało uderzyło o ziemię, obaj młodzieńcy się obejrzeli. Juan mógłby wykorzystać rozproszenie swojego niedoszłego zabójcy, jednak rana która zdobiła jego nogę po starciu z bratem, nie pozwalała na zbyt wiele.
- Dokończ to. - Ciemnowłosa powiedziała beznamiętnym tonem patrząc na leżącego, kiedy stanęła obok braci. Później spojrzała na Cesare. - Musisz go dobić. Jeśli wyjdzie z tego żywy, ty stracisz życie.
Cesare przez chwilę wyglądał jakby się wahał. Może jednak wcale nie przemyślał tego planu zbyt dobrze? Chciał pozbyć się brata, ale nie sądził, że nie będzie w stanie tego zrobić. Że zabraknie mu odwagi, żeby zadać ostateczny cios.
Wpatrywał się w brata tępo, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Rheya rozejrzała się ponownie. Nie mogli zbyt długo tam pozostać, byli zbyt na widoku.
- Nie możemy dłużej czekać. - Ciemnowłosa obnażyła swoją broń i ruszyła w kierunku młodszego z Borgiów.
- Aspetta![Zaczekaj!] - Cesare, krzyknął a następnie zakrył swoje usta, rozumiejąc co zrobił.
- Teraz mamy jeszcze mniej czasu. - Warknęła na niego ciemnowłosa.
- Pozwól mi to zrobić. Ja to zacząłem i ja to skończę. - Mówiąc to uklęknął koło brata i uniósł broń. Tamten zaczął coś pojękiwać, ale był zbyt przerażony żeby choćby krzyczeć. Mijały kolejne minuty i nic się nie działo. Do czasu.
Ciemnowłosa usłyszała kroki. Chwyciła wygodnie broń i stanęła bokiem w stronę, z której pochodził dźwięk. W ten sposób zasłoniła broń swoim ciałem, jednak mogła dostatecznie szybko zareagować.
Nagle pojawił się młodzieniec, mniej więcej w wieku Cesare. Miał on delikatnie długie, ciemne, kręcone włosy i srogi wyraz twarzy. Była to twarz człowieka, który niejedno widział w swoim, tak młodym wieku.
- Cesare musimy... - Zamilkł, kiedy zobaczył kobietę. Mierzyła go ona bacznym wzrokiem, jednak nic więcej nie zrobiła.
Zajęło mu to parę sekund, ale kiedy w końcu się pozbierał, wymierzył w nią z kuszy.
- Kim jesteś? - Czekał na odpowiedź kolejne kilka sekund, jednak nie uzyskał choćby słowa od kobiety. - Radziłbym ci zacząć mówić, Signora. Nie chciałabyś zostać przebita, gdyby omsknął mi się palec.
Rheya zmarszczyła brwi, nie odrywając wzroku od mężczyzny.
- Uwierz mi, Messere. Nie chciałbyś się przekonać co szybciej sięgnie celu, twoja kusza czy mój sztylet. Radziłabym ci zniknąć i lepiej nikomu nie mówić o tym co widziałeś. Albo skończysz z poderżniętym gardłem.
- Lepiej odpuść Signora. Jeśli teraz odejdziesz może daruję ci życie. - Na jego słowa ciemnowłosa wybuchła śmiechem. Na szczęście udało jej się szybko go zdusić.
- Tesoro [kochanieńki], żyję na tym świecie dostatecznie długo, żeby wiedzieć, że jeśli tylko się odwrócę wypuścisz bełta. Jestem w tym fachu o wiele dłużej niż ty.
- Basta![Dość!] - Krzyknął Cesare konspiracyjnym szeptem. Zwrócił tym uwagę ich obojga. - To przyjaciel. Przedstawię was później, mamy teraz ważniejsze sprawy.
Ciemnowłosa westchnęła i schowała broń. Ufała Cesare, a co za tym idzie, że jednak nie zabije ją jakiś wybuchowy młodzik. Odwróciła się i podeszła do człowieka, którego wcześniej zabiła. Poniosła jego broń i wróciła do brata.
- Weź to, w ten sposób nie powiążą cię z nim. - Cesare wziął od niej broń i podziękował skinieniem głowy. Juan w tym momencie tracił już przytomność z powodu utraty krwi. Rheya jednak wiedziała, że nie można niczego zostawić przypadkowi.
Cesare ustawił miecz nad klatką piersiową brata, jednak wciąż nie mógł się zmusić do opuszczenia broni.
- Cesare, musimy już iść. Niedługo zbiegną się strażnicy. Jeden z nich zbiegł. - Mężczyzna w ciemnym stroju rozglądał się nieustannie, sprawdzając czy nie pojawiło się żadne zagrożenie.
- Nie pospieszaj mnie. Już zaraz...
Rheya nie mogła już patrzeć na to. Przyklęknęła naprzeciw brata i przykryła jego ręce swoimi. Spojrzał na nią nie rozumiejąc co się dzieje. Ciemnowłosa jednym silnym pchnięciem opuściła miecz, który zagłębił się w klatkę piersiową jej drugiego brata. Wydał ostatni dech i umarł.
Cesare patrzył na to przerażony i roztrzęsiony. Rozumiał co właśnie się stało. Zabił, nie bez pomocy ale zabił, swojego brata.
Rheya nie robiąc sobie nic z jego stanu przyłożyła rękę do szyi Juana żeby zobaczyć czy już nie żyje. Kiedy była już tego pewna podniosła się i wyciągnęła rękę w kierunku Cesare, żeby mu pomóc wstać.
- Pierwszy raz jest najgorszy. Później przyzwyczajasz się do tego. Wybrałeś sobie najcięższy cel, bo jaka by nie była, to wciąż jest to rodzina. - Cesare spojrzał na nią z powątpiewaniem. - Musisz mi zaufać tak jak ja tobie zaufałam. A teraz chodź, nie mamy czasu.
Złapał jej rękę i pozwolił się podciągnąć.
- Macie konie? Albo gdzie się udać? - Zapytała, patrząc na mężczyznę w czerni. Wiedziała, że w tym momencie nie może za bardzo liczyć na Cesare.
- Mieliśmy się udać do Zagarolo. Wszyscy na dworze szepczą, że Cesare ma tam kochankę i to u niej tak często znika. Mamy konie, ale wątpię, że w tym stanie dojedziemy na miejsce.
- Zahaczymy o moją chatę, żebym mogła się przebrać i wyślę do nich gołębia, żeby się przygotowali na nasz przyjazd. Jeśli wyruszymy natychmiast dotrzemy na miejsce przed świtem. - Powiedziała, ciągnąc za sobą brata. Wydawał się jak w transie. Wsiadła na konia i jakoś wciągnęła go za siebie. Po chwili podjechał do niej mężczyzna, obok niego drugi koń, należący do Cesare.
- Nie ufam ci. - Powiedział, jadąc obok niej.
- Nie martw się, ja również. - Posłała mu uśmiech. - Jednak skoro Cesare ci ufa, nie widzę dlaczego ja miałabym tego nie zrobić.
Nastała chwila ciszy, którą przerwał mężczyzna:
- Dużo wiesz o kobiecie, z którą Cesare się spotyka?
- Całkiem sporo.
- To znaczy?
- Powiem ci to w sekrecie, ale to ja nią jestem.
Bez kolejnego słowa pośpieszyła konia i ruszyła galopem przez uliczki. Kiedy szok minął, mężczyzna popędził za nią.
🔪
Kiedy już się przebrała, zmyła krew i wysłała gołębia, opuściła domek. Ubrana była w ciemne spodnie, białą koszulę i zielony płaszcz bez rękawów, który miał wijące się jak pnącza złote zdobienia. Brązowe buty przykryte były przez nagolenniki, które były wzmocnione w niektórych miejscach metalem. Włosy upięła w kucyka, którego związała grubą wstążką. Tym razem zabrała ze sobą cały rynsztunek. Nie chciała więcej niespodzianek. Spodnie były zdecydowanie wygodniejsze do dalekich podróży niż suknia. Tym bardziej, że musieli się dostać na miejsce w jak najkrótszym czasie.
Cesare do tej pory otrząsnął się z szoku, po zabiciu swego brata.
- Gotowi do drogi? - Zapytała, podchodząc do nich i majstrując jeszcze przy zapięciu karwasza z ostrzem na łańcuchu. Ruszyła nadgarstkiem i ostrze wypadło. Chwyciła je i umieściła na swoim miejscu. Podniosła potem wzrok na mężczyzn i zobaczyła szok wymalowany na ich twarzach. Nie miała zamiaru niczego im jednak tłumaczyć. - To znaczy tak czy nie?
- Si. Zbierajmy się jeśli chcemy zdążyć. - Cesare powiedział i wskoczył na konia.
Reszta poszła w jego ślady i ruszyli.
- Może nas teraz przedstawisz? Chyba najwyższa pora. - Powiedziała ciemnowłosa, kiedy już odjechali kawałek od jej chaty.
- A, si, si. - Wskazał na nią i odwrócił się do swojego przyjaciela. - To jest Rheyna Colonna. Mówiłem ci o niej. To ona jest mi starszą siostrą, której nigdy nie miałem.
- Czyli ta historia z kochanką...
- Jest kompletnie zmyślona. Zaczęli szeptać na dworze, nie miałem serca ich uświadamiać.
- Albo zwyczajnie byłeś zbyt leniwy. - Dopowiedziała do wypowiedzi Cesare.
- W żadnym razie. - Wskazał na mężczyznę. - To jest Micheletto Corella. Przyjaciel z lat szkolnych. Wciąż najlepszy przyjaciel. Ufam mu jak bratu...no, aspetto[nie, zaczekaj], bardziej niż bratu.
- Tak jak już mówiłam, skoro ty mu ufasz, nie mam podstaw żeby też tego nie zrobić.
- Nie za szybko? - Zapytał zaciekawiony mężczyzna.
- Zobaczymy. Najwyżej wbijesz mi nóż w plecy. Już dwa razy uciekłam śmierci. Zdołam zrobić to i raz trzeci.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak to jest, że jeśli chodzi o pisanie miłosnych scen, to ni w ząb nie chcą wyjść albo są aż nazbyt przesłodzone? Jednak jeśli chodzi o takie mroczne momenty to pisze się je po prostu miodnie?
Wiem, że piszę bardzo rzadko, ale hej, wciąż piszę.
Jestem na ostatnim roku studiów licencjackich. Nie jest to najprzyjemniejszy czas w moim życiu, jeśli mam być szczera. Mam już tego wszystkiego dość. Ale wciąż mam wenę i ochotę na pisanie książek (albo tej konkretnej), tak więc powoli, ale wciąż brnę do przodu.
Może w następnym roku będzie lepiej jak zacznę magisterkę? Albo jeszcze gorzej. Życie utwierdza mnie w przekonaniu, że nie ma czegoś takiego jak "gorzej być nie może".
Życzę wam miłego dnia ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top