Marco Barbarigo
Kolejne dwie konkurencje, to jest wyścig oraz zdobycie flagi, przeszły bez większych problemów. No, może oprócz tego, że Ezio prawie sobie nogi połamał, kiedy noga mu się powinęła przy zabierani flagi i o mało nie spadł z dachu. Wraz z każdą z konkurencji odpadali kolejni uczestnicy. Ezio jednak wciąż dzielnie się trzymał.
Ciemnowłosa cały czas była w pobliżu, chociaż asasyn tego nie wiedział. Stała wtopiona w tłum i obserwowała czy ktoś przypadkiem nie odkrył kim są i nie planował zaatakować mężczyzny.
- Witajcie, wojownicy. Gra jest prosta i ma tylko jedną zasadę: żadnej broni. Walczcie aż pozostanie tylko jeden z was. Czy będziesz to ty? A może ty? Hmmm? Kto zwycięży i zdobędzie złotą maskę.
Jeden za drugim padali wojownicy, którzy walczyli z Eziem. Szło mu aż nazbyt dobrze, dlatego też ktoś postanowił trochę urozmaicić zabawę. Spośród ludzi wyszedł Silvio Barbarigo wraz z Dantem Moro.
- Temu chyba wydaje się, że jest jakimś campione. Idź Dante, pokaż mu, że się myli.
Gdyby to był ktoś inny, to może Sirio ruszyłaby mu na pomoc. Jednak o Ezia nie musiała się obawiać. Natomiast na żołnierzy, którzy tłumnie zaczęli się zbierać z drugiej strony placu, już tak.
Ciemnowłosa odwróciła się z zamiarem uszczuplenia, choćby odrobinę grupy, gdyż nawet Ezio miałby problem z pokonaniem tak wielu ludzi po poprzednim wysiłku.
Udając, że opuszcza plac, wpadła na jednego z nich. Kiedy ten ją odepchnął uderzyła w drugiego.
- Uważaj jak łazisz, coglione[durniu]. - Warknęła i chciała ruszyć dalej. Jednak ten na którego wpadła złapał ją za kołnierz i zaczął ciągnąć w ustronną uliczkę. Za nimi poszło kilku jego kolegów.
Kiedy już zniknęli z pola widzenia, mężczyzna cisnął nią na ścianę. Udało jej się zamortyzować uderzenie rękami. Sięgnęła również po sztylet, który miała zatknięty za paskiem.
- Zważaj na słowa, ponieważ może się zrobić nieciekawie. - Powiedział mężczyzna podchodząc do niej i przystawiając nóż do gardła.
- Dlaczegóż to Signore? - Zapytała odsuwając nóż. Mężczyzna się zdziwił. - Najpierw trzeba umieć tego używać. Poczekaj, pokażę ci.
Zanim zdążył odpowiedzieć, wyrwała nóż zza paska i rozharatała mu gardło. Zalał jej ubrania krwią, a później upadł na kolana. Skonał zanim opadł na ziemię. - Dobrze, a teraz proszę następnych.
Parowała, odbijała, dźgała i cięła. Wirowała w tym tańcu ostrzy, zabijając jednego za drugim. Żołnierze byli lekkozbrojni, więc nie sprawiało większych problemów trafienie ich. Sirio nie posiadając zbroi była wystawiona na wszelkie ataki, jednak miała pełną swobodę ruchów, którą ograniczałaby zbroja.
Kiedy żołnierze usłyszeli krzyki i szczęk metalu, paru kolejnych ruszyło w zaułek. Gdy zobaczyli ciała leżące na ziemi, kilku z nich ulękło się. W tym momencie padł ostatni.
Kobieta odwróciła się i zaczesała do tyłu włosy, które wyszły z warkocza w trakcie chaotycznej walki. Odrobina krwi, którą miała na rękach została na jej włosach utrzymując je z tyłu.
- Panowie chcą dołączyć? - Ci którzy wcześniej się wystraszyli wzięli nogi za pas i uciekli z krzykiem. Reszta obnażyła swoje miecze. - Runda 2.
🔪
Po parunastu minutach było już po wszystkim. Strój ciemnowłosej był aż lepki od krwi. Kleiły się jej ręce, a włosy nie były w lepszym stanie. Nie wiedziała tylko gdzie się kończy jej krew, a zaczyna ta należąca do mężczyzn leżących teraz martwych u jej stóp.
Nie miała już siły więcej z siebie dać. Wywalczyła Eziowi przewagę, która musiała dać mu maskę. Nie czekała na wynik rozgrywki – wiedziała, że ciemnowłosy sobie poradzi.
Musiała się umyć i ewentualnie przebrać, a w najgorszym wypadku spłukać krew z ubrań. Postanowiła się udać do La Rosa della Virtu, z powodu bliskości zamtuzu. Nie chciała paradować w tych ubraniach po ulicach miasta. Byłaby zbyt podejrzana, a nie potrzebowała w tym momencie rozgłosu.
Udało jej się dotrzeć do budynku bez wzbudzania większej sensacji. Później weszła do środka tylnym wejściem. Kiedy kurtyzany zobaczyły ją zaczęły piszczeć. Od razu przyleciała Teodora i Antonio, który nie zdążył z wrażenia dopiąć rozporka.
- Uważaj, bo ci widać. - Powiedziała Sirio ze śmiechem.
- Wyglądasz jakbyś wróciła z wojny. - Powiedział Antonio, doprowadzając się do porządku. - Nie dziwię się, że dziewczyny się przestraszyły.
- Tak też się czuję. - Powiedziała, opadając na jedno z krzeseł, na co Teodora się skrzywiła. - Jeśli Ezio nie wygra tej maladetto maschera [przeklętej maski]...Mogę skorzystać z balii? - Zwróciła się do Teodory. - Nie chcę wzbudzać rozgłosu swoim wyglądem.
Kobieta kiwnęła głową w zrozumieniu. Powiedziała coś do jednej z dziewczyn, a ta udała się gdzieś i wróciła po chwili. Zaprowadziła ciemnowłosą do przestronnego pomieszczenia, gdzie stała balia pełna wody.
- Siostra powiedziała, że możesz się tu odświeżyć. - Wskazała na skrzynię leżącą przy ścianie. - Tam znajdziesz ubrania na zmianę.
- Dziękuję.
Zmyła szybko z siebie krew oraz umyła włosy. Rany na rękach, jedno cięcie na prawym policzku oraz głębsza rana przy żebrach po lewej stronie piekły kiedy je przemywała, ale miała pewność że nie zostaną zakażone. Kiedy wyszła znalazła czysty materiał, którym opatrzyła głęboką ranę, a później sięgnęła do skrzyni.
Jak mogła się spodziewać nie znalazła tam nic użytecznego. Były tam tylko ubrania kurtyzan, a ona nie planowała tego na siebie wkładać, chyba że w ostateczności. Jednak taki moment jeszcze nie nadszedł. Podeszła do ubrań, które miała na sobie wcześniej i wrzuciła je do balli. Zmyła krew, wycisnęła je porządnie i założyła na siebie. Może nie było to najprzyjemniejsze, jednak nie planowała wszystkim pokazywać swojego ciała, które było mocno naznaczone bliznami.
Kiedy pojawiła się w głównym pomieszczeniu Ezio już był wewnątrz. Wszyscy byli napięci jak struny.
- Wyglądasz jakbyś pływała w ściekach. - Powiedział Ezio, widząc jak jeszcze kropelki z niej skapują.
- Ciebie również miło widzieć, Auditore. - Powiedziała i podeszła do niego. - Co z maską?
- Zabrał ją Dante Moro.
- Przepraszam, Ezio. Nie przyszło nam do głowy, że Silvio będzie tak oszukiwał. - Powiedziała smutna Teodora.
- A powinno. - Dodał zły Antonio.
- Myślałam, że nic więcej nie wymyślą. Powinnam była tam zostać. - Westchnęła zła, Sirio. - A więc co teraz?
- Może jakbyś tam była to, maska leżałaby teraz w naszych rękach. - Powiedział Ezio pod nosem, jednak kobieta go usłyszała.
- Co tam gadasz? - Założyła ręce na piersi czekając aż mężczyzna powtórzy swoje słowa, jednak nie odważył się na to. - Gdyby mnie tam nie było nawet nie miałbyś szans. - Powiedziała z kpiną.
- Jakoś sobie poradziłem.
- Ooo, nie wątpię. Jakby ci się kolejnych piętnastu zwaliło na głowę, mielibyśmy śliczną jatkę. - Powiedziała ciemnowłosa coraz bardziej zła. - Następnym razem radź sobie sam! Ja do tego ręki nie przyłożę!
- Skończcie! Mamy ważniejsze sprawy. Musimy odzyskać maskę. - Powiedziała siostra. Ezio i Sirio gromili się wzrokiem. - Widzę, że nic nie wskóramy. Roześlę dziewczyny i poszukamy go.
- Nie łatwiej go zabić? I tak Silvio go już zniszczył. On nie ma po co żyć. - Powiedziała ciemnowłosa, przenosząc wzrok na siostrę. - Jedna osoba wte czy wewte nie robi mi różnicy.
- Nie! Jeśli go zabijesz to odwołają przyjęcie, a Marco schowa się w Palazzo. Zmarnowalibyśmy tylko czas. Trzeba go znaleźć i ukraść maskę. - Powiedział Antonio.
- Przyjęcie zacznie się jutro. Ochłońcie i spotkajmy się tutaj wieczorem.
- W takim razie, ci vediamo domani [do zobaczenia jutro]. - Nie czekając na swojego towarzysza kobieta opuściła przybytek i udała się do kryjówki.
Postanowiła zmienić przemoczone ubrania i opatrunek na boku. Miała na sobie spodnie i była w trakcie owijania rany, kiedy drzwi do pomieszczenia stanęły otworem, a Ezio wszedł do środka. Kiedy zobaczył kobietę, mruknął coś pod nosem i udał się w kierunku swojego posłania. Ona również go ignorowała. Skończyła owijać ranę i założyła na siebie czystą koszulę.
- Planujesz się teraz dąsać? - Mężczyzna zapytał ze swojego łoża.
- Nie. To ty tu się dąsasz. - Powiedziała, siadając na swoim posłaniu i oparła się o ścianę. Po chwili na jej twarzy pojawił się grymas, gdyż ucisk na ranie powodował dyskomfort. - Poza tym nie mam ochoty przywalić cię w tą twoją brutta faccia [brzydką gębę], więc stai zitta [zamknij się].
Przymknęła oczy chcąc trochę uspokoić myśli. Kiedy jednak usłyszała kroki, otworzyła je. Akurat w tym momencie Ezio rzucił się na nią i przewrócił na łoże, a później nad nią zawisł.
- Złaź ze mnie. Nie mam ochoty na twoje gierki. - Powiedziała próbując go odepchnąć, ale on nie ruszył się nawet o milimetr. Rana na boku mocno osłabiła kobietę. - Mówię złaź!
- Żadne gierki. Sono voglia per te. [Mam ochotę na ciebie]
- Powiedziałam złaź! - Zamachnęła się uderzyła go pięścią w twarz. Usunął się bardziej ze zdziwienia niż z bólu. To jej wystarczyło.
Zerwała się z łóżka i próbowała uciec do drzwi. Jednak mężczyzna był szybszy i złapał ją w talii. Mimo iż nie chwycił za ranę ta zaczęła piekielnie boleć przez co kobieta krzyknęła. Na początku próbowała się wyrwać, ale kiedy to nic nie dawało chwyciła za ręce Ezia i próbowała je odsunąć od bolącego miejsca.
- Przestań! Puść mnie!
- Nie ma mowy. Znowu uciekniesz. - Powiedział i chwycił ją mocniej, przez co jęknęła z bólu, a z jej oczu popłynęły łzy.
- Nie ucieknę. Tylko proszę, puść. - Głos zaczął jej się łamać.
Auditore w końcu zrozumiał, że coś jest nie w porządku. Tym bardziej, że kiedy puścił kobietę na jego ręce został ślad z krwi.
- Che e successo [co się stało]? - Jego głos był już łagodny. Tym razem chwycił kobietę za rękę.
- To nic. Po prostu czuję się... - W tym momencie zaczęła lecieć do tyłu. - ...nie najlepiej.
Nim zdążyła choćby zaoponować Ezio siadł na łóżku i oparł Sirio na swojej piersi. Nie miała siły nawet oponować. Przez ostatnie dni słabo sypiała, często szukając po nocach drogi do Marco, do tego nowa rana, która obficie krwawiła podczas walki, doprowadziła ją do ciężkiego stanu.
- Masz gorączkę. - Powiedział dotykając jej czoła. Oprócz tego miała ciężki oddech, a jej ubranie zaczęło się barwić na czerwono. - Powinniśmy zmienić opatrunek.
- Nagle się martwisz? - Zdobyła się na słaby uśmiech. - Przed chwilą chciałeś mnie wziąć wbrew mojej woli. - Skrzywiła się, kiedy przez ciało przetoczyła się fala bólu.
- Nie wiedziałem, że jesteś ranna. - Kobieta ponownie się zaśmiała. - Co jest tak zabawne?
- Uratowałam twoją culo, a ty mnie wyśmiałeś. Później skrzywdziłeś. A teraz mówisz, że nie wiedziałeś. Fai pena [jesteś żałosny].
Zamilkła nie mając już siły. Gorączka wzięła nad nią górę. Miała dreszcze i było jej zimno, dlatego ciepło drugiego człowieka było bardzo przyjemne. Niewiele myśląc wtuliła się w Ezia i zamknęła oczy. Po chwilę jej oddech trochę się uspokoił, kiedy usnęła.
- Co ja mam teraz z tobą zrobić, mia ragazza arrabbiata [moja złośnico]. - Powiedział, otulając ją kocem i samemu próbując się przespać. Nie było mu najwygodniej przy ścianie, jednak nie chciał budzić kobiety. Wycierpiała wystarczająco. Następnego dnia postanowił że zmieni jej opatrunek, jak Sirio trochę odpocznie.
🔪
Następnego dnia, kiedy pierwsze promienie słońca trafiły na twarz kobiety, powoli otworzyła oczy. Zobaczyła przed sobą Ezia, który właśnie się ubierał i usiadła na łóżku.
Kiedy mężczyzna usłyszał ruch, odwrócił się w jej kierunku, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Powinnaś jeszcze się zdrzemnąć. Ta rana mocno cię osłabiła. Zmieniłem już bandaże.
- Planowałeś znowu wyjść, bez mojej wiedzy. - Powiedziała, chcąc wstać z łóżka, nie zważając na to co mówi Auditore.
Ezio jednak był szybszy i zanim zdążyła wyciągnąć nogi spod koca, on już trzymał ją za ramiona i siedział na łóżku.
- Idę przygotować jakiś plan z nimi. Jak wstaniesz dołączysz do nas. Mamy dużo czasu do wieczora.
- Przysięgnij. - Powiedziała, pozwalając mu położyć się i przykryć kocem.
- Co? - W połowie przerwał czynność i spojrzał zdziwiony na Sirio.
- Przysięgnij, że tym razem mnie nie zostawisz. - Mężczyzna westchnął.
- Dobrze. - Wziął jej rękę i złożył na niej pocałunek. - Przysięgam.
Sirio zrobiła się cała czerwona. Szybko zakryła się kocem po samą głowę i odwróciła się plecami do Ezia.
- Idź już. Nie każ im czekać.
Usłyszała śmiech ciemnowłosego, a później jak zamykają się drzwi. Odetchnęła głęboko i postanowiła skorzystać z propozycji Ezia.
🔪
Było już ciemno, kiedy opuściła kryjówkę. Ruszyła do krawca, aby odebrać suknię. Była sceptycznie nastawiona, ale kiedy założyła ją na siebie zmieniła zdanie. Suknia była po prostu śliczna. Dopasowana do jej ciała, spódnica nie była nazbyt rozłożysta, a kolor materiału podkreślał błękitne oczy kobiety. Nie cierpiała nosić sukien, jednak ta jedna naprawdę przypadła jej do gustu.
Planowała się spotkać z Eziem, na Ponte di Rialto. Tam też się udała.
Kiedy dotarła na miejsce zobaczyła jak Leonardo rozmawia z Auditorim. Ruszyła w ich stronę, jednak kiedy była już dostatecznie blisko usłyszała coś, czego nie chciała słyszeć.
- Mam wieści. Słyszałem że Cristona Vespucci jest w Wenecji na Carnevale. Czy przypadkiem nie byliście ze sobą blisko?
- Dawno...
- Może lepiej było ci tego nie mówić. Jest z mężem i może nie być szczęśliwa gdy cię zobaczy.
- Nie, to wspaniale. Jest Carnevale. Z tą maską, nie będzie wiedzieć, że to ja. Znam świetny sposób, żeby zwrócić na siebie jej uwagę...Grazie, amico.
Odwrócił się i ruszył w kierunku placu na którym skupił się Carnevale, tam gdzie prowadzono konkurencje.
Ciemnowłosa poczuła jakby dostała obuchem w głowie. Całe jej ciało pochłonął obezwładniający smutek.
- Obiecał. - Łzy zebrały się w kącikach oczu, ale szybko je starła.
Leonardo wyglądał jakby chciał ruszyć za Eziem, jednak kobieta chwyciła go za ramię i zatrzymała.
- Zostaw go. Nie będzie mógł mieć do nikogo pretensji jak się sparzy. - Leonardo spojrzał na nią z wielkimi oczami.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z amica mia [moją przyjaciółką]!? - Uśmiechnęła się na jego słowa. - Wyglądasz prześlicznie.
- Grazie Leonardo. - Chwyciła go pod ramię i zaczęła ciągnąć. - Chcesz się przejść gdzieś?
- Nie powinnaś być gdzie indziej? - Zapytał, posłusznie idąc. Później sam przejął inicjatywę i zaczął prowadzić ciemnowłosą.
- Miałam. Jednak plany się właśnie zmieniły. - Westchnęła i przykleiła na usta sztuczny uśmiech.
- Nie zmuszaj się. - Powiedział, kładąc dłoń na ręce, która oplatała jego ramię. W tym momencie uśmiech zniknął, a na twarz kobiety wypłynęły jej prawdziwe emocje. - Chodź. Mam chyba coś, co poprawi twój humor.
Zaczął ją ciągnąć w kierunku swojego warsztatu.
- Poczekaj tu chwilę. - I zniknął. Kobieta korzystając z tego przebrała się w swoje zwyczajne ubrania. Straciła kompletnie chęci na noszenie sukni. Kiedy Leonardo wrócił i zobaczył w co jest ubrana, nie skomentował tego. Sirio była mu bardzo wdzięczna. - Proszę.
Podał jej karwasz ze skóry, do którego przymocowane było ostrze. Założyła szybko na lewą rękę i wypróbowała. Ostrze wysunęło się z górnej części, przechodząc nad wierzchem dłoni kobiety.
- Wiedziałam komu powierzyć ostrze. - Powiedziała z uśmiechem, chowając ostrze.
- To nie wszystko. - Podał jej jeszcze jeden karwasz. Tym razem wokół opleciony był gruby łańcuch. - Za dukaty, które mi zostawiłaś zrobiłem to. - Kobieta patrzyła zdziwiona. - No spróbuj.
Założyła je na rękę. Kiedy chciała go użyć z wnętrza wysunął się nóż, który później wypadł. Złapała go nim wylądował na ziemi, a później zobaczyła że jest on połączony z łańcuchem. Był zdecydowanie cięższy od ukrytego ostrza.
- Chodź. - Zabrał ją do ogrodu. - Teraz spróbuj.
Trochę niepewnie kobieta zakręciła łańcuchem. Ostrze okazało się bardzo dobrze wyważone, gdyż nie stawiało większych oporów. Już po chwili kobieta kręciła bronią, jakby miała ją od lat.
- Skąd pomysł na to? - Zapytała nie przerywając. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech . Leonardo naprawdę poprawił jej humor, tak że zdążyła zapomnieć o nieprzyjemnej chwili.
- Widziałem że nigdy nie nosisz przy sobie miecza. Zawsze była to krótsza broń. Znasz się również na łucznictwie, ale łuk jest zbyt widoczny w mieście. Stwierdziłem, że przyda ci się coś dalekosiężnego, co nie wyróżnia się zbytnio.
- Jest wspaniałe. - Powiedziała, łapiąc za ostrze.
- Możesz go używać jako dystansowej broni, ale zawsze możesz też chwycić za sam nóż. No, a łańcuch może ci się też do czegoś przydać.
- Co chcesz w zamian? - Schowała broń do kieszonki z której wypadł. - To jest zbyt duży prezent, żebym mogła go przyjąć.
- Zapłaciłaś za niego. Nic nie chcę.
- Leonardo.
- Uśmiechaj się. Wyglądasz wtedy lepiej. - Kobieta na te słowa wybuchnęła śmiechem.
- Lo faro [Tak zrobię]. Grazie, Leonardo.
- Co teraz planujesz zrobić?
Musiała się chwilę zastanowić. Jednak odpowiedzi była pewna.
- Obiecałam, że go nie zostawię i tak też zrobię. Mimo, że on złamał swoją przysięgę. - Spojrzała na Leonarda z determinacją.
- Co zrobisz z sukienką? - Zapytał, kiedy weszli do jego warsztatu.
- Możesz z nią zrobić co chcesz. Nie zależy mi już.
- Zależy. - Zatrzymała się, kiedy usłyszała pewność w jego głosie. - Podoba ci się, więc zachowaj ją mimo iż jesteś zła na Ezia. Poza tym... - Wziął ją do ręki i wysunął w kierunku Sirio. - ...w sukni będziesz się mniej rzucać w oczy, a twoja broń zostanie ukryta przez rękawy.
- Va bene.
Wzięła suknię i przebrała się w drugim pokoju. Postanowiła również upiąć delikatnie włosy i wypuścić luźno grzywkę.
- Jeszcze to. - Leonardo zawiązał jej maskę. - Alla grande [Wyśmienicie]. A teraz idź. Nie spóźnij się.
- Molto grazie za wszystko Leonaro.
Opuściła warsztat i ruszyła w kierunku Dorsoduro, gdzie odbywało się przyjęcie Marca Barbarigo.
🔪
Oczywiście bez maski ani zaproszenia, nie mogła wejść do środka. Zostało jej czekanie przed wejściem i w razie czego pomoc Auditoremu.
Nagle zaczęły wybuchać na niebie fajerwerki. Ciemnowłosa wiedziała, że to była chwila, w której Ezio dokona zamachu.
Czekała więc. Jednak ktoś ją zaczepił.
- Przepraszamy Signora, ale nie powinno Pani tu być. - Strażnicy podeszli do niej, kiedy stała kilka budynków dalej, obserwując kątem oka uliczkę, z której powinien wyjść Ezio.
- Perdonami, Signori [Przepraszam Panowie]. Czekam tutaj na kogoś. - Powiedziała, próbując się uśmiechnąć.
- Może więc dotrzymamy ci towarzystwa, Signora. - Za ich uśmiechami kryło się drugie, głębsze dno.
- Grazie. Jednak nie chcę zabierać Panom cennego czasu.
- Nessun problema, mamy akurat przerwę. Może więc usuniemy się w mniej widoczne miejsce? - Zapytał drugi.
Tylko głupi by za wami poszedł, pomyślała ciemnowłosa.
- Scusami, ale obiecałam, że będę tutaj czekać.
- Signora...
Nagle podszedł do nich mężczyzna w ciemnym płaszczu, z szaro-czarną maską.
- Scusate, mia tesora [Przepraszam, ukochana]. - Podszedł do Sirio i chwycił ją za rękę, a następnie złożył pocałunek na jej dłoni. - Zatrzymały mnie ważne sprawy. Ale obiecuję ci, że nie odstąpię cię na krok dzisiejszej nocy. - Powiedział obejmując ją w talii i prowadząc w kierunku głównego placu.
- Jeśli myślisz, że przeprosiny wystarczą, to jesteś w wielkim błędzie, mio caro [ukochany]. - Ostatnie słowa kobieta powiedziała z przekąsem.
- Podaruję ci cokolwiek sobie życzysz, tylko ti prego, perdonami [proszę, wybacz mi].
W tym momencie strażnicy zniknęli, a ciemnowłosa odetchnęła z ulgą. Gdyby się nie pojawił, mogłyby nadejść problemy.
- Nie wybaczę. - Powiedziała, wyrywając się z jego objęć. Ezio wyglądał na szczerze zdziwionego.
- Gdybym się nie pojawił to wiesz co stało by się z tobą?
- Uświadom mnie. - Stanęła w miejscu. Była zła. I to bardzo. Liczyła na jakieś wytłumaczenie, może przeprosiny, a zamiast tego Ezio wytykał jej że jest kobietą. Ponownie. - Wbrew twojej opinii poradziłabym sobie z nimi.
- W to nie wątpię.
- Sugerujesz coś?
- Jesteś w sukni. Twoja swoboda ruchów jest ograniczona.
- Cieszę się, że chociaż to zauważyłeś. - Powiedziała chłodno. - Marco nie żyje? - Kiwnął głową. - To wracajmy do domu. Mam już tego wszystkiego dość.
Ostatniego zdania Ezio miał nie usłyszeć. Jednak tak się nie stało.
- O co ci chodzi?!
Nie wytrzymała. Wszystkie wezbrane emocje uderzyły w nią, a z oczu zaczęły płynąć łzy.
- Może o to, że traktujesz mnie jak jakiś przedmiot!? O to, że trzymasz mnie u swojego boku kiedy jestem użyteczna, a kiedy już nie zostawiasz mnie. Może o to, że mówisz że jestem potrzebna, a później udowadniasz mi, że jednak nie!? Może o to, że obiecałeś że pójdziemy razem, jednak ZNOWU MNIE ZOSTAWIŁEŚ! - Dyszała z wściekłości, a po jej policzkach wciąż spływały łzy. - Rozumiem. Jestem tylko najemnikiem. Scusami, że zapomniałam.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła byle dalej od Auditorego. Nie miała ochoty z nim rozmawiać ani na niego patrzeć. W tym momencie miała dosyć wszystkiego.
Nim jednak zdołała odejść dostatecznie daleko, Ezio chwycił ją za rękę i wciągnął do zaułka. Zaczęła się szarpać i wyrywać, ale nie odzyskała pełni sił po starciu poprzedniego dnia.
- Puść mnie, bo zacznę... - Nie pozwolił jej dokończyć.
Uciszył ją przyciskając swoje usta do jej. Sirio była najpierw w szoku, jednak kiedy oprzytomniała, podjęła kolejną próbę uwolnienia się, próbując odepchnąć Ezia.
Nie pozwolił jej na to. Jedną ręką łapiąc za jej rękę i przyciskając ją do ściany, a drugą wplatając w jej włosy, pogłębił pocałunek.
Chciała się wyrwać. Tak bardzo chciała uciec, żeby nie pozwolić się wciągnąć mężczyźnie głębiej, do tego stopnia, że nie będzie już dla niej ucieczki. Jednak na to było już zbyt późno.
Jej ciało zadziałało instynktownie. Trzymaną przez Ezia rękę splotła z jego, a drugą oparła na jego policzku, na którym pojawił się mały zarost.
Zatraciła się w tym. Było to wspaniałe uczucie. Było to, to czego pragnęła od bardzo dawna. Nie wiedziała czy spędzili tak minuty czy godziny, jednak wiedziała że nie chciała aby się skończyło.
Odsunął się od niej, kiedy zabrakło im powietrza. Oboje ciężko dyszeli. Sirio rozumiejąc co zrobiła, zabrała rękę i przyciągnęła ją do swojej piersi. Nie mogła spojrzeć Eziu w oczy. Nie po tym.
- Nie chciałem cię w to mieszać. Wolałem twoją złość, niż gdyby coś ci się stało. Jesteś osłabiona raną. Do tego jest tylko jedna maska. Nie spodziewałem się jednak, że tak bardzo cię to zaboli. - Powiedział łagodnie, kładąc dłoń na jej policzku, gładząc ją tam gdzie widniała świeża blizna. - Jeszcze raz przepraszam. Następnym razem ci wszystko powiem.
- Nie powiem żebyś mi obiecał, bo już wiem że nie dotrzymasz jej. - Powiedziała, wtulając się mimo woli w jego dłoń. - Już ci wybaczyłam. Nie myśl o tym więcej.
- A więc mogę cię o coś prosić? - Spojrzała na niego. Na jego twarzy widniał zawadiacki uśmiech.
- Mam złe przeczucie. - Powiedziała, kiedy zaczął ją za sobą ciągnąć.
- Zaufaj mi.
- Spróbuję.
Dotarli na główny plac. Wieść o śmierci doży jeszcze się nie rozniosła, gdyż wszyscy bawili się w najlepsze.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś? - Zapytała kiedy puścił jej rękę.
Odwrócił się do niej, pokłonił i wyciągnął do niej rękę.
- Czy mogę prosić do tańca, Signora? - Na początku nie zrozumiała o co mu chodzi. Później na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i zaczęła się śmiać.
- Z wielką przyjemnością. - Ułożyła swoją dłoń na jego. Zaczął ją prowadzić w tłum ludzi. - Musisz jednak wiedzieć, Signore, że nie znam się na tańcu.
Teraz to on był zdziwiony.
- W ogóle? - Zapytał, kiedy stanęli w pozycji wyjściowej.
- W ogóle. Nie było mi to nigdy potrzebne. Dawno temu, matka trochę ze mną tańczyła, ale to było bardzo dawno. Dlatego przepraszam cię za twoje palce.
- Poradzimy sobie. - Powiedział, przyciągając ją do siebie. - Poprowadzę cię. Podążaj tylko za mną.
Wirowali, kręcili się, obracali. Muzyka płynęła przez nich, niosąc wraz ze sobą. Na początku Sirio miała problem z dotrzymaniem tempa Eziu, jednak po paru minutach podążała za nim doskonale.
Czuła się świetnie, a uśmiech nie schodził z jej ust. Jeśli tak właśnie wyglądało niebo, to właśnie wtedy w nim była.
Podczas jednego z tańców Ezio przysunął się do niej i szepnął jej na ucho.
- Wyglądasz ślicznie w tej sukni.
Nic więcej jej do szczęścia nie było potrzeba.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak więc wreszcie kolejny rozdział. Trochę dłuższy, jako rekompensata długiego czasu czekania.
Kiedy następny? Nie wiem. Jak znajdę chwilę czasu.
Mam nadzieję, że miło się czytało.
Ciao
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top