Leonardo da Vinci

 Dnia następnego natknęli się na rozklekotany wóz. Widać było, że mężczyzna męczy się z kołem. Ciemnowłosa chciała pogonić konia i ruszać dalej, jednak Ezio zsiadł z wierzchowca i ruszył do mężczyzny.

- Leonardo! - Sirio zdziwiła się. Tym bardziej, że rzekomy mężczyzna zareagował. Wiedziała już wtedy, że stracą kolejne parę godzin cennego czasu.

- Ezio!? Co za szczęście...Widzisz, mam mały problem. - Mężczyzna zaczął się śmiać zażenowany. Ezio zaśmiał się i podszedł bliżej powozu.

- Zobaczmy czy mogę coś na to zaradzić.

- Wiem jak to naprawić, jednak brakuje mi środków do tego. Czy mógłbyś podnieść wóz?

Ezio bez słowa sprzeciwu podniósł go, a Leonardo zajął się naprawianiem koła. Po chwili wszystko było jak nowe i gotowe do drogi. Mężczyźni wdali się w pogawędkę na temat jakiegoś latającego ustrojstwa.

Ciemnowłosa czekała aż w końcu się ruszą, ale nie zapowiadało się, że nastąpi to szybko, więc zsiadła z konia i czekała.

Po czasie miała już dość.

- Możecie poplotkować w drodze. Pamiętasz Ezio, spieszy nam się. - Powiedziała zirytowana. Dopiero wtedy starszy mężczyzna zwrócił na nią uwagę.

- Och. Mi dispiace. Pozwól że się przedstawię. Jestem Leonardo.

- Sirio. - Odpowiedziała zdawkowo i uścisnęła jego dłoń. Następnie wróciła do wierzchowca i dosiadła go. - A teraz czy moglibyśmy jechać?

Ezio siadł razem z przyjacielem na koźle i ruszyli. Ciemnowłosa westchnęła tylko zrezygnowana i podążyła z powozem.

🔪

Mężczyźni sobie gawędzili w najlepsze. Ciemnowłosa jednym uchem słuchała ich, a drugim nasłuchiwała otoczenia.

- Czekajcie. - Powiedziała do nich, ale oni dalej prowadzili rozmowę. - Cisza.

Odwróciła się w siodle i zaczęła obserwować otoczenie. Kątem oka zobaczyła ruch między skałami, kawałek za nimi. Nie odrywając wzroku od tamtego miejsca, odpięła łuk od siodła i nałożyła strzałę na cięciwę. Czekała aż ponownie się ruszy. I kiedy to nastąpiło była już pewna. Naciągnęła łuk i posłała strzałę w napastnika. Padł na ziemię z głuchym jękiem.

Kiedy strażnicy zrozumieli, że ich obecność została odkryta, skończyli się ukrywać. Wylali się całą chmarą.

- Ezio! Mamy towarzystwo! - Krzyknęła ciemnowłosa przyspieszając konia.

- Leonarda, kryj się! - Mężczyzna posłusznie wszedł do środka powozu. W tym czasie ciemnowłosa zawiesiła kołczan na plecach i przeskoczyła na powóz, żeby usiąść obok asasyna.

- Co robimy? - Zapytała, monitorując sytuację z tyłu.

- Najpierw spróbujemy uciec. - Powiedział, poganiając konie.

- Wiesz, że oni są szybsi?

- Więc przydaj się na coś i wyeliminuj ich zanim wejdą na wóz. - Warknął, skupiając się na omijaniu kamieni i braniu zakrętów tak aby powóz się nie przewrócił.

- Bene. - Podniosła się i wystrzeliła w głowę mężczyzny, który zaczął się wspinać.

Celowała już w kolejnego, kiedy Ezio zrobił ostry skręt, przez co Sirio zachwiała się, a strzała przeleciała obok celu.

- Prowadź ostrożniej! Nie mam dużo strzał.

- Chcesz się zamienić?

- Jesteś pewien, że poradzisz sobie z łukiem? - Zapytała, zabijając kolejnego z atakujących. Ezio zamilkł jak zaklęty. - Następnym razem ostrzeż.

Pędzili tak dość spory kawał drogi. Strażnicy chcieli odciąć im nawet drogę podpalając most. Na szczęście Ezio zaryzykował i przejechali w ostatniej chwili. Strażnicy będący dosłownie za nimi spadli w odmęty rzeki.

Kiedy zaczęli się zbliżać do miasta, zaczęli pojawiać się strażnicy z płonącymi strzałami.

- Jeszcze tego brakowało. - Sięgnęła po kolejną ze strzał. Jednak jej ręka nie dotknęła niczego. Spojrzała przez ramię i zaklęła. - Zostaje tylko ucieczka. - Powiedziała siadając obok mężczyzny. - W najgorszym przypadku będę musiała z nimi walczyć na dachu.

Niedługo potem wpadli do miasta. Pościg wciąż nie ustępował. Na szczęście ciemnowłosa przerzedziła ich dość solidnie, dlatego też trzymali chwilowo odstęp.

- Trzymaj. - Ezio wyciągnął w jej kierunku lejce. - Zabierz go w bezpieczne miejsce.

- Chyba nie sądzisz, że cię tu zostawię. - Powiedziała, odpychając jego rękę.

- Zrobisz to. Wiesz, że oni chcą mnie. Jeśli odkryją, że żyjesz to nici z twojej zemsty. - Wepchnął jej lejce w ręce i wyskoczył z powozu. - Broń go!

Spojrzała jeszcze raz na mężczyznę. Zacisnęła szczęki i pogoniła konie.

- Jak zdechniesz, to cię zabiję. - Warknęła pod nosem i ruszyła dalej się nie oglądając.

🔪

Pościg ustąpił praktycznie natychmiast. Sirio wiedziała, że to co mówił było prawdą. Nie mogła pozwolić, żeby odkryto jej obecność. Przeklęła pod nosem kolejny już raz. Zjechała z głównego szlaku i zatrzymała się niedaleko rzeki. Rozpięła konie i pozwoliła im się napić. Wtedy to Leonardo wyszedł z wnętrza wozu.

Ciemnowłosa nie zwracała na niego zbytniej uwagi. Uśmierzyła pragnienie i usiadła oparta o drzewo.

- Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie. - Powiedział Leonardo, siadając obok niej.

- Nie masz się o co martwić. Zna się na tym co robi. A nawet jeśli, zawsze prościej jest zniknąć samemu niż mając kogoś ze sobą...Bez urazy.

- Nie czuję się urażony.

- Zdrzemnij się trochę. Damy odpocząć koniom po tym morderczym biegu. Później ruszymy dalej.

- Nie lepiej abyś ty się przespał?

- Dam radę. Zdrzemnij się, Maestro. Obudzę cię jak będziemy się zbierać.

🔪

Starała się zatrzymywać jak najmniej. Spała tylko tyle ile musiała, resztę drogi jechali. Czasem robili sobie przerwy, żeby rozprostować kończyny.

Leonardo próbował się zbliżyć do ciemnowłosej, inicjował rozmowy, opowiadał o swoich malowidłach i wynalazkach. Jednak Sirio nie była zbytnio tym zainteresowana. Starała się mieć jak najmniej kontaktu z mężczyzną.

Podczas pewnego postoju kobieta została pilnować konie, a Leonardo błądził po lesie aby rozprostować nogi.

Sirio nie mogła sobie znaleźć zajęcia więc wyciągnęła swój zepsuty nóż i zaczęła go rozkręcać z nadzieją na odnalezienie źródła zepsucia. Kiedy już dostała się do środka okazało się, że ostrze jest nieuszkodzone. Jednak mechanizm musiał w którymś miejscu zawieść. Nie wiedziała jednak gdzie. Po prostu najzwyczajniej w świecie się na tym nie znała.

- Co to takiego? - Kiedy usłyszała głos przy uchu, przycisnęła sprzęt do piersi, żeby ukryć go przed oczami osobnika.

- Nie ważne. I nie zakradaj się tak. - Powiedziała, wstając.

- To broń, prawda? - Zatrzymała się wpół kroku i odwróciła do niego z wielkimi oczyma.

- Jak?

- Przypomina odrobinę to co ma Ezio. Jeśli chcesz mogę zerknąć na nią? - Spojrzała na niego podejrzliwie. - Umiem utrzymać tajemnicę. I wiem co robi Ezio.

Wzięła głęboki wdech i podała mu części. Zaczął się temu przeglądać. Po chwili uniósł na nią wzrok, a jego oczy świeciły się z ciekawości.

- Si. Wygląda to bardzo podobnie do tego co naprawiłem dla niego.

- Byłbyś w stanie to naprawić? - Zapytała z nutką nadziei w głosie.

- Gdybym miał odpowiednie narzędzia. Wydaje się stare. - Powiedział oglądając broń, kiedy ją złożył.

- Jest. Pamiątka po matce. Ma dużą wartość sentymentalną. - Powiedziała, siadając naprzeciw niego.

Pooglądał broń jeszcze przez chwilę, a później oddał ją Sirio. Wzięła ją i ukryła w sakwie. Później wstała i dopięła konie do powozu.

- Chodźmy, bo jeszcze Ezio nas przegoni.

🔪

Wieczorem dnia następnego dojechali do Forli. Mieli więc spory zapas czasu, nim Ezio do nich dotrze, więc wynajęli pokoje w karczmie, niedaleko portu. Sirio musiała się także udać do kowala, żeby zaopatrzyć się w nowe strzały. Leonardo chętnie jej towarzyszył. Siedzenie samemu nikomu nie służy.

- Jeśli czegoś potrzebujesz, żeby ją naprawić, to mów. - Powiedziała, kiedy dotarli do kowala.

- Musi być dla ciebie bardzo ważna. - Leonardo zaczął się przyglądać różnym rzeczom.

- Bardzo. To jedna z niewielu rzeczy, które mi po niej zostały. Nie chcę tego stracić. A skoro można ją naprawić to wolę móc z niej korzystać. Poza tym jest dość poręczna i mało widoczna w przeciwieństwie do innych.

Znalazła to czego potrzebowała. Może i wyłożyła na strzały kilkaset florenów, ale wiedziała że mogą one uratować jej życie w kryzysowej sytuacji.

Wrócili do karczmy. Sirio postanowiła wziąć kąpiel i położyć się wcześniej spać. W końcu po paru dniach męczącej jazdy mogła sobie pozwolić na zrelaksowanie się i odpoczynek.

Skończyła kąpiel i kiedy sięgała po czyste ubrania zobaczyła kątem oka ruch. Chwyciła nóż, który leżał i zamierzyła się na przeciwnika. Mimo, że wiedziała, że nie ma większych szans gdyby w tym monecie ją zaatakowano. Lewa ręka, która przytrzymywała materiał którym się osłaniała, przeszkadzałaby jej w walce.

Napastnik ruszył się szybciej niż mogła zareagować. Pchnął ją na ścianę. Uderzyła głową w twardą powierzchnię i jęknęła z bólu. Zanim zdążyła się ruszyć jej ręce przyparte były do ściany koło jej głowy. Oprócz tego przyparł ją swoim ciałem do ściany, uniemożliwiając jej jakąkolwiek próbę ucieczki.

- Co teraz, Messere? - Z jej twarzy nie znikała obojętność. Nie mogła zobaczyć kim jest owy osobnik, ponieważ stał on tyłem do światła księżycowego. - Co planujesz zrobić?

Próbowała wymyślić jakieś wyjście z sytuacji. Szukała oczami jakiegoś narzędzia, broni, czegokolwiek, żeby uwolnić się. Ale problemem było to, że najzwyczajniej w świecie nie mogła się ruszyć.

Mężczyzna zbliżył swoją twarz do jej szyi. Czuła jego oddech na swojej skórze, przez co się wzdrygnęła. Wtem uwolnił jej prawą rękę i chwycił za włosy, odciągając jej głowę do tyłu. Przechodziły ją ciarki, kiedy sunął nosem po jej szyi. Chciała uciekać, ale musiała wziąć się w garść. Ucieczka w tym momencie nie wchodziła w grę, tym bardziej że osobnik na pewno nie pozwoliłby jej.

Nie mogła się ruszyć. Chwyt na jej włosach był zbyt mocny. Jednak kątem oka zobaczyła błysk. Skierowała wzrok w tamtym kierunku. Kolejny raz zobaczyła odbicie księżyca i była już pewna. Nóż. Gdyby tylko udało jej się go złapać.

W tym momencie poczuła jego zęby na skórze. Jęknęła z bólu, a później poczuła jak padalec uśmiecha się przy jej skórze. Wtedy się zagotowała.

W mgnieniu oka sięgnęła po broń i wyrwała ją zza paska. Zanim się zorientował broń była przyciśnięta do jego krocza.

- Sprawdzimy jak sobie poradzisz bez tego narzędzia, hmm? - Na jej twarzy pojawił się uśmieszek. Mężczyzna już nie wydawał się taki odważny. Chciał się odsunąć od niej, ale nie pozwoliła mu. Kiedy robił krok w tył, ona robiła krok do przodu. W końcu stanął na środku pokoju i uniósł ręce w geście poddania.

- Więc może zaczniesz od wytłumaczenia dlaczego tutaj się znalazłeś? - Zapytała, pewnie trzymając broń.

- Może opuściłabyś nóż?

- Wolałabym nie. Ponieważ kiedy zrobię tak... - Usłyszała cichy jęk mężczyzny. - ...mogę cię zmusić do gadania.

- Nie powinnaś tego robić.

- Ponieważ? - Zapytała, odsuwając nóż.

- Kto wtedy cię zadowoli?

- Poradzę sobie. - Zrobiła dwa kroki do tyłu. - A teraz wynoś się, zanim zmienię zdanie. - Odwróciła się żeby sięgnąć po ubrania, jednak została złapana za rękę i pociągnięta. Upadła na łóżko, a po chwili mężczyzna zawisł nad nią. - A teraz co?

- A teraz spełnię twoje najskrytsze pragnienia.

- Masz o sobie zbyt wielkie mniemanie, Auditore.

- Zobaczysz, że to nie są tylko słowa.

🔪

Dnia następnego rano.

Ciemnowłosa powoli wstała i spojrzała na mężczyznę, który był w trakcie zakładania całego ekwipunku.

- Skąd ty masz tyle siły? - Zapytała, zwlekając się z łóżka. - Musiałeś przecież nas gonić.

- Mogłem sobie pozwolić na odpoczynek, jeśli o to pytasz. A do miasta zajechałem już o zmroku.

- Czy ty nigdy nie odpoczywasz. - Powiedziała, przeciągając się.

- Znikam. Lepiej, żeby nikt nas razem nie widział. - Powiedział, odwracając się do niej. - Zobaczymy się w porcie.

Zatrzymał na niej wzrok chwilę dłużej. Kiedy to spostrzegła, spojrzała na niego gniewnie.

- Coś jeszcze? - Skończyła wiązać bandaż wokół piersi.

- Powinnaś częściej ubierać się jak kobieta. - Zaśmiała się na jego słowa. Ale nie był to radosny śmiech.

- Po co? Wystarczy, że ty wiesz, że jestem kobietą. Poza tym jest to zbyt problematyczne. Mężczyźnie jest się prościej poruszać po ulicach i nie tylko. Nikt was nie zaczepia. - Skończyła upinać włosy.

- Są zbyt długie.

- Tak mówisz? - Chwyciła za włosy, a w drugą rękę wzięła nóż. Jednak zanim zdążyła przyciąć włosy, Ezio złapał za broń.

- Nie, jednak nie.

Posłała mu uśmiech i pchnęła go w stronę okna.

- Do zobaczenia. - Powróciła do wkładania kolejnych części garderoby.

Dwie godziny później byli w porcie i czekali na asasyna.

- Jesteś pewien, że on jest w mieście? - Zapytał Leonardo krążąc po pomoście.

- Jak tego, że tu stoję. - Powiedziała, naciągając mocniej kaptur na oczy. Wiedziała, że Forli leży w jurysdykcji templariuszy. Nie chciała się narażać na niepotrzebną uwagę.

- Ezio, tutaj! - Usłyszała Leonarda. Spojrzała w tym samym kierunku co on i zobaczyła jak Auditore zbliża się w ich kierunku.

- Myślałam, że zapomniałeś. - Powiedziała zakładając ręce na piersi, aby ukazać swoje niezadowolenie.

- Ciebie też miło widzieć. - Powiedział Ezio. - Powinniśmy wejść na pokład.

Leonardo pierwszy wszedł na statek.

- Panie przodem. - Powiedział Ezio z uśmiechem.

- Nie dzięki. Idź pierwszy.

Wzruszył tylko ramionami.

- Gdzie pański glejt?

- Glejt?

- Ezio nie masz glejtu? - Leonardo był zaskoczony.

- Bez glejtu nie ma przeprawy.

- Co teraz, złotousty? Tutaj sama twoja gadka nie pomoże. - Zaszydziła ciemnowłosa. - Forli rządzi templariusz. Niewiele zdziałasz pieniędzmi.

- Coś wymyślę. Mam jeszcze chwilę czasu.

- Nie powiedziałeś mu? - Zapytał Leonardo, podchodząc do niej.

- Niech trochę się pomęczy. Później wejdziemy na pokład.

Kiedy zobaczyła, że Ezio płynie z hrabiną na gondoli, stwierdziła że nie ma sensu na niego czekać.

Podeszła do przewoźnika i wyciągnęła z sakiewki pieczęć. Mężczyzna spojrzał na nią i momentalnie stał się blady.

- Mi dispace, Messere. Nie wiedziałem, że to ty. Wybacz mi za moje zachowanie.

- Nic się nie stało. A teraz jeśli pozwolisz...

- Ależ proszę.

Weszła na statek i oparła się o barierki czekając aż Ezio do nich dołączy. Kiedy mężczyzna dobił do brzegu, hrabina podeszła do przewoźnika, zrugała go solidnie i dopiero wtedy Auditore wszedł na pokład.

- A więc jednak dałeś sobie radę. Niesamowite. - Powiedziała prostując się i skrzywiła się z bólu. Poprzednia noc dawała się we znaki. No i do tego ta nieprzespana noc.

- Odbijamy!

Hrabina pomachała Eziu na odchodne i zaczęła wydzierać się na swojego męża.

- Ezio, wiesz kto to jest? - Leonardo zapytał z troską.

- Moja następne zdobycz? - Sirio nie zdołała się powstrzymać i parsknęła śmiechem, dlatego uzyskała od Ezia gardzące spojrzenie.

- To hrabina Forli, Pani tutejszych włości, Caterina Sforza.

- Czyli w sam raz dla mnie. - Powiedział, opierając się o barierkę i ukazując rozmarzoną minę.

- Idę pod pokład. Muszę się zdrzemnąć.

- Powinnaś korzystać. Jest takie świeże powietrze i ładna pogoda. - I tak przyszła pora na odgryzanie się. - Chyba, że jesteś zazdrosna?

- Zamknij się, Auditore. Bo nie tylko utnę ci jaja, ale i wsadzę ci je w twoją culo. - Powiedziała, przejeżdżając ręką po jego policzku. Jego zdziwienie było bezcenne. - Do zobaczenia później.

Zniknęła pod pokładem. Ciemnowłosy patrzył jeszcze chwilę za nią, a później odwrócił się do przyjaciela.

- Nie przestanie mnie zadziwiać. - Powiedział.

- Zachowujesz się jakby był kobietą. - Powiedział Leonardo. Ezio spojrzał na niego zdziwiony.

- Ale ona jest kobietą.

~~~~~~~~~~~~~~~

Mi dispiace, że zrobiłam z Leo takiego nieogara, ale akurat to mi tutaj pasowało. Później jest już lepiej.

Buonanotte ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top