Hiszpan
Drogę do Wenecji pokonała w pośpiechu. Musiała nawet wymienić konia, tak bardzo pędziła. Kiedy dotarła na miejsce był dopiero świt, z Eziem miała się zobaczyć dopiero po południu.
Właśnie tego potrzebowała. Miała kilka spraw do załatwienia, a jedną z nich były urodziny bruneta, o których kompletnie zapomniała. Dopiero kiedy zobaczyła na liście od Leonardo datę zrozumiała swój błąd. Musiała wymyślić coś i to szybko.
Kiedy tylko dojechała do miasta ruszyła w stronę złotnika. Ze swoich źródeł wiedziała, że jest dobry, dyskretny i jeśli wniesie się „symboliczną" opłatę, potrafi zrobić coś niebywale szybko.
Weszła do wnętrza sklepu. Była zdziwiona, że jest otwarty. Prawdopodobnie w ogóle się nie zamknął.
- Zamknięte! Wynocha! - Ciemnowłosa usłyszała od razu po wejściu.
- Potrzebuję abyś wykonał pierścień. - Powiedziała, wyciągając na kontuar sporych rozmiarów woreczek. Mężczyzna chwile mu się przyglądał.
- Mów dalej. - Powiedział, zerkając do wnętrza.
Rheya opowiedziała dokładnie czego wymaga. Za dodatkową opłatą „nakłoniła" mężczyznę aby zamówienie było gotowe na za dwa dni. Wcześniej się nie dało. Ciemnowłosa powiedziała, jeszcze że gdyby nie była w stanie odebrać go, a przyszedłby ktoś inny, to Sirio będzie słowem, które będzie sugerowało, że są to ludzie od niej.
Pożegnała się ze złotnikiem i ruszyła w kierunku pracowni Leonarda.
🔪
Kiedy pojawiła się u Leonarda, ten przywitał ją z wielkim uśmiechem i mocnym uściskiem.
- Długo cię nie widziałem, Bella Mia. - Powiedział, odsuwając się od niej. - Wcale się nie zmieniłaś...no, może oprócz długości włosów. - Przez cały ten czas pozwoliła włosom rosnąc, przez co były kilkanaście centymetrów dłuższe.
- Witaj Leonardo. Ty również wyglądasz równie przystojnie jak wcześniej. - Ogromny uśmiech przyozdobił jej twarz.
- Cieszę się że cię widzę. Myślałem jednak, że pojawisz się dopiero w porcie.
- Tak planowałam początkowo. Jednak w trakcie plany uległy zmianie. Musiałam coś załatwić przed spotkaniem. Ale chyba przybyłam za wcześnie.
- Ezio by się nie obraził, gdybyś poszła się spotkać z nim wcześniej.
- Nie byłabym tego pewna. - Uśmiech mimo wszystko nie schodził z jej twarzy. - Będę miała dostatecznie dużo czasu później, żeby go z nim nadrobić. Z tobą widzę się rzadziej. Chyba, że jesteś zajęty, wtedy...
- Nie, nie. Mam aż nadto wolnego czasu w tym momencie. Siadaj. - Ciemnowłosa uśmiechnęła się i usiadła na krześle wskazanym przez przyjaciela.
🔪
Parę godzin, które zostały im do planowanego spotkania spędzili na opowiadaniu co działo się w czasie nieobecności ciemnowłosej. Leonardo głównie opowiadał o nowych wynalazkach oraz obrazach, którymi zajął się w trakcie ostatniego półtorej roku. Ciemnowłosa patrzyła na przyjaciela z uśmiechem. Mężczyzna wydawał się naprawdę szczęśliwy opowiadając o swojej pracy. Ciemnowłosa zdawkowo opowiedziała o spotkaniu z młodszym bratem, jednak pominęła informacje kim owy brat był i jak się nazywał. Gdyby coś poszło nie tak, nie chciała w swoje problemy wplątywać Leonarda, ani nikogo innego. Wiedziała, że prędzej czy później jej ojciec dowie się, że ona jest żywa i ma się całkiem dobrze. Dziwnym było, że aż do tej pory to się nie wydarzyło.
Kiedy dochodziła godzina spotkania, ruszyli na miejsce. Gdy dotarli na miejsce, Ezio przytulał się do Rosy. No, a przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy Rheyi.
- W liście pisałeś, że statek przypływa dzisiaj. Vero?[prawda?] - Ciemnowłosa spojrzała na Leonardo, byleby tylko nie patrzyć na obrazek przed sobą. Poza tym, mieli jeszcze kawałek do przejścia. Leonardo nagle wyglądał na wielce zaskoczonego.
- Scusa, Bella Mia. Pisałem ten list tak szybko, że musiałem pomylić daty. Statek zjawi się dopiero jutro.
- No problema, Leonardo. Lepiej, że pomyliłeś dzień w tą stronę, niż w drugą. I tak nie miałam większych planów na ten dzień. - Skłamała, uśmiechając się do przyjaciela.
Dotarli do Ezia.
- Ezio, musimy porozmawiać. Ora[teraz]. - Leonardo powiedział do ciemnowłosego kiedy stanęli przy nim. Auditore wydawał się zdziwiony tym, że przyjaciele stanęli przed nim.
- Zapomniałeś o tym spotkaniu, corretto[zgadza się]? - Ciemnowłosa spojrzała na mężczyznę.
- Ovviamente no[oczywiście, że nie]. - Mężczyzna wstał i pożegnał się z Rosą. - Lepiej, żeby to było ważne.
- Nie martw się, jest.
- Przejdźmy się. - Leonardo ruszył nie czekając na Ezia. Ciemnowłosy ruszył i po chwili zrównał się z przyjacielem. Rheya szła za nimi, jednak w odległości głosu, aby wiedzieć co Leonardo chce przekazać Eziu. Ta sprawa dotyczyła ich obojga. - Te dwie ostatnie strony z kodeksu...Czytałem kopie...Nie wiem dlaczego nie zauważyłem tego wcześniej. Kiedy jednak połączyłem je zauważyłem, że znaki na tylnych stronach tworzą słowa: „Prorok...pojawi się...gdy drugi fragment znajdzie się w pływającym mieście..."
- Prorok? „Tylko prorok może ją otworzyć..." „Dwa fragmenty Edenu...".
- O czym ty mówisz? Ezio, o co chodzi?
- Znamy się bardzo długo Leonardo. Jeśli nie ufam tobie, to nie ufam nikomu.
- Jeśli nie chcesz, żebym tego słyszała, to powiedz. - Odezwała się ciemnowłosa z tyłu. Jeśli Ezio nie potrafił zaufać jej po takim czasie, to wiedziała, że nie zaufa jej nigdy.
Mężczyzna przystanął i odwrócił się do niej.
- Byłaś templariuszką, moim wrogiem. Próbowałaś mnie zgładzić, ale wiele razy również mi pomogłaś. Wiem, że powinienem być ostrożniejszy... - Tu mężczyzna wziął głęboki wdech i spojrzał kobiecie w oczy. - ...jednak ufam Ci. Ufam na tyle, że chcę abyś wiedziała. Ufam na tyle, że byłbym w stanie zostawić Ci osłanianie moich pleców, bo wiem, że nie wbiłabyś mi w nie noża.
Rheya stanęła jak wryta. Nie mogła wykrztusić z siebie nawet słowa. Nie spodziewała się takiego wyznania z ust Ezia. Pracowali ze sobą długo, znali się jeszcze dłużej, jednak ciemnowłosa uważała, że jej przeszłość zaważy na stosunkach z mężczyzną.
Była bardzo szczęśliwa z tego co usłyszała. Jednocześnie ogromnie bolało ją że okłamywała Ezia. Że nie mogła mu powiedzieć całej prawdy. Nie wiedział, że jest córką Borgii, nie wiedział kim była jej matka, jej rodzina. Nawet nie znał jej prawdziwego imienia. I mimo że bardzo chciała nie mogła mu w tamtym momencie nic powiedzieć. Nie nadszedł jeszcze odpowiedni moment.
W kącikach jej oczu zaczęły się zbierać łzy. Starła je zanim miały prawo wypłynąć, a jej usta opuściło tylko ciche „dziękuję".
Ponownie ruszyli. Tylko tym razem Ezio pozwolił ciemnowłosej zrównać się z nimi. Poczekał na nią, a później ruszył, dalej snując swoją historię.
- Mój wuj, Mario, powiedział mi o tym dawno temu. Proroctwo ukryte w Kodeksie...Prowadzące do pradawnej krypty, która skrywa coś...bardzo potężnego.
- To niesamowite. - Zachwycił się Leonardo. - Ale jeśli zabrałeś te strony od Barbarigo, może się okazać że oni również wiedzą o krypcie.
Ezio odwrócił się do Ciemnowłosej. Była głęboko zamyślona, jednak kiedy na nią spojrzał, tak jakby to poczuła i uniosła na niego wzrok.
- Nic o tym nie wiem. Nie dzielono się ze mną ważnymi informacjami. Tak jakby przewidywali, że zdradzę. - Westchnęła. - Poza tym, pracuję z tobą przez ostatnie sześć, siedem lat. Moje kontakty uległy pogorszeniu w tym czasie. Coraz ciężej jest coś wyciągnąć z przekupnych strażników. A członkowie nie zdradzają wiele. Zbyt wielką cenę by ponieśli za zdradę. Sam widziałeś co stało się z Jacopo. A on nie zdradził. - Powiedziała dobitnie. - Ale może... - Uniosła wzrok na mężczyzn. - Co jeśli ten statek na Cypr został wysłany właśnie w tym celu. Aby pozyskać ten fragment Edenu...
- ...I przywieść go do Wenecji... - Ezio spojrzał przerażony na kobietę. - „Gdy drugi fragment znajdzie się w pływającym mieście..." „...zjawi się prorok". „Jedynie prorok może otworzyć kryptę...". Dio mio! Kiedy wuj opowiadał mi o Kodeksie, byłem zbyt młody, zbyt głupi, żeby zrozumieć, że jest to coś więcej niż opowieść starego umysłu. Ale teraz...zabicie Moncenigo [Doża – przyp. aut.], Medyceuszy, mojego ojca, braci...to wszystko było częścią planu aby znaleźć kryptę...Hiszpan!
- Rodrigo Borgia. - Ciemnowłosa powiedziała te słowa tak jakby musiała wypluć jad.
- Statek z Cypru przypływa jutro. Planuję iść tam. - Ciemnowłosy spojrzał na Rheyę. - Sam.
- Powodzenia, przyjacielu. - Powiedział Leonardo do Ezia i poklepał go po ramieniu. Następnie podszedł do dziewczyny i ją objął. - Abbi cura di te[Uważaj na siebię].
- Sarò[będę]. - Leonardo przeczuwał, że kobieta nie puści sama Ezia. I nie mylił się.
Kiedy Leonardo zniknął, Ezio odwrócił się do Rheyi.
- Wracajmy.
- Zmieniłeś kryjówkę czy wciąż jest w tym samym miejscu? - Zapytała, równając się z Eziem.
- Długo nas nie było. Jeśli ktoś planował nas znaleźć zrobiłby to już dawno temu. Nikt nie rozniósł tamtego miejsca, więc wydaje mi się wystarczająco bezpieczne.
Ciemnowłosa nie kłóciła się z mężczyzną. Podążyli do kryjówki, w której spędzili kilka miesięcy, nim Rheya udała się do Rzymu. Droga minęła im w przyjemnej ciszy.
Kiedy dotarli na miejsce, kobieta rozpakowała swoje bagaże. Spędzili ten czas na luźnej pogadance. Kiedy jednak skończyła, podszedł do niej i połączył ich usta w namiętnym pocałunku. Ciemnowłosa nie opierała mu się. Po chwili oderwali się od siebie.
- Myślałam, że musisz jutro coś zrobić. - Powiedziała łapiąc oddech i pozwalając, aby Ezio zdjął z niej koszulę.
- Mam sporo siły. Tyle nie zmąci moich planów. - Ponownie połączył ich usta.
Opadli na łóżko. Podczas pocałunku pomogła Eziu pozbyć się wierzchniej garderoby. Później ciemnowłosa poddała się mężczyźnie. Tym ustom, dłoniom, które tak dobrze znała. Temu ciału, którego już tyle razy zasmakowała.
🔪
Dzień wykorzystali aby odpocząć. Wraz z nastaniem wieczora, Ezio opuścił kryjówkę. Ciemnowłosa została jeszcze z godzinę w kryjówce. Musiała się uspokoić. Wiedziała, że to co planuje nie skończy się dobrze. W najlepszym wypadku straci całkowicie zaufanie Ezia, a najgorszym – życie.
Ubrała na siebie koszulę, a na nią czarną, ozdobnie wyszywaną kamizelkę. Na rękach zapięła karwasze, w których miała ukryte bronie. Do tego ciemne, dopasowane spodnie, aby nie utrudniały poruszania. Brązowe buty, a na nich nagolenniki, które miały chronić przed ewentualną utratą kończyn. Na biodrach pas, do którego przytroczony był miecz. Patrzyła jeszcze na sztylety. Postanowiła jednak je zostawić. Wzięła tylko kilka mniejszych noży do rzucania. Przed samym wyjściem sięgnęła jeszcze do szafy. Miała z niej zrezygnować, ale zmieniła zdanie. Była tam długa broń palna, a wraz z nią stojak, na którym mogła ją oprzeć. Wyciągnęła ją i przerzuciła sobie przez ramię.
Była gotowa, ale nie mentalnie. Wzięła głęboki wdech przed wyjściem i ruszyła na łowy.
🔪
Powoli, stawiając cicho każdy krok, ciemnowłosa podążała za skrzynką z artefaktem. Niedługo zajęło jej zauważenie, że nie jest jedyna. Kątem oka co jakiś czas dostrzegała Asasynów, który również śledzili gońca.
Oni przemykali się po cichu. Ona zabijała strażników, którzy stanęli na jej drodze. Musiała mieć zabezpieczoną ewentualną drogę ucieczki. Nie wiedziała co może się stać, ale wiedziała, że to co planowała zrobić mogło być misją samobójczą.
Dotarli na miejsce. Rheya ustawiła się na dachu. Widziała wszystko, jej nie widział nikt. Umieściła broń na stojaku i celowała. Chciała zakończyć to jednym strzałem.
- Ezio. Dawno cię nie widziałem. - Borgia odezwał się, kiedy jeden ze strażników padł martwy.
Kolejnych dwóch strażników chciało zaatakować. Nie zdążyli, Ezio był szybszy i zabił obu. Następnie zdjął z głowy hełm, który zabrał, zapewne jednemu z nieżyjących już strażników.
- Rodrigo. - Tyle złości. Tyle jadu. Nienawiść wręcz wypływała z Ezia. - Więc gdzie on jest?
- Kto? - Borgia wydawał się szczerze zdziwiony.
- Twój Prorok? Wygląda na to, że nikt się nie pojawił, Rodrigo! Ilu ludzi zginęło dla tego? Dla tego co znajduje się w tej skrzyni.
Jeszcze chwila. Mów do niego, myślała ciemnowłosa. Niełatwo było samemu obsługiwać broń, do której normalnie potrzeba było dwu chłopa. Musiała zachować spokój i powoli przycelować, tak aby nie wydać nawet najmniejszego odgłosu, nim nie wypali kuli. - Popatrz! NIKOGO tutaj nie ma!
- Mówisz, że nie wierzysz. Jednak jesteś tutaj...Nie widzisz go? Prorok już tu jest...JA jestem Prorokiem.
Dość tych bzdur, pomyślała ciemnowłosa i przyłożyła ogień do lontu. Wystarczyło już tylko utrzymać broń skierowaną w cel. W tym czasie Borgia wyciągnął miecz i skierował go na Ezia.
- A teraz oddasz jabłko!
Nim ojciec kobiety zdołał postawić choćby krok, broń wypaliła. Pech chciał, że sekundę przed wystrzałem zawiał silniejszy wiatr, delikatnie zmieniając trajektorię lotu. Kula buchnęła w ziemię, raniąc zaledwie policzek kardynała.
- Chyba zepsułam wam zabawę. - Powiedziała ciemnowłosa z uśmiechem, schodząc z gracją z dachu. Rodrigo przez chwilę był w ciężkim szoku. Dopóki Rheya nie odezwała się ponownie. - Myślałam, że bardziej się ucieszysz na mój widok. - Zakpiła.
- Powinnaś nie żyć. ZABIŁEM Cię wtedy.
- Nie trafiłeś staruszku. - Powiedziała, wyciągając miecz. - Może rewanżyk? Tylko tym razem uczciwie?
- Tylko do tego jesteś zdolna po tylu latach? Wychowałem Cię, nauczyłem wszystkiego i tak mi się odwdzięczasz? Zawiodłem się na tobie, córko.
A więc tak to zaplanował, pomyślała zła na siebie. Nie spodziewała się, że przyzna tą oczywistą rzecz przed Eziem i resztą Asasynów. Musiała go szybko uciszyć i uciekać jak najdalej, aby przeżyć.
- Nie jestem twoją córką. Nigdy nią nie byłam.
Nim odpowiedział zaatakowała. Wymieniali ciosy, zacięcie. Rheya wiedziała, że Ezio również ma ochotę zgładzić Borgię, ale ona darzyła go większą nienawiścią. To przez niego tak wiele straciła. I zapewne jeszcze straci. Musiała go zniszczyć nim odbierze jej to, co pozostało.
Ciemnowłosa nie zauważyła kiedy przybiegli strażnicy, ani kiedy wbiegli Asasyni. Była zaślepiona furią, chęcią zgładzenia mężczyzny, który tak strasznie ją zranił. Cięła, unikała, znów cięła i parowała. Rodrigo chciał ją rozciąć na pół. Kucnęła, kiedy minęło ją ostrze, chwyciła mężczyznę za rękę, tnąc go po nodze i zostawiając tam brzydką ranę. Mężczyzna zaklął pod nosem.
- Vai all'inferno[idź do diabła]! - Zamachnęła się już, ale zobaczyła błysk strzały. Uniknęła jej w ostatniej chwili. Gdyby tego nie zrobiła tkwiłaby ona teraz w jej szyi.
Rodrigo, korzystając z niepowtarzalnej okazji, dał nogi za pas. Rheya dopiero wtedy dostrzegła co się stało. Strażników leżących martwych oraz Asasynów, którzy zbliżali się do niej z zamiarem, prawdopodobnie, zgładzenia jej.
Nie miała czasu na zastanawianie się. Ruszyła biegiem w kierunku, z którego przybyła. Na jednym z dachów stał kusznik. Miał ponownie załadowaną broń, gotową do strzału. Rheya odwróciła się i rzuciła nożem. Wystarczyło. Broń przejechała do palcach kusznika, nie pozwalając aby oddał strzał.
Wskoczyła na dach i ruszyła biegiem w kierunku jednego z kanałów. Musiała się najpierw oddalić, później planowała zejść na ziemię i ukryć się wśród ludzi.
Już niedaleko, jeszcze chwila. Szeptała sobie cały czas, czując jak palą ją płuca. Nadmierny wysiłek przy walce, a teraz szaleńczy bieg. Nie mogła się jednak jeszcze poddać.
- Sirio! - Ciemnowłosa odwróciła się na dźwięk głosu Ezia. W następnej chwili prawie spadła z dachu, gdyż skończyła jej się droga. Musiała odbić i ruszyć w lewo, jednak... - Dlaczego mnie okłamałaś?! - W jego głosie było słychać...rozczarowanie?
- Nigdy Cię nie okłamałam! - Wykrzyczała ze smutkiem. - Nie powiedziałam Ci tylko całej prawdy!
Stał jakieś dwadzieścia kroków od niej. Nim zdążyłby do niej doskoczyć, uciekłaby.
- Aż tak bałaś się przyznać, że ON jest twoim ojcem!?
- Ja nie mam ojca! - Teraz jej głos przepełniony był złością. - Zrobił ze mnie mordercę, kiedy tylko mnie znalazł, a kiedy przestałam być potrzebna, chciał mnie zabić! Straciłeś przez niego wiele, ale ja straciłam więcej! Będę tą, która przeszyje go mieczem i będzie patrzeć jak powoli ucieka z niego życie! - Pierwsze łzy złości zaczęły spływać po jej policzkach.
- Zaufałem Ci, a ty mnie oszukałaś i zdradziłaś!
- Nigdy Cię nie zdradziłam! Byłam lojalna od początku do końca! To ty nigdy mi nie ufałeś! Dlaczego!? Bo kiedyś byłam Templariuszką! Nie mogłeś mi tego przebaczyć! Zawsze robiłeś wszystko, żeby Claudia nie była ze mną sam na sam! Bałeś się, że ją zabiję, kiedy nie będziesz patrzył! - Coraz więcej łez spływało po jej twarzy. Czekała co Ezio na to powie. Tak bardzo chciała się mylić. Ale Ezio nie odpowiedział nic. Trafiła w samo sedno. - Chciałam od ciebie tylko dwóch rzeczy! Zaufania i mi...
Nie dane jej było skończyć. Jej bark został przebity przez bełta. Skierowała wzrok na oprawcę. Był nim La Volpe. Właśnie odstawiał broń od twarzy.
Ciemnowłosa zachwiała się. Spojrzała w oczy Eziu i runęła w dół, wprost do wody.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wróciłam.
Nie wiem na jak długo i nie wiem jak często będą rozdziały. Niby skończyłam rok i powinnam mieć wolne, ale następny jest ostatnim rokiem licencjatu, tak więc wakacje polegają na czytaniu książek do pracy.
Mimo tego mam nadzieję, że nie będziecie zbyt źli na mnie z tego powodu. Postaram się napisać tak dużo jak pozwoli mi czas i wena.
Do usłyszenia, mam nadzieję, nie długo ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top