Emilio Barbarigo


Postanowili się podzielić zadaniami. Ezio wziął się za zlikwidowanie zdrajców, ponieważ wraz z jego umiejętnościami zadanie to było dla niego o wiele prostsze niż dla Sirio. Ona natomiast miała się zająć uwolnieniem pojmanych złodziei.

Mężczyzna uwinął się z tym w dwa dni, natomiast ona potrzebowała ich aż trzech. Musiała dotrzeć na miejsce, zrozumieć jak poruszają się straże, żeby nie zwalić sobie na głowę całego garnizonu i dopiero wtedy gdy zapadała noc mogła przejść do działania. Antonio przekazał jej mniej więcej umiejscowienie klatek z więźniami, ale było to bardziej mniej niż więcej. Były to trzy miejsca oddalone od siebie dość sporo, dlatego postanowiła podzielić sobie zadanie na trzy dni.

Kiedy drugiego dnia wracała zobaczyła jak Ezio opuszcza pokój Rosy. Ciemnowłosa poczuła ukłucie w sercu, ale odgoniła od siebie złe myśli. Niczego sobie nie obiecywali, więc nie miała ona prawa czuć złości wobec działań Ezia. Tamtego dnia nie wróciła na noc do cechu, tylko ruszyła odbić złodziei. Jednak pośpiech jest złym doradcą, dlatego też postanowiła poczekać. O świcie wyswobodziła ostatnią grupę i koło południa, dnia trzeciego jej zadanie było wykonane.

Planowała iść odpocząć nim zda relację mistrzowi cechu. Jednak na swoje nieszczęście wpadła na Ezia.

- Jakieś plany dzisiaj? - Zapytał, podążając za nią.

- Spać do nocy. Znajdź sobie jakieś zajęcie i nie rozrabiaj zbytnio jak mnie nie będzie, dobrze? - Uśmiechnęła się do niego i przyspieszyła zostawiając go w tyle. Ezio rozumiał, że coś było nie tak, ale nie pytał co. Postanowił to zrobić, kiedy już kobieta się wyśpi.

🔪

Wieczorem poszli do Antonia. Potrzeba było jeszcze załatwić zbroje dla złodziei, żeby weszli zamiast strażników na pobliskie dachy. Mieli załatwić 24 zestawów. Ich zadaniem było zabicie właścicieli zbroi, a złodzieje mieli zerwać je z ich ciał.

Kiedy wykonała zadanie spotkała się z Eziem i wrócili do cechu.

- Wszystko gotowe. W końcu możemy uderzyć. - Antonio wyglądał na szczerze zadowolonego. - Gdyby nie wasza pomoc, zajęłoby to nam o wiele więcej czasu. Uderzymy nocą, dwa dni od dzisiaj. Moi ludzie... - Tu wskazał pobliskie dachy palazzo na makiecie. - ...zajmą pobliskie dachy. Będziesz mógł bezpiecznie wejść. Niestety nie możemy zmienić straży wewnątrz.

- Bene. Tyle wystarczy.

- Stanę tutaj. - Sirio wskazała jeden z wyższych budynków obok palazzo. - W razie czego mogę cię osłaniać. To będzie dogodne miejsce do strzelania.

- Nie widzę przeciwwskazań. - Powiedział Antonio. - Jeśli to wszystko, to żegnam na dziś.

Sirio jako pierwsza opuściła pokój i udała się do swojego. Nie miała na nic ochoty. Planowała odespać jeszcze tego dniową noc.

Weszła do swojego pokoiku, a kiedy chciała zamknąć drzwi, ktoś wsadził nogę w szparę. Po chwili drzwi były zamknięte, a w środku razem z kobietą był asasyn.

- Co to było? - Zapytał, zakładając ręce na piersi. - Dziwnie się zachowujesz.

- Wydaje ci się. - Powiedziała, rozbierając się. Została w spodniach i koszuli, resztę rzeczy układając na kupce wraz z bronią na wierzchu. - Jestem po prostu zmęczona. Nie spałam przez dwa dni.

- Właśnie o to mi chodzi. - Podszedł do niej.

- Nic o co powinieneś się martwić. A teraz idź. Chcę odpocząć.

- Nie sądzę. - Pchnął ją na ścianę. Kiedy chciała odejść, zagrodził jej drogę własnym ciałem.

- Jak tak dalej pójdzie, to zrobisz mi krzywdę. Moja głowa dużo więcej takiego uderzania nie zniesie. - Powiedziała rozmasowując bolące miejsce.

- Gdzie się podziewałaś całą noc?

- Spałam. - Odpowiedziała, odwracając głowę na bok.

- Patrz mi w oczy jak ze mną rozmawiasz. - Chwycił ją za podbródek i pociągnął ją, żeby patrzyła na niego. - I nie kłam. Przyszedłem tutaj przed świtem.

- Wyszłam wcześniej.

- Dlaczego wciąż kłamiesz? Łóżko było zimne.

- O co ci chodzi? - Zapytała, patrząc na niego zła. - Wykonywałam swoje zadanie i zrobiłam to bezbłędnie. Więc czego jeszcze ode mnie wymagasz? Spowiadania się z tego co robię i kiedy robię? Jedyne co nas łączy to wspólna praca!

W tym momencie ciemnowłosy puścił i odstąpił od niej. Spojrzała na niego zdziwiona.

- Masz rację. Mi dispiace.

Ruszył do drzwi i opuścił pokój, nawet się nie odwracając. Ciemnowłosa była w tak ciężkim szoku, że nawet nie zauważyła że nogi się pod nią ugięły.

Tej nocy nie mogła spać.

🔪

Dzień ataku.

Wraz z nastaniem wieczoru wszyscy mieli się zebrać w głównym pomieszczeniu. Zbliżała się wyznaczona godzina kiedy ciemnowłosa zaczęła się zbierać. Wzięła ze sobą torbę, w której schowała swoje przebranie i opuściła budynek. Na nieszczęście wpadła ona na Rosę.

- Gdzie leziesz?

- Nie twoja sprawa. - Obie niezbyt się polubiły podczas ostatnich paru dni.

- Niedługo zebranie.

- Wiem.

I zostawiła ją. Chciała jak najszybciej się dostać do Leonardo, żeby zdążyć wrócić i pomóc Eziu. I właśnie na niego wpadła, kiedy opuszczała plac. Wracał właśnie z miasta.

- Gdzie idziesz?

- Do Leonardo. Wrócę, obiecuję.

- Niedługo zebranie.

- Nie zdążę, ale obiecałam że będę cię osłaniać i zamierzam dotrzymać słowa. Do zobaczenia.

I tyle ją widzieli.

W przeciągu kolejnych parudziesięciu minut dotarła do pracowni Leonarda. Zapukała i weszła do środka. Mężczyzna właśnie coś pisał. A zważając na to, że nie odwrócił się do niej, musiało być to coś istotnego. Postanowiła więc poczekać. Jednak czas mijał, a końca widać nie było. W końcu po cichu podeszła do mężczyzny i odchrząknęła. Momentalnie odwrócił się, a widząc kto go odwiedził, jego twarz rozpromieniła się.

- Benvenuto. Myślałem, że już nie przyjdziesz.

- Coś mnie przytrzymało. - Powiedziała z uśmiechem. - Mam nadzieję, że nie przyszłam zbyt wcześnie.

- Ależ nie. Proszę siadaj. - Pokazał na ławę, która stała przy stole, po drugiej stronie pomieszczenia. Posłuchała i zajęła miejsce, natomiast Leonardo ruszył do jednej ze skrzyń. Wyciągnął z niej zawiniątko i podszedł do ciemnowłosej i położył przed nią.

- Proszę.

Nie tracąc czasu, kobieta rozwinęła materiał. Wewnątrz leżał prostokąt obity w skórę. Wyglądał jak nowy. Wzięła go delikatnie w ręce.

- Pozwoliłem sobie odświeżyć skórę, którą miałaś go obitego. Była w niezbyt dobrym stanie.

- Nie zależy mi na skórze. - Wcisnęła boczne ścianki czekając na wyrok. Momentalnie wysunął się krótki nożyk. Także wyglądał na odnowiony oraz naostrzony. Nim pomyślała rzuciła się na Leonarda i mocno objęła. - Grazie.[Dziękuję] Molte grazie[Bardzo dziękuję], Leonardo. Myślałam, że już go straciłam.

Mężczyzna w pierwszym momencie nie wiedział co zrobić, w następnym poklepał ją po plecach. Odsunęła się i lekko zaczerwieniła.

- Scusa[Przepraszam]. Chyba trochę mnie poniosło.

- Nie szkodzi. Cieszę się, że mogłem ci pomóc.

- Co ci jestem winna?

- Wystarczy mi twoja wdzięczność. W razie czego możesz na mnie liczyć.

- Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. - Poczuła łzy pod powiekami, jednak szybko wytarła oczy. - Mam jeszcze małą prośbę.

- Co mogę dla ciebie zrobić?

- Masz może jakąś silną truciznę? - Leonardo wydawał się być zaskoczony. - Muszę mieć pewność, że nie wstanie. Rozumiem jeśli nie będziesz chciał, żebym wiedziała. - Wyciągnęła do niego nożyk. - Po prostu wiem, że masz sporo różnorakich rzeczy, a nie mam czasu szukać medyka, który by mi to załatwił od ręki. A potrzebuję czegoś co powali dorosłego mężczyznę w kilka sekund.

- Attimo[Zaczekaj]. - Wziął od niej nóż i zniknął za pół ścianką. Wrócił po minucie. - Proszę. Tylko nie zrań się, bo nie będzie czego ratować.

- Wielkie dzięki, Leonardo. Jestem twoją dłużniczką. Jeśli czegoś będziesz potrzebować nie wahaj się prosić. A teraz muszę cię pożegnać. - Powiedziała wstając. Chciała iść do drzwi, ale zatrzymała się gwałtownie. - Mogę jeszcze raz cię wykorzystać? Mogłabym się tutaj przebrać?

Nie takiej prośby się spodziewał, jednak pokazał jej gdzie może to zrobić. Była mu bardzo wdzięczna. Zrobił dla niej więcej niż powinien i nie skarżył się na nic. Wiedziała, że będzie miała u niego ogromny dług, ale jakoś jej to nie przeszkadzało.

Po paru minutach wyszła do głównego pomieszczenia.

- Jak to wygląda?

- Nikt cię nie pozna. Poczekaj chwilę. - Podszedł do niej i pomógł jej ukryć włosy pod beretem. - Teraz jest idealnie. Nie pytam co planujesz, ale bądź ostrożna.

- Będę. Jeszcze raz dziękuję. Do zobaczenia.

Wyszła od mężczyzny i udała się w kierunku palazzo della Seta. Wtem zobaczyła łódź płynącą głównym kanałem w kierunku palazzo Emilia. Uśmiechnęła się pod nosem i przyspieszyła kroku.

🔪

Niedługo potem to ona przejęła stery. Zadokowała u wyjścia palazzo i czekała dalszych wypadków. Emilio rozkazał załadować łódź. Jego ludzie zaczęli powoli wnosić ładunek. Ciemnowłosa dołączyła się, żeby nie rzucać na siebie podejrzeń. Później słyszała jak Emilio rozmawia z kimś. A tym kimś był Carlo Grimaldi. Z ich rozmowy wywnioskowała, że wiedzą już o przybyciu Ezia, a łódź którą przypłynęła Sirio miała posłużyć Emilio do ucieczki przed asasynem. Cóż, życie bywa niesprawiedliwe.

Kiedy przestała słyszeć rozmowę, co było równoznaczne z dostatecznym oddaleniem się dwóch mężczyzn przystąpiła do ataku. Paroma machnięciami mieczem, pozbyła się wszystkich strażników. Później wrzuciła ich ciała do kanału, żeby zatrzeć wszystkie ślady. Zostało jej tylko czekać. Jeśli Ezio nie zdoła zgładzić Barbarigo, planowała tego dokonać własnoręcznie.

Nagle w pałacu zrobił się zgiełk. Słychać było krzyki wielu ludzi naraz. Wtem Emilio wypadł przez bramę. Trzymał mocno ramię, które obficie spływało krwią. Ezio musiał go dopaść, ale mężczyźnie udało się umknąć.

- Gdzie reszta?! - Emilio spojrzał na nią zły.

- Uciekli, kiedy tylko usłyszeli wrzawę, Signor Barbarigo. - Pokłoniła głowę z szacunkiem.

- Non importa[Nie ważne]. Wypływamy.

- Jak sobie życzysz, Signor.

Ruszył do łodzi. Ciemnowłosa podniosła głowę i błyskawicznie doskoczyła do niego. Chwyciła go za głowę i zatopiła otrute ostrze w jego szyi. Zdołał ją odepchnąć, ale dzięki temu że Ezio ranił mężczyznę, Sirio zdołała zadać cios. Jego zmysły były przyćmione przez utratę krwi.

Upadł na ziemie i starał się powstrzymać krwawienie z szyi.

- Nie trudź się. Jest zatruty. - Powiedziała swoim typowym głosem.

- Kim jesteś? Kto cię najął?

- Przyszłam odebrać dług. - Powiedziała, kucając obok niego.

- Jaki dług?

- Może to cię oświeci. - Zdjęła beret i rozpuściła włosy. Emilio doznał takiego szoku, że na chwilę zamilkł.

- A-ale przecież...Ty nie żyjesz!

- Wróciłam z piekła, żeby wyrównać rachunki. - Powiedziała wstając i ruszając do bramy.

- Maestro Borgia dowie się o wszystkim. - Odwróciła się i wróciła do niego.

- A kto mu powie? Zdradzę ci tajemnicę. - Przyklęknęła obok niego i przystawiła palec do ust, a później szepnęła. - Martwi nie zdradzą tajemnic. - I puściła mu oczko.

Trucizna błyskawicznie rozprzestrzeniła się po ciele. Po krótkiej chwili mężczyzna leżał martwy.

Sirio zamknęła mu oczy i zsunęła z palca pierścień. Wstała i ruszyła schodami do góry.

Wyszła na plac palazzo, kiedy Ezio właśnie biegł do bramy.

- Trochę cię przytrzymali. - Powiedziała, kiedy do niej dobiegał.

- Nie mam czasu. Muszę...

- A tak. - Chwyciła go za rękę, przez co zatrzymał się. - Przepraszam, ale znów zabrałam ci możliwość zemsty. - Ezio spojrzał na nią zdziwiony. Wyciągnęła pierścień i pokazała go mężczyźnie. - Gdyby nie to że go zraniłeś, nie dałabym rady.

Jeszcze do niego nie docierało co się właściwie stało.

- Wracajmy.

Ruszyli w drogę powrotną, kiedy u ich nóg wylądowała strzała. Spojrzeli oboje w górę i zobaczyli rozbawioną Rosę.

- Wybacz. Nie mogliśmy się powstrzymać.

- Jak ja nie cierpię tej dziewuchy. - Warknęła ciemnowłosa.

W tym momencie drzwi palazzo się otworzyły i do środka wszedł Antonio. Już wiedziała, że nasłucha się, więc miała czas na przygotowanie się.

- Gdzie byłaś?

- Na łodzi. - Odpowiedziała spokojnie.

- Miałaś go osłaniać.

- Chyba trochę nie wyszło. - Powiedziała, drapiąc się po głowie.

- Przez ciebie Emiolio uciekł. - Rosa wskoczyła na dziedziniec mając srogą minę. - Co teraz planujesz zrobić?

- Co do tego. - Wyciągnęła pierścień i rzuciła go Antonio. - Wywiązałam się ze swojej części umowy.

Mężczyzna patrzył jak urzeczony na pierścień.

- A-ale jak? - Obracał go we wszystkie strony, nie mogąc uwierzyć że go trzyma.

- Czy to ważne? Najważniejsze jest, że jego rządy właśnie się skończyły.

- Przyniosłaś zwykły pierścień i co z tego? Równie dobrze może należeć do ciebie.

- Rosa. - Antonio spojrzał na nią groźnie. - Ten pierścień na pewno należał do niego. Co do tego nie mam wątpliwości.

- Jak nie wierzysz, możesz iść zobaczyć. Jeszcze nie ostygł. - Powiedziała Sirio z kpiną. Rosa jednak nie ruszyła się z miejsca.

- Jestem ci dozgonnie wdzięczny. - Powiedział Antonio, chyląc jej czoła. - Idźcie zerwać flagi Emilio. Zwróćcie ludziom co im ukradł... - Powiedział do złodziei, którzy za nim weszli do palazzo.

- Nie przesadzaj. To zasługa Ezio. Gdyby nie on, nie zdołałabym powalić Emilia.

- Jak mogę się wam odpłacić? - Ciemnowłosa spojrzała na Ezia.

- Pieniądze zawsze się przydadzą.

- Nessun problema. - Antonio machnął ręką, a po chwili pojawił się obok nich złodziej trzymający dwie sakiewki, które im wręczył. - Coś jeszcze?

- Emilio był z mężczyzną o imieniu Carlo. Wyglądał na urzędnika. Znasz go?

- Carlo Grimaldi. Zasiada w Radzie Dziesięciu. Dlaczego pytasz? Co zamierzasz?

- Muszę się udać na pewne spotkanie. - Powiedział, kierując się do drzwi.

- O nie. - Powiedziała Sirio łapiąc go za rękę. - Na dzisiaj skończyliśmy. Teraz idę się przebrać, a później idziemy świętować do karczmy. Capisco[Rozumiemy się]?

Ezio nie mógł się nie zgodzić z propozycją. 

~~~~~~~~~~~~~~~~

Ważne pytanko: tłumaczenie włoskich słów chcecie na końcu rozdziału czy wpisane w tekst?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top