Carlo Grimaldi
Spędzili całą noc świętując. Następny dzień minął im na leczeniu kaca. Dnia trzeciego byli już w stanie użytkowym.
Ciemnowłosa powoli podniosła się z łóżka. Wtedy to zobaczyła, że jest w nieswojej sypialni. Obok niej na łóżku leżał Ezio. Momentalnie ogarnęło ją przerażenie. Kiedy sprawdziła, że ich ubrania są na miejscu i nic się nie wydarzyło, odetchnęła z ulgą.
Położyła nogi poza łóżkiem i przeciągnęła się. Poczuła jak mężczyzna poruszył się za nią. Odwróciła się i uśmiechnęła do niego.
- Wygląda na to, że nie zrobiliśmy nic głupiego. - Powiedziała wstając i wciągając buty. Odwróciła się. Ezio wciąż spał zawinięty w pościel. Chwyciła za koniec kołdry i szarpnęła, odkrywając mężczyznę. - Wstawaj, mia Bella Addormentata*. Bo ci przepadnie ważne spotkanie.
Później opuściła pokój. Ezio powoli zwlekł się z łóżka. Nie czuł już skutków spożycia alkoholu, jednak wciąż nie miał ochoty na robienie czegokolwiek. Jednak nie mógł sobie pozwolić na opuszczenie tego.
Kiedy miał już wstać z łóżka, drzwi do pokoju otworzyły się i weszła Sirio.
- Dobrze, że wstałeś. - Rzuciła mu chleb. - Śniadanie. A teraz się pośpiesz, bo możesz nie zdążyć.
- Nie idziesz ze mną? - Zapytał, odgryzając kawałek pieczywa.
- Sam dostatecznie się wyróżniasz. Poza tym jednej osobie łatwiej jest się ukryć niż dwóm. - Powiedziała dopinając do pasa miecz oraz narzucając na ramiona pelerynę.
- Co planujesz? - Zapytał, kończąc „śniadanie". Było wtedy koło południa.
- Pewnie wpadnę do Leonardo...o ile nie będzie miał zbyt wiele na głowie. Znaleźliśmy wspólny język. - Powiedziała, kierując się do drzwi. - W każdym razie gdybyś mnie szukał, to pewnie tam mnie znajdziesz. Buona fortuna*. - Nie czekając na jego odpowiedź opuściła pokój.
🔪
- Co byś zrobił gdybyś dowiedział się, że jestem córką twojego największego wroga? - Zapytała ciemnowłosa i odgryzła kawałek jabłka. Siedziała już którąś godzinę u Leonardo. Mężczyzna nie miał nic przeciwko jej towarzystwu. Rozmowa z nią pozwalała mu oderwać się na trochę od pracy. W tym momencie ciemnowłosa stała, oparta o stolik na którym pracował Leonardo. Nie przeszkadzała mu, więc nie stwarzało to dla niego problemu.
Kiedy zadała pytanie oderwał wzrok od papierów i spojrzał na nią zdziwiony.
- Skąd takie pytanie?
- Hipotetyczne. Zastanawiam się co byś zrobił. - Mężczyzna powrócił do pisania. Ciemnowłosa sądziła, że sprawa skończona, jednak po chwili usłyszała jego głos.
- A czy to, że nie wiem sprawia, że jesteś inna?
- Nie? - Nie wiedziała o co mu chodzi.
- A jeśli wiedziałbym, to byłabyś innym człowiekiem.
- Nie. - Wstała i odwróciła się do niego. - O co ci chodzi?
Podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się.
- Nie ważne czyją córką jesteś. Jesteś sobą. Nie wybierałaś rodziców. Ważne, że ty to ty i nie zmieni tego kim jest twój ojciec.
Patrzyła na niego przez chwilę oniemiała. Później jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- Dziękuję, Leonardo.
- Polecam się na przyszłość. Mówiłem ci już, jeśli czegoś będziesz potrzebować nie wahaj poprosić.
- Zapamiętam.
Usłyszeli pukanie. W następnej chwili drzwi stanęły otworem, a w nich stała zakapturzona postać.
- Ezio! - Leonardo porzucił papiery i poszedł przywitać przyjaciela.
- Salve* Leonardo. - Przytulił przyjaciela i przeniósł wzrok na kobietę.
- Jak udało się spotkanie? - Zapytała, nie ruszając się z miejsca.
- Wybornie. Chciałbym żebyś do mnie dołączyła. Antonio czeka w Palazzo della Seta na wieści.
- Idź pierwszy. - Powiedziała widząc, że Leonardo coś chce jeszcze jej powiedzieć. - Dołączę za parę minut.
Mężczyzna opuścił warsztat, a Sirio podeszła do ławy leżącej po drugiej stronie pomieszczenia i zabrała z niej swoją pelerynę.
- To nie było pytanie teoretyczne. - Powiedział mężczyzna, przyglądając się jak zarzuca sobie na plecy materiał. - Miałaś na myśli Ezia, prawda?
Wzrok ciemnowłosej złagodniał. Spojrzała na mężczyznę z delikatnym uśmiechem.
- Aż tak to widać?
- Patrzysz na niego z wielką miłością. - Powiedział Leonardo, przybliżając się do niej.
- Nic się przed tobą nie ukryje? - Westchnęła. - Z resztą, to i tak nie ważne. Nic sobie nie obiecaliśmy, dlatego też nic nie mogę od niego wymagać. - Ruszyła do drzwi. - Grazie molto, Leonardo. Do zobaczenia.
- Nie trać wiary.
Opuściła warsztat i ruszyła w kierunku nowej siedziby złodziei.
🔪
Weszła do palazzo, kiedy Ezio witał się z Rosą.
- Wróciłeś aby się ze mną spotkać? - Zapytała Rosa, zerkając na Sirio. W jej oczach widać było wyższość.
- Żałuję, ale nie jestem tu dla przyjemności. Muszę się spotkać z Antonio. To pilne.
- Antonio! Ezio przyszedł!
- Myślałem, że się spóźnisz. - Powiedział Ezio, kiedy Sirio stanęła obok niego.
- Mówiłam ci, że dołączę za parę minut. - Rosa spojrzała na nią z nienawiścią, co odwzajemniła uśmiechem.
- Ezio. - W tym momencie na dziedziniec zszedł Antonio. - Wszystko w porządku?
- Carlo Grimaldi i rodzina Barbarigo współpracują z kimś, kogo nazywają Hiszpanem. - Sirio aż wzdrygnęła się na ostatnie słowo. Gdzieś głęboko czuła, że mężczyzna może się pojawić, ale nie chciała tego dopuścić do świadomości. - Zamierzają zabić Dożę i zastąpić go kimś spośród siebie. Cała Wenecja wraz z flotą wpadnie w ich łapy.
- A to mnie zwą przestępcą... - Antonio teatralnie machnął ręką.
- A zatem pomożesz mi.
- Masz moje pełne wsparcie, bracie. A także wszystkich moich ludzi.
- A także kobiet. - Odezwała się Rosa.
- W takim razie jaki jest plan? - Zapytała Sirio, zakładające ręce na piersi i zerkając na Ezia.
- Jednak muszę was ostrzec. Tym razem nie pójdzie tak łatwo. Palazzo Ducale to najlepiej strzeżony budynek w Wenecji.
- Nie ma miejsc nieosiągalnych. - Sirio spojrzała na niego z pewnością.
- Chodźcie. Rozejrzymy się. Opracujemy jakiś plan.
- Idźcie sami. - Powiedziała ciemnowłosa zamyślając się. - Będziecie mniej widoczni we dwójkę.
- Co planujesz? - Zapytał Antonio.
- Poszukać luki na własną rękę. Jeśli coś wymyślę przyjdę tutaj. - Powiedziała ruszając do wyjścia z palazzo i naciągając kaptur na głowę.
- Czekaj. - Odwróciła się do Ezio. - Czy na pewno mogę ci zaufać?
- Nie udowodniłam do tej pory, że możesz? - Zapytała i opuściła budynek.
🔪
Obeszła budynek chyba ze trzy razy. Minęła się nawet z mężczyznami za którymś razem. Jednak nie mogła znaleźć żadnego wejścia.
Stała właśnie na dachu kolejnego budynku, który był oddzielony tylko metalowymi, ostro zakończonymi zabezpieczeniami. Strażników nie było w pobliżu. Rozejrzała się porządnie, a następnie zamaszyście kopnęła w ogrodzenie. Zajęczało, ale nic więcej się nie stało. Ponowiła atak. Tym razem delikatnie się obruszyło. Kiedy chciała uderzyć po raz trzeci usłyszała głos.
- Hej! Co robisz!? Nie powinno cię tu być!
Bez zastanowienia odwróciła się i rzuciła się biegiem w przeciwnym kierunku. Słyszała za sobą nawoływanie, ale nie zatrzymywała się. Zbiegła z dachu i biegła w kierunku portu. Jeśli jej się poszczęściłoby zgubiłaby ich w uliczkach. Jeśli nie zawsze mogła się ukryć w wodzie, czego jednak wolała uniknąć. Smród tam był nie do zniesienia.
Kiedy ponownie mijała Ezia, skłoniła mu głowę, ale nie zatrzymała się. Nie chciała sprawdzać jak liczna jest straż Doży na własnej skórze.
Wpadła do jednej z bocznych uliczek i wspięła się po drabinie na dach. Nim strażnicy podążyli jej śladem – zbroja jednak swoje waży – była już kawał przed nimi. Kiedy skakała z jednego dachu na kolejny, usłyszała jak jakieś dziecko woła:
- Wow! On lata!
To jest to, pomyślała. Zamyśliła się przez co ześliznęła jej się noga z belki. Dzięki temu uratowała swoje życie, ponieważ strzała, która została wystrzelona przez jednego ze strażników, trafiłaby w jej głowę.
Puściła się belki i kiedy spadła na ziemię, przetoczyła się żeby zamortyzować upadek. Wciąż jednak był bolesny, przez co straciła parę cennych sekund.
Kiedy w końcu się zebrała, wpadła do czyjegoś ogródka. Zrzuciła pelerynę i poprawiła włosy, a kiedy wybiegła z drugiej strony, wmieszała się w tłum.
Powoli przedzierała się między ludźmi. Nikt jej nie zaczepił, więc niedługo potem skierowała się do pracowni Leonarda.
🔪
- Chyba wpadliśmy na ten sam pomysł. - Powiedziała, kiedy zastała wewnątrz Ezia.
- Co zrobiłaś? - Zapytał Ezio bez ogródek.
- Szukałam wejścia. Ale chyba byłam trochę zbyt nachalna i panowie się zdenerwowali.
- Nie wiem co robiłaś, ale dawno nie widziałem tyle wojska naraz.
- Więc? - Ciemnowłosa spojrzała na Lenarda.
- Nie wiem czy lata. Musiałby ktoś to przetestować, ale aby to zrobić musiałby się zrzucić z najwyższego dachu. To szaleństwo!
- Leonardo. Chyba znalazłeś swojego szaleńca. - Powiedział Ezio uśmiechając się pewnie.
- Żartujesz? A co jak sobie coś zrobisz? - Powiedziała łapiąc go za rękę.
- Nie martw się.
- Ezio, tylko ty jesteś w stanie dostać się do środka. Nie zdołamy uratować Doży bez ciebie.
- Poradzę sobie.
Odsunęła się. Wiedziała, że nic nie wskóra.
- Tylko celuj w wodę jak będziesz spadał. - Powiedziała, opuszczając pracownię.
🔪
Wraz z nastaniem wieczoru prowizoryczna rampa była rozłożona na szczycie najwyższego budynku w Wenecji, a maszyna przygotowana do lotu.
- To trochę wysoko. - Powiedział Leonardo.
- Daj mu. Jest dorosły. Jak sobie zrobi krzywdę nie będzie miał na kogo zrzucić winy. - Powiedziała ciemnowłosa, zerkając na dół. Droga była daleka.
Ezio spojrzał na nią bykiem, a ona słodko się do niego uśmiechnęła. Leonardo wytłumaczył Eziu jak kierować maszyną, a później mężczyzna wystartował.
Szybował. To było naprawdę niesamowite, ale on latał. Jednak radość była krótka, ponieważ po kilkunastu sekundach maszyna zaczęła spadać. Na szczęście Auditore posłuchał rady swojej koleżanki i wylądował w wodzie. Dzięki temu nie zabił się, a maszyna poniosła tylko niewielkie uszkodzenia.
Zebrali maszynę i wyłowili Ezia z wody, a następnie wrócili do warsztatu Leonadra.
- Nie do wiary! Udało się! To naprawdę działa! Ezio, leciałeś!
-Si...ale niezbyt długo.
- No, a czego się spodziewałeś? Ta maszyna nie została zaprojektowana do pokonywania odległości. Dobrze, słuchaj. Przejrzę plany, może uda mi się w jakiś sposób przedłużyć czas lotu.
- Ezio moi ludzie donoszą, że Carlo ma już truciznę. Musimy się pospieszyć. - Antonio wpadł do warsztatu.
- Antonio, to jest Leonardo. Mistrz wynalazków, który zbudował...tę...pezzo di merda!
- Hej! To nie wina maszyny!...Tylko moja. Przeglądałem projekty w tę i z powrotem. To niemożliwie! Nie wiem, jak wydłużyć lot. Ach, popieprzony pomysł!
W tym momencie do pomieszczenia wróciła ciemnowłosa i wręczyła Eziu ręcznik.
- Dzisiaj nic już nie wskóramy. Wracajcie, ja zostanę tutaj i spróbuję mu pomóc.
- Ale...
- Nie obchodzą mnie twoje wymówki. - Odwróciła się do niego zła. - Vattene via*. Jeśli się rozchorujesz to nici z tego. Jeśli będą to chcieli zrobić, zrobią to jutro wieczorem. Jest środek nocy. Ludzie przy zdrowych zmysłach śpią. Antonio, zabierz go. Widzimy się jutro rano.
Wszyscy patrzyli oniemieli. Później Antonio zabrał Ezia. Oczywiście Auditore stawiał się, ale koniec końców Wenecjanin go zabrał.
🔪
Spędzili całą noc nad planami. Sirio niewiele mogła pomóc, ale starała się chociaż ulżyć Leonardo w tych ciężkich chwilach. Przynosiła mu coś do picia i do jedzenia, rozmawiała z nim, aby mógł odetchnąć.
Jednak wszystko spełzło na niczym. Wczesnym rankiem w pracowni pojawili się Ezio i Antonio.
- Wyglądasz jak zjawa.
- Też cię miło widzieć, Auditore. - Powiedziała mijając go i kładąc na biurku Leonarda filiżankę z napojem.
- Więc?
- Zostanę przynętą. - Powiedziała bez emocji. Cała trójka od razu na nią spojrzała.
- Nie ma mowy. - Powiedział twardo Ezio.
- A co, zabronisz mi? - Stanęła dwa kroki przed nim i uniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. - Jeśli masz jakiś lepszy pomysł, to powiedz. Wszyscy chętnie posłuchamy. - Ezio zamilkł. - Jakbyś nie zauważył kończy nam się czas.
- Oddasz swoje życie za kogoś kogo nawet nie znasz?
- Dlaczego nie? Świat nie ucierpi jeżeli mnie nie będzie. Jednak stanie się tragedia, jeśli zginie Doża. Czy nie warto zaryzykować dla dobra sprawy? - Ruszyła po swoją pelerynę. - Już raz im uciekłam. Myślisz, że drugi raz sobie nie poradzę?
- Eureka! No jasne, genialne! - Nagle ozwał się Leonardo. Wszyscy w pomieszczeniu zwrócili się w jego kierunku. Ruszył do biurka i zaczął coś kreślić.
- Co on wyprawia? - Zapytał Antonio, jednak nikt nie umiał mu odpowiedzieć.
- Ciepłe powietrze unosi się do góry. Potrzebne jest ognisko! Rozgrzane powietrze pod skrzydłami podźwignie machinę...
- Leonardo...do czego przyda się jedno ognisko?
- Nie jedno, Ezio. Tuzin! Ustawione w całym mieście! Tyle, ile trzeba, by zanieść cię aż do Palazzo Ducale. - Naniósł na mapę miasta oznaczenia w miejscach, w których miały zostać rozstawione ogniska.
- Jak? - Antonio podszedł do biurka. - Och, capisco*! Moi ludzie mogliby to zrobić...Ale zapominasz o strażnikach.
- Bez obaw poradzę sobie z nimi.
- Wydam rozkazy aby moi ludzie zajęli pozycje. Rozpalą ogień w chwili, gdy słońce zajdzie nad San Marco...
W tym momencie usłyszeli huk. Odwrócili się momentalnie i zobaczyli jak kobieta próbuje się podnieść z ziemi. Z marnym skutkiem.
- Co się stało? - Ezio podszedł do Sirio i pomógł jej wstać.
- T-to nic. - Poczuła jak ponownie robi jej się ciemno przed oczami, więc wsparła się na ciemnowłosym. - Wczorajsza ucieczka i nieprzespana noc muszą dawać o sobie znać...Muszę tylko chwilę odpocząć.
- Możesz skorzystać z pokoju obok. - Powiedział Leonardo nie odrywając się od planów.
- Grazie. - Powiedziała. Kiedy chciała iść sama, zachwiała się. Była skrajnie wycieńczona, jednak nie zauważyła tego do tej pory z powodu adrenaliny buzującej w jej żyłach.
Ezio wziął ją na ręce i zaniósł ją do pokoiku. Ułożył ją na posłaniu i przykrył kocem. Kiedy tylko jej głowa dotknęła poduszki, natychmiastowo zasnęła.
🔪
Wstała czując się o niebo lepiej. Dawno tak dobrze nie spała. Zeszła z posłania i ruszyła do pracowni. Tak jak spodziewała się, Leonardo był w środku.
- Salve. - Rozejrzała się. W pomieszczeniu był wyłącznie wynalazca. - Gdzie wszyscy?
- Długo spałaś. - Powiedział nie odrywając się od pergaminu. - Ezio już poleciał.
- Merda! - Chwyciła pelerynę. - Dlaczego mnie nie obudziliście?!
- Nie chciał żeby coś ci się stało.
- Ale jeśli on sobie zrobi krzywdę, to wszystko będzie super. - Zarzuciła pelerynę i ruszyła do drzwi. - Grazie.
- Czekaj. Weź mojego konia. Może ci się przydać. - Kiwnęła głową i opuściła warsztat.
🔪
Pędziła na złamanie karku. Nie wiedziała czy zdąży, a tym bardziej czy Ezio w ogóle jeszcze jest w Palazzo Ducale. Jednak jedynie to miejsce było jakąś wskazówką, więc musiała tam zacząć.
Kiedy dotarła na miejsce, zobaczyła jak cały garnizon wsypuje się do środka Palazzo. W następnej chwili zobaczyła białą postać przemykającą po dachach.
Zawróciła konia i pospieszyła go w kierunku krętych uliczek. Wjechała w kolejną z nich, kiedy zobaczyła mężczyznę pędzącego jej na spotkanie.
- Ezio!
Uniósł głowę i już wiedział, co chce zrobić. Ciemnowłosa wyciągnęła rękę w jego kierunku i nie zwalniając chwyciła go za rękę i podciągnęła do siodła.
- Trzymaj się mocno!
Kiedy strażnicy pojawili się w polu jej widzenia stratowała ich. Mieli zbyt mało czasu na reakcję, dlatego nawet nie zdołali wyciągnąć broni.
Przejechali chyba z połowę miasta i dopiero wtedy mogli odpocząć.
- Dopadłeś Carlo? - Zapytała zsiadając z wierzchowca i gładząc go po łbie. Ezio kiwnął głową, jednak nic nie powiedział. - Musimy się ukryć na jakiś czas. Nie jest tu teraz bezpiecznie, szczególnie że...
- Skąd wiesz, że mi się nie powiodło?
- Widać to po tobie. Jesteś przybity. Poza tym, raczej nie goniłaby cię cała straż Doży. Chodź, pewnie znajdzie się jakaś karczma...A w najgorszym wypadku zawsze możemy się ukryć w dawnej gildii złodziei.
Chciała odejść, ale mężczyzna zatrzymał ją. Chwycił za rękę i przyciągnął do siebie. Jej oczy w tamtym momencie wyglądały jak denary.
- Zostań tak przez chwilę – Powiedział, wtulając się w nią.
Westchnęła i objęła go mocno.
- To nie twoja wina. Zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy.
- Widocznie to było za mało.
- Hej! - Oderwała go od siebie. - Raz nie zdążyłam. Do tej pory żałuję. Ale jak widzisz świat się nie zawalił. Musimy trwać dalej. - Przytuliła go. - Jestem tu i nie zamierzam cię opuszczać. Poradzimy sobie. Po prostu trzeba będzie się pozbyć nowego Doży.
- Grazie. - Powiedział, wtulając się w jej włosy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
mia Bella Addormentata - Moja Śpiąca Królweno
Buona Fortuna - Powodzenia
Salve - Witaj
Vattene via - Wynocha
capisco - Rozumiem
Hejeczka. To tak w skrócie mam chwilowy ostry kryzys. Nie wiem kiedy się skończy, ale nie liczcie przez dłuższy czas na rozdziały [przepraszam, że dopiero teraz to zamieszczam]. Mam jeszcze jeden rozdział tej książki, już ukończony. Sprawdzę go i postaram się go wrzucić na dniach.
Kiedy wrócę? Nie wiem. Ale postaram się wrócić, ponieważ pisanie to świetna zabawa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top