Come back
Gdy nadszedł poranek, Jimin i Taehyung niechętnie wstali z łóżek, wiedząc, że dziś będą musieli wraz z Olivią i Jungkookiem wrócić do szkoły. Musiało to w końcu nastąpić, choć myśleli, że będą mogli trochę dłużej ukrywać i być z dala od wszelkich problemów. Pierwszym z nich było powiedzenie parze o tym, że wczoraj odwiedził ich ojciec Olivii i kazał wrócić.
- To nie będę ja- zaczął Taehyung, gdy siedzieli w kuchni podczas śniadania.
- Ale o co chodzi?
- Ja im nie powiem, że wczoraj pojawił się tu jej ojciec. Nawet nie ma takiej opcji- zaczął się bronić.
- I to niby ja mam, znowu im przeszkodzi?- spytał oburzony Jimin, który nie chciał po raz kolejny przerywać im chwilę zbliżenia. Już wystarczająco wiele razy to zrobił.- Jungkook mnie zabije, jeśli znowu pojawię się w nieodpowiednim momencie.
- Nie bądź pizdą, Jimin. Jesteś demonem do jasnej cholery- warknął Tae.
Jimin nie chętnie podniósł się z krzesła i skierował w kierunku pokoju, gdzie spali jego przyjaciele, a przynajmniej taką miał nadzieję. Nie pewnie stawiał kroki, aby odwlec trochę to co nieuniknione. Wszedł do pokoju z wewnętrznym poczuciem niepokoju.
Otwierając drzwi, poczuł, jak gorączkowo bije mu serce. W półmroku widział kontury dwóch sylwetek na łóżku. Jungkook i Olivia leżeli obok siebie, a ich ciała były blisko splecione. Wyglądali na spokojnych, co sprawiło, że Jimin zamarł na chwilę, wahał się, czy w ogóle powinien ich budzić. Jednak wiedział, że musi.
- Wstawaj Olivio- szepnął cicho, starając się nie wzbudzać zbytniej uwagi Jungkooka.
Para zauważyła jego obecność i od razu obrócili ku niemu głowy, wyraźnie zaskoczeni.
- Co się dzieje? - zapytał Jungkook, unosząc się na łokciu.
Jimin wahał się, jak ująć to, co chciał powiedzieć. Wiedział, że informacja ich nie zadowoli, a nawet bardzo zdenerwuje, ale musiał to zrobić.
- Musimy porozmawiać... - powiedział w końcu, niepewnie spoglądając na przyjaciół.
Dziewczyna spojrzała na niego pytająco, nie rozumiała, co było tak ważnego, że ich obudził. Umówili się, że za kilka minut widzą się w kuchni. Park odetchnął z ulgą, ponieważ to oznaczało, że sam nie będzie musiał opowiadać, co się wczoraj stało.
Jimin i Taehyung z trudem wytłumaczyli Olivii i Jungkookowi, że wczoraj odwiedził ich ojciec dziewczyny i nakazał im powrót do domów. Para wyglądała na zszokowaną tą wiadomością, ale nie mieli innego wyjścia niż zaakceptować rzeczywistość. Dość długo cieszyli się wolnością, ale wiedzieli również, że czas w końcu wrócić i przyszykować się do starcia z Jack'iem.
Niechętnie zebrali swoje rzeczy i przygotowali się do powrotu do szkoły. W drodze tam panowała napięta atmosfera, a w sercach każdego z nich tliły się obawy i niepewności.
Gdy dotarli na teren szkoły, na wejściu czekał na nich dyrektor, Fencio. Jego wzrok był surowy, a mina nie pozostawiała złudzeń co do powagi sytuacji. Jak zwykle anioł wyglądał, jakby się wywyższał i uważał za lepszego od każdego demona.
- Czas zabawy się już skończył, co? - zapytał sucho, patrząc na nich wymownie.
Jimin i Taehyung wymienili szybkie spojrzenia, próbując znaleźć jakieś usprawiedliwienie. Jednak wiedzieli, że żadne tłumaczenie nie usprawiedliwi ich nieobecności. Nie w oczach anioła.
- Jesteś idiotą, jeśli myślisz, że odpoczywaliśmy w tym czasie- w końcu odezwał się Jungkook, a jego głos był przepełniony złością.
- Okaż trochę szacunku, Jungkook- warknął anioł, który nie mógł znieść takiego braku szacunku i nieposłuszeństwa.
- Szacunek? - odparł Jungkook z goryczą. - Niech pan najpierw pokaże szacunek wobec swoich uczniów. Ukrywa pan cały czas zagrożenie, jakim jest Jack!
- Ty mały gówniarzu- warknął Fencio i popchnął chłopaka.
Jungkook, który został popchnięty przez anioła, zaskoczony tym incydentem, podniósł się powoli z podłogi, czując ból w miejscu uderzenia. W jego oczach było widoczne zakłopotanie i gniew, ale też zaskoczenie. Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony dyrektora.
Obok dyrektora Fencio stanęli ojcowie Jungkooka i Olivii. Ich obecność dodatkowo podkreślała powagę sytuacji. Ojciec Olivii, z wyrazem surowości na twarzy, spojrzał na córkę. Nie potrzebował słów, by przekazać, że mają do odbycia ważną rozmowę.
Ojciec Jungkooka, z zaciśniętymi pięściami i wzrokiem pełnym determinacji, podszedł do syna. Nie potrzebował słów, aby wyrazić swoje niezadowolenie z sytuacji. Wiedział, że teraz muszą wrócić do domu i porozmawiać o wszystkim.
Zaniepokojone i skruszone, dzieci podążyły za swoimi ojcami, wiedząc, że przed nimi trudne rozmowy i konsekwencje ich działań. Szczególnie zaniepokojona była Olivia, która nie wiedziała, czego do końca ma się spodziewać ze względu na to, że nie zna ojca ani reszty rodziny. To ją naprawdę przerażało.
Przed wejściem do domu jej ojca, zatrzymała się. Bardzo chciała poznać odpowiedź na jedno pytanie, zanim stanie twarzą w twarz z jednym z braci, który był odpowiedzialny za śmierć jej matki. Musiała wiedzieć, jeśli miała poznać tę część rodziny, o której nie miała pojęcia przez całe życie.
- Dlaczego zabiliście moją matkę?- wybrzmiało pytanie z ust dziewczyny.
- Bo odebrała nam ciebie. To był wystarczający powód. Od dziecka powinnaś mieszkać w piekle i nie wiem jakim cudem przeżyłaś tyle na ziemi.
- A moja śmierć?- zapytała zaciekawiona.
- Co masz przez to na myśli?- spojrzał zaskoczony na córkę, ponieważ nie rozumiał, o czym mówiła.
- On też był, kiedy miałam ten wypadek. Pamiętam dokładnie jego głos- powiedziała cicho.
Demon wściekły wszedł do domu i od razu zaatakował syna, który stał w drzwiach, wpatrując się w siostrę z zaskoczeniem i dezorientacją. Wściekłość płonęła w oczach demona, a jego ciało drżało ze złości, gotowe do natychmiastowego działania.
- Ty podły draniu! - wykrzyknął demon, wyciągając rękę w kierunku syna.
Jay nie miał czasu na reakcję. Cios demona był tak szybki i potężny, że chłopak został dosłownie wyrzucony na bok, uderzając w ścianę z hukiem. Z trudem utrzymał się na nogach, odczuwając ból, który przeszywał jego ciało.
- Co ty... co ty robisz? - zdołał ledwo wyszeptać, patrząc na ojca z przerażeniem.
Mężczyzna nie odpowiadał. Jego oczy były zatopione w fali furii, a umysł był zdominowany przez chęć zemsty i sprawiedliwości. Z determinacją, która była godna najpotężniejszych piekielnych istot, demon podszedł bliżej syna, gotowy na kolejny atak.
- Mówiłeś, że nie zabiłeś siostry!
- Nie wierzysz mi? - zapytał, a jego głos był nasycony ironią.
Jay zacisnął pięści, czując, jak w nim burzy się fala sprzecznych uczuć. Wiedział, że coś jest nie tak. Do zabicia jej matki mógł się przyznać bez najmniejszego problemu, ale nie do jej śmierci. Nie mógł też uwierzyć, że mógłby zabić własną siostrę.
- To niemożliwe... - wyszeptał, ale jego słowa zdawały się topić w mroku, który ogarnął ich obu.
Demon przybliżył się jeszcze bardziej, jego oblicze niemal tkwiło w obliczu syna. W jego oczach widniała złość, ale także coś jeszcze- niemal bezwzględna determinacja.
- W końcu nauczyłeś się, że w piekle nie ma miejsca na sentymenty ani skrupuły- syknął demon. - To tylko słabość, która nas osłabia.
Jay poczuł, jak zło wypełnia jego wnętrze, ale równocześnie wiedział, że musi się opanować. Nie mógł dać się ponieść gniewowi ani strachowi. Nie mógł poddać się sile ojca, w której wyczuł obcą energię.
- Nie mogę uwierzyć, że to robisz... - szepnął, a jego głos brzmiał pełen żalu i rozczarowania.
Demon tylko zaśmiał się ironicznie, a jego śmiech brzmiał jak szept z otchłani piekła. Jay czuł, jakby ta chwila trwała wieczność, a świat wokół nich zanikał, pozostawiając tylko ich dwóch- syna i ojca, stojących sobie naprzeciwko w ciemnościach piekła.
W jednej chwili Jay poczuł, jak mocne dłonie ojca ściskają jego szyję, przerywając dopływ powietrza. Ostry ból przenikał jego ciało, a świat zaczynał się rozmazywać wokół niego. Instynktownie próbował się bronić, ale siła ojca była przytłaczająca.
„To nie może być prawda", myślał w panice, wciąż próbując się zareagować. Ale ojciec był zbyt silny, zbyt pochłonięty gniewem, aby dać synowi jakąkolwiek szansę na ucieczkę.
W końcu, gdy świat zaczynał blednąć, Jay z trudem wyszeptał:
- Przestań...
Jego słowa były ledwie słyszalne, ale demon zareagował na nie w sposób, którego Jay się nie spodziewał. Nie widział, że za ojcem pojawiła się Olivia, która złapała za jego ramię. Nagle, tak samo nagle, jak rozpoczął atak, demon puścił syna i cofnął się, wydając z siebie głęboki oddech.
Jay opadł na kolana, kaszląc i łapiąc powietrze z desperacją. Jego serce biło jak dziki bęben, a umysł próbował ogarnąć to, co się właśnie stało.
Demon patrzył na niego z surowym spojrzeniem, ale Jay dostrzegł w jego oczach coś więcej niż tylko gniew. Było tam również coś, co mogło przypominać empatię, choćby tylko na chwilę.
Olivia, odczuwając przerażenie i zdumienie, podbiegła od razu do brata, sprawdzając, czy wszystko z nim w porządku. Jej serce biło jak oszalałe, gdy zobaczyła go kaszlącego i walczącego o oddech.
- Jay! Spróbuj się uspokoić- nakazała, przysuwając się do niego i obejmując go ramieniem.
Jay, nadal oszołomiony zdarzeniami ostatnich chwil, popatrzył na siostrę z oczami pełnymi niedowierzania. Czuł się wyczerpany, zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Jego myśli krążyły wokół szoku po ataku ojca i zaskoczenia tym, jak szybko Olivia pojawiła się, by go obronić.
Olivia, nie tracąc z oczu brata, odwróciła się w stronę ojca z wyraźnym zaniepokojeniem i dezaprobatą malującą się na jej twarzy.
- Co ty sobie myślałeś, atakując własnego syna?! - jej głos był pełen gniewu i zdenerwowania.
Ojciec Olivii, wciąż pod wpływem chwili gniewu, popatrzył na nią z zakłopotaniem i zmieszaniem w oczach. Jego wyraz twarzy wskazywał na to, że nie był w pełni świadomy tego, co się przed chwilą wydarzyło.
- Co masz na myśli, córko? - odezwał się, próbując zrozumieć, o co chodzi.
Olivia spojrzała na niego ze zdziwieniem, nie wierząc, że jej ojciec udawał, że nic się właśnie nie stało. Czuła, że coś jest nie tak, że ta sytuacja była bardziej skomplikowana, niż się wydawało na pierwszy rzut oka.
- Prawie udusiłeś! - powtórzyła, wskazując na brata, który wciąż próbował złapać oddech.
Ojciec spojrzał na syna, a potem na Olivię, jakby próbując zrozumieć, co się wydarzyło. W jego oczach migotała chwila dezorientacji, ale szybko została zastąpiona przez wyraz troski i zaniepokojenia.
- Przepraszam... - wyszeptał, próbując znaleźć słowa, które mogłyby ułożyć ten chaos. - Nie... nie wiem, co mnie... Olivia, Jay... przepraszam...
Olivia czuła, że coś jest nie tak. Musiała znaleźć odpowiedzi, musiała zrozumieć, co się właśnie wydarzyło.
W tym samym czasie, w domu Jungkooka, atmosfera była równie napięta. Jungkook stał naprzeciwko ojca, który wyglądał na zdenerwowanego i zirytowanego.
- Nie rozumiesz, co próbuję ci powiedzieć, ojcze? - krzyknął Jungkook, próbując przekonać ojca do swojego punktu widzenia.
- To ty nie rozumiesz, synu! - odpowiedział ojciec, jego głos pełen był frustracji i złości- wiesz, że tak musi być!
- Wiem, że wcześniej śpieszyło mi się z przejęciem władzy, ale to nie jest odpowiedni moment! - krzyknął Jungkook, a frustracja dławiła go w środku.
- To ty musisz otworzyć oczy, synu! Nie możemy pozwolić, aby złe wpływy zepsuły to, co jest dobre! Wojna się zbliża i nic na to nie poradzimy- ojciec brzmiał, jakby powtarzał te same słowa po raz setny.
Jungkook wiedział, że ta kłótnia nie doprowadzi ich do niczego dobrego. Ale mimo to, czuł, że musi próbować, musi walczyć o to, co uważał za słuszne. A nie widział żadnej słuszności w tym, że przy zagrożeniu, jakim jest Jack, ojciec przekaże mu obowiązki w piekle.
Jungkook czuł się zagubiony. Widział, jak ojciec pozostaje niewzruszony w swoim przekonaniu, a to tylko nasilało jego frustrację. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ojciec tak bardzo trzymał się swoich przekonań, nawet w obliczu nadchodzącej wojny.
- Ale dlaczego teraz? - zapytał Jungkook, próbując zrozumieć motywacje ojca. - Czy nie możemy najpierw zapanować nad sytuacją z Jackiem, zanim pomyślimy o tym, co dalej?
Ojciec spojrzał na niego z wyrazem zmieszania i irytacji. Było jasne, że nie był gotowy na dalszą dyskusję. Jednak Jungkook nie mógł po prostu złożyć broni. Miał nadzieję, że może przekonać ojca, że jest w błędzie.
- Musimy działać razem, ojcze- kontynuował Jungkook, starając się brzmieć stanowczo, ale zarazem wyważenie. - Nie możemy pozwolić, aby Jack zyskał przewagę. Ale musimy to zrobić w sposób, który nie narazi nas na jeszcze większe ryzyko. Przekazanie władzy teraz daje mu przewagę, bo nie jesteśmy na to przygotowani.
Ojciec milczał przez chwilę, jego spojrzenie spoczęło na synu z niepokojem. Być może w jego sercu wciąż tkwiła nadzieja na zmianę biegu wydarzeń, choć na zewnątrz wyglądał na upartego i nieugiętego.
- Musimy być gotowi na wszystko- w końcu odezwał się Szatan, jego ton był surowy, ale w nim było również coś, co mogło przypominać zrozumienie. - Nie możemy pozwolić, abyśmy byli zaskoczeni, ale w tym przypadku nie mamy wyjścia.
Jungkook skinął głową, choć wciąż miał wątpliwości co do tego, czy to właściwy sposób postępowania. Wiedział jednak, że teraz nie ma wyboru. Musiał zaakceptować decyzje ojca, nawet jeśli nie zgadzał się z nimi.
- Kiedy mam przejąć obowiązki?- zapytał niechętnie.
- Za trzy dni. Za cztery masz ślub.
Jungkook poczuł, jak fala gniewu wzbiera się w jego wnętrzu. Nie mógł uwierzyć, że ojciec po prostu nałożył na niego takie warunki, tak bezceremonialnie, jakby to był tylko kolejny punkt w ich codziennej rozmowie.
- Cztery dni? - powtórzył Jungkook, jego głos brzmiał pełen niedowierzania i frustracji. - To niemożliwe. Nie mam wystarczająco dużo czasu, żeby się przygotować.
Ojciec spojrzał na niego z wyrazem obojętności, a to tylko potęgowało gniew Jungkooka. Był pewien, że ojciec robi to celowo, żeby go postawić pod ścianą, żeby sprawić, że czuł się bezradny.
- Nie mamy wyboru- powiedział ojciec sucho. - Musisz się dostosować do okoliczności.
Jungkook czuł, jak w nim burzy się fala emocji. Był zły na ojca za to, jak go traktuje, ale jednocześnie czuł się bezsilny, bo wiedział, że nie ma innego wyjścia. Musiał się poddać woli ojca, nawet jeśli ta wola była dla niego niezrozumiała i okrutna.
- Dobrze- mruknął w końcu, opanowując gniew. - Zrobię, co trzeba. Ale nie sądzę, że to sprawiedliwe.
Ojciec spojrzał na niego z wyrazem obojętności, a to tylko pogłębiło uczucie rozgoryczenia Jungkooka. Wiedział, że musi znaleźć sposób, żeby poradzić sobie z tą sytuacją, ale w tej chwili wszystko wydawało mu się beznadziejne. Nawet jeśli kochał Olivię, to oboje nie byli gotowi na ślub.
Od Autorki: Próbowałam napisać ten rozdział od tygodnia, ale coś mnie zblokowało. Mam nadzieję, że finalnie rozdział wyszedł dobrze. Jutro powinien pojawić się kolejny jak się uda!
Czyteleniku! Proszę zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to co tworzę Ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top