Rozdział 11
Młoda wdowa wpatrywała się to w Williama, to w Louisa, tym samym cofając się o kilka kroków. Kiedy jej plecy zetknęły się ze ścianą, wzdrygnęła się i objęła odruchowo ramionami. Skórzane rękawiczki zacisnęły się na materiale jej żałobnej sukni.
– Powtórzę pytanie – podjął William. – Jaki list do Charlesa Comptona pospiesznie spaliła pani przed naszym przybyciem?
Milczała, choć wyraz jej twarzy i zaciśnięte usta sugerowały, że bije się z myślami. Serce Louisa biło szybciej z każdą sekundą, a narastająca niepewność sprawiała, że miał ochotę krzyczeć.
„Louiso, nie przedłużaj tego, błagam".
– W takim razie pozwoli pani, że przedstawię fakty, które przemawiają za tym, że coś pani ukrywa. Louisie, czy podasz mi list?
Ledwo ukrył drżenie dłoni, kiedy na prośbę brata wyciągnął ostatni list wdowy z wewnętrznej kieszeni marynarki. William rozprostował kartkę, a potem wystawił ją zapisaną stroną w kierunku kobiety. List, którym Louis do niedawna się ekscytował, teraz stał się niewygodnym dowodem.
– Cień podejrzenia rzuciło na panią pismo w początkowych zdaniach. Chaotyczny sposób, w jaki zapisywała pani litery, głównie „r" oraz „s" sugerują nerwowość lub próbę kłamstwa. A mimo to zdradziło panią coś innego. – William podszedł do biblioteczki stojącej w kącie i przejechał po zakurzonym tomie „Kupca weneckiego". – W liście wspomniała pani, że w korespondencji męża nie udało się pani znaleźć nic, co pomogłoby w dochodzeniu. Za to pozwoliła nam pani zapoznać się z jego listami osobiście. Co więcej, otrzymaliśmy tę samą propozycję również przed chwilą, gdy bez doprecyzowania powiedziałem, że jesteśmy tu, ponieważ to pani ma coś dla nas. – William odwrócił się w jej stronę. – „Ach, owszem. Możemy pójść do biura Charlesa. Mogę oddać wam całą korespondencję, być może doszukacie się czegoś, co mi umknęło" – zacytował słowa Louisy z uśmiechem na ustach. – Sądząc po tym, jak usilnie chce nas pani nakierować na przeszukanie korespondencji, podejrzewam, że rzeczywiście byśmy tam nic nie znaleźli. Kluczowy list spaliła pani przed chwilą, w pośpiechu, gdy dowiedziała się pani o naszym nagłym przybyciu. Choć dojrzała nas pani przez okno, lokaj zjawił się po dobrych ośmiu minutach. Myślę, że tyle czasu starczyłoby na rozpalenie ognia w kominku i pozbycie się kluczowego dowodu.
Czyli Louisowi się nie przewidziało. Kobieta naprawdę dostrzegła ich od razu i William właśnie przedstawił dość mocną teorię, dlaczego zostali zaproszeni chwilę później.
Spojrzenie Louisy przybrało na ostrości, jakby właśnie uporała się z szokiem zafundowanym przez zdemaskowanie. Kąciki jej ust lekko się uniosły, choć na jej twarzy nie można było dostrzec cienia wesołości.
– O co mnie pan oskarża, panie Williamie?
– Jeszcze o nic panią nie oskarżyłem i mam nadzieję, że nie będzie to konieczne. Czy nie lepiej i szybciej będzie się przyznać?
Głębokie westchnięcie wypełniło pomieszczenie. Louisa wygładziła bufiasty rękaw swojej sukni żałobnej, a potem tą samą dłonią wskazała im na fotele. Tym razem usiedli, zatapiając się przez chwilę w panującej ciszy. Louis rozumiał, że nie było potrzeby poganiać wdowy. Choć oczekiwał wyjaśnień równie uparcie co William, przestał oddychać, gdy głos Louisy dotarł do jego uszu.
– Ten jeden spalony list pochodził od człowieka, który utrzymywał regularny kontakt z moim mężem, choć nie publicznie. Na ogół nie wymieniali też listów, ten jeden stanowił wyjątek.
Louisa spuściła głowę, a pojedyncze blond kosmyki naszły na jej twarz. Louis mógł tylko obserwować kobietę naprzeciw, ale przez panujące okoliczności ogarnęła go chęć, by odgarnąć niesforne włosy i przyłożyć swoją dłoń do policzka Louisy.
Nie, przecież nie mógł zapomnieć, że Louisa wciąż powinna wyjaśnić poruszone kwestie. Uszczypnął się dyskretnie w udo, a przynajmniej uważał, że ten gest pozostanie niezauważony. Mimo to na ułamek sekundy poczuł na sobie spojrzenie zielonych oczu.
– A więc co zawierał list od tego człowieka? – dopytywał William.
Louisa przełknęła ślinę.
– W pewnym sensie dowód na niewierność żony, moją niewierność. Dlatego spaliłam ten list.
W salonie zapadła cisza, choć wydawało się, że William nie odzywał się z innego powodu niż Louis. Starszy brat splótł dłonie i lekko nachylił się w kierunku wdowy.
– Pani Louiso, czy uważa pani, że jako konsultant kryminalny uważam niewierne żony za przypadki najgorszego sortu?
William potraktował tę kwestię jak kolejny element zbliżający go do sedna sprawy, Louis również. Choć dopiero po upomnieniu się w myślach.
– Panie Williamie, do dziś nie wiem, na czym dokładnie polega pańska praca. Nie wiem, czy chcę się tego dowiedzieć. Mimo to jako kobieta nie mam aż tak wielkiej swobody brania sobie kochanków, jak wy, mężczyźni. Charles mógł mieć kochanek na pęczki, ale to u mnie każdy dwuznaczny gest mógł doprowadzić do zszargania jego reputacji – prychnęła. – A w szczególności list, w którym jego dobry znajomy informuje, że z chęcią doglądałby mojego stanu, kiedy Charles wyjeżdżał służbowo. Sądzę, że jego relacja z moim mężem musiała być dość zażyła, skoro poczuł się na tyle pewnie, by poprosić o zgodę odwiedzenia mnie „w celu dotrzymania towarzystwa". Łatwo rozszyfrować te słowa, nawet jak są umiejętnie dobrane, prawda?
Dotąd jej uwaga koncentrowała się na Williamie, dlatego Louis powstrzymał wzdrygnięcie się, kiedy pierwszy raz obdarzyła go bezpośrednim spojrzeniem.
– Nie jestem bez winy, bo lubiłam, gdy się z nim mijałam podczas jego wizyt u Charlesa. Dostarczał mi o wiele większej uwagi niż mój mąż podczas przez całe małżeństwo. Oczywiście wykluczam teraz kłótnie i szarpaniny, jakie rozgrywały się między mną a mężem, również po otrzymaniu tego listu. Nie wspominam już o innych formach przejawiającą naszą... małżeńską niezgodę.
Louisa odchrząknęła, a potem kilkukrotnie przełknęła ślinę i zasłoniła usta dłonią. Louis odnosił wrażenie, że przez tę krótką chwilę walczyła z odruchem wymiotnym.
– Nie zdradziłam męża, choć gdyby do tego doszło, chyba bym tego nie żałowała – powiedziała ściszonym tonem.
– A co ze służbą? Dlaczego będąc świadkiem tych kłótni i oskarżeń pod adresem zdrady, nikt nawet nie śmiał o tym napomnieć podczas przesłuchań przez konstabl? – spytał Louis.
Jej kąciki ust uniosły się, a uśmiech wydawał się obecnie bardziej szczery.
– Ach, Louisie, więc również zauważyłeś, że w szczególności ja i mój lokal nie darzymy się szczególną sympatią. Mimo naszych niesnasek Henry to honorowy człowiek. Moja mieszanka ziół trzyma jego matkę w dobrym zdrowiu, wcześniej kobiecina borykała się z silnymi skokami ciśnienia. Relacja z moimi dwiema służącymi i młodszym lokajem jest mniej skomplikowana, niemniej jednak im również udzielałam pomocy.
William skinął głową i wyglądało na to, że obszerne wyjaśnienia go usatysfakcjonowały. Serce Louisa również wracało do normalnego rytmu i niemal się uśmiechnął z powodu ulgi. Louisa nie była zdrajczynią.
– Czy mogłaby pani podać imię człowieka, który dyskretnie odwiedzał Charlesa Comptona?
– Hrabia Blizt Enders.
William na jej odpowiedź zareagował lekkim skinięciem głowy, choć Louis podejrzewał, że w myślach usiłował połączyć nazwisko z konkretną twarzą. Jeśli mężczyzna posiadał status hrabi, najpewniej brał udział w balach i spotkaniach towarzyskich. Na tych najczęściej z ich trójki bywał Albert.
– Dziękuję za pańską szczerość, pani Louiso – powiedział William, podnosząc się z miejsca.
– Mam nadzieję, że następnym razem nie powiąże mnie pan od razu z knowaniami i współudziałem w zbrodniach mojego męża.
William zamrugał kilkakrotnie, lekko przechylając głowę w bok.
– W którym momencie zasugerowałem, że była pani świadoma zbrodni męża? Chciałem tylko sprawdzić, czy darzymy się zaufaniem.
– Ah-aha...
William i wdowa spojrzeli w kierunku Louisa, który zastygł z lekko rozchylonymi ustami. Racja, William ani razu nie przyznał, że oskarża wdowę o tuszowanie zbrodni i spiskowanie. Chciał tylko się przekonać, czy rzeczywiście jest oddaną wspólniczką.
Jednak umysł Louisa dopowiedział sobie niepotrzebną większość.
– Na opadnięcie emocji mogłabym zaproponować panom podwieczorek – podjęła Louisa, nadgarstkiem ukrywając uśmiech.
Uświadomił sobie, że przez chwilę się zawiesił, jednak jeśli jego reakcja poprawiła Louisie humor, nie zamierzał żałować. Może nie odzyskała pełni wigoru, jaki dostrzegł u niej na początku, ale ten uśmiech maskował jego poczucie winy.
– Będę się już zbierać, praca wykładowcy mnie nie oszczędza – mruknął William. – A ty, Louisie? Może chcesz przedyskutować dalszy plan nauki z panią Louisą?
Zamiast odczuwać niepokój związany z odkryciem jego uczuć do wdowy, podbrzusze Louisa odpowiedziało mrowieniem, któremu towarzyszyło ciepło. Louisa zdawała się również wyczekiwać jego odpowiedzi, a przynajmniej źrenice jej oczu powiększyły się, gdy ponownie na niego spojrzała. Tym razem na dłuższą chwilę.
– Och, poczekaj na mnie na zewnątrz, bracisz... Williamie.
William uchylił lekko cylinder, spoglądając na Louisę.
– Będę się do pani odzywał, kiedy dowiemy się czegoś o hrabim Endersie, tymczasem życzę miłego dnia.
Louisa otworzyła usta, ale William skierował się już do wyjścia. Kiedy odgłosy kroków zniknęły, po pomieszczeniu rozniosło się jej westchnięcie ulgi. Nawet Louisiowi nie uszło uwadze, że William ulotnił się dość prędko.
– „Braciszku"? – podjęła Louisa. – To ostatnie określenie, jakie bym przypisała tak cwanej osobie.
– Nawyk z dzieciństwa – skwitował, czując na policzkach wypieki. – William wie, jak wykorzystać swoje talenty, ale nie znam innego człowieka tak wspaniałego jak on.
Nie chciał kontynuować tematu, by nie wyciągać szczegółów z ich dawnego życia w East Endzie, dlatego wkrótce zapadła cisza. Louisa poprawiła skórzaną rękawiczkę jakby w oczekiwaniu.
– Dlaczego nie powiedziałaś prawdy? – zapytał, zanim jego serce ponownie przyspieszyło.
Louisa nie spieszyła się z odpowiedzią. Poprawiła rękawiczkę, a potem wygładziła materiał sukni.
– Bo wypierałam ze świadomości, że hrabia Enders mógłby być poszukiwaną przez nas osobą, nawet jeśli okoliczności od początku mówiły same za siebie. Z mojej perspektywy to skomplikowane, Louisie.
– Z twojej perspektywy? – powtórzył niepewnie.
Louisa westchnęła, a w jej oczach zawirowały iskierki irytacji.
– Skomplikowane z perspektywy kobiety, która przy naszym ostatnim spotkaniu zainicjowała pocałunek, a teraz musiała przyznać się do niewierności, nawet pośredniej. Wyjawiłam prawdę, tylko dlatego, by nasz sojusz nie ucierpiał. Tak naprawdę byłeś ostatnią osobą, która powinna się dowiedzieć o tej części mojego życia.
Jej wzrok powędrował w kierunku drzwi od salonu, choć Louis zdążył dostrzec na jej twarzy strapienie. Nie sądził, że kobieta jeszcze kiedykolwiek nawiąże do kwestii pocałunku, którego nie odwzajemnił.
– Rozumiem, jeśli nie będziesz chciał kontynuować naszych zajęć.
Nie mógł znieść domieszki bólu i smutku, jaka zagościła na jej twarzy. Może dlatego zareagował tak pochopnie. Jego dłonie spoczęły na ramionach Louisy, by następnie delikatnie ją do siebie przyciągnąć. Zastygła z lekko rozwartymi ze zdziwienia ustami.
– Nie wyobrażam sobie przerwać naszych zajęć, Louiso – wyszeptał.
Wewnętrzne części jego dłoni emanowały narastającym ciepłem, jakby krążąca w ciele Louisy krew nagle zaczynała wrzeć. Mimo to jej ramiona rozluźniały się, a fala szoku widoczna na twarzy ustępowała łagodniejszemu wyrazowi.
On natomiast był cały spięty. Dotarło do niego, że w jakiś sposób ją osaczył, choć Louisa w żaden sposób nie przejawiała niezadowolenia z tego powodu.
Nachylił się i musnął ustami jej policzek, jego wargi ledwie dotknęły jej mlecznobiałej skóry, choć tyle wystarczyło, by ciepło z podbrzusza rozeszło się po jego całym ciele.
– Spotkajmy się w przyszłym tygodniu. Teraz muszę już iść, William czeka.
Przesunął dłońmi wzdłuż jej ramion i skończył na dłoniach. Ich palce wplotły się w siebie i na moment zostały w tym dziwnym uścisku. Louis wiedział, że powoli traci zdrowy rozsądek, a właściwie odbierała mu go kobieta naprzeciw. Jednocześnie jednak dostarczała mu emocji, których nigdy wcześniej nie odczuwał. Był to rodzaj emocji, który uzależniał.
Louisa uśmiechnęła się nieśmiało.
– Będę wyczekiwać.
----
Obrabiałam ten rozdział w pociągu, także za potencjalne błędy przepraszam. Zbliżamy się do wydarzeń z mangi, które wplotę w moją historię. Najpewniej Louisa wyruszy na rejs Noatikiem 😝 przed tym jednak planuje wprowadzić trochę rodziny Louisy, a przynajmniej taki mam plan na następny rozdział.
Bardzo dziękuję za każdą gwiazdkę, to dla mnie ogromna motywacja!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top