Rozdział 9
-Już jestem!!- krzyknął Louis
-Właśnie słyszę -powiedziałam i przemieniłam się do pozycji siedzącej. To co tam zobaczyłam zwalilo mnie z nóg. -Louis? Co to do cholery jest?
-W największej torbie masz cichy.
W trochę miejszej książki.
W najmniejszej masz te wszystkie rzeczy o które mnie prosiłaś.
A w tej reklamowce masz jedzenie.
-Louis Ale to aż 4 torby. Ile wydałeś?
-z 200 funtów. Ale masz mi kochana nie oddawać. Jest to kategorycznie zabronione.
-Dziękuję Louis.
-Nie ma za co. Opowiadaj jak się czujesz ?
-Całkiem dobrze. Twoja mama tu przyszła po zmianie , zapytać się jak się czuję, i zrobiła mi przy okazji dobieranego.
Jak wspomniałam o mamie Louis'a, skrzywił się i wymruczał coś pod nosem, w stylu. Zawsze ona potrafi się wtrącać. To było zabawne więc zachihotałam.
-Zrobić Ci herbatę ?
-Nie,dziękuję.
-Podać książkę ?
-Nie, nie chcę czytać.
-Zrobić kanpke ?
-Nie, nie jestem głodna.
-A może po prawić ci poduszkę ?
-Nie, Louis. Nie trzeba. Ale możesz mi telefon podłączyć.
Louis zerwał się z miejsca i podłączył szybko telfon do ładowarki. -Dziękuję, Louis.
-Nie masz nic przeciwko jak kumple wpadną?
-Nie. A kto taki?
-Niall, Liam i Harry.
-Za ile mają być ?
-Za 30 minut.
-Louis, ja się przebiore. Podasz mi torbę z ciuchami?
Podszedł to torby i podał mi ją.
Wybrałam najpotrzebniejsze rzeczy i chciałam ruszyć do łazienki. Ale mi mogłam, bo nie było mi to dane.
-Libby, co się stało?
-Głowa i brzuch. Zawołaj pielęgniarkę.
*Oczami Louis'a*
-Głowa i brzuch. Zawołaj pielęgniarkę.
Po tych słowach szbko pobiegłem do pokoju pielęgniarek.
-Przepraszam sala 19. Chciała iść się ubrać do toalety. Ale nagle rozbolał ją brzuch i głowa.
-Idziemy-odezwała się oddziałowa.
Szybko ruszyłem razem z nimi do pokoju Libby. Libby leżała na na łóżku i się nie ruszała. Bałem się o nią
-Louis, możesz wyjść ? Zawołanie lekarza.
Szybko wyszedłem na korytarz. Zobaczyłem doktora. Podszedłem do niego i szybko mu wyjaśniłem.
Pod salą doktor, kazał mi czekać. Bałem się o Libby. Strasznie ją polubiłem, choć znałem ją od 2 tygodni.
*30 minut później*
Napisałem do Liam'a aby nie przyjeżdżali. Napisałem im powód. Lekarze w ciągu dalszym nie wyszli. Bałem się że ją nic nie uratuje.
Usłyszałem drzwi. Od razu zerwalem się z miejsca.
-Co się z nią stało?
- Fałszywy alarm, Louis. Tylko zemdlała.
-Możesz wejść. Tylko ostrożnie z nią rozmawiaj.
-Dziękuję, dobrze.
Wszedłem do sali Libby po cichu usiadłem na krześle.
-Jak się czujesz Libby?
-D...dobrze, t...to tyl...ko omdle...nie.
-Będzie dobrze.
-K...która g...godzina L..Lou?
-16:47-odpowiedziałem powoli aby mnie zrozumiała.
-G...gdzie są chłopacy ? Mieli przy...przyjechać....
Uśmiechnęła się do mnie, a ja to odwzajemniłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top