Rozdział 8

Czekałam na doktora z dobre 5 minut.

-Tak coś się stało? Czy syn Joy, Louis coś panience zrobił?
-Nie wręcz przeciwnie. Louis to bardzo miły, opiekuńczy kolega.
-Tak, to cały Louis... więc po co mnie Pani wołała ?
-Prosiłabym aby pan zadzwonił po policję.
-Coś się stało ?
-Nie... to znaczy Tak... przed  omdleniem okradł mnie taki jeden znajomy mojego zmarłego brata.
-Oh... dobrze za kilka minut będzie policja. Zaraz zadzwonię. Proszę zadzwonić jeśli kroplowka się skończy.
-Dobrze, i dziękuję.

-Dzień dobry. Panna Libby?
-Tak to ja.
-co się stało że Pani nas wzywa ?
-Chciałabym zgłosić kradzież pieniędzy.
-Dobrze złoży Pani zeznania...

Po złożonych zeznaniach, zostałam sama.
-Pik.Pik.Pik.Pik- mój telefon dzwonił a ja spojrzałam na wyświetlacz. Na zdjęciu był Louis. Dał mi to zdjęcie, w dniu naszego pierwszego spotkania.
-Słucham ?
-Część Libby. Co mam ci wziąć z ciuchów ?
-Piżame, luźne dresy, bluzki, bluzy, i bielizna.
-Okey, jadę jeszcze do sklepu będę za 2-3godziny.
-Okey.Do zobaczenia.
-Pa.
Rozłączyłam się. Nie miałam nic do roboty, zawsze w takich momentach czytam książki.
Ja: Louis weźmiesz mi książki? Są na biurku. Nie ważne jakie. Każde przeczytam. Z 10 książek. Dzięki z góry.
Lou: Okey. Bede za 2 godziny xx

Gdy odstawiłam telefon do mojego pokoju weszła mama Louis'a.
-Dzień dobry, Libby.Jak się czujesz ?
-Lepiej. Nie masz zmiany ?
-Skończyłam. Ty lepiej mów co tam u Ciebie słuchać.
-Wszystko dobrze.-westchnelam.- wybacz ale muszę sobie zrobić koka. Strasznie mi się włosy rozwalają.
-Daj zrobię ci dobieranego. Masz szczotke ?
-Nie. Nie mam.
-Czekaj zaraz przyniosę. - czekałam zaledwie 3 minuty a Joy przyszła z szczotką.- czekaj, usiąść powoli na krześle.
Podała mi krzesło i powoli usiadłam na krześle. A Joy powoli rozczesywała mi włosy.
- Skąd umiesz robić dobierane ?
-Mam córki. Louis nie mówił ?
-Nie, niedoszlismy do tego tematu. Znamy się od 2 tygodni.
- Mam 5 córek. Louis bardzo jest wrażliwy, ostrożny, i okazuje najwięcej szczerości i miłości. Ale żadna dziewczyna nie umie go docenić.
-Na pewno znajdzie się jakąś dziewczyna.
-Louis miał mieć dziecko z Eleanor lecz ona go zdradziła.
-Słyszałam. Bardzo było mi go szkoda.
-Tak. Lubisz Louis'a ?
- Tak. Jest bardzo miłym chłopakiem. Polubiłam go.
-A gdzie on jest.
-Nie uwierzysz, pojechał mi po ciuchy i zakupy. Niestety nie miałam jak mu dać pieniędzy bo mnie okradziono. Ale jak będę miała to dam jak najszybciej.
-Louis, nie weźmie.
- Nie pozwolę aby za mnie płacił. A zwłaszcza że tego jest dużo.
-Skończyłam- powiedziala Joy a ja spojrzałam na telefon. Gdzie zrobiła mi zdjęcie. Był to bardzo ładny dobierany. Wyrazisty. I mocny.
-Dziękuję. Bardzo ładny. Jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co. Ja zmykam dziewczyny czekają.
-Okey. Jeszcze raz pa.

~♡~
437 słów. Postaram się dodać następny jak najszybciej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top