Rozdział 11
Obudziłam się, przytulona przez
Louis'a. Uśmiechnęłam się przewróciła się aby być z nim równo z nim. Twarz w twarz.
On leżał do mnie odwrócony plecami. Jedna rzecz przyszła mi do głowy.
Wsadziłam palce w jego włosy i zaczęłam masować.
Po dwóch lub trzech minutach Louis zaczął pomrukiwać.
Uśmiechnełam się do samej siebie. Louis się odwrócił, a ja nadal z uśmiechem na twarzy podziwiałam jego niebieskie jak ocean oczy.
On uśmiechnął się do mnie.
-Dzień dobry, Libby.-odezwał się pierwszy. Jego poranna chrypka była niesamowita. Chciałabym ją słyszeć codzienn... Stop ! O czym ja myślę. Louis to tylko przyjaciel i nic więcej.
-Dzień dobry. Jak się spało?
-Było ciut nie wygodnie, ale jak się do Ciebie przytuliłem, było mi odrazu lepiej.
-Cieszę się. Zaprowadzisz mnie do łazienki ? I jakbyś mógł daj mi torbę z ciuchami.
Podał mi torbę, ja zaś wzięłam czystą bieliznę, i ciuchy.
Zaprowadził mnie za rękę do mojej toalety. Miałam ją w swoim pokoju, więc nie musiał mnie przenosić przez prawie cały oddział szpitalny.
-Dziękuję.- odpowiedziałam mu po chwili.-zaczekasz tu?
-Jasne. Jak wyjdziesz mam dla Ciebie pytanie.
-Okey. Ubieram się szybko.
Szczerze to bałam się co może wymyślić. W każdej chwili mógł zadać mi jakieś głupie pytanie. Na które będę bała się odpowiedzieć, albo takie na które nie znam odpowiedzi.
Gdy siedziałam na łóżku szpitalnym, Louis usiadł na przeciwko mnie, również na łóżku.
-Dawaj- powiedziałam krótko.
-Jak u Ciebie nocowałem, to powiedziałaś mi że twoi rodzice zmarli. Lecz gdy byłem u Ciebie w domu nie widziałem żadnych zdjęć związanych z twoimi rodzicami. Mogę się dowiedzieć dlaczego ?
Co miałam powiedzieć następne kłamstwo ?
-Louis posłuchaj. Nie jest to takie proste. Moi rodzice byli bogaci. I to bardzo. Tom chciał zostać prawnikiem, lecz jak widzisz nie wyszło mu. Rodzice na wieść o śmierci Tom'a kazali mi się tym samym zająć. Lecz ja nie chciałam. Ja w życiu chcę mieć własne kawiarnie, z babeczkami, kawą i inne takie. Dobrze wiesz że prawnik zarabia wiecej, a właściciel cukierni mniej.
I o to się pokłóciliśmy. Jak dla mnie było to chorę.
Rodzice dali mi 10 tysięcy aby znaleźć sobie dom. A resztę na życie. Po prostu wywalili mnie z domu. Zostało mi mało na życie. Pracowałam urywkami to w kwiaciarni, kawiarni, pracowałam jako sprzątaczka.
Niestety nic.
Kilka dni przed ich wypadkiem zrozumiałam że oni chcieli mojego szczęścia. Niestety gdy chciałam aby do mnie przyjechali. Dowiedziałam się że dzień wcześniej mieli wypadek samochodowy. Wjechał w nich tir.
Przeżyłam tragedię. Było to chore.
Dlatego nie mam ich zdjęć. Wszystkie poprzednie zdjęcia z nimi wyrzuciłam po naszej kłótni.
Zastanawiasz się, dlaczego nie mam ich pieniędzy. Otóż zbankrutowali. 3 miesiące przed wypadkiem. Wszystko zainwestowali w firmę. Mieli firmę budowlaną. Nic nie mieli. Widniały same zera na ich kontach. Nawet nie chciałam tych pieniędzy. Dlaczego?
Dlatego że nie mogłam żyć z świadomością że nie odzywałam się do nich przez 2 lata. Nie miałam z nimi kontaktu. I nie mogłabym żyć z tymi pieniędzmi.
Gdy skończyłam zostałam przytulona przez Louis'a.
-Chcę Ci coś pokazać. Niestety musimy wyjść.
-Okey.
Wstałam z łóżka i usiadłam na wózku. Do pokoju weszła Joy z dwona talerzami jedzenia.
-A gdzie się Państwo wybieracie?
-Chciałem Libby coś pokazać.
-Najpierw musicie coś zjeść. Makaron z warzywami.
-Przepraszam nie jadam warzyw z pudełek.
-Libby. Zwariowałaś moja mama dała przepisy do stołówki. Dają tutaj tylko takie rzeczy. -odezwał się Louis.
-Moja córeczka Lottie jest chora i nie może jeść takich rzeczy. Dlatego wszyscy jemy takie rzeczy. Spróbuj! -zachęcała mnie Joy.
-Pyszne. Naprawdę jak wyjdę, będę was odwiedziała w domu na obiady. -zażartowałam sobie.
-Z przyjemnością Cię przyjmiemy, Libby.- z uśmiechem i napełnioną buzią, warzywami i makaronem odezwał się Louis.
Gdy Joy wychodziła z mojego dotychczasowego pokoju odwróciła się i dodała:
-bardzo ładnie wygladcie gdy razem śpicie.
Na to powiedzenie zarumieniłam się. Louis tylko się uśmiechnął.
Po skończonym posiłku, razem z Lou szłam, to znaczy on szedł a mnie pchał na wózku. Do jakiegoś miejsca.
-Chciałbym Ci pokazać ważne dla mnie miejsce.
-Nie mogę się doczekać.
Gdy Louis otworzył drzwi do nieznanej mi sali. Zamarłam. To co tam die znajdowalo, przeszło najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewałam się tego po Louis'ie...
Jak myślicie co to może być ?
NAJLESZY/PIERWSZY KOMENTARZ = DEDYKACJA !
Zapraszam na nowe opowiadanie z Larry'm. Przyjmuje Pozytywne i Negatywne komentarze !
Wow jest słów - 682 ! REKORD!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top