Rozdział 28
14/20 Komentarze plz...
Zamurowało mnie. Siedziałam w miejscu dobre kilka minut. Odłożyłam talerz na stół i pobiegłam po kurtkę. Nie zamawiałam taksówki lecz szpital był daleko. Wolałam biec jak głupia by być przy Louis'ie. Strasznie się o niego bałam znaliśmy się trzy, cztery miesiące a czuję jakbyśmy znali się od dzieciństwa. Przez ten czas gdy byłam w szpitalu - opowiadaliśmy o sobie dużo. On wiedział o mnie dużo a ja o nim. Było wspaniale mieć przyjaciela, który Cię rozumie. I tak się właśnie stało. Od śmierci Tom'a odizolowałam się od świata. Ucięłam kontakty z dawnymi znajomymi, rodziną.
Śmierć Tom'a była dla mnie okropna. Ktoś ważny w życiu odszedł ode mnie. Nie wybaczyłabym sobie jakby następna osoba odchodzi ode mnie. Louis był inny - inni mnie pocieszali, mówili że będzie lepiej, że wszystko się ułoży. A on ? On mnie pocieszał swoim uśmiechem, niebieskimi oczami wpatrujących się we mnie. Jego zaraźliwy śmiech jak i uśmiech dawały mi chęć do dalszego ciągnięcia tego bezsensownego życia. On był wspaniałym " kołem ratunkowym" . Lecz wiedziałam że przyjaźni nie układa się na kłamstwie. Wiedziałam że świadomie okłamałam Louis'a. Ale on też mi na pewno wszystkiego nie opowiedział. Miałam dość patrzeć na niego wiedząc że go okłamałam. Może nadejdzie taki dzień że powiem mu prawdę . On był moim prawdziwym przyjacielem. Najbliższą mi osobą. Wiedziałam też że też byłam dla niego wsparciem po rozstaniu się z Eleanor. Oszukała go. Zdradzała przez cztery lata. A on to tak dzielnie znosił. Podziwiałam go za to. Nie potrafiłabym tak jak on. Płakałabym dniami i nocami, użalając się nad sobą. Ale patrząc z drugiej strony - on był facetem a oni nie płaczą. Chyba.
Biegłam już chyba z dwadzieścia minut. Zobaczyłam na której jestem ulicy i szybko obliczyłam ile mi zostało do przekroczenia drogi. Szybko obliczyłam że jeszcze z dziesięć, dwadzieścia minut. Może i z matematyki na początku byłam kiepska, ale teraz radzę sobie wyśmienicie. Louis dobrze uczy, jest świetnym korepetytorem. Byłam ciekawa czy mnie wpuszczą. Wiedziałam że tam znajduję się telewizja. Widziałam przecież w telewizji. Byłam skłonna do okłamania ich. Wszystko zrobię aby wpuścili mnie do Louis'a. Wiedziałam że Louis nie był nikim sławnym więc można też do niego przejść swobodnie.
Po piętnastu minutach weszłam do szpitala. Podeszłam do recepcji.
-Dzień dobry. Mogę w czymś pomóc? Dać wody ?- powiedziała dość atrakcyjna recepcjonistka.
-Witam. Nie dziękuję. Ja przyszłam się dowiedzieć na której sali leży Louis Tomlinson.
-Przepraszam ale nie mogę udzielić Pani informacji.
-Niech mnie pani nie irytuję. To jest mój narzeczony. W domu jest nasze trzy miesięczną córeczkę z sąsiadką która ma 65 lat i prawie nic rozumie. Proszę aby Pani podała mi na której sali leży mój narzeczony- Naprawdę się zdenerwowałam, nie lubię wścibskich kobiet.
-Ugh... no dobrze. Sala 386 piętro trzecie, oddział powypadkowy. Nie wie Pani tego ode mnie.
-Dziękuję. - mruknęłam i ruszyłam do windy, która prowadziła na oddział w którym leżał Louis.
W windzie było dużo miejsca. Szybko dostałam się na górę. Weszłam do oddziału i kierowałam się na salę 385.
-379, 380, 381, 382, 383, 384 - mruczałam pod nosem numery sal - 385, jest.
Pod salą była telewizja. Przepchałam się przez masę ludzi i weszłam do środka. Była tam pielęgniarka, która z nim flirtowała, ale po jego minie widać że nie jest do niej przekonany. Szczerze? Byłam trochę zazdrosna?
-Kochanie boże jak się czujesz? Olivia jest z tą starszą sasiadką. Wiem że nie powinnam zostawiać trzy miesięcznego dziecka z 65 latką. Ale musiałam do Ciebie przyjechać.- gdy się odezwałam oby dwie pary oczu spoczeły na mojej osobie.
Louis miał uśmiech na twarzy ale też lekkie zdziwienie. A ona grymas na twarzy. - Witam jestem narzeczoną Louis'a, a Pani ?
-Pielęgniarka Holly. Witam... J może już p...pójdę. Jak coś proszę dzwonić.
Oboje kiwneliśmy głową i gdy Holly zniknęła za drzwiami a ja z Louis'em zaczęliśmy się śmiać.
-Nieźle ją spławiłaś. Dziękuję nie mogłem się jej pozbyć.
-Okey. Siła wyższa.
-Jak Cię tu wpuścili ?
- Kłamstwo. To samo co powiedziałam Holly.
-Nie źle.
-Dziękuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top