My baby

— Mogę ci w czymś pomóc? — Zaproponował pochylając się z uśmiechem nad mężczyzną klęczącym na krawężniku. Zawsze starał się pomagać wszystkin dookoła, nawet jeśli wiedział jaki będzie tego wynik.

— Odejdź ode mnie! — Krzyknął starszy tylko w odpowiedzi oraz podniósł się gwałtownie oraz zaczął odbiegać. Kenii westchnął zrezygnowany. To była już trzecia osoba dzisiaj, która tak zareagowała.

Czasami nadal spotykał ludzi bojących się zdolności, zwłaszcza tych jego. Nie mógł ich za to wynić, w końcu jego super siła mogła być naprawdę onieśmielająca, na dodatek jeśli wzięło się jeszcze pod uwagę to w jaki sposób wyglądała jego zdolność gdy się denerwował to gdyby mógł sam zacząłby uciekać. Nie potrafił od czasu do czasu nawet rozpoznać samego siebie w lustrze kiedy przypadkowo zobaczył swoje odbicie w lustrze gdy był zirytowany. Zazwyczaj jego przyjemne do oglądania rysy twarzy w takich momentach były całkowicie zmienione wyglądając na całkowicie poważne oraz groźne, a jego łagodny uśmiech był zmazany niczym ołówek z kartki - niby był jakiś ślad sygnalizujący, że jeszcze chwilę temu on tam był jednak nie w chwili obecnej. Nienawidził tego. Starał się jak tylko mógł by pozostać miłym jednak nie potrafił później zapanować nad sobą gdy podczas tego kiedy nie był w stanie już wytrzymać i wybuchał przy niektórych impulsach. Takich jak na przykład informacja, że zamierzają torturować ich przyjaciół.

Takich jak na przykład gdy dowiadywał się, że jego przyjaciel nie żyje.

Doskonale pamiętał to w jaki sposób jego nogi zapadały się w błoto gdy nie ruszał się nawet o centymetr wpatrując się tempo w gruzy zniszczonego przez wodę domy pomiędzy którymi znajdowało się ciało o tak dobrze znanej mu twarzy. Krew huczała mu w uszach, kończyny zaczynały mrowić, a on sam czuł pustkę. Czuł pustkę do czasu pojawienie się nowej emocji, gniewu. Nie był agresywną osobą, wręcz każdy mu zawsze powtarzał, że jest jak motyl - bez żadnych umiejętności do skrzywdzenia kogokolwiek. Jednak w tamtym momencie chciał po prostu coś zrobić, chciał coś zniszczyć, chciał się na czymś wyżyć. Jego przyjaciel nie żył, jego najlepszy przyjaciel z którym znał się od piaskownicy nie żył.

Potrzebował coś zrobić, potrzebował coś zniszczyć. Na swój sposób świadomość tego, że to jeszcze nie koniec od razu podpowiedziała mu co mógł zrobić by wyrzucić z siebie negatywne emocje, ale i również uratować wszystkich innych by oni również nie zginęli przez to, że nie był w stanie pomóc im wszystkim. Tak więc zmienił kształt góry całkowicie się przy tym wyczerpując. To jasne, że nadal był wściekły jednak również i na tyle zmęczony oraz zrozpaczony, że zwyczajnie nie miał siły już nic więcej zrobić oprócz leżenia tylko na trawie nie mogąc się nawet z niej podnieść.

Wtedy spotkał niejakiego Fukazawe, który akurat znajdował się w okolicy gdy usłyszał o rozgrywającej się tu tragedii. Pomógł mu wstać oraz zaprosił go do restauracji obiecując, że zapłaci za wszystko czego tylko będzie potrzebował. Nie chciał nadwyrężać niczyjej dobroci dlatego wziął tylko jedną porcję chociaż było to stanowczo za mało żeby nadrobić jego energię po tym co zrobił, następnie zasnął niemal natychmiast zanim zaczęli nawet rozmawiać. Z tego co później mu mówiono prezes uważał, że zasłabł i zabrał go do najbliższego lekarza, przeprosił za to jednak starszy utrzymywał, że to nie był nic takiego, przecież miał prawo czuć się zmęczony.

Od tamtego okresu minął nieco ponad rok. Tak jak wtedy miał trzynaście lat tak teraz miał czternaście. Mimo iż zdarzało mi się denerwować częściej niż wcześniej zawsze starał się przynajmniej uśmiechać chcąc wyglądać nieco bardziej przyjaźnie, chociaż z perspektywy osoby trzeciej pewnie wyglądało to po prostu bardziej przerażająco. Zdobył naprawdę wielu nowych przyjaciół oraz doświadczeń, dowiedział się również mnóstwa nowych rzeczy o mieście. Do momentu gdy zaproponowano mu pracę w Zbrojnej Agencji Detektywistycznej nie miał żadnej styczności z takimi rzeczami jak pieniądze bądź elektryczność. Co prawda pytał gdzieś w wiosce od czasu do czasu jak wygląda życie w mieście jednak nikt nie chciał mu odpowiedzieć bądź nie umiał znaleźć odpowiedzi. W końcu mimo iż wieś była mała to dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzi w niej nigdy nie miało z większymi skupiskami ludzi żadnych doświadczeń, mógł więc tylko sobie wyobrażać jak to było mieć na zawołanie ciepło w domu za pomocą kaloryfera bądź bezproblemowo i szybko podgrzany posiłek za pomocą mikrofali.

Jako dziecko lubił również fantazjować o tym, że urodził się w mieście, na pewno wtedy wszystko wyglądałoby znacznie inaczej. Nie miał jednak zbytnio czasu na taki gdybanie, krowy same na pastwisko by się nie wyprowadziły ani pole samo by się nie zaorało, musiał pomagać swojej rodzinie przy pracy jednak nie czuł się z tego powodu źle, nie tylko on to robił więc dlaczego miałby narzekać? Tak cuz siak większość prawy wykonywali dorośli więc to nie tak, że ptracił coś ze swojego dzieciństwa. Teraz może już nie był rolnikiem w takim stopniu jak wcześniej, ale nie był to jakiś duży problem, w zamian mógł pomóc naprawdę ogromnej ilości osób i to było zdecydowanie ważniejsze.

Pomachał jeszcze uciekającemu mężczyźnie po czym odwrócił się na pięcie odchodząc w całkowicie inną stronę. Nie zrezygnuje dopóki komuś nie pomoże, on czuje, że musi pomóc.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top