RANT
Po co to wszystko, na co?
To nie prowadzi w żadną stronę; to ślepy zaułek bez bocznych wyjść.
Jak można nazwać wyborem coś, z czego wybrać się nie da? Jak można nazwać wyborem coś, z czego efekt zawsze pozostaje ten sam?
Wybór pomiędzy złem, a złem nigdy nie będzie dla mnie wyborem! To jest utknięcie pośrodku absolutnie niczego i szarpanie się z własnym rozsądkiem i rozsądkiem innych ludzi, ludzi mi najbliższych.
"Shh! Nie będę o tym słuchać, rozumiesz? Pakowaliśmy się w różne gówno razem, ale nigdy dwa razy; a ty powtarzasz dokładnie to samo-WIEDZĄC jak to się skończy! Więc Sierściuch, nie. Nie chcę słuchać"
To jest kolejny raz, kiedy mam rację w pewnych kwestiach. Mówiąc, że lepiej dla mnie i dla wszystkich wokół, żeby nie wracał wiedziałam jak to będzie wyglądać.
Kiedy wszyscy reagują agresją, tak jak ja do tej pory, ja nagle się wyciszam i toczę zaciekły bój sama ze sobą.
Uderza mnie fala nagłego obrzydzenia, nad którą nie jestem w stanie zapanować.
Odkryłam przyczynę mojego wcześniejszego maniakalnego drapania się na krótką chwilę przed powrotem; dzisiaj, gdy wszystko już wróciło dostaję za to po łapach.
Wyrzucam w eter masę pytań, które tylko wiszą w powietrzu nie przynosząc żadnej odpowiedzi. Nikt nie potrafi mi udzielić na nie odpowiedzi, bo nikt nie jest mną; nikt nie jest nim. Nikt nie siedzi nam w głowach, nie spisuje myśli. Nie mam prawa wymagać absurdalnych odpowiedzi do moich absurdalnych pytań!
Poza tym, czy ja na poważnie chcę znać prawdę?
Zawsze zasłaniałam się słowami pt.:Jestem człowiekiem, który lubi wiedzieć.". Lecz gdy przychodzi co do czego zatykam uszy i wrzeszczę co sił w płucach, bo czasami prawda jest trudniejsza do zniesienia niż życie w złudzeniu.
Co definiuje mnie jako silnego człowieka? Co jako słabego?
Silna, bo nie chciałam ulec? Bo ciskałam się agresywnie, bo rzadko kiedy ryczałam? Bo wolałam kąsać wściekle niż zatopić się w iście pretensjonalnym smutku?
Słaba, bo zmieniłam się w chodzący stan agonalny? Bo zaciskam szczęki hamując napad paniki? Bo wyję, rwąc sobie włosy z głowy?
Zawsze byłam słaba!
Zręcznie potrafiłam zmanewrować samą siebie do ukrycia się za pozą tej silnej i niezależnej, niewzruszonej, rzucającą kurwami na lewo i prawo, podczas gdy w środku rozrywało mnie na strzępy.
To jest właśnie to, nigdy mnie nie poznał, bo na początku sprawił, że budowałam w sobie ogromny mur, za którym w razie czego trzeba było się schować!
Półtora miesiąca to cholernie mało i cholernie dużo zarazem.
Po co, na co to wszystko?
Na co są te powroty?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top