Proszę czekać :)
Wpierw leci szklanka.
Z całą mocą rozstrzaskuje się o ścianę, rozpada się na małe kawałeczki, okruszki, szklany pył.
Za szklanką leci talerz, szybuje przez powietrze chwilę, by z dźwięcznym hukiem rozpaść się na cztery części na podłodze.
Uśmiecham się i wiem, że ten uśmiech do przyjemnych nienależy.
Obracam w dłoniach butelkę, zdrapując z niej etykietę.
Pierdolenie. Zwyczajne, paskudnie banalne i nic nie warte P I E R D O L E N I E.
Bo inaczej nie można już nazwać, bo łagodniejsze wyrazy dawno straciły swoją moc.
Jak ściąć kogoś z nóg? Pozbawić rąk jednym szybki cięciem. Przebić serce na wylot i z przyjemnością wyszarpnąć je z piersi.
Zapieram się nogami w miejscu w miarę jak ciągną mnie za niewidzialną smycz. Dławię się własnymi myślami, z ust wysypuje się wściekły charkot. Nieznośny szum w uszach.
Nie pójdę dalej, nie dam się wyprowadzić w pole.
Za dużo poświęciłam pracy by znaleźć się w miejscu, w którym jestem teraz. Za dużo razy szłam nie tam gdzie trzeba, po omacku, bezowocnie szukając drogi powrotnej, która nigdy nie istniała. Można było iść tylko do przodu, przez gęste zarośla, które biły po twarzy, zostawiały zadrapania na nogach, rękach. Gałęzie ciągnęły za włosy.
Nie pójdę dalej, nigdzie kurwa nie idę!
To był kamień milowy, a jednocześnie błędne założenie, że jestem normalna, ociemniała, że widząc co się dzieje odwrócę wzrok i posłusznie spuszczę głowę. Bijąc się w pierś:moja wina,moja bardzo wielka wina.
Been there, done that.
Nigdy więcej.
Pusty śmiech mnie bierze na tą szczerość.
Szczerość nieszczera, nowy gatunek!
Jest mi tak cholernie wszystko jedno, czuję jak spływa na mnie realizacja jak śmieszna jest ta cała moja egzystencja, jak wiotczeje ciało, ruchy stają się bardziej miękkie, spojrzenie się rozmywa.
Obracam w palcach butelkę do zera obdartą z etykiety.
Odrzucam głowę do tyłu i śmieję się smutno.
Brzęk butelki dzwoni mi w uszach, pojedynczy odprysk kaleczy mi kostkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top