Nie mam pomysłu na tytuł, bo tekst jest o niczym
Mrok pokoju zakłóca złoty poblask, wdzierający się delikatnie przez szczelinę w drzwiach, nieśmiało oświetlając wąski pasek drewnianej podłogi. W jej świetle wirują drobinki kurzu; powoli kolistymi ruchami opadają z powrotem na swoje miejsce.
Wsłuchuję się w dźwięki pustego mieszkania, płynne, miarowe tykanie zegara; ktoś w mieszkaniu obok napuszcza właśnie wodę do wanny, kaskada kropli uderza ciężko o jej dno.
Słyszę beztroski śmiech dziewczyny z trzeciego piętra.
Ktoś pod blokiem trzasnął drzwiami od samochodu.
Przenoszę wzrok na okno, oświetlone z zewnątrz mdłym pomarańczem latarni ulicznej.
Słucham życia dalej.
Mój zmęczony, chrapliwy oddech, równomierne bicie serca.
Czerowna dioda od telewizora.
Sztucznie wyprodukowany, cichy, przytłumiony śmiech z jakiegoś nowego sitcomu dochodzący z pokoju obok.
Złoty pasek światła.
Drobinki kurzu.
Tak zwyczajnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top