Ból głowy
Nadchodząca wiosna przeszywa mnie na wskroś.
Zielone listki kiełkują w umyśle, starają się jak mogą, by wchłonąć kłęby dymu uzbierane od miesięcy.
Lecz zamiast rozkwitać, całe życie zdaje mi się cofać. Zacinam się na słowach, dukam zdania z ogromnym wysiłkiem. Myśli nie schodzą się w całość; wszystko rozpierzchło się na boki, rozjeżdża się cały obraz świata.
Nie wiem co jest jeszcze prawdą, a co tylko maską, wypracowaną manierą do perfekcji. A może chęcią, czystą chęcią by wydostać się z tego marazmu? Lepię się cała od wspomnień, przebrzmiałych dawno myśli i rozmów. Ciągnie się za mną pajęczyna, w którą zaplotłam tylu ludzi.
Ci co nie wpadli w sieć, są teraz szczęśliwsi beze mnie; ci co zostali, biernie obserwują drogę pod topór.
Podjęłam słuszną decyzję. Pierwszą w tym roku. Odeszłam mając dosyć życia w strachu, dosyć życia w ciągłym napięciu, dosyć zasypiania z myślą, że może coś zmieni się samo nazajutrz.
Odeszłam tak samo, jak dałam wrócić. Odeszłam na swoich warunkach.
I nie przyjdzie mi tego żałować, nie w tym życiu, nie w następnym, ani w żadnym kolejnym.
Ja też walczę. O swój spokój. O swoją psychikę, swoje serce, swoje sumienie.
To litość nad samą sobą. Ostatni akt miłosierdzia.
"Właśnie wróciłem z miejsca, gdzie byłem duszą towarzystwa, a z ust mych płynęły nieustannie dowcipy, śmiali się wszyscy, byłem podziwiany- ale myślami byłem daleko, na krańcu świata.
Wyszedłem i chciałem się zastrzelić."
~Søren Kierkegaard
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top