9. Papierowe banknoty i serce na miarę Propercjusza
– Cześć, mam nadzieję, że nie przeszkadzam? – zapytał Hiacynt, zdejmując buty.
– Dobrze, że zapytałeś – mruknęła cicho Anastazja.
– Właśnie robimy makaron i chyba muszę zrobić więcej. – Ida wróciła się do kuchni. – Chodź tu Nastka, pomożesz mi! Ty Hiacynt usiądź sobie, możesz zjeść żelka, jak chcesz!
Blondynka zostawiła chłopaka w przedpokoju i poszła do kuchni.
– Ida, słodka stokrotko, u nas taki nieporządek, a on postanowił się wprosić – lamentowała cicho Anastazja, która nie mogła znieść myśli, że ktoś zobaczy bałagan w postaci zasmarkanych chusteczek Idy.
– Mogę się założyć, że widział w życiu większy bałagan. Nie panikuj, tylko wlej ten przecier na patelnię. Popatrz na mnie, dobrze, że nie postanowił wpaść, gdy tonęłam w rozpaczy w rytm Marylki. Przynajmniej nie będę już myśleć o tych okropnych zdarzeniach. – Ida była już przyzwyczajona do paniki przyjaciółki i przyjmowała wszystko ze spokojem – Głodny może jest, więc przyszedł. Rozłóż lepiej talerze. Hiacynt, chodź do kuchni, bo tu jest stół i no wiesz – zawołała.
Usiedli przy niewielkim stoliku, a Anastazja nałożyła każdemu makaron i sos.
– Muszę przyznać, że świetnie panie gotują. – Uśmiechnął się Hiacynt, kończąc jedzenie.
– Nie to, żeby przeszkadzało nam twoje wproszenie – powiedziała szybko Ida, widząc, jak Anastazja zbiera się na jakąś kąśliwą uwagę. Nie rozumiała, dlaczego blondynka tak bardzo nie lubi, gdy w ich mieszkaniu przebywa czarnowłosy chłopak. Pewnie ten bałagan tak ją zestresował. – To, co teraz?
– Mam w mieszkaniu Monopoly. Chcecie? Mam przynieść? – zapytał chłopak, wstając od stołu.
– Czemu nie! – Ida zbierała talerze ze stołu.
Hiacynt wyszedł z mieszkania nie fatygując się nawet, aby nałożyć buty.
– Już wypłynęłaś z jeziora rozpaczy? – powiedziała Anastazja, nie do końca wierząc, że w pięć minut wszystkie ciemne, deszczowe chmury mogą się ot tak rozpłynąć.
– Pomyślałam sobie, że co ja będę się ograniczać. Zazwyczaj nie płacze się nad rozlanym mlekiem, czy jakoś tak. – Rudowłosa wzruszyłam ramionami.
Ida nie płakała długo. Można by wręcz powiedzieć, że płakała zbyt krótko, ale tylko płaczem zewnętrznym. Ten wewnętrzny ból był jeszcze gorszy. Trwał znacznie dłużej i w żaden sposób nie można było go wygonić. Łzy podobno sprawiają ulgę, ale co, kiedy nie ma łez? Dziewczyna nie płakała na pogrzebach i innych wydarzeniach, na których wszyscy płaczą. Potrafiła wybuchnąć panicznym śmiechem, a potem uciec i patrzyć się na ścianę. Myśli ściskały ją od środka, nie pozwalając nabrać tchu.
Chłopak bez pukania wszedł do mieszkania, niosąc w dłoniach planszówkę.
– Tylko proszę bez nerwów! – mówił, rozkładając planszę na stole.
Więc grali tak w mieszkaniu numer czternaście, pośród strzępków smutku i chusteczek, a za oknem kończył się występ słońca.
– Na pewno oszukujesz! – wykrzyknęła Ida, wstając z krzesła. – Nie mogę zapłacić ci tyle pieniędzy, skoro dopiero kupiłeś to miasto!
– Mam sposoby. – Uśmiechnął się zawadiacko. - Po prostu nie kupuje każdego napotkanego pola! – Wyrzucił ręce w górę.
– Oszukujesz!
– Wcale nie!
Anastazja siedziała cicho pośrodku kłótni z małą garstką papierowych banknotów przed sobą.
– Nie gram z tobą! – krzyknęła rudowłosa, rozrzucając swoje karty po planszy. – Wyjadłeś mi makaron, a teraz jeszcze chcesz mnie okraść z pieniędzy w Monopoly! – Odeszła od stołu.
– Przejdzie jej. – Anastazja uśmiechnęła się przyjaźnie w stronę Hiacynta.
– Nie przejdzie! – odezwała się z pokoju Ida, a blondynka tylko przewróciła oczami.
***
Anastazja siedziała właśnie na wykładzie z historii sztuki i rysowała dziwne stworki na kartce.
– Moralitety i farsy, a także misteria oraz mirakle – opowiadał profesor. – Misteria to jedne z podstawowych rodzajów dramatu liturgicznego. Początki w kulturze chrześcijańskiej sięgały dziesiątego wieku. Ostanie rzędy nie śpimy – kontynuował. – Niekiedy przybierało ton farsowy, a co to farsy to już wiecie. Usamodzielniło się jako odrębny gatunek dopiero w czternastym wieku, czyli dosyć długo zwlekało.
Nagle obok ręki dziewczyny wylądował mały zwitek papieru.
Rozłożyła go i przeczytała. Koślawym pismem było napisane:
Idziemy na obiad po zajęciach?
Krystian.
Spojrzała na siedzącego obok chłopaka i nabazgrała odpowiedź, zgadzając się na propozycję.
– Ciekawą rzeczą jest motyw everymana – wykładowca mówił dalej. – Trzeci rząd, to średniowiecze nie romantyzm. Niech pan Orczyk już nie bawi się w Propercjusza, to nie czas na listy miłosne, chociaż pewnie i takich pan nie umie pisać. Everyman to bohater moralitetów – mówił dalej.
Anastazja zdusiła śmiech, a chłopak spuścił głowę.
Wychodzili z uczelni w słonecznym humorze, mimo chmur na niebie.
– Na co masz ochotę? – zapytał Krystian, wkładając kapelusz.
– Chodźmy po prostu do McDonalda, ty mój Propercjuszu – zaśmiała się blondynka.
Kroczyli ramię w ramię przez szare uliczki. Niektórym kamienicom ze starości łuszczyła się już skóra, w postaci odpadającego tynku. Hałas samochodów nie wydawał się tak głośny, a niebo nie wyglądało tak smutno. Dlaczego niebo miałoby smucić się w tak niesamowite popołudnie?
– Ja to zjadłbym frytki z lodami czekoladowym i coś jeszcze – oznajmił Krystian stojąc przed maszyną do zamawiania – A ty?
– Mi weź nuggetsy z sosem słodko-kwaśnym i coś jeszcze – powiedziała Anastazja. – Obowiązkowo z tym sosem.
– Nie łam mi serca tym sosem. – Chłopak zapłacił za zamówienie, nie przejmując się protestami dziewczyny, która twierdziła, że teraz jej kolej, aby to zrobić.
Anastazja usiadła przy stoliku czekając, aż brunet przyniesie zamówienie. W końcu zjawił się z tacą pełną niezdrowego jedzenia.
– To twoje, to moje, to twoje... – Rozdzielał zamówienie na kupki, aby każdy dostał swoje. – I ten twój obrzydliwy sos. Myślisz, że mógłbym być takim Propercjuszem, gdybym się podszkolił? - zapytał odpakowując frytki.
– A masz obiekt do nauki? – zaśmiała się Anastazja, maczając w sosie kurczaka.
– Czekaj – przerwał chłopak, wyjmując wszystkie frytki z pudełka.
– Bella mia czy będziesz muzą mej utęsknionej w miłości duszy tego martwego jak moje serce świata? – powiedział, prezentując ułożone na tacy serce z frytek.
– Mój Romeo tobie tylko amory w głowie. Pozwól, że wezmę w opiekę kawałek twego ziemniaczanego serca. – mówiąc, wzięła jedną frytkę z konstrukcji Krystiana. – Nie widziałam, że umiesz mówić po włosku. To włoski, prawda?
– Taki wybitny, aż nie jestem. Umiem powiedzieć tylko trzy słowa. Apropos amorów. Może poszlibyśmy w czwartek do kina?
– To jest dobry pomysł, a mogłabym wziąć Idę? Wiesz ona ostatnio jest nieco przybita, chociaż stara się tego nie pokazywać – zapytała z nadzieją.
Chociaż chłopak liczył na spotkanie we dwoje, zgodził się nie pokazując zawodu. Chciał pokazać Anastazji, że jest mu bliska, a na spotkaniach na czekoladzie nie mógł się przemóc. Czekolada oznaczała przyjaźń, a on niechętnie musiał przyznać, że nie wystarczała mu czekolada. Tak myślał. Czekolady takie są — słodkie i zdradliwe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top