16. Czekoladowe słowa brzmią lepiej

         Nie wiadomo, dlaczego Anastazja obawiała się dzisiejszego dnia. Przez swoje roztargnienie zapomniała zjeść śniadania. Jesienny wiatr też jakby się czegoś obawiał, bo wiał jak oszalały. Może obawy są jak wiatr? Nasilają się, aby potem delikatnie powiewać.
Anastazja jadąc tramwajem obserwowała malutkie kropelki deszczu, które jak na wyścigach spływały po szybie.

Wmawiała sobie, że w żadnym wypadku nie powinna się obawiać. W końcu Krystian Orczyk to jej przyjaciel.
Nie miała okazji złapać go na uniwersytecie, gdyż ten jak wiatr za oknem pilnie się spieszył. Na początku do głowy blondynki wpadł pomysł, aby napisać SMS-a, lecz po jakimś czasie stwierdziła, że jest to głupi pomysł. Bo kto pisze ważne rzeczy w SMS-ach? Ważne? Kiedy zajęcia chyliły się ku końcowi, dziewczynie udało się złapać Krystiana. Załapać tak dosłownie. Ledwo, ale się udało.

– Nasze spotkanie dzisiaj nadal aktualne? – zapytała, trzymając chłopaka za łokieć.

– Tak, tak, a teraz muszę lecieć do... do łazienki! – powiedział szybko.

Krystianowi było zwyczajnie wstyd. Miał tę świadomość, że zachowywał się dziecinnie uciekając przed Anastazją, ale nie wiedział jeszcze, co powie, kiedy spojrzy w jej niebieskie jak jezioro oczy. Przysiadł na uniwersyteckiej ławce, wplatając palce w czekoladowe włosy. Było mu tak okropnie wstyd. Najokropniej jak to tylko możliwe. Tylko anioły wiedziały, dlaczego wtedy tak postąpił. Jeszcze Anastazja musiała odstawić go do domu. Co za wstyd.

Nie potrafił spojrzeć w błękitne oczy dziewczyny. Nie, kiedy pamiętał tamte zmieszane spojrzenie, pełne niewiadomej. Nie, kiedy złote fale smutno leżały na jej ramionach. Nie, kiedy czekoladowe pieprzyki pokazywały swego rodzaju żal. Nie, kiedy uśmiech nie był już tym uśmiechem. Widział, że od kilku dni dziewczyna chodziła przygaszona. Nie zapytał. Nic nie zrobił. Był przyjacielem. Był?
Już pierwszego dnia na uniwersytecie, kiedy zobaczył dziewczynę, która gorliwie wpatrywała się w tablicę ogłoszeń coś go tknęło. Chłopak nie wierzył w żadną miłość od pierwszego wejrzenia ani nic podobnego. To było coś takiego, że po prostu wiedział. Nie wiedział, co ale jednak. Ciężka sprawa. Krystianowi ciężko było to zrozumieć. Później miał wrażenie, że nastąpił istna wewnętrzna powódź i wszystko samo jakoś poszło. Wylało się z filiżanki.

Ostatnie minuty na uczelni dłużyły się obojgu niemiłosiernie. Minuty Anastazji przesiąknięte były stresem. Minuty Krystiana były puste, zupełnie jak jego myśli, których nie potrafił złapać i zatrzymać.

Anastazja czekała na chłopaka przed budynkiem uczelni. Wyszedł bez swojego kapelusza, poprawiając okulary, które zsunęły mu się z nosa tak samo jak zsunęła mu się z twarzy radość, na myśl o czekoladzie.

– Idziemy? – zapytała Anastazja z delikatnym uśmiechem.

Chłopak kiwnął tylko głową w odpowiedzi. Kilka kropel deszczu skapnęło na nos Anastazji. Krople nie miały zmartwień i figlarnie pląsały z wiatrem. Niektóre przysiadły na okulary Krystiana, utrudniając tym widoczność, a inne stanowiły rozrywkę, spływają po szybach autobusu.

– Nie uważasz, że deszcz jest magiczny? – zapytała dziewczyna, przeskakując przez kałużę.

– Tak, szczególnie kiedy przez niego masz oklapłe włosy i cały jesteś mokry, i oklapły – zaśmiał się Krystian, idąc z rękami w kieszeni brązowego płaszcza.

– Ty nie masz nawet czapki! – Anastazja naciągnęła swój kremowy beret bardziej na uszy. – Już prawie zima! Znaczy październik, ale to prawie jak zima.

Starała się nie myśleć o rozmowie, która miała nadejść. Dziewczyna nie lubiła, wręcz nienawidziła niedomówień. Zdawała sobie sprawę, że nieco wyolbrzymia, ale czy pocałunki nie są oznaką jakiegoś uczucia? Nie chodziło jej o te całusy w policzek, a te pocałunki. Nie można rozdawać pocałunków byle komu, prawda?

Usiedli do stolika, przy którym zawsze siadali.

– Co robiłeś przez ten cały czas, kiedy tak się śpieszyłeś? Jakiś ważny projekt? – zapytała Anastazja, chcąc zacząć rozmowę.

Skutecznie cię unikałem” – pomyślał, ale nie powiedział tego na głos.

– To znaczy, moja siostra złamała rękę i... – plątał się w słowach.

Słowa są jak farby, którymi można namalować najpiękniejszy krajobraz, ale za to są też jak słuchawki, które zawsze są poplątane po wyciągnięciu z kieszeni.

Od niezręcznej próby tłumaczenia się wybawiła go taca z kubkami czekolady. Podziękował cicho, a kelnerka tylko się uśmiechnęła.
Krystian wiedział, wręcz wewnętrznie go to ściskało, że Anastazja pragnie zapytać, ale się obawia. Dlatego nareszcie zebrał się w sobie i powiedział:

– Nastka, bo wiesz wtedy... To ja nie wiedziałem, co robię i jakby, nie chciałem. – Nie wiedział, co ma mówić. Słowa zaplątały się jak kable od słuchawek. Nie patrzył w oczy Anastazji tylko na swój kubek czekolady, od której chyba wszystko się zaczęło. Przeklęta czekolada. Anastazja nic nie mówiła, tylko patrzyła na chłopaka. – Powiedz coś, błagam.

– To jest prosta sprawa, chociaż jest jednak skomplikowana, ale już o tym myślałam i Ida też myślała, bo jej powiedziałam, nie mogłam tego zdusić po prostu. – Anastazja zdziwiła się swoim spokojnym podejściem do rozmowy. – Ale jest istotna kwestia, bez której nic by się nie stało, nie żeby coś się stało, bo to nic wielkiego, nie przejmuj się, ale czy ty... – Chciała powiedzieć te słowa, ale jakoś jej nie pasowało. „Czy coś czujesz”, w tamtym momencie nie mogło przejść jej przez gardło. Były to tylko trzy wyrazy, które stanowiły niemałą wartość, przynajmniej w tym przypadku. Uczucie, chociaż może nie miłość, bo to zbyt ogromne pojęcie, stanowiło coś w rodzaju podpowiedzi. Podpowiedzi nie zawsze bywają dobre. – Czy możemy o tym zapomnieć? Znaczy, jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to śmiało i...

– Myślę, że możemy i wybaczysz mi? Nadal się gniewasz? – zapytał Krystian, obracając w dłoniach kubek czekolady, która nie smakowała już tak samo. Była inna, jakby doprawiona niewypowiedzianymi słowami Krystiana, które chciał powiedzieć, ale się obawiał. Obawiał się obrotu sprawy. Jego wiatr wiał cały czas z tym samym nasileniem.

– Ależ jak nigdy się nie gniewałam! Dlaczego przyszło ci to do głowy? – Uśmiechnęła się, biorąc łyk czekolady.

– Jakoś tak. – Machnął ręką, nadal widząc to spojrzenie niebieskich oczu.

– Wiesz, dlaczego dzisiaj pada deszcz? Bo wczoraj był poniedziałek, a my nie wypiliśmy czekolady na szczęście i świat się zasmucił! – zaśmiała się dziewczyna, patrząc przez okno. Nie była usatysfakcjonowana rozmową, ale stwierdziła, że nie warto już jej ruszać.

Ludzie uciekali przed deszczem, a szczęśliwcy z parasolami, kroczyli dumnie po chodniku. Ciekawe, czy mieli czas na czekoladę, od której tak wiele się zaczyna.

Anastazja pożegnała się z Krystianem, idąc na przystanek tramwajowy i patrząc na gdańskie uliczki przyozdobione kałużami. Nie wydaje się Wam, że w deszczowy dzień świat staje się troszkę inny?
Dziewczyna nadal czuła słodki smak czekolady na języku.

– Hej, Nastka! – przywitała się Ida, z wchodzącą do mieszkania Anastazją. – Ogólne to mamy zaproszenie na piątek od Hiacynta na wino. Znaczy nie na wino, ale ja się zapytałam, czy będzie wino i powiedział, że się postara. Wypiłabym teraz wino, jakoś tak. Spotkałam go, jak gdzieś wychodził. Jak tam?

– Ty to zawsze znajdziesz okazję, żeby się gdzieś wprosić. Słabo powiem ci, chociaż w sumie to lepiej niż ostatnio, bo pogadałam z Krystianem, ale czuję jakiś taki niedosyt – mówiła blondynka.

Wieczór zaglądał przez okno, wsuwając swój wścibski nos pomiędzy firanki. Anastazja z kubkiem zielonej herbaty i książką siedziała na łóżku, wcale nie czytając, tylko rozmyślając. Ida, Ida właściwe robiła dużo rzeczy na raz; gotowała mleko na płatki, oglądając telewizję i przeglądając coś na telefonie.

– Wiesz co, Ida? – Anastazja odłożyła książkę. – Mówiłaś, że masz jakieś wino, to masz?

– To nie ja mam, tylko nasz sąsiad ma mieć w piątek. Jak ty mnie słuchasz. W ogóle wypiłabym kieliszek wina – rozmarzyła się nieco. – Ale mam pomysł! Chodź! – Pociągnęła blondynek za rękę, idąc do drzwi.

– Ja nie pójdę do sklepu! Czekaj ja jestem w piżamie! Dlaczego chcesz iść teraz do sklepu? Jutro kupię ci to wino, obiecuję! Gdzie ty idziesz? Oszalałaś!

– Nie do sklepu, głupku. Twoja piżama nie wygląda jak piżama, a plan jest świetny. – Zapukała do drzwi mieszkania numer piętnaście, a Anastazja błagała w duchu, aby sąsiada akurat nie było w domu.

– Moje spodnie w pingwiny wcale nie wyglądają podejrzanie – mruknęła blondynka pod nosem, chcąc uciec jak najdalej.

Bosy chłopak stał w drzwiach, ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Nie spodziewał się wizyty o takiej porze i miał zamiar spędzić kilka nocnych godzin wraz ze swoją gitarą, ale przecież gości nie wypada nie przyjąć, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top