11. Wszyscy tańczą w blasku słońca

– Nastka! W co ja mam się ubrać? Jak ubiera się na wproszone randki? – Ida przewracała wszystkie swoje ubrania.

– Ubierz się tak, jakbyś szła ze mną do kina. – Wzruszyła ramionami blondynka.

– Ale ty nakładasz sukienkę! Jak ja będę wyglądać przy tobie w zwyczajnej bluzie! – Wyrzuciła ręce w powietrze.

– Przecież nie musisz stroić się do kina. Możesz włożyć to i to. – Wyciągnęła z szuflady pstrokatą zieloną koszulę i zwyczajne jeansy. – Tak myślę, ale nie wiem.

Ida szybko pobiegła do łazienki, krzycząc po chwili:

– A co mam zrobić z włosami?

– Nie wiem, na przykład poczesz, żeby nie były splątane? Co ty chcesz Krystiana podrywać? – Przewróciła oczami ze śmiechem.

– E, tam! Jak przypnę szpilkę, to będzie dobrze? Chyba przypnę. Jednak przypnę.

– Chodź, zaraz będziemy spóźnione!

Fioletowowłosa wybiegła z łazienki, nakładając pośpiesznie kurtkę i czerwone trampki, z którymi chyba nigdy się nie rozstawała.
Anastazja narzuciła płaszcz na swoją błękitną sukienkę.

– Czemu ty zawsze wyglądasz tak elegancko, a ja jak jakiś ochłap? – zapytała Ida, wychodząc z mieszkania, które Anastazja zaraz zamknęła.

– Przesadzasz.

Wyszły z kamienicy, po chwili zawracając się z powrotem, bo Anastazji przypomniało się, że nie wzięła portfela. Kiedy już upewniły się, że mają wszystko, udały się na przystanek tramwajowy, witając się po drodze z kilkoma przechodniami.
Wsiadły do tramwaju praktycznie w ostatniej chwili.

Ida przez całą drogę zamartwiała się swoim wyglądem i tym, że palnie coś głupiego przy pierwszej lepszej okazji. Anastazja starała się ją uspokoić, tłumacząc, że wszystko będzie dobrze.

Każdy ma swój własny poziom żartów, który czynu go wyjątkowym, bo kim byśmy byli bez tej istoty? Ktoś bardziej o nią dba, jeśli „dba" to w tym przypadku odpowiednie słowo. Ida właśnie była takim człowiekiem, który ma zadbaną głupotę. Ta czasami sama pchała się jej na język. Umiała żartować w każdym momencie, no prawie.
Anastazja zaś, niezbyt umiała w żarty, ale od tego miała Idę, prawda?

Wysiadły z tramwaju, zmierzając w umówione miejsce. Gdy tam dotarły, Krystiana jeszcze nie było. Anastazja już miała wyciągać telefon i dzwonić, ale oddali zobaczyła biegnącego chłopaka w rozwianym płaszczu.

– Długo czekacie? – zapytał zdyszany. – Cześć, ty pewnie jesteś Ida? Nie byłaś przypadkiem ruda? – przywitał się ze stojąca z boku dziewczyną.

– Jestem, znaczy pod tym fioletem nadal mam rude włosy. – Uśmiechnęła się Ida. – Ty na pewno jesteś Krystian. Ten, co chodzi w kapeluszu i je czekoladę. Tak, Anastazja mi opowiadała.

– W takim razie miło poznać. Idziemy? Wstyd się przyznać, ale nawet nie patrzyłem, co leci teraz w kinie – mówił, wchodząc do budynku.

Krystian kupił bilety na film, który wspólnie wybrali i powiedział:

– Chcecie jakiś popcorn?

– Ja nie, bo prażona kukurydza brzmi przerażająco. Jakby prażona to prawie jak przerażająca albo jakaś prażona jak prababcia. W sensie żona i prażona - powiedziała szybko Ida. - Matko, znowu palnęłam coś głupiego.

Anastazja tylko zaśmiała się i również odmówiła przysmaku.
Weszli do sali kinowej, w której powoli gasły światła. Gasły, aby nie widzieć.

Krystian, zamiast oglądać film, bił się z myślami, chociaż kino to nie miejsce na walki, szczególnie te z samym sobą. Z jednej strony chciał chwycić Anastazje za rękę lub cokolwiek, ale z drugiej obawiał się reakcji dziewczyny. Ostatecznie chwycił drobną dłoń dziewczyny, ta spoglądnęła na niego i szepnęła:

– Nie mów, że się boisz. To nie jest horror. Na horror bym nawet nie poszła. – Uśmiechnęła się. Anastazja musiała przyznać, że nigdy w życiu nie obejrzała żadnego horroru.

– Nie, ja tylko... Nieważne – odparł cicho, nadal trzymając dłoń blondynki. Gdy światła gasną nic nie widać.

Miał wrażenie, że dziewczyna zaraz odleci jak piórko. Z jednej strony chciał podejść do piórka szybko, ale z drugiej wiedział, że gwałtowne ruchy mogłyby odsunąć je jeszcze dalej. Piórka uciekają przy większym powiewie wiatru.

Wychodząc z sali, Ida pociągnęła nosem.

– Idusia, coś się stało? – zapytała zmartwiona Anastazja, patrząc na zaczerwienione oczy przyjaciółki.

– Nie, nie po prostu, ona wtedy umarła, a on ją tak kochał i to takie smutne. – Samotna łezka potoczyła się po jej poliku, na wspomnienia scen z filmu. Ida Pyk wstydziła się płaczu na filmach.

– Ty wrażliwcu, masz tu chusteczki. – Anastazja podała jej paczkę chusteczek, które zawsze miała przy sobie.

– Wybaczcie, ale ja muszę iść do łazienki – przeprosiła fioletowowłosa.

Anastazja i Krystian zostali sami, siadając na kinowe kanapy. Światła już się paliły.

– Pójdziemy gdzieś? Jeszcze wcześnie – powiedział Krystian, spoglądając na zegarek. – Jeśli chcecie, oczywiście.

– A co proponujesz? – zapytała blondynka, poprawiając płaszcz.

– Starówka?

Anastazja pokiwała tylko głową, widząc wychodzącą z łazienki przyjaciółkę. Na twarzy Idy nie było widać już smutku.

– Idziemy jeszcze na spacer – oznajmił Krystian, kiedy wychodzili z kina.

Poszli pieszo, ponieważ było niedaleko. Anastazja uwielbiała spacery. Mogła wtedy podziwiać wszystko dookoła. Niby jadąc tramwajem, również można oglądać miasto, ale to nie to samo. Nie mogła zerwać listka z pobliskiego drzewa, chociaż wiedziała, że tak nie wypada.
Oczom całej trójki powoli pokazywał się żuraw, który mimo tak wielu lat pracy, nadal trzymał się dobrze. Rzeczne fale, poruszały się delikatnie dotykane przez jesienny wiatr. Ludzie spacerowali powoli lub biegli pośpiesznie, a rzeka kołysała się własnym rytmem. Statki, które zacumowały do brzegu, delikatnie poruszały się w rytm rzecznej muzyki. Fale tańczyły tango z promieniami październikowego słońca. Październik był wyjątkowo szczęśliwy tego roku i tylko czasami użalał się nad własnym losem.

Wszyscy tańczyli w blasku słońca, które najwidoczniej miało dobry humor, bo nie szczędziło swoich promyków. Niektórych raziło w oczy, kiedy tylko na nie spojrzeli.

Ida nabrała ochoty na lody, twierdząc, że film wcale nie był słodki, więc musi dostarczyć sobie odpowiednią ilość cukru. Zatrzymali się więc w lodziarni. Fioletowowłosa zażyczyła sobie trzy gałki, a Krystian i Anastazja poprosili o rurki z kremem.

Rurki z kremem są jak ludzie. Pusta rurka nie jest tak smaczna, a sam krem również nie smakuje tak dobrze, chociaż można by się kłócić. Kiedy jednak połączy się te dwa składniki, tworzą wręcz anielski przysmak. Może ludzie to rurki i kremy? Świat jest słodki, a anioły robią rurki z kremem. Może mają u siebie w Niebie jakąś cukiernię?

Zatrzymali się przy ogromnym napisie „Gdańsk", przy którym Ida koniecznie chciała zdjęcie, bo jakoś nigdy nie było okazji. Anastazja pstryknęła kilka zdjęć, kilkanaście tak naprawdę. Później jeszcze zażyczyła sobie zdjęć z Anastazją i to Krystian stał się fotografem.

Powoli robiło się ciemno, a gdy się ściemnia, Idzie Pyk do głowy wpadają dziwaczne pomysły. Zupełnie jakby noc przychodziła ze specjalnym koszem pomysłów i rozsypywała je na ulice.

– Chodźcie, wejdziemy na jakąś imprezę! – doznała chwilowego olśnienia. Smutek pozostał w kinie, a na jego miejsce wstąpiło coś, czego sama dziewczyna nie potrafiła określić. Emocje na jej twarzy zmieniały swoje kostiumy, ale nie zawsze trafnie.

– Ja... wiesz, to nie jest dobry pomysł – zaprzeczyła Anastazja, niezbyt przekonana. Wspominając swoje wcześniejsze imprezowe wyjścia, cóż nie były one w większości udane.

– Oj no weź! Ty nigdy ze mną nie tańczyłaś nawet! – odparła Ida z udawanym oburzeniem. - Zawsze możemy wyjść. W każdej chwili. No proszę, Nastuś. – Złożyła ręce w błagalnym geście.

– Niech ci będzie – westchnęła blondynka, spoglądając na Krystiana, który tylko wzruszył ramionami.

Fioletowołosa wyszukała szybko miejsce jakiejś imprezy w telefonie i pociągnęła towarzyszy za rękę.

Anastazje zawsze przerażały takie wydarzenia. Od kolorowych świateł i głośnej dudniącej muzyki kręciło jej się w głowie. To tak jakby wchodziła do jaskini, w której nic nie było wiadomo. Czuła, że każdy patrzy na nią oceniającym wzrokiem. Może to głupie, ale zawsze bała się, że coś jej się stanie. Trzymała za słowo Idę i miała nadzieję, że jednak będą mogli wyjść w każdym momencie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top