7. Nie spodziewałem się tutaj ciebie.

Patrząc w duże lustro w moim pokoju, nie mogę przestać się na siebie patrzeć, gdyż w ogóle siebie nie poznaję. Na mojej twarzy znajduje się pełny makijaż, który zrobiła mi Cassie, przez co wyglądam na starszą osobę i będę mogła wtopić się w tłum. Kuzynka chciała pożyczyć mi także kilka sukienek, ale nie posłuchałam jej rad i ubrałam na siebie jasnoniebieskie jeansy i łososiowy sweterek. Blondynka oczywiście robiła niezadowolone miny, widząc mój strój, ale nic nie mówiła, gdyż zagroziłam jej, że nigdzie nie pójdę. Już w makijażu czuję się nieswojo, a co dopiero w zbyt krótkiej sukience.

– Ciociu, Lexi zostanie dzisiaj u mnie na noc, jeżeli to nie kłopot? – pyta mamę Cassandra. Całe szczęście mama jest zbyt zajęta swoimi papierami, żeby zobaczyć, co takiego jej córka ma na twarzy.

– To żaden kłopot, Cass – upewnia kuzynkę moja mama i unosi na chwilę wzrok znad papierów, a ja zastygam w miejscu. Dobrze, że mam na sobie jeszcze bluzę z kapturem i mama nie widzi mojej twarzy. – Bawcie się dobrze.

Po włożeniu na nogi moich różowych trampek, żegnam się z mamą machnięciem ręki i wraz z Cassandrą wychodzimy z mieszkania, zjeżdżając windą na sam dół.

Im bliżej miejsca imprezy jesteśmy, tym większe obawy we mnie rosną. Dom wypełniony po brzegi ludźmi i muzyka typu pop, to nie moja bajka, ale teraz nie mogę się wycofać. Obiecałam Cassie, że z nią pójdę, a ja zawsze obietnic dotrzymuję.

Kilka ulic dalej już słyszę głośną muzykę, a mnie zaczyna mdlić. Na zewnątrz ludzie albo rozmawiają ze znajomymi, albo już wymiotują prosto w krzaki. To niewyobrażalne doprowadzić się do takiego stanu! Może faktycznie powinnam była zostać w domu?

– Hej, nie przejmuj się – mówi kuzynka, pocierając moje ramiona w celu uspokojenia mnie. – Trzymaj się mnie, to nic ci nie będzie. Zobaczysz, będziemy się świetnie bawić.

Po tych słowach łapie moją dłoń w swoją i wprowadza do środka. Ilość osób w środku mnie przeraża. W głębi duszy miałam jednak nadzieję, że będzie to mała imprezka z kilkoma osobami, ale to, co właśnie widzę, sprawia, że zapiera mi dech w piersiach. W negatywnym znaczeniu, gdyż zaczyna brakować mi powietrza.

Spuszczam swój wzrok i staram się zignorować każdy obcy dotyk, aby za chwilę się nie rozpłakać albo wpaść w histerię, czyli tak zwany atak. Poza tym, nie mogę zniszczyć arcydzieła Cassie, która długo siedziała nad moim makijażem.

– Chcesz się czegoś napić? – obraca się do mnie blondynka, gdy wprowadziła nas do kuchni. Na stołach leżą tony alkoholu, czyli coś, co mnie w ogóle nie interesuje i jestem na to zbyt młoda. W odpowiedzi kręcę głową, a Cassie wywraca oczami i bierze do dłoni dwa czerwone kubeczki, które po chwili wypełnia złotawą cieczą. – Trzymaj, może się trochę rozluźnisz.

– Ja chyba nie mogę tego wypić – stwierdzam po wywąchaniu, że jest to czysty alkohol. – Wciąż mam siedemnaście lat.

– Tutaj nikt nie patrzy na wiek – przekrzykuje głośną muzykę, a ja ulegam. Nie widzę sensu, aby walczyć z Cassie, gdyż i tak namawiałaby mnie do tego przez całą imprezę. Gdy przytykam kubek do ust i biorę łyka, kuzynka klaszcze w dłonie i szeroko się uśmiecha. – Dobra dziewczynka. Jak ci smakuje?

– Jest... – zastanawiam się, aby dobrze dobrać słowa i zlizuję językiem resztki jabłkowego alkoholu z ust. – Nawet dobre.

– Widzisz? Właśnie zasmakowałaś cydru! A teraz chodźmy do salonu, poznasz moich przyjaciół – mówi entuzjastycznie, a ja kiwam głową, wypijając resztę alkoholu, który faktycznie jest bardzo dobry.

Zwieszając głowę, idę za Cassie, ale mój oddech znów staje się nieregularny, gdyż w kuchni jest o wiele mniej osób, niż w salonie, gdzie siedzą wszyscy znajomi mojej kuzynki. Staram się wyglądać naturalnie i uspokoić swój oddech, aby nie wyglądać jak kompletna idiotka.

Posyłam nieszczery uśmiech wszystkim znajomym blondynki, gdy ona przedstawia mnie jako swoją koleżankę. Sama siada na kolanach jakiegoś chłopaka, który nie protestuje, a ja staję niepewnie tuż obok niej. Wszystkie oczy wpatrzone są we mnie, a ja czuję się okropnie. Nie wiem, co mam w tej sytuacji zrobić, gdyż nigdzie nie widzę wolnego miejsca, aby usiąść i na dodatek krępuje mnie obecność wszystkich tych ludzi. Mój puls ponownie przyspiesza, a oddech staje się płytki. Jeszcze chwila i dostanę tam ataku!

– Ja pójdę do łazienki – piszczę, odwracając się na pięcie i odchodzę z dala od innych. Miałam nadzieję, że Cass wstanie i ruszy za mną, ale gdy obracam się w tamtym kierunku, ona w dalszym ciągu flirtuje z chłopakiem.

Przemierzam samotnie korytarze, a moje samopoczucie ciągle się pogarsza. Wszyscy się o mnie ocierają, a w mojej głowie zaczyna wirować niczym na karuzeli. Ostatni raz miałam atak, gdy w szóstej klasie na dzień matki moja klasa przygotowywała przedstawienie. Miałam powiedzieć przed wszystkimi wiersz, ale gdy wszystkie spojrzenia były skupione na mnie, to zamknęłam się w sobie. Najgorsze jednak było to, że wszyscy zaczęli do mnie podchodzić i mnie szturchać, więc dostałam ataku. W takiej sytuacji potrzebuję pustego pomieszczenia, ale nie mam zielonego pojęcia, gdzie jest chociażby łazienka.

Wchodzę schodami na górę, gdzie jest trochę ciszej, a tłum ludzi nie jest taki gęsty. Otwieram pierwsze przypadkowe drzwi, mając nadzieję, że to łazienka, ale od razu tego żałuję, gdyż to, co widzę, sprawia, że mam ochotę zwymiotować. Jakaś para była rozebrana do naga i robiła to w czyimś łóżku. Szybko zamykam drzwi i cofam się kilka kroków, ale wpadam na czyjąś klatkę piersiową.

Odwracam się i podnoszę swoje spojrzenie na tę osobę, lecz znowu tego żałuję. Zielone tęczówki spoglądają na mnie gniewnym wzrokiem, ale gdy spostrzega, że to ja, jego twarz przybiera pewny siebie grymas. Domyślam się, że wyglądam niczym sapiący pies, gdyż mój oddech do tej pory się nie uspokoił, a do moich oczu napłynęło stado łez.

– Proszę, proszę, kogo ja tu widzę – mówi pewnie siebie i krzyżuje swoje dłonie na klatce piersiowej. – Nie spodziewałem się tutaj ciebie, Niemowo.

Jego komentarz wystarcza, aby mnie złamać, więc gdy czuję piekące łzy na moich policzkach, wbiegam do przypadkowego pokoju i zamykam go na klucz. Wzdycham z ulgą, gdy okazuje się nim łazienka i siadam na zimnej posadzce obok wanny. Obejmuję dłońmi swoje kolana i staram się myśleć o czymkolwiek innym, byle nie o imprezie, Oliverze i kłopotach, w które się wpakowałam.

Przyjście tutaj było naprawdę złym pomysłem. Może i Cassie świetnie się bawi, ale dla mnie to męka. Wszystko mnie przerasta, gdyż pierwszy raz jestem w tak dużej grupie ludzi, którzy są na dodatek tak blisko mnie. Jeszcze towarzystwo Olivera niczego nie ułatwia, gdyż jedyne, co robi, to mnie obraża.

Kiedy mój oddech się uspokaja, a łzy przestają spływać po policzkach, wstaję i chwiejnym krokiem podchodzę do lustra, które praktycznie pęka na mój widok. Cały makijaż mam rozmazany, więc odkręcam kran i wszystko zmywam za pomocą wody.

Postanawiam odnaleźć Cassie i wrócić z nią do jej mieszkania i nic nie obchodzi mnie, że ona świetnie się tam bawi. Ja przed chwilą przeżyłam atak, który nie powinien był w ogóle mieć miejsca. To wszystko wina tego jej głupiego pomysłu, ale przynajmniej teraz będę miała idealną wymówkę, aby nigdy więcej nie przyjść na coś takiego.

Ostatni raz spoglądam w lustro i uznaję, że wyglądam dość przyzwoicie, żeby stąd wyjść, nie licząc oczywiście zaczerwienionych oczu spowodowanych płaczem. Wypuszczam zaległe powietrze z moich płuc i otwieram drzwi, kręcąc przy tym głową, aby oczyścić ją ze wszystkich myśli.

– Wszystko w porządku? – pyta za moimi plecami ktoś, kogo nie chciałam już nigdy więcej usłyszeć. Odwracam się w stronę Olivera, a gdy spoglądam w jego oczy, widzę coś, czego się nie spodziewam. Czyżby to troska? Nie, to nie możliwe. Za chwilę rzuci jakimś obraźliwym tekstem, aby jeszcze bardziej mnie zdołować. – Nie wyglądasz najlepiej.

Nieśmiało kiwam głową i odwracam się na pięcie, aby nie prowadzić z nim już żadnej konwersacji, gdyż to ostatnia rzecz, jakiej właśnie potrzebuję. Schodzę schodami na dół i automatycznie patrzę się w podłogę, wstrzymując swoje powietrze w płucach tak długo, aż dochodzę do kanapy, na której powinna siedzieć teraz Cassandra. Właśnie, powinna.

Gdzie ona, do cholery jasnej, jest?

Rozglądam się dookoła, ale nie widzę nic poza tańczącymi, spoconymi ciałami. Powietrze wokół mnie ponownie zaczęło gęstnieć, ale nie mogłam pozwolić sobie na drugi atak tego samego dnia. Jeden to wystarczająco za dużo, dlatego kieruję się na zewnątrz.

Dobrze, że wzięłam ze sobą bluzę, gdyż na podwórku powietrze było chłodne. Rozwiązuję swoją bluzę, która przewiązana była wokół bioder i wkładam ją na siebie. Tego mi właśnie potrzeba. Zimne powietrze idealnie łagodzi moje rozgorączkowane ciało i w końcu mogę odetchnąć pełną piersią.

– Siostrzyczko! – słyszę znajomy krzyk i odwracam się w jego kierunku, aby ujrzeć Cassie siedzącą na barkach jakiegoś chłopaka w basenie. – Dołącz do naaaas. Świetnie się bawimy! – mamrocze i czka, przez co blondyn wrzuca ją do wody.

– Cassie? – mówię cicho, podchodząc do brzegu basenu. – Czy ty jesteś pijana? – pytam, mimo że znam już odpowiedź.

– Ja? Nie, no co ty! – głupawo się śmieje i zanurza pod wodą. – Wchodź do wody, jest wspaniale!

– Cass, wyjdź z wody – rozkazuję jej. Czuję się w tym momencie jak jej matka, ale to nie moja wina, że tak się schlała. Widocznie nie tylko ja tak uważam, gdyż swoim komentarzem przyciągam uwagę wszystkich jej znajomych, którzy patrzą na mnie, jak na osobę która psuje zabawę. – Twój tata dzwonił.

– Tata? – pyta już bardziej poważnie i marszczy przy tym brwi. Doskonale wiem, że tylko jej tata ma jakąkolwiek kontrolę nad tym, co robi, gdyż Cassie w pewnym sensie się go boi. Gdy kiwam głową, kuzynka żegna się ze znajomymi i wychodzi z basenu, podążając za mną, dopóki nie zatrzymuję się na chodniku z dala od miejsca imprezy. – To, czego chciał mój tata?

– Niczego – mówię, a ona posyła mi pytające spojrzenie. – Nie dzwonił do ciebie. Musiałam cię po prostu stamtąd zabrać, zanim zrobiłabyś coś głupiego. Jesteś pijana, bredzisz bzdury, więc jeśli życie ci miłe, to usiądź sobie na krawężniku, a ja zadzwonię po taksówkę.

Gdy wyciągam swoją komórkę z kieszeni spodni, wybieram odpowiedni numer i kontaktuję się z biurem taksówek. Podczas mojej rozmowy Cassie pochyla się do przodu i wymiotuje prosto na ulicę. Szybko się rozłączam, dziękując przełożonej i przytrzymuję kuzynce włosy.

– Nadal uważasz, że świetnie się bawisz? – droczę się z nią, podśmiewując się pod nosem.

– Tak, jest zajebiście – mówi sarkastycznie, a ja zanoszę się jeszcze głośniejszym śmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top