6. Ty chyba wciąż mnie nie znasz.

– Nie było cię dzisiaj na terapii – stwierdza sucho Oliver, a ja czuję na sobie ten jego parzący i zniecierpliwiony wzrok, gdyż nic nie odpowiadam. Mój za to ciągle wpatrzony jest w buty. – Nie zamierzasz nic powiedzieć, Niemowo?

Cicho prycham na dźwięk mojego znienawidzonego przezwiska i szybko wymijam go, aby nie musieć ciągnąć tej żenującej rozmowy. To nie jest nawet rozmowa, gdyż to ten dupek prowadzi dość obraźliwy monolog.

Gdy już dochodzę do drzwi od gabinetu Amandy, za swoimi plecami słyszę kolejny komentarz padający z ust Olivera.

– Wiesz, co ci powiem? – zaczyna wykrzykiwać, a ja odwracam się w jego stronę ze zmarszczonymi brwiami. – To prawda, jesteś okropną nudziarą, ale wyhoduj sobie jakieś jaja i nie bądź pizdą, która myśli, że jak nic nie powie, to wszystkie jej problemy same się rozwiążą.

Na jego komentarz wywracam oczami i wchodzę do gabinetu psycholożki, która patrzy na mnie zaniepokojonym wzrokiem. Szybko macham dłonią, aby nie drążyła tematu i siadam na swojej kanapie.

W środku mnie wszystko się gotuje, ale nie mogłam dać poznać tego po sobie przed Oliverem, który zapewne by to wykorzystał przeciwko mnie. Co on sobie myśli? Jego słowa nie mają żadnego sensu, a ja wcale nie mam problemów. Zwyczajnie udam, że on wcale tego nie powiedział i będę w dalszym ciągu go ignorować. Przez to, co mówi, mogę wywnioskować, że jest wkurzony faktem, że mam go gdzieś. Bo czy gdybym go nie ignorowała, nie starałby się zwrócić na siebie uwagę tymi chamskimi komentarzami?

– Nie było cię dzisiaj na terapii – mówi spokojnie Amanda, a ja wywracam oczami, gdyż dokładnie to samo powiedział mi kilka minut temu Oliver. – Dlaczego?

– Zapomniałam o niej – odpowiadam, kładąc się na kanapie i zaczynając patrzeć się w sufit. – Poza tym, kogoś poznałam, dlatego nie było mnie na terapii.

– To świetnie! – krzyczy psycholożka i entuzjastycznie pisze coś na jakiejś kartce. – Jest z naszej szkoły?

– Um, tak. Nazywa się Lucas Miller? – zdradzam jej niepewnie. Powinnam jej o tym wszystkim mówić? Wiem, że jest moją psycholożką, ale czy nie powinnam zachować tego dla siebie? – Jest bardzo miły.

– Cieszę się, Lucas to dobry chłopak – uśmiecha się i upija łyka swojej czarnej kawy. – Jak ci minął weekend? – pyta po chwili ciszy i wyrywa mnie z liczenia śrub na suficie, przez co się gubię, więc wzdycham w rezygnacji.

– Dobrze – odpowiadam i siadam na krawędzi kanapy, gdyż za minutę ma być dzwonek. – Nic szczególnego, wszystko po staremu. A u ciebie?

– Wyśmienicie! W sobotę zostałam ciocią!

– Gratuluję – mówię, uśmiechając się w jej stronę, aż nagle dzwoni dzwonek na lekcję. – To ja już pójdę.

Opuszczając gabinet, od razu kieruję się w stronę sali matematycznej. Matematyka jest przedmiotem, którego nie znoszę i najchętniej opuszczałabym ją najczęściej, jak się tylko da. Nie wiem, czy jest to wina beznadziejnego nauczyciela, czy moja, gdyż zwykle maluję w swoim notesie.

Na wzmiankę o notesie, zapominam, że nie wzięłam go z szafki, w której pewnie się znajduje. Cicho wzdycham i siadam w ostatniej ławce, rozmyślając o tym, co będę robić przez najbliższą godzinę. Ostatecznie postanawiam, że oprę swoją głowę o rękę i przymknę oczy. Może wtedy czas szybciej mi zleci?

Gdy po ponad czterdziestu minutach dzwoni dzwonek sygnalizujący koniec tortur, otwieram swoje oczy i pakuję rzeczy z powrotem do plecaka. Po swój notes, który wciąż mam w pamięci, przyjdę po wszystkich lekcjach, gdyż będzie kręciło się tam mniej osób.

Po opuszczeniu klasy, nogi same niosą mnie pod dobrze znany gabinet.



– Lexi? – pyta moja kuzynka, gdy wyleguje się na moim łóżku, patrząc w sufit. Zaprosiłam ją od razu po szkole, gdyż mama znów zostaje dłużej w pracy, a ja nie chcę sama spędzać popołudnia tym bardziej, że nic nie mam zadane.

– Tak?

– Mogę gdzieś cię w piątek zabrać – bardziej stwierdza, niż pyta, a ja posyłam jej pytające spojrzenie. – Powiem ci, gdzie pójdziemy, jeżeli się zgodzisz.

– Rzecz w tym, że ja najpierw wolę wiedzieć, gdzie mnie zabierzesz, zanim się zgodzę – odpowiadam z uniesioną brwią.

– Ale gdy ci powiem, ty nie będziesz chciała przyjść – robi minę słodkiego pieska, a ja wywracam oczami. – Zgódź się, proszę. Ręczę za to, że będziesz się tam świetnie bawić. Ze mną oczywiście.

– Pewnie będę tego żałować – mówię, kręcąc z dezaprobatą głową. – Zgadzam się, pójdę z tobą. A teraz powiedz mi, gdzie mnie zabierzesz? Kino? Spacer po parku?

– No, nie do końca jest to takie nudne miejsce – wyjawia, a ja marszczę brwi. Przecież kino wcale nie jest nudne, a w połączeniu ze spacerem, brzmi jak świetny plan na spędzenie popołudnia. – Idziemy na imprezę!

– Cassie – ucinam ostro, mrużąc złowrogo oczy w jej kierunku. – Ty chyba wciąż mnie nie znasz, jeżeli myślisz, że tam z tobą pójdę. Ja ledwo chodzę korytarzami w mojej szkole, a co dopiero ocierać się o każdego na jakiejś głupiej imprezie!

– Za późno – wzrusza niewinnie ramionami. – Już się zgodziłaś, więc nastaw się na dobrą zabawę!

– Chyba twoje pojęcie zabawy nieco różni się od mojego – wywracam oczami, krążąc po pokoju to w jedną, to w drugą stronę. Ja i impreza? To się w głowie nie mieści!

Przez całe swoje życie nie byłam na żadnej imprezie, gdyż nie mam do tego potrzeby. Wystarcza mi książka lub komputer, ciepła herbata i koc. To jest moja definicja dobrej zabawy. Nawet nie potrafię wyobrazić sobie siebie tańczącą czy pijącą alkohol z czerwonego kubeczka, niczym w romantycznych książkach, które mogę czytać codziennie.

– Nie bądź nudziarą, Lexi – stwierdza kuzynka, a we mnie się gotuje. Właśnie tak nazwał mnie ten dupek Oliver. A co jeżeli on też będzie na imprezie? To całkiem w jego stylu, te codzienne imprezowanie, a ja nie chcę nawet na niego patrzeć. Doprowadza mnie do szału! – Spokojnie, będę tam z tobą, a gdyby ktoś chciał cię skrzywdzić, to już po nim. Będą tam raczej znajomi w moim wieku, więc nigdy nie wiadomo, co może komuś odwalić.

Trochę się uspokajam na wieść, że będą tam tylko znajomi Cassie. Moja kuzynka jest starsza ode mnie o rok  i jest właśnie na pierwszym roku studiów, ale ona zawsze zachowuje się jakby miała, co najmniej pięć lat. Znamy się od urodzenia na wylot i jest najbliższą mi przyjaciółką. Pomińmy fakt, że jedyną.

– Nie jestem, co do tego przekonana – stwierdzam ze zniesmaczoną miną. – Nie wiem, jak się tam zachowywać. Jak tańczyć, rozmawiać, a na alkohol jestem trochę za młoda?

– Wyluzuj, wszystkiego się nauczysz – śmieje się, a ja teatralnie wzdycham, siadając obok niej na łóżku. – A właśnie! Obejrzałaś ten film, który ci poleciłam? Podobał ci się?

– Ja, um, obejrzałam go – mówię, spoglądając na swoje dłonie. – Nie obraź się, ale nie przypadł mi do gustu. Zrozum, ja preferuję wyzymacze łez albo cokolwiek innego, a tematyka ,,grzeczna dziewczynka i bad boy" mnie nie kręci. Zdaję sobie sprawę...

– Okej, rozumiem! – przerywa mi, zanim rozgadałabym się na dobre. – Luz, nie podobał ci się, trudno. Ja za to go uwielbiam, ale chociaż przyznaj, Hugo jest przystojny!

– Przepraszam, ale jego uroda także mi się nie podoba – droczę się z nią, a ona rzuca we mnie poduszką, którą na całe szczęście łapię.

– Jak możesz? – udaje zaskoczoną i wskazuje na mnie palcem. – Oskarżam tę oto, Alexę Collins, o brak gustu w kwestii chłopców.

– Nieprawda! – sprzeciwiam się, oddając jej rzutem poduszką, która ląduje na jej twarzy. Cicho się podśmiewam, zanim czuję na sobie miękki plusz mojego miśka w kształcie krowy mlecznej. – A za rzucenie Mućką, zaraz wyrzucę cię przez okno!

Mućka? – pyta z uniesioną do góry brwią. – Tak nazwałaś krowę? Bardzo kreatywnie.

– Jeszcze raz ją obraź, a na imprezę pójdziesz z moim duchem – grożę żartobliwie, a ona unosi dłonie w geście kapitulacji.

– Dobra, wygrałaś – wzdycha. – Lepiej szykuj się fizycznie i psychicznie na piątkowy wieczór!

– Ta – przytakuję, wciąż nie będąc pewna.

Przecież to tylko głupia impreza pełna nieznajomych, co może pójść nie tak?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top