Rozdział 23
Skarby, dzisiaj bez dedykacji ;/ Rozdział pisany na szybko, także przepraszam za błędy. Kocham was i dziękuję za ponad 11 k wyświetleń!
Po kilku minutach chodzenia w gruzach dotarliśmy do pierwszych drzew. Zaczęło się robić ciemno. Miałam wrażenie, że zaraz zasnę. Byłam wykończona dzisiejszym dniem.
Szliśmy dobre dziesięć minut przez las, a ja rozkoszowałam się zapachem unoszącym się dookoła, świerszczami, oraz całą resztą.
Znaleźliśmy się na polanie. Kilkanaście metrów przed nami stał czarny SUV. Doszliśmy do niego, a Christian otworzył drzwi od strony pasażera. Odwrócił się i mnie posadził. Wsunęłam się na siedzenie. Już sięgnął po pas bezpieczeństwa i chciał mnie zapiąć.
-Dam sobie radę.-powiedziałam i wzięłam pas z jego ręki.
Przez chwilę się zastanawiał, po czym skinął głową i zamknął drzwi.
Przeszedł na drugą stronę i wsiadł na miejsce kierowcy. Zapiął pas i jeszcze przez chwilę na mnie patrzył.
-Mia?
Spojrzałam się na niego.
-Tak?
-Na pewno wszystko dobrze?-zadał głupie pytanie.
-Mam otwarte złamanie w nodze, ale poza tym to wszystko okay.
Jego piękne oczy powędrowały do mojej nogi. Zacisnął usta w wąską linię, po czym się wyprostował i odpalił silnik. Wyruszyliśmy.
Oparłam głowę o okno i zaczęłam się wpatrywać w krajobraz za nim. Po jakimś czasie moje oczy się zamknęły. Zasnęłam.
Obudziłam się jakiś czas później, gdy Christian zaparkował swój samochód. Byliśmy w jakimś garażu. Zwykłym, ciemnym garażu.
Przetarłam oczy i spojrzałam na chłopaka.
-Christian?
-Tak?-Spojrzał mi w oczy.
-Gdzie jesteśmy?-Zapytałam.
-Zaraz się dowiesz.-powiedział zagadkowo i błysnął białymi zębami.
Coraz bardziej się bałam. A co, jeśli to pułapka? Przełknęłam ślinę.
Christian odpiął pas i wysiadł z samochodu. Zobaczyłam, że zmierza do mnie. Odpięłam pas i wyciągnęłam rękę, żeby otworzyć drzwi, ale mnie wyprzedził. O nic nie pytając znów wziął mnie na plecy i zaczął iść przez ciemny garaż. Po chwili natrafiliśmy na drzwi, które otworzył bez wahania.
-Mam prośbę.-powiedział.
-Jaką?
-Mów mi Chris.
Skinęłam głową. Nie chciałam już nic więcej mówić.
Chris wszedł na stopień. Wyszliśmy na korytarz. Skręciliśmy w prawo. Znaleźliśmy się w niewielkim, słabo oświetlonym salonie.
Na kanapie siedziała dziewczyna, mniej więcej w moim wieku.
Natychmiast wstała, gdy nas zobaczyła. Była niską brunetką o niebieskich oczach, w których skrywała się troska, strach i ból.
-Jak z nią?-zapytała Chrisa.
-Mogło być gorzej.-stwierdził chłopak.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
-Nie licząc otwartego złamania w jej nodze.-dokończył.
Ulga natychmiast ulotniła się z jej twarzy, gdy zobaczyła moją nogę.
-Boże, połóż ją, co tak stoisz tumanie jeden!-krzyknęła.
-Tsaaa... Mia, to moja siostra, Laya.- powiedział Chris, po czym ruszył do kanapy, na której mnie położył. Laya podeszła do mnie i popatrzyła na moją nogę.
-Jest źle.-mruknęła sama do siebie. Zdziwiło mnie to, że jakby w ogóle nie zwróciła uwagi na moje oczy i skrzydła.
Po chwili spojrzała na brata. Podeszła do niego i walnęła go w pierś, przez co on wypuścił powietrze z płuc. Potem go przytuliła i wybuchnęła płaczem.
-Tak się o ciebie bałam...-mruczała.-Już myślałam, że coś się stało...
-Wszystko poszło zgodnie z planem.-powiedział.
Po kilku chwilach nie wytrzymałam.
-Czy ktoś mi w końcu wytłumaczy o co tu chodzi?-powiedziałam niespokojnie.-Co się stało z laboratorium? Kim jesteście? Co ze mną zrobicie?
Rodzeństwo spojrzało po sobie.
-Ty jej powiedz.-powiedziała Laya do Chrisa.
Potem spojrzała na mnie i uśmiechnęła się krzepiąco.
-Spokojnie, nie musisz się bać. Wiem, że ciężko ci w to uwierzyć, ale naprawdę, nie musisz się nas bać.
To wszystko było takie zagmatwane. Nie wiedziałam jak zareagować, co mam zrobić. Po prostu zamknęłam oczy i przyłożyłam dłonie do twarzy. Musiałam się skupić i wysłuchać tego, co chcą mi powiedzieć.
Po chwili skinęłam głową, tym samym dając znak, żeby Chris mówił. Podszedł do kanapy i usiadł przy mnie.
-Nie wiem od czego zacząć.-mruknął do siostry.
Laya przez moment się zastanawiała.
-Może od Lucasa?-odparła ze smutkiem.
Wodziłam wzrokiem od jednego do drugiego. Nic nie rozumiałam. Jak zwykle.
-No więc tak.-zaczął Chris.-Mieliśmy brata Lucasa. Miał 10 lat. Pewnego razu poszedł do kolegi, lecz po drodze został porwany przez nielegalną organizację Medeę, utworzoną 30 lat temu przez Daniela Undersee. Mają miliony siedzib w wielu krajach. Są w niej przeprowadzane nielegalne eksperymenty na ludziach, co wiesz aż nazbyt dobrze. Nasz braciszek też. Był nazywany obiektem numer 16.-i właśnie się dowiedziałam czegoś, czego się nie chciałam dowiedzieć. Byłam obiektem numer 17.-To się wydarzyło 5 lat temu. Umarł po pół roku. Razem z tatą widzieliśmy jego ciało. Zostawili je w naszym garażu. Z każdym martwym człowiekiem tak robią. Oddają rodzinie ciało.-tutaj na moment się zawiesił.-Pragnęliśmy zemsty. Ja i Laya. Ale nasz tata był mądrzejszy. Chciał uratować kolejną ofiarę. Byłaś nią ty. Chciał spróbować na spokojnie i wydostać się z tobą przez okno, ale... Nie wyszło. Kiedyś był wojskowym, ale nie chciał zabijać niewinnych ludzi, lecz na chwilę przed śmiercią wysłał mi SMSa. W piwnicy mieliśmy ogromne zapasy materiałów wybuchowych, o których nie wiedzieliśmy. Straszna broń. Musiałem się dostać do laboratorium i je wysadzić, lecz uważać na ciebie. I ten plan wypalił. Teraz musimy cię chronić. Będziesz wiodła prawie normalne życie. Z nami. O ile zechcesz.
Zamilkł w oczekiwaniu na odpowiedź. Spojrzałam zdzwiona na Layę. Jej wzrok był utkwiony w podłogę.
-A... A co z moim tatą?-zapytałam jąkając się.
Przez cały czas o nim myślałam.
Zerknęli na siebie.
Chris wstał i podszedł do siostry. Rozmawiali przez chwilę szeptem, a ja nie mogłam nic wyłapać z ich rozmowy. Co jakiś czas na mnie zerkali zmartwionym wzrokiem. Coś tu ewidentnie nie grało.
Po chwili podeszła do mnie Laya i złapała za rękę. Dziwne uczucie.
-Och, Mia... Strasznie mi przykro, ale... Twój ojciec nie żyje. Zabił się dwa lata temu. Nie wytrzymał bez ciebie i twojej mamy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top