"Południowe targi„
Pov. Czkawka
-Już jesteśmy, teraz na piechotę-powiedziałem, schodząc ze smoka razem z Ami na rękach. Razem z Astrid uznaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem, bedzię zabrać jeszcze śpiącą Ami, aby ułatwiło nam to lot. Ale sielanka się skończyła, czas ją obudzić.
-Ami, wstawaj-zaczeła rozbudzać Ami, Astrid.
-Mama? Puść!-krzykneła, jednocześnie upadając na nogi, gdyż przez moją nieuwagę dała radę się wyrwać.
-Idziesz czy zostajesz?-zapytałem, a ona dziwnie się na mnie spojrzała.
-Gdzie jesteśmy?-zapytała.
-Południowe targi, księżniczko-powiedziała, Astrid, uśmiechając się do niej.
-Nie nazywaj mnie tak! Tylko mamusia i tatuś mogą!-wydarła się na Astrid, jednocześnie zaczynając płakać, a Szczerbatek niespodziewanie do niej podszedł, a ta przytuliła się do niego.
-Wybacz-odpowiedziała.
-Chce do mamusi, i do tatusiu! Chce, być z nimi!-zaczeła krzyczeć jednocześnie dławiąc się słonymi łzami.
-Wiem, księżniczko, ale...-urwałem, nie wiedząc jak mam dalej to poprowadzić.
-Mamusiu i tatuś nie żyją. Słyszałam ich krzyki, oni ich zabił-powiedziała, a mnie, tak samo jak i Astrid zamurowało. Ale jedno jest pewne, jestem gotów pomścić rodziców małej, mimo iż byli łowcami.
-Jacy oni?-zapytałem, a ona oderwała się od Szczerbatka, i przytuliła się do mnie.
-Ludzie, słyszałam kilka imion-odpowiedziała.
-Dasz radę je wymienić?-zapytała się, Astrid.
-Sączys...coś, wódz, Szpadka, Mieczyk i Śledź...coś-odpowiedziała, a ja i Astrid odrazu wiedzieliśmy o kogo dokładnie chodzi. Wandale jak skończyły się smoki do zabijania, to zaczęli mordować innych ludzi? Ludzie się jednak tak szybko nie zmieniają.
-Kto teraz będzie mnie nazywać księżniczką skoro ich niema?-zapytała, ponownie zaczynajac płakać.
-My będziemy-odpowiedziałem, a Ami spojrzała na mnie przestając płakać.
-Na prawdę?-zapytała.
-Tak-odpowiedziała, Astrid.
-A muszę was nazywać mamą i tatą?-zapytała.
-A chcesz?-zapytałem.
-Nie wiem, mogę jutro powiedzieć?-zapytała się.
-Jasne, że tak. To idziemy na te targi-zapytała się Astrid.
-Jasne-odpowiedziałem, podnosząc Ami na ręce.
-Podobają ci się?-zapytałem, widząc jak ami co jakiś czas spogląda na kredki. Astrid nie pomoże mi z wyborem dla niej zabawek, bo sama kupuje jej ubrania. Odziwo Ami uparła się na pójście ze mną.
-Mogę?-zapytała.
-Oczywiście-odpowiedziałem, płacąc hamdlarzowi.
-Jeźdźcu! Masz coś dla mnie?-zapytał, Kupiec, u którego sprzedajemy wszystko co zrzuci smok. Czyli pazury, kły, łuski, a szczególnie on ma obsesję na punkcie Szczerbatka. A dokładniej kupuje wszystko co od niego pochodzi. Od smoczycy łusek, po łajno Szczerbatka. Naprawdę nie chce wiedzieć po co mu smocze łajno.
-Łap-powiedziałem, rzucając mu mieszek łusek, a on wypłacił mi należytą sumę.
-Miło się z tobą robi interesy, ale kto to? Czyżby twoja miłość zdecydowała się na Dziecko?-zapytał, widząc jak Ami ukrywa się za moimi plecami.
-Nie, ona to długa historia. Kiedyś ci opowiem, może-odpowiedziałem, kątem oka widząc jak Ami spogląda na jakąś zabawkę.
-Dobra, żegnam cię-pożegnałem go.
-Żegnaj, i do następnego-odpowiedział, odchodząc.
-Co ci się spodobało?-zapytałem.
-Tamten pluszak-odpowiedziała.
-Ten?-zapytałem, podnosząc pluszaka, który wyglądał jak Szczerbatek, ale zamiast czerni był śnieżnobiały.
-yhm-pokiwała głową.
-Skąd jest ten pluszak?-zapytałem, właściciela sklepu.
-Dziadek mi opowiadał o takich furiach. To takie zrobiłem-odpowiedział.
-Mogę porozmawiać z pana dziadkiem?-zapytałem.
-A potrafisz rozmawiać z duchami, nie? To kupuj i spadaj-odpowiedział, a ja zapłaciłem za pluszaka.
-Coś jeszcze ci się podoba?-zapytałem.
-Nie, to wszystko-odpowiedziała.
-To idziemy do Astrid-powiedziałem, i skierowaliśmy się w stronę Astrid. Lecz po drodze ktoś nas zatrzymał.
-Ej ty! Wiesz Może gdzie sprzedają smoki?-zapytał, ten na kim powiniem się zemścić. Czyli Sączysmark. Ami, odrazu schowała się za moimi plecami przerażona.
-Bestia!-krzyknąłem, z całej siły uderzając go w twarz, łamiąc mu nos i powalając na ziemię. Odrazu się na niego rzuciłem odkładając go uderzeniami, przed, którymi nie miał szans sie obronić.
-Zostaw go!-krzyknął, mój ojciec odciągając mnie od niego, a ja zobaczyłem Ami, która biegła w stronę Astrid, której wysłałem spojrzenie aby się nie wtrącała.
-Bestia!-krzyknąłem, kolejny raz i zamachnąłem sie na mojego ojca, używając rozpalonego piekielnika.
-O co ci chodzi?!-zapytał.
-Zabiliście rodziców tej małej!-krzyknąłem, a on spojrzał na mnie uświadamiając sobie kogo zabił.
-Byli łowcami, zasłużyli na śmierć. Szkoda jedynie, że ta mała się ukryła-odpowiedział, a ja nie wytrzymałem, kątem oka zobaczyłem jak Astrid zasłania oczy Ami, kiedy ja przedziewałem rozgrzane do czerwoności ostrze piekielnika, przez tunikę Wodza...
Dzień później.
-Czkawka, powinieś pójść do Ami-powiedziała, Astrid.
-Wiem, ale nie wiem czy dam radę-odpowiedziałem.
-Dasz, musisz tylko z nią porozmawiać. Ona nie chcę nic jeść ani pić-odpowiedziała, no nic muszę iść...
Pov. Ami.
-Ami, księżniczko co jest?-zapytał się mnie, Czkawka.
-Mogę odpowiedzieć na pytanie?-zapytałam.
-Jasne, jaka jest twoja odpowiedź?-zapytał, a ja rzuciłam się aby się do niego przytulić.
-Tak, chcę, żebyście mnie nazywali księżniczką i chce mieć znowu rodziców. Jak mam was nazywać?-zapytałam, mając nadzieję, że będę mogła mówić mamo i tato.
-A jak chcesz?-zapytał.
-Chce do was mówić, mamusiu i tatusiu-odpowiedziałam...
801 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top