"Astrid I Jej Pierwszy Raz„
-Nadal trudno mi się do tego przyzwyczaić-usłyszałem, od Pyskacza.
-Spokojnie, on już cię polubił, albo bardziej ryby, które mu dałeś-odpowiedział, kiedy Szczerbatek rzucił się na ryby, jakby nie jadł jakieś 2 lata.
-Głodzisz go?-zapytał.
-Zawsze jest łasy na jedzenie-odpowiedziałem, głaskając gada.
-Słyszysz? Idą, Czkawka kryj sie!-powiedział, Pyskacz, i wysłał mnie i Szczerbatka za kuźnie.
-Pyskacz widziałeś nocną furię?-zapytali się.
-Nie, nigdy, wkońcu ten nieprawy pomiot burzy, jest nie do zauważenia, prawda?-zapytał.
-Niestety, a widziałeś może Czkawke? Ojciec sie o niego martwi-sierio? Ojciec sie o mnie martwi?
-Niestety, ale znając tego chłopaka, to jeszcze wróci-odpowiedział.
-Oby nie, przynajmniej byłby spokój-powiedział, i po chwili odeszli.
-Bez ciebie to już nie byłoby to samo-powiedział, do mnie Pyskacz.
-Dzieki, ale ja już lecę-odpowiedziałem, a on mnie zatrzymał.
-Lepiej wymień lotke, tak wrazie potrzeby-odpowiedział, noi miał rację.
-Dzieki za radę, jeszcze coś?-zapytałem.
-Widziałem to w twoich projektach, i nie mogłem się powstrzymać-powiedział, podając mi wczesną wersję maski, wersja jest wczesna, ale spełnią swoją podstawowa funkcje, zakrywa twarz.
-Dzieki-odparłem krótko, i wyniosłem się ze smokiem w powietrze, po chwili atakując puste domy.
-Szczerbek!-krzyknąłem, do przyjaciela, lecz ona nie dał rady wyminąć lecącej w naszą strone siatki, spadliśmy przy króczym urwisku, przynajmniej będzie czas na ucieczkę.
-Nie możliwe-usłyszałem głos Astrid, czemu ona tu jest? A ja dodatkowo straciłem maskę. Rozpadła sie na dwie części! Pyskacz i ty niby jesteś mistrzem rzemiosła?!
-Szczerbek, gotowość-szepnąłem do gada, który strzelił kilka metrów od Astrid, a ta ze strachu wyrzuciła topór.
-Czkawka, ale jak?-zapytała.
-To nie oni są bestami, to my rozpoczęliśmy wojne, jeśli czegoś nie zrobimy to ją przegramy, to jest pokój-odpowiedziałem, jej, a ona widocznie się ździwiła.
-Czym możesz poprzeć te słowa?-zapytała.
-Nie zabił cię, ale jeśli to ci nie wystarczy, to zaufaj mi-powiedziałem, a ona niepewnie wsiadła na smoka, bardziej z obawy, że jeśli się odwróci, to zginie.
-I co?-zapytała.
-Szczerbatek, leć!-krzyknąłem, a gad wbił się w powietrze.
-Odstaw mnie!-krzykneła, jednocześnie przytulając się do moich pleców.
-Nie ode mnie to zależy-odpowiedziałem, specjalnie skłamałem, tylko po to, żeby nie próbowałaby mnie przekonać.
-Odstaw mnie, proszę-poprosiła szeptem, po kilku minutach lotu, i zaczeła cicho płacząc?
-Tylko zrób coś dla mnie, i otworz oczy-powiedziałem, a ona ździwiona widokami otworzyła oczy.
-Piękne-powiedziała.
-Nadal chcesz abym odstawił cię na ziemię?-zapytałem, mimo iż doskonale znałem odpowiedź.
-Nie, teraz jest idealnie-odpowiedziała
-Dzieki, za wszystko-powiedziała, kiedy wkońcu odstawiłem ją na ziemię.
-Nie ma za..-nie dane mi było dokończyć, gdyż ta pocałowała mnie.
-Do jutra-powiedziała, uciekając.
-Do jutra-odpowiedziałem jej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top