"Dziewczynka„

Kilka godzin później.

To co zobaczyliśmy po powrocie zmroziło nam krew w żyłach. Wszyscy wandale byli w stanie gotowości z wycelowaną bronią prosto w nas. A Czkawka jagby nigdy nic, wylądował.

-Co robimy?-zapytała się mnie, Astrid.
-Coś szalonego-odparłem.
-Czkawko oddaj smoka, a wybaczymy tobie i Astrid wszystkie zbrodnie-powiedział, Sączyślin.
-Nigdy-odparłem, a wszyscy rzucili sie na mnie, i wtedy ich broń w chwile się rozpadła.
-Strony się odwróciły-powiedziałem, kiedy wszyscy oddalili się przestraszeni.
-Zdrajco! Oddaj mi moją córke-krzyknęła, matka Astrid.
-Przypominam, że nie jestem rzeczą! I jestem przy Czkawce dobrowolnie-powiedziała, łapiąc mnie za rękę.
-Synu, a ja w ciebie wierzyłem! Bratasz się z tymi, którzy zabili twoją matkę-powiedział, mój Ojciec.
-Chciałem spróbować zawrzeć pokój, pomiędzy wami, a smokami, ale na to nie ma szans, lepiej będzie je uwolnić-odpowiedziałem, wsiadając na Szczerbatka, co Astrid zrobiła zaraz po mnie, po kilku minutach widzieliśmy smoki. A po kilku godzinach byliśmy dni drogi statkiem od Berk...

1 rok później

Już rok minął odkąd uciekłem razem z Astrid z Berk. Obaj nie żałujemy tej decyzji, obecnie mamy dom, stajnie, oraz kuźnie, znaczy kuźnie to ja mam, bo ona takowej nie używa. Ale ona za to zrobiła sobie sale treningową, i tak rzuca toporem w kukły, oczywiście musiałem wcześniej naprawić jej ten topór. Ale teraz latamy w poszukiwaniu Johanna, który jest mi winien pieniądze.

-Może to jego statek-powiedziała, Astrid.
-Zobaczymy-odpowiedziałem, lądując na wyspie, i odrazu w oczy rzucił mi się statek.
-Wchodzimy?-zapytała.
-No jasne-odpowiedziałem, i zobaczyłem straszny widok. 2 osoby martwe, mężczyzna i jakaś kobieta, dodatkowo pod pokładem były klatki dla smoków.
-Łowcy-powiedziała, widząc strzały zamoczone w smoczym korzeniu, kiedy to powiedziała, ja usłyszałem płacz w jednej klatce, jak się później okazało był to płacz dziecka, a dokładniej małej dziewczynki.
-Co robimy?-zapytałem się Astrid.
-Ja mam wiedzieć? Na początek nie może widzę ciał, jeśli to są jej rodzice. Lepiej, żeby nie ma to nie patrzała-odpowiedziała, a ja przytaknąłem.
-Dobra, chodźmy do niej-powiedziałem, głośno wciągając powietrze. Kiedy tylko weszliśmy do celi, w której przebywała, rzuciła się na nas z małym nożykiem.
-Puść-syknąłem, w stronę tej dziewczynki, jednocześnie trzymając ją za dłoń, w której trzymała ostrze, które ja moje słowo upadło. A mała odsunęła się od nas, trzymając sie za obolałą dłoń. Chyba przesadziłem z siłą.
-Nie bój się nas-powiedziała, starając się załagodzić sytuację Astrid.
-Nie rób mi krzywdy, proszę-powiedziała, słyszalnie słabym i odwodnionym głosem.
-Chcesz się napić?-zapytałem, wystawiając manierke w stronę dziecka.
-Nie-odpowiedziała, mimo iż napewno bardzo chciało jej się pić.
-Proszę napij się-brnąłem w to dalej.
-Nie, nie chcę mi się pić-odpowiedziała, jak mam ją przekonać?
-Napij się, albo mogę przestać być miły-odpowiedziałem, i już wiem, że za te słowa będę się palić w *Muspelheim'ie*.
-Dobrze-odparła, pośpiesznie biorąc kilka łyków wody, i oddając mi manierke.
-Czkawka, mogę cię na chwilę?-zapytała, się mnie Astrid.
-Tak?-zapytałem.
-Co to było?! Tej małej nie potrzeba więcej stresu!-powiedziała, wściekła.
-Wiem, ale sama widziałaś, że chciało jej się pić. Musiałem coś zrobić-odpowiedziałem.
-Dobra, ale nigdy więcej, jej tak nie strasz. Okej?-zapytała.
-Okej-odparłem, i zatrzymałem małą, która próbowała się przemknąć za naszymi plecami.

*Muspelheim* w mitologii nordyckiej kraina wiecznego ognia, w której narodził się płomień. A przynajmniej tak to pamiętam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top