Poznajcie moją dziewczynę prosto z Banks Ave

ASHER

Nerwowo postukiwałem stopą. Chciałem wczoraj uzgodnić z Megan kwestie naszego związku na pokaz, ale gdy zapukałem do jej drzwi, odbiłem się od nich z echem. A teraz poddenerwowany opierałem bark o szafkę, przeczesując dłonią grzywkę. Stałem zmęczony obok Lucasa, patrząc na deski podłogi. Całą noc zastanawiałem się, co wraz z Megan zrobimy, żeby nasz plan wypalił. Butler pisał coś z uśmieszkiem na telefonie. Uniósł wzrok znad wyświetlacza, dopiero gdy Gavin wraz z Grace podeszli niespiesznie. Kapitan poklepał nas po ramionach, stając pomiędzy nami.

- Dzisiaj podczas wieczornego treningu będziemy musieli coś ustalić - roześmiał się, wrzucając do ust błękitną, glazurową miętówkę.

Pachniał mentolem zmieszanym z trwałym, drzewnym perfumem. Grace poprawiająca swoją króciutką spódniczkę stała tuż przy nas. Spiąłem się na jego słowa, rozglądając po korytarzu. Przełknąłem z trudem ślinę.

- Masz te bilety, Grace? - Walker uśmiechnął się do swojej siostry, zakładając rękę na jej ramię.

Dziewczyna wywróciła oczami, ale wyjęła z torebki podłużne bilety przewiązane satynową wstążką. Chłopak przycisnął ciało siostry do swojego boku, przytulając ją delikatnie, a ta pierwszy raz odkąd ją poznałem, się zaśmiała.

- Zawsze można na ciebie liczyć - puścił siostrę, roztrzepując dłonią jej rude, długie, lśniące włosy.

- Oczywiście - poprawiła rozwichrzone pasma. - Zawsze mi powtarzasz, że jestem z Walkerów.

Gavin przerzucił językiem miętówkę z lewego policzka do prawego, potakując na znak aprobaty. Wsparł się na wyprostowanej ręce, kładąc dłoń na drzwiczkach szafki. Cały czas się uśmiechał, jak dotąd nie znałem pogodniejszej osoby niż on. Grace schowała bilety do czerwonej torebki, wyjmując z niej katalog jakiegoś butiku. Przewróciła parę kartek, zaginając róg jednej ze stron. Widząc cenę wypisaną przy jedwabnej chustce, omal nie zachłysnąłem się własną śliną. Dziewczyna zamknęła katalog i schowała go z powrotem do torebki. Zlustrowała mnie od góry do dołu. Odwróciła twarz, patrząc teraz na brata. Wyciągnęła w jego stronę rękę.

- Podziel się tym cukierkiem.

Gavin uniósł brwi, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Myślałem, że nie jesz cukru?

Grace przestępowała z nogi na nogę.

- To miętówka - mruknęła, układając usta w niewielkim grymasie.

- Taaa, która zawiera cukier - Gavin wyjął z kieszeni paczkę i podał siostrze.

- Nieważne - odtrąciła jego rękę z miętówkami.

- Jak chcesz - parsknął i wrzucił drugą sztukę do ust.

Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem, po czym uniosła kącik ust, gdy jej brat posłał Grace szeroki uśmiech i w tym samym czasie wepchnął cukierka do jej buzi. Ponownie rozczochrał błyszczące włosy siostry.

- Jedz i już siedź cicho.

Grace westchnęła, poprawiając ułożenie torebki. Podszedł do nas Nash. Skinął głową na przywitanie, zerknął z ukosa na siostrę Gavina.

- Mam bilety - odparła rumieniąc się przy tym i usilnie starając nie seplenić.

- W porządku - szepnął, zakładając rękę za kark.

Mięsień jego ramienia napiął się pod materiałem bluzki. Pomyślałem, że tak pewnie powinien wyglądać dobry napastnik. Nash ściągnął do siebie czarne brwi, a jego kwadratowa szczęka uniosła się lekko, gdy zaczął mówić dudniącym, niskim głosem:

- A co z twoją laską? Mamy dla niej bilet?

Spiąłem się jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Przestałem tupać traperem, wsuwając dłonie do kieszeni, żeby ukryć zdenerwowanie. Rozglądałem się teraz w panice po korytarzu i nareszcie ją spostrzegłem. W dzierganym swetrze z krótkimi włosami założonymi za uszy pojawiła się zza zakrętu. Przerzuciła wzrok ze mnie na Gavina, potem na Grace, następnie na Lucasa.

- Dajcie mu spokój - Gavin skomentował to spokojnym tonem, a ja wysiliłem się, żeby udając nonszalancję, przewrócić oczami. - Mówił, że to jeszcze...

- Cały ranek cię szukam palancie - pomimo wypowiadanych słów, głos Megan był słodki i radosny.

Rozchyliłem usta, żeby coś powiedzieć, gdy nagle poczułem zimne dłonie wokół mojej szyi, specyficznych zapach proszku do prania taniej pralni oraz lepkie wargi dociskające się do moich. Pocałowała mnie krótko, ale intensywnie. Ramiączko jej plecaka zsunęło się na dół. Na chwilę zatrzymała twarz naprzeciwko mojej. Z takiej odległości jej oczy przypominały wczorajsze zachmurzone niebo. Zatrzepotała rzęsami, po czym rozplotła palce dłoni i zdjęła je z mojego karku. Poklepała mnie powoli po klatce piersiowej i rzuciła:

- Zajmij nam miejsce w sali, ja muszę coś załatwić.

Wpatrywałem się w nią, dopóki nie uświadomiłem sobie, że stoję wyprostowany z dłońmi w kieszeniach, a moje usta wciąż są uchylone z szoku wywołanego nagłą, absurdalnie dziwną sytuacją.

- Nic pewnego? - zadrwiła Grace.

Gavin wypuścił powietrze z ust, posłał mi zdziwione spojrzenie, po czym wybuchł krótkim, przerywanym śmiechem. Spojrzałem dyskretnie na Lucasa, który zamrugał, marszcząc brwi. Tylko Nash ziewnął przeciągle.

- Walker, mamy zaraz spotkanie w sprawie wyjazdu - położył dłoń na szerokim ramieniu kapitana.

Kapitan przytaknął i wciąż śmiejąc się pod nosem, machnął ręką w naszą stronę. Nash odwrócił się i po chwili dołączył do Gavina. Grace niespiesznie odeszła, postukując niskimi obcasami. Skierowaliśmy się z Lucasem w stronę sali. Nic do siebie nie mówiliśmy, ale gdy szliśmy we dwójkę, czułem się coraz pewniej i powoli zaczynałem rozumieć zachowanie chłopaków z drużyny. Trzymając się razem, mogliśmy pozwolić sobie na więcej. Zająłem miejsce pod oknem i przysunąłem bliżej swojego stolika wolny stolik obok. Położyłem na nim plecak w oczekiwaniu na pojawienie się Megan. Butler usiadł przede mną, wyglądając z nudów przez szybę okna. Wiało dość łagodnie, a słońce powoli wyglądało zza jasnych chmur. Czubki drzew nikły w zielonej masie na tle zarysów oddalonych gór. Spojrzałem na zajmowane przeze mnie miejsce, gdy usłyszałem, jak ktoś opada na krzesło. Megan westchnęła cicho, nachylając się w moją stronę. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale chyba się rozmyśliła, bo zamknęła je pośpiesznie. Jej wargi wciąż błyszczały, odbijając promienie wpadające do sali. Do klasy wszedł nauczyciel i rozmowy ustały. Teraz ja nachyliłem się w jej stronę.

- Co to miało być? - szeptałem tak cicho, że bałem się, że nawet ona może tego nie usłyszeć.

Zerknęła na nauczyciela i przysunęła twarz bliżej mojej. Nieświadomie przełknąłem ślinę.

- Nie wiem, spanikowałam. Wyglądałeś, jakbyś miał się rozpłakać. Mieli przecież uwierzyć, chyba wypadło wiarygodnie.

Opuściłem spięte ramiona, rozluźniając się trochę. Słuchałem jej uważnie.

- Jestem twoją dziewczyną, która szaleje z miłości do ciebie. A przynajmniej mam nadzieję, że tak to odebrali.

Przejechałem dłonią po karku, kiwając głową. Poczekałem, aż nauczyciel odwróci się do tablicy, stając tyłem do nas. Przybliżyłem się jeszcze bliżej, wciąż obserwując mężczyznę.

- Wypadło właściwie nieźle, jeśli to ich nie przekona, to już nie wiem, co by miało - na moment spojrzałem na nią, uniosła subtelnie kącik ust. - Dziękuję, Megan.

Teraz uśmiech rozciągnął się na jej twarzy szeroko. Spuściła na moment głowę, a twarz zasłoniły jej krótkie, blond włosy. Uniosła z powrotem podbródek i skwitowała to szeptem:

- Nie ma za co, w końcu robię, co obiecałam.

- Czy ja wam przeszkadzam? - nauczyciel stał ze wspartą dłonią na biodrze, wpatrując się we mnie i Megan. - Może chcesz Crawford poprowadzić za mnie lekcje, skoro łaskawie się w końcu na niej zjawiłeś.

- Podziękuję za propozycję i przepraszam, nie będę już przeszkadzać.

Nauczyciel pochylił się nad rozłożonym na biurku podręcznikiem, wywracając oczami. Parsknąłem bezgłośnie w kierunku Megan, ona przygryzła wargę i pokręciła przecząco głową. Bardzo ostrożnie nachyliła się ponownie w moim kierunku, prawie dotykała ustami mojego ucha, gdy mówiła najciszej, jak umiała:

- Lepiej uważaj, bo możesz mieć kłopoty przez swoje wagary. Nie zepsuj sobie tych trzech lat już na starcie.

I jak gdyby nic odsunęła się, a potem zaczęła notować. Przez chwilę nie poruszałem się, patrząc przed siebie. Oparłem głowę na zgiętej ręce leżącej na parapecie. Przez całą lekcję liczyłem czubki sosen. W końcu znudziłem się, a po chwili zadzwonił dzwonek. Poszedłem z Megan na następne zajęcia, minęły tak wolno jak poprzednie. Podniosłem się z krzesła, narzucając na ramię plecak. Przystanąłem przy swojej dziewczynie. Lucas podszedł do nas, wyczekując, aż Megan spakuje swoje rzeczy. Posłała mi niewidoczne zapytanie, unosząc brwi. Wstała z zawahaniem się, nie odrywając spojrzenia od Butlera. Nerwowo poprawiła ułożenie spinki na włosach. Wyciągnąłem otwartą dłonią w jej stronę. Przeniosła wzrok prosto na moją twarz. Próbowałem się uśmiechnąć, ale na mojej twarzy raczej pojawiła się dziwna, koślawa mina. Megan biorąc głęboki wdech, chwyciła mocno moją rękę, wsuwając długie palce między moje. Nie chciała tego robić, widziałem to, ale i tak zacisnąłem dłoń, wzmacniając uścisk. Skierowaliśmy się w stronę korytarza, a potem w stronę szkolnego bufetu. Butler szybko podszedł do naszego stolika, my ociągając się, skierowaliśmy w stronę kobiety za szybą.

- Twoja szansa - przyciągnąłem ją bliżej, żeby mnie usłyszała.

Obejrzała się przez ramię, spoglądając na stolik, przy którym siedział już Lucas. Westchnęła, chwytając jogurt. Wziąłem lemoniadę i ruszyłem przed siebie, ciągnąć Megan za sobą. Usiadłem, rzucając wszystkim ciche przywitanie. Pokazałem swojej niby dziewczynie, żeby usiadła. Bezszelestnie zajęła miejsce, siadając pomiędzy Gavinem a mną. Rozplotłem nasze dłonie, chwytając zimy plastikowy kubek, po którym ściekały krople rozmrażającej się wody. Poczułem jakiś ciężar na barkach, a po chwili usłyszałem głośny, rozbawiony głos Liama:

- A jednak ty psie na baby!

Megan odsunęła się kilka centymetrów tułowiem od nas.

- Siadaj, Benson - Gavin machnął głową.

Blondyn związał włosy w krótkiego kucyka, gdy opadał na krzesło.

- Co tam czytasz, Sage? - nachylił się nad jej ramieniem.

Poprawiła gęste pasmo ciemnych włosów, zarzucając je do przodu. Nie odpowiedziała mu, nawet na niego nie spojrzała. Pokiwał głową, unikając dziwnego spojrzenia Cartera siedzącego tuż obok dziewczyny. Sączyła napój przez słomkę. Megan zerknęła w jej kierunku i wstrzymała oddech, gdy napotkała zarys sylwetki Webba. Prawie złamała drewnianą łyżeczkę, więc dyskretnie wyjąłem jej ją z dłoni.

- To skąd jesteś? - Grace siedząca po mojej drugiej stronie, wychyliła się, żeby spojrzeć na moją dziewczynę. - Vegas? LA?

Megan zamrugała, odrywając spojrzenie od śniadej twarzy Cartera. Zawahała się i odpowiedziała, odchrząkując przedtem:

- Stąd - znowu chwyciła łyżeczkę, zaciskając na niej palce.

- Nie mów, jesteś z Butte? - Liam wypluł kawałek pączka. - Mieszkasz daleko od podnóża?

- Nie. Właściwie blisko Berkeley Pit. Na Banks Ave dokładnie.

- Chwila, ty też jesteś stąd? - dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że Grace zwraca się do mnie.

- Jest z Kanady - Carter pierwszy raz odkąd usiedliśmy przy stoliku, zabrał głos.

Młodsza Walker uniosła brwi, otwierając szeroko oczy.

- Naprawdę?

- Lubię Kanadyjczyków - mówiąc to powoli, Sage oderwała wzrok od czytanej książki, przenosząc go mozolnie na Gavina.

Kapitan uśmiechnął się do niej ciepło, Carter poruszył się na krześle. Sage pochyliła się ponownie nad lekturą, popijając napój ze słomki. Gavin zwrócił się do siostry:

- Nie wiedziałaś, że też jest Kanadyjczykiem?

Zaprzeczyła głową. Gwałtownie mnie zlustrowała.

- W takim razie kim są twoi rodzice?

- Grace - Gavin jęknął, parskając śmiechem pod nosem.

- No co? Naszą matkę na pewno musi kojarzyć - zlustrowała mnie ponownie i ze zdziwieniem w głosie dodała: - Najbardziej znana modelka w Kanadzie? Nancy Cote-Walker? Nic?

Upiłem łyk lemoniady.

- Ja kojarzę - Megan zamieszała w swoim jogurcie.

Grace rozpromieniła się natychmiast.

- Z pewnością odziedziczyliście takie długie nogi po niej - znowu zmieszała w kubeczku.

- Oczywiście - młodsza Walker oparła podbródek na dłoni. - A twoi rodzice co robią w Butte?

Megan przełknęła nerwowo ślinę, starając się ukryć fakt, że błądzi wzrokiem pomiędzy Carterem a Gavinem. Wytarła palce w materiał spodni.

- Mama się nami zajmuje, a tata... Tata jest pediatrą w mieście.

Grace uniosła słabo kąciki, z całych sił starając się nie pokazać rozczarowania.

- To pewnie macie taki mały domek z białym płotem i psa biegającego po okolicy - prostując się, odchrząknęła.

- Lepiej uważajcie na nią - Liam wskazał palcem na mówiącą Walker. - Zadaje tyle pytań, ale zapomniała wspomnieć, że tatko jest głównym komendantem.

Gavin zaśmiał się, machając głową na boki.

- Nie ma w tym nic nadzwyczajnego - Grace ułożyła usta w kółko, wywracając oczami. - Lepiej opowiedz, jak twój ojciec załatwił ci udział w meczu w zeszłym roku.

Zmarszczyłem brwi, dłonie Megan zaczęły drżeć. Nachyliłem się ku niej i wyszeptałem:

- Wszystko w porządku?

Podskoczyła na miejscu, uderzając kolanem w blat stolika. Mleczny koktajl Gavina zakołysał się i przewrócił. Napój powoli rozlał się przy jogurcie dziewczyny. Rozmowa ucichła. Megan nerwowo złapała za dekolt swetra. W panice spojrzała na Gavina.

- Przepraszam, naprawdę przepraszam - założyła pasmo włosów za ucho.

Kapitan spokojnym ruchem sięgnął serwetkę z tacy Liama. Położył na rozlanym koktajlu i spojrzał z pobłażliwym uśmiechem na siedzącą obok Megan.

- Nie przejmuj się, przecież nic się nie stało - mówił tak łagodnym i serdecznym tonem, że dziewczyna powinna się od razu uspokoić, ale ona wciąż oddychała szybko i płytko.

Coś jest nie tak. Gavin postawił kubek, ścierając plamę ze stołu. Megan spojrzała na nas przelotnie. Sięgnęła po swój leżący na ziemi plecak.

- Przepraszam, muszę do łazienki - starała się zachować normalny ton głosu.

Chaotycznie uniosła się z krzesła, hacząc biodrem o brzeg blatu. Kubek jeszcze raz się przewrócił. Odeszła, nie czekając na naszą reakcję. Odwróciłem się, odprowadzając ją wzrokiem. Przy wyjściu z kafeterii przyspieszyła kroku. Wstałem, szurając nogami krzesła.

- Zaraz wrócę - mruknąłem.

- Jasna sprawa - kapitan pokiwał głową, stawiając ponownie swój kubek i wrzucając do niego brudne serwetki.

Wyszedłem na korytarz, rozglądając się dookoła. Ruszyłem ku łazience. Powoli wszedłem do damskiej ubikacji, licząc w duchu, że nikogo oprócz Megan w niej nie ma. Tyle że po sprawdzeniu kabin, mogłem śmiało powiedzieć, że nikogo w niej nie ma w tym i Megan. Przejechałem dłonią po grzywce, wypuszczając przeciągle powietrze z ust. Kiedy już wychodziłem, do środka weszła dziewczyna z mojej klasy.

- Spadaj stąd. Nie wiesz, że to damska?

Po chwili przemierzałem drugi korytarz. Poddałem się, wracając do bufetu. Przy stoliku zastałem tylko Gavina z Grace. Wstali, kiedy mnie zobaczyli.

- Nic jej nie jest - skłamałem. - Źle się poczuła.

Nie wiem, czy mi uwierzyli, w każdym razie nie drążyli tematu.

- Załatwiłam bilet dla Megan, powinnam mieć go już jutro - ruszyliśmy w stronę klas. - Szczerze myślałam, że Sage nie pojedzie, bo jest, jaka jest, ale z jakiegoś powodu chce jechać - w głosie Grace wyczułem delikatna kąśliwość.

Brat dziewczyny szedł, słuchając jej wciąż z tą samą pogodną miną. Wywróciła oczami.

- Jestem ciekawa, o czym Carter z nią rozmawiał - wypaliła bez zastanowienia, marszcząc czoło.

Spojrzałem na rodzeństwo zaskoczony. Grace machnęła ręką, poprawiając spadającą z jej ramienia torebkę.

- Sage kiedyś umawiała się z Carterem.

- To były czasy - Gavin westchnął, wrzucając miętówkę do ust.

- Ja je średnio pamiętam, nie było nas jeszcze oczywiście w tej szkole - zwróciła się do mnie.

Nastała cisza, podeszliśmy pod salę.

- Nie wierzę, że nie kojarzysz naszej matki - szepnęła.

Nie słuchałem jej już uważnie, wciąż rozglądając się za Megan.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top