Początek gry w kłamstwa
ASHER
Musiałem napatrzeć się na chłodną, lodową taflę boiska, bo zapewne niedługo nie będę już po niej jeździć. Lubiłem ten przyjemny ziąb bijący po skórze. Spojrzałem na cyfrowy zegar nad trybunami po przeciwnej stronie. Za moment skończy się lekcja, a ja wciąż nie umiem podnieść tyłka z plastikowego siedziska. Z westchnieniem skierowałem się do drzwi wyjściowych. Po mżawce została jedynie rosa na świeżej trawie i przyjemna woń wisząca w górskim powietrzu. Usłyszałem stłumiony dźwięk dzwonka zza murów szkoły, więc już bez ociągania wszedłem do budynku. Minąłem Liama z Lukasem tak, żeby mnie nie zauważyli. Usiadłem na szkolnej ławce, ale od razu musiałem wstać, gdy pani Mason przywoływała mnie gestem dłoni. Szurając traperami, podszedłem do niej, stając w progu jej gabinetu.
- Asher - mówiła, przekładając kartki grubego pliku leżącego na półce. - Przyjdź za moment, bo powinniśmy porozmawiać, ale w tej chwili muszę szybko coś zanieść dyrekcji, dobrze?
Przytaknąłem niechętnie, wracając na ławkę. Nie zdjąłem plecaka, tylko mocno docisnąłem go do ściany plecami. Skrzyżowałem stopy i czekałem, wpatrując się w ścianę przede mną. Powinienem właściwie pójść już do kapitana porozmawiać, ale przeciągałem to w czasie. Nie chciałem pogodzić się z tą myślą, że nie będę już członkiem Silver Peaks. Zdjąłem jednak plecak i wyjąłem z niego koszulkę. Gdy trzymałem ją w dłoni, zauważyłem Megan, ale ona w pośpiechu się odwróciła.
- Asher! - pani Mason zawołała mnie, wchodząc do pomieszczenia.
Wstałem i podążyłem za nią, zamykając za sobą drzwi.
- Dzisiaj taki zabiegany dzień - zacmokała, odkładając płócienną torbę na fotel. - Przepraszam, że musiałeś czekać, ale tego nie mogłam odłożyć na później.
Posłałem jej słaby uśmiech, wkładając wolną dłoń do kieszeni spodni.
- No dobrze - upiła łyk zapewne zimnej już herbaty z kubka z uszczerbkiem. - Czy coś się dzieje?
Zmarszczyłem czoło, przyglądając się niepewnie kobiecie. Ona tylko machnęła ręką i wzięła drugi, tym razem przeciągły, łyk herbaty.
- Nauczyciele, włącznie ze mną, rzadko widują cię na zajęciach. I szczerze nie sądzę, żeby miało to podłoże w problemach z nauką. Sądzę, że bystry z ciebie chłopak, Asher.
- Nic się nie dzieje - mówiłem poirytowanym głosem. - Nie lubię chodzić na zajęcia, to tyle.
Właściwie nie kłamałem, naprawdę uważałem, że siedzenie w ławce i słuchanie nieprzydatnej paplaniny jest bezsensowne.
- Na pewno?
- Tak - wywróciłem oczami. - Mogę już iść?
Pani Mason odstawiła kubek na blat stolika.
- Pewnie. Skoro nie chcesz ze mną rozmawiać, nie będę marnować naszego czasu - uśmiechnęła się do mnie z sympatią.
- Do widzenia - odparłem wychodząc.
- Miłego popołudnia, Asher.
Ścisnąłem materiał trzymany w dłoni, bo wiedziałem, że to popołudnie nie będzie miłe. Stanąłem przy ławce, patrząc się na trzymaną koszulkę. Założyłem ją szybko na siebie, zdejmując przedtem plecak. Skierowałem się w stronę schodów mieszczących się w lewym skrzydle szkoły, za sobą usłyszałem donośny śmiech Cartera. Skręciłem, po czym wszedłem na piętro. Drzwi gabinetu trenera Davisa były zamknięte. Zakląłem pod nosem, puszczając z impetem klamkę. Założyłem na jedno ramię swój plecak, wracając na schody. Opieszale zrzucałem stopy w ciężkich butach na coraz niższe stopnie, gdy nagle w połowie drogi ujrzałem przed sobą znajome kolczyki poruszające się na wszystkie możliwe strony. Megan uniosła wzrok, patrząc na mnie, jakby chciała mnie zabić. Ścisnęła jeszcze mocniej trzymany przez nią przy brzuchu plik kartek i pewnym siebie tonem powiedziała:
- Zgoda.
Opuściłem spięte ramiona, przechylając głowę ledwo widocznie do boku.
- Nabijasz się?
Zaprzeczyła.
- Ja też ciebie potrzebuję - odparła, po czym zacisnęła wargi.
- Cholera - wyszeptałem, zrzucając plecak z ramienia.
Wypuściłem nerwowo powietrze z ust i usiadłem na stopniu, na którym przed chwilą jeszcze stałem.
- Pamiętaj, że jeśli mi nie pomożesz, ja nie pomogę tobie - zerknęła na mnie z góry.
- Pomogę - zapewniłem ją. - Masz to jak w banku, ale to tyczy się także i ciebie. Ty też musisz mi pomóc.
Pokiwała głową, po czym ściągnęła do siebie brwi.
- Właściwie, to w czym mam ci pomóc?
Przejechałem dłonią po karku.
- Chcą się mnie pozbyć z drużyny - obserwowałem zachmurzone niebo zza wąskiej szyby okna umieszczonego tuż pod sufitem.
- No dobra, ale co to ma wspólnego ze mną?
Mimowolnie na moją twarz wdarł się grymas.
- Musisz po pierwsze udawać moją dziewczynę, bo dziwnym trafem to jest jakiś wyznacznik w zespole. Po drugie musisz zaprzyjaźnić się z Grace i ewentualnie też z Sage, sądzę, że wtedy też zapunktuje. I musisz pomóc mi zachowywać się jak wyluzowany, fajny dzieciak.
Weszła o jeden stopień wyżej, przekładając kartki pod pachę.
- A nie wystarczy, że dobrze grasz? Po co taki cyrk? - prychnęła.
- Twierdzą, że do nich nie pasuje - przełknąłem właśnie resztki mojej godności.
- Kretyni - skwitowała.
Czubkiem buta uderzyła o próg stopnia.
- Słuchaj, a nie wystarczy, że pójdziesz na jakąś imprezę, zalejesz się w trupa i będziesz udawał, że spałeś z jakąś dziewczyną?
- Może gdyby zaprosili mnie na jakąś imprezę...
Westchnęła głośno, przerywając mi tym.
- Wiesz co? Nieważne. Dla mnie liczy się tylko to, żebym mogła poznać Cartera.
- W porządku - wyjąłem zapalniczkę z kieszeni i zacząłem się nią bawić.
Spojrzeliśmy na siebie, równo przytaknęliśmy, a po sekundzie Megan już się odwróciła i zaczęła schodzić ze schodów.
- W takim razie mamy umowę - obejrzała się na mnie i posłała wredny uśmieszek. - Jesteśmy w sobie szaleńczo zakochani.
I z tymi słowami na ustach, zniknęła za rogiem. Uniosłem brwi, a moje życie właśnie wydało mi się fascynująco powalone.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top