Alkohol szkodzi, a przynajmniej sekretom
ASHER
Usłyszałem pukanie do drzwi. Gavin odłożył ścierkę kuchenną i przerwał wycieranie rozlanego drinka Grace. Podszedł szybko do frontowych drzwi. W wejściu do chaty ukazała się Sage z trzymaną w dłoni mokrą butelką whisky. Po jej włosach, policzkach i kurtce ściekały strumieniami krople deszczu. Zamrugała szybko. Zza jej pleców wychylił się Liam, szczerząc szeroko.
- To nie moja wina! — zaczął się tłumaczyć, zanim jeszcze wszedł do środka. - Lucas się grzebał, a Grace przypomniało się, że zapomniała whisky dopiero po kwadransie jazdy. Musiałem zawrócić!
Lucas przepchał się pomiędzy dwójką, wchodząc szybko do salonu i pochylając nad kominkiem. Gavin pośpiesznie ściągnął z półki ręcznik, zakładając go na głowę Sage. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Zrobił to samo, nakrywając jej plecy drugim ręcznikiem.
- Innym to już nie pospieszy z pomocą - Liam mruknął pod nosem, wycierając mokrą twarz dłonią.
Opłukałem pusty kubek po herbacie, odstawiając go do suszarki. Grace podgłośniła muzykę. Podbiegła do Sage, zabierając jej butelkę. Gavin pospiesznie ją przechwycił, unosząc nad głową, żeby siostra jej nie dosięgnęła.
- Tobie już starczy, młoda.
- Grace! Słoneczko! Nawaliłaś się! - Liam klasnął w dłonie.
Siostra kapitana zachichotała, łapiąc się ściany.
- A żebyś wiedział, przystojniaku!
- Nazwałaś mnie przystojniakiem, musiałaś nieźle się wstawić - uniósł brwi, szukając szklanki dla siebie.
Megan kątem oka zerkała na rozmawiającego spokojnie Cartera z Nashem. Przeniosła wzrok, gdy Grace wskoczyła na kanapę i jak małe dziecko objęła Nasha. Nie przerywając rozmowy z Carterem, objął ją delikatnie. Podszedłem do swojej niby dziewczyny.
- Wszystko dobrze? - zapytałem niepewnie.
- Tak, czemu pytasz? - utkwiła we mnie spojrzenie.
Wzruszyłem ramionami. Nash podniósł się, delikatnie klepiąc siostrę kapitana po udzie.
- Muszę się odlać - zakomunikował.
Do Webba dosiedli się Sage z Gavinem. Liam z Lucasem żartowali z czegoś przy kominku. Przez głośną muzykę przedarł się z dworu grzmot.
- Pójdę zrobić sobie drinka - Megan musnęła mnie małym palcem.
- Pomóc ci?
Zaśmiała się cicho.
- Nie, geniuszu. Poradzę sobie - pocałowała mnie w policzek przed odejściem.
Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Przylgnąłem plecami do ściany. Westchnąłem. Megan nachyliła się, żeby wyjąć z zamrażalnika lód.
- Podpierasz ściany? - mrukliwy bełkot Grace wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak jakby - wsunąłem dłonie do kieszeni.
Dołączyła do mnie, śmiejąc się.
- Nie tak jakby, ale podpierasz ściany. Wiesz, jesteś strasznym...
- No kim?
- Chwila — zamachała rękoma. - Szukam słowa, żeby cię nie urazić.
Parsknąłem.
- Nudziarzem? - odparłem.
Pokiwała, ale chyba zrobiło jej się niedobrze.
- Właściwie to, czemu nie chcesz mnie urazić? Mnie to w sumie zwisa.
- Bo cię lubię. Megan też - po kryjomu wyjęła zza sukienki małą butelkę wódki.
Ściągnąłem do siebie brwi.
- To miło. Słuchaj, powinnaś to pić?
- Daj spokój. Nie zamieniaj się w mojego brata, bo w moich oczach nie będziesz już taki fajny.
Pokiwałem głową na boki, znowu krzyżując ręce na piersi. Wzięła małego łyka.
- Zmieszałam w kuchni z sokiem — chwyciłem ją za ramię, żeby utrzymała pion. - Myślisz, że jest zazdrosny?
Przełknąłem nerwowo ślinę.
- Kto? Nash? - rozejrzałem się, ale nie wrócił jeszcze z łazienki.
- Nie, głuptasie. On - wskazała podbródkiem na kanapę.
Uniosłem brew, powoli spoglądając w dół na zaczerwienioną twarz Walker.
- Trochę to chore — wybełkotała. - Podbijać do byłej najlepszego kumpla.
- Nie nam oceniać - starałem się ze wszystkich sił utrzymać ją w pionie.
- Och, nie! Mój brat to prawie święty, dlatego jestem tym tak zaskoczona. Tym bardziej że Carter się nie wiąże. Sage była wyjątkiem.
- Chcesz może wody? - zapytałem, bo przechyliła buteleczkę, rozlewając połowę alkoholu.
- Nie, nie — nachyliła się konspiracyjnie bliżej mojej twarzy. - Wiesz, bo chodzi o to, że to ona z nim zerwała. Rozumiesz, nie? Musi być wkurzony, ale w sumie ma teraz o wiele bardziej pojebany problem.
- Co przez to rozumiesz? - spojrzałem na siedzącego tyłem do nas Cartera.
- No ten problem z matką.
- Matką?
Pokiwała, ale zakryła usta dłonią. Wziąłem od niej wódkę, odkładając na półkę przy nas.
- Muszę ci powiedzieć, że moją z moim ojcem zapoznał jego ojciec — klasnęła w dłonie, jakby było to zabawne. - Matka miała kontrakt poza Kanadą, a jej przejazdem z lotniska na plan zdjęciowy zajmował się mój ojciec. Ale spotkali się dopiero na przyjęciu u ojca Cartera. Politycy i te ich dziwne przyjęcia z szampanem — zamilkła na chwilę, a potem prychnęła. - Pewnie dlatego mu tak pomaga. Zajmuje się teraz tylko tym...
Przejechałem dłonią po twarzy. Nash wrócił, stając na przedostatnim stopniu schodów. Zauważył nas, zmrużył oczy. Powoli podszedł, niemo pytając mnie, co się dzieje.
- Skitrała coś? — zaśmiał się. - Czuć na kilometr wódką i sokiem wiśniowym.
- Cóż... - wzruszyłem ramionami.
- Dzięki - poklepał mnie po plecach, tak że omal się nie przewróciłem.
Odprowadziłem ich wzrokiem, kiedy Nash prowadził siostrę do brata. Zastanawiałem się, czemu tak bardzo się upiła i dlaczego akurat to mnie się zwierzyła. Czy może potrzebowała się odstresować, a jeśli tak, to od czego?
- Wszystko w porządku? - Megan pogładziła mnie delikatnie.
- Pewnie — chwyciłem ją za rękę. - Rolę się odwróciły, co?
- Faktycznie - zaśmiała się, upijając po chwili łyk drinka.
Spojrzałem na to z zaciekawieniem i pewną obawą. Potrząsnąłem głową, przytulając ją nagle. Wypuściła z ulgą powietrze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top