Rozdział 24:Aura jest do dupy
Dran P.O.V
Chodzenie po tym au stało się udręką, jeszcze na domiar złego, moja jedyna szansa powrotu do mojego jakże przytulnego pokoiku, uciekła.
Zajebisty dzień pełen jakże miłych niespodzianek.
Ja się pytam, co może pójść jeszcze bardziej nie tak w tym już kończącym się dniu?
Hm, a no tak, zamarznę na śmierć!
Zatrząsłem się z zimna i opatuliłem się ramionami, jak to możliwe że zrobiło się tak zimno w ciągu kilku minut?
Trafiłem do au z wyniszczonym klimatem czy jak?!
Ale nie ma tak źle, staram sobie mówić, przynajmniej nie ma tu tego gluta, siostry goblina i morderczych towarzyszy broni.
Jest tu nawet ładnie, zielona trawa, na której latają kolorowe owady, zapach kwiatów wyrazisty, ale nie intensywny i zachód słońca w kolorach intensywnej czerwieni.
Tak, to nawet miła alternatywa. Może nie będzie aż tak źle?
Zaraz. Chwila. Kurwa. Moment.
Pozytywność, zmiana emocji, manipulacja odwrotna do pana koszmarka?
Brat szefa gdzieś tu jest.
Pewnie w waszych małych żałosnych móżczkach zachodzi proces myślenia, jak to możliwe, że aura tego koroniarza ma na mnie wpływ, skoro mówiłem wcześniej o nie wrażliwości na aury braci?
Otóż nie wiem, skąd mam to niby wiedzieć?
Może na mnie działa, bo jeszcze się z tym nie spotkałem i się nie "przyzwyczaiłem", nie wiem.
Wracając do sytuacji.
Zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu koronki, ale zdałem sobie z czegoś sprawę.
Jak on ma na imię? Jak on w ogóle wygląda??
Słyszałem od innych, że ma koronę, jest przeciwieństwem kalmara i jest szkieletem, tyle co o nim wiem.
Może lepiej byłoby uciec, jak najdalej od tej popieprzonej aury zamiast szukać jej przyczyny?
Tsa, to ma jakiś sens.
Nie chce szukać czegoś, czego mogę i tak nie rozpoznać.
Więc zacząłem iść w stronę lasku, bo pozytywny książe powinien być z innymi ludźmi i sprawiać im przyjemność, a nie być sam.
Gwiazdy jak to pojebanie brzmi.
Zacząłem iść z głąb lasu, brzydka zgniła ścieżka z wijącymi się brudnymi robakami. Nie ma tu nic pozytywnego, przestań myśleć, że dżdżownice zabawnie się wiją!
-Skup się kurwiu.- Pacnołem swoje policzki rękami, czemu jest o wiele gorzej niż wcześniej?
Zacząłem iść szybciej, czy ten książę mnie goni?!
Myśl o czymś okropnym, brudne króliki, tratujące ciebie i twój kitel. Myśl o tym, brudne króliki, tratujące ciebie i twój kitel. Brudne króliki, tratujące ciebie i twój kitel. Brudne kró--
-Of!- Poczułem, jak coś na mnie wpada i sapie z zaskoczenia, to coś nie dosięga mi nawet do piersi.
Od razu popatrzyłem na dół, co to cholery?!
-Uważaj jak chodzisz baranie!-- No pięknie.
Przede mną stał szkielet, malutki i wyglądający na małego kostka, ma na sobie żółte ubrania, mniej jebiące w oczy jak Fresh'a, ale i tak bolą oczy. Czarne dodatki jego ubrań trochę zapobiegają wypadnięcia oczu, ma na sobie złotą koronę.
Szkielet się na mnie popatrzył, nastała cisza przed burzą coś mi się zdaję.
-Przepraszam, nie wiedziałem, że kogoś tutaj spotkam o tej porze!- Zaczął bronić się szkielet. -Nic ci się nie stało?-
Zmierzyłem go spojrzeniem, mam 98% zapewnienia, że to brat pana ciemności.
Jak on się nazywał? Dmaen?
Nastała między nami kolejna cisza, w której staram się poukładać moją złość w jedno i przestać myśleć, że nic się nie stało.
Aury są irytujące.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top