Rozdział 7:Upity, śpiewający, goblin
Laura P.O.V
Siedzę w barze z Dream'em, pijącym herbatę i czarnym goblinem, pijącym kieliszek za kieliszkiem jakiś alkohol. Serio ta dziewczyna nie ma umiaru, a płaci jakąś kartą kredytową i to na 100% nie swoją.
A ja co? Siedzę jak ten kołek i patrzę jak ludzie z baru przychodzą i odchodzą. Zazdroszczę śmiertelnikom, mogą pić co chcą i kiedy chcą. Jestem wampirką, potrafię pić tylko krew, a oni wszyscy tak mnie kuszą.
Najchętniej bym się na nich rzuciła, torturowała przebierając za lalki i pijąc ich soki!
Uśmiecham się na tą myśl, to byłoby idealne na sam początek dnia i świetna uczta. Niestety dla mnie, nie mogę tego zrobić przy szkielecie. Zniesmaczyłabym go do siebie.
Na samą myśl o strażniku, papatrzyłam na niego, dalej pił herbatę z kubka i patrzył co chwilę to na Soulet to na moją osobę. Eh, że też musiała się wpakować w najważniejszy momęt!
Chciałam mu tylko wyznać co do niego czuję. Osobiście dziwi mnie, że mam jakiekolwiek emocję. W końcu, jestem krwiożerczym wampirem, nie?
A jednak, przy nim potrafię być szczęśliwa, przy nim jestem lepsza a każdy dzień jest jasny, jak promienie słońca. Czasem nawet nie czuję przy nim pragnienia, czuję tylko przyjemnę ciepło w środku.
A co do krwi...
O Soulet to się nie martwię, sama czasem podrzuca mi worki z ludzkim sokiem. Czasem nawet, razem ich torturujemy z Lily, bo czemu by nie? W grupie czasem raźniej.
Patrzę na, już mocno, podpitą dziewczynę, która śpiewała jakieś serenady, jakby była Alex.
-SOMTIMES I SAY I WANT YOU BAD BOYYY!-Wrzeszczała jak opętana, japierdole. Zaczeła przytulać Dream'a i dalej śpiewać, czasem mówić coś od rzeczy.
Żółtek był wyraźnie zażenowany, tym bardziej, że wszyscy się na nią gapili. Może by to wykorzystać i się najeść? Ona go chyba nie zgwałci jak będą w domu, nie?
-Dream, może lepiej zabierz Soul do domu?-Zapytałam, a ten spojrzał na mnie.
-Nie chcę cię zostawiać samej.-Odparł, na co ja się uśmiechnełam, najlepiej jak potrafię. To nawet całkiem urocze, że się o mnie martwi.
-Będzie dobrze, spędziłam już z tobą trochę czasu.-Mówiąc to nagle murzynka przytuliła strażnika od tyłu i pociągnęła na siebie. Przez co o mało na nią nie spadł.
-Mój baraaaanek, znajdź swojego, ty nietopeeeerzu!-Zaczęła czkać, śmiać się i mówiła coś jeszcze, ale to był raczej niezrozumiały bełkot.-Ale ci dooowaliłam, ha!-Po tych słowach runeła jak kłoda na ziemię, nieźle. Chyba zasnęła, sądząc po chrapaniu.
-Może masz rację, lepiej żeby odpoczeła.-Wstał z krzesła i starał się podnieść dziewczynę, co niezbyt mu wychodziło. W końcu otworzył portal.-Żegnaj.
Wtedy wyszedł, zostałam całkiem sama ze zwierzyną. Tylko ja, worki z krwią i tysiące możliwości zabawy!
Mogę ich wszystkich upić, żeby ich krew smakowała alkoholem, oraz żeby byli rozkojarzeni.
Mogę ich powiesić głowami do dołu na suficie, żeby cała krew spłynęła im do mózgu. Fundując im długą i nieprzyjemną śmierć.
Mogę przebić ich ręce, nogi kołkami do ściany budynku!
Jak ja kocham bawić się jedzeniem, wtedy nie jest tak nudno. Jest ciekawie a każdy krzyk jest muzyką, uwielbiam to.
Oblizałam swoje kły, zacieram ręce, przedstawienie czas zacząć.
// //
Nie mam pojęcia, czy dobrze odwzorowałam charakter postaci Laury.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top