9. Chilli
Pov. Taylor
Pana Mordercy i porywacza nie było w jego mieszkaniu od rana, od kiedy wstawałam do około dwudziestej. Skąd to wiem? Minęło dokładnie siedem dni, zdążyłam zauważyć jego rutynę. Chociaż pierwszego dni zaskoczył mnie, gdy pracował zdalnie, teraz się to zmieniło.
Mówił mi zazwyczaj, że gdzieś jedzie załatwiać interesy. Pewnie mordował ludzi tych winnych, jak i niewinnych. Porywał kolejne dziewczyny z ulicy i robił z nimi różne inne rzeczy. Nie wiem czemu jeszcze mnie nic nie zrobi. Za to zapewnił mi pokój, kupował jedzenie i produkty do gotowania, chociaż nigdy o nic nie pytałam i nie naciskał. Próbował zagadywać podczas jego powrotów, ale zaraz potem ją chowałam się w pokoju z talerzem jedzenia.
To nie zmienia jednak faktu, że wciągu dalszym bałam się go. Był złym człowiekiem, miał krew na rękach i zabijał. Nie podobało mi się to życie. Było straszne, po zabiciu jakiegokolwiek człowieka nie umiałabym spojrzeć na siebie w lustrze, a oni nie dość że wracają z uśmiechem na twarzy to po tym wszystkim robią to co zazwyczaj. Jakby w ogóle śmierć czy krew na ich dłoniach ich nie obchodziła.
Tym razem schemat się powtórzył. Gdy wstałam Alexandra już nie było, przy drzwiach wyjściowych stał tylko mój ochroniarz. Za pierwszym razem próbowałam z nim porozmawiać, zapytać co tu robi czy jak ma na imię, ale on tylko na mnie spojrzał, unosząc brew. Odpuściłam sobie dalsze próby. Był przecież takim samym człowiekiem jak reszta tych ludzi. Mógł zabić, miał pistolety schowane gdzieś przy marynarce, którą zawsze miał na sobie. Może nie zabijał tak często jak inni egzekutorzy z jego otoczenia, ale to nie znaczy, że nie miał krwi na rękach.
- Capo chciałby dzisiejszego wieczoru zjeść z panienką kolację. Kazał, zapytać czy chciałabyś coś przygotować. - powiadomił mnie. Skinęłam głową na znak, że rozumiem. - Kazał również przekazać, że wszystkie składniki są w lodówce i szafkach, jeśli jednak czegoś będziesz potrzebowała możemy jechać do sklepu.
Zdziwiłam się, gdy usłyszałam kolejne słowa mojego ochroniarza. Czy włoski mafioso naprawdę zamierzał mnie wypuścić, nawet jeśli miał być to tylko zwykły spacer do sklepu? Chwila wolności od tego mieszkania pewnie dobrze by mi zrobiła. Może nawet ktoś by mi pomógł. Przecież cała sprawa nie mogła ucichnąć po tygodniu od mojego porwania.
Chyba, że Alexander miał pod sobą więcej ludzi niż na początku sądziłam. Co jeśli dogadał się jakoś z policją by zaprzestali szukać i ogłosili sprawę jako zawieszoną, bo nie było żadnych śladów? Wiele ludzi mogło nabrać się na łapówkę, sądząc po tym mieszkaniu mój porywacz nie był biedny.
- Chcesz kawy? - spytałam cicho, nie patrząc na mężczyznę, który wycofał się pod ścianę.
- Nie, dziękuję.
Przytaknęłam.
Kolacja z szatynem nie uśmiechała mi się, lecz godziny spędzone w kuchni już tak. Mogłabym przygotować moje popisowe chilli, które robiłyśmy niegdyś z mamą. Tata, pomimo że lubił ostre potrawy, zawsze skarżył się, że nasze dania wypalają nie tylko przełyki ale i żołądki. Rozpuszczenie od środka tego faceta przyprawiało mnie o uśmiech satysfakcji i lekki dreszcz.
Sprawdziłam w lodówce czy mam wszystko potrzebne. Mięso mielone, cebula, pomidory, fasola, kukurydza, papryczki i kostki do bulionu. Zazwyczaj bulion robiłyśmy z mięsa, ale taki chyba też się nada. Nasz sekret ostrości polegał na masie różnych ostrych papryczek z całego świata. Niektóre z odmian doprowadzały nas dosłownie do łez i długiej wizyty w toalecie na drugi dzień. Niestety tutaj muszę zdać się na inne przyprawy.
***
Chilli było gotowe, dałam do spróbowania mojemu ochroniarzowi, a sądząc po jego minie i tym jak wypluł wszystko do z powrotem do miski, sądząc, że nie patrzyłam było doskonałe. Był cały czerwony, jak papryczki których użyłam. Uśmiechnąłam się słodko, pytając czy smakuję.
- Tak, bardzo dobre. - wydusił tłumiąc kaszel.
- Może mleka? - spytałam prowokacyjnie. Patrzenie jak łzawią mu oczy, był dla mnie bardzo przyjemny. Czułam, że to ja mam nad nimi władzę.
- Nie, nie jest wcale takie ostre. - zaprotestował, chociaż widziałam jak ponownie zanosi się kaszlem, a z jego nosa cieknie woda.
Wzruszyłam ramionami i podeszłam do kanapy. Zgarnęłam z półki jakąś książkę, romans. Był to mój ulubiony gatunek, pewnie jak większości dziewczyn. Wcześniej jej tu nie zauważyłam, więc musiała pojawić się tu niedawno. Ogarnęło mną mile ciepło w okolicy klatki piersiowej. Alexander do tej pory, nie licząc porwania mnie i szantażowania mojego ojca, był dla mnie dobry. Nie bił mnie, nie krzyczał, nie zgwałcił. A nie oszukujemy się, to robił każdy człowiek zamieszany w to świństwo.
Zanim się obejrzałam moje oczy zaczęły mi ciążyć, zamykając się z każdym mrugnięciem coraz bardziej. Odłożyłam książkę obok siebie, dalsze czytanie było bez sensu skoro litery same rozmazywały mi się przed oczami. Przymknęłam oczy, mówiąc sobie, że zamykam je tylko na pięć minut. Tylko mieć minutek, potem wstanę i może obejrzę jakiś film? Albo zrobię coś do jedzenia? Jakiś deser, coś słodkiego? Tylko pięć minut, proszę!
Otworzyłam szerzej oczy, czując jak ktoś mnie szturcha w ramię. Robił to tak delikatnie, że prawie nie poczułam. W ciemnościach ujrzałam męską postać pochylającą się nade mną. Wołał do mnie cicho moje imię. Zmarszczyłam brwi i mrugnęłam raz jeszcze.
- Hej, Taylor. Chcesz iść dalej spać czy jednak zjesz ze mną kolację? - spytał miękki, męski baryton. Mruknęłam coś niezrozumiale.
Przeciągnęłam się na kanapie, otwierając jeszcze szerzej oczy. W kącie salonu paliła się tylko jedna lampa przy telewizorze. Przeniosłam wzrok na Alexandra, który w ciągu dalszym stał nade mną, przyglądając mi się przenikliwym spojrzeniem. Nie umiałam nazwać emocji widocznych w jego jasnych oczach, ale przynajmniej miał jakiekolwiek emocje.
- Zjem, jestem głodna. - mruknęłam, wstając do siadu.
- Zjedzmy dziś na balkonie. - zaproponował. - I ubierz się ładnie. - dodał, znikając. Nie miałam nawet czasu aby zaprotestować czy kłócić się.
Ziewnęłam i przeciągnęłam się raz jeszcze. Mojego ochroniarza, którego imienia w ciągu dalszym nie poznałam, już nie było. Pewnie jego szef odesłał go do domu. Postanowiłam usłuchać polecenia od Pana Mordercy, nie chciałam by przez nieposłuszeństwo coś się stało. A, że sam zadbał o to by szafa w kącie pokoju nie stała pusta, może wybiorę coś z tamtych rzeczy. Przez ostatni tydzień próbowałam jak najbardziej trzymać się moich starych ubrań, prałam je zazwyczaj w wannie, chociaż pralka stała w kącie łazienki. Nie chciałam czekać godziny, gdy sama mogłam to zrobić w dwadzieścia minut.
Wyciągnęłam zwiewną, delikatną sukienkę w kwiaty. Była podobna do mojego starego stylu ubierania się. Alexander trafił w moje gusta prawie ze wszystkimi ciuchami, czasem żal było mi ich nie ubierać. Tylko kilka rzeczy wyglądy jak z wyższej półki.
Naprawdę żyłam tu jak w niebie. Alexander ani przez moment nie dał mi w odczuciu tego, że jestem tu nie z własnej woli. Czasem sama musiałam to sobie przypominać i to dlaczego z nim walczyłam. Tęskniłam za tatą, nie wiedziałam co u niego, ale bałam się pytać. Nie wiedziałam ile jeszcze potrwa jego dobroć wobec mnie.
Wyszłam z pokoju i udałam się na balkon. Już w progu zauważyłam blask świec i zarys męskiej sylwetki przy balustradzie. Patrzył w dół, na miasto skąpane w mroku. Na talerzach było już wyłożone moje chilli i puste szklanki. Mężczyzna odwrócił się w moją stronę, gdy tylko lekko uchyliłam szklane drzwi.
- Dziękuję, że zrobiłaś dla nas kolację. - powiedział, a ja wyczułam w jego głosie uśmiech. Nadal stał do mnie tyłem.
- Tak jakby nie dałeś mi wyboru. - zauważyłam, ale ugryzłam się w język. Nie zabrzmiało to miło.
Do tej pory Alexander traktował mnie z szacunkiem, wydawał się normalny, pomimo tego nadal był szefem mafii co w ciągu dalszym mnie obrzydzało.
- Mogłem coś kupić, Franco by mnie o tym zawiadomił.
I w ten oto sposób poznałam imię mojego ochroniarza.
- Usiądźmy. - zaproponował. Odsunął mi krzesło przy niewielkim stoliku, sam usiadł po drugiej stronie. - Wolisz wino czy sok? - spytał, dopiero wtedy zauważyłam, że na stole są również napoje.
- Nie lubię wina. - oznajmiłam, spokojnie. W świetle ognia widziałam jego delikatny uśmiech, który wydawał się niemal ciepły. Sięgnął po ciemny sok i nalał do obu szklanek.
- Pierwszy raz spotykam Włoszkę, która nie przepada za winem. - mówi, opierając się wygodnie o oparcie wiklinowego krzesła.
- Nie jestem do końca Włoszką. - zauważam. - Ale to pewnie już wiesz. - uniosłam brew, miałam nikła nadzieję, że jednak się myliłam i nie sprawdzał mnie.
- Tak, wiem. - powiedział cicho. - Słyszałem, że jest ostre. Podobno chciałaś go tym zabić. - zażartował. Mimo mojej woli, kąciki ust uniosły mi się do góry.
- Oj, od razu zabić. Sam chciał, a jak spytałam czy jest ostre to zaprzeczył.
Sięgnął łyżkę, nabierając trochę chilli. Ja również nałożyłam sobie trochę porcji, podtykając pod nos i wąchając. Pachniało cudownie oregano i ostrą papryką. Rozkoszowałam się jej smakiem, obserwując przy okazji mimikę mężczyzny naprzeciwko. Niemal od razu je wypluł.
- Kurwa, faktycznie ostre. - wytarł serwetką usta, wachlując się dłonią. Pomimo osłony nocy, widziałam jak czerwony był. Zaśmiałam się cicho i wzięłam kolejna łyżkę do ust. - Cię to nie piecze?
- Przyzwyczaiłam się. - odparłam, wzruszając lekko ramionami.
Alexander zmusił się do zjedzenia całej miski chilli, kilka razy był bliski płaczu. Ja się tylko śmiałam z jego reakcji, dawno skończywszy jedzenie. Przez małą chwilę poczułam się jak w domu, było tak zwyczajnie. Nie czułam się ani trochę dziwnie w jego towarzystwie, a w końcu to mafioso! Porwał mnie, pomimo mojej woli. Chciał ukarać mojego ojca, za nie oddanie długu. Wie o mnie więcej, niż pewnie przypuszczam.
- Hej, co się stało? - wyszeptał cicho, pewnie struny głosowe powoli paliły mu się od papryczki i przypraw.
- Nie, nic. - zaprotestowałam.
- Taylor. - powiedział moje imię zachrypniętym głosem. Dziwnie to na mnie podziałało. - Wiem, że nie chcesz tu być. Nie lubisz mnie.
- Nienawidzę. - wciełam się.
- Wolę myśleć, że tylko nie lubisz. - uśmiechnął się delikatnie, ale zaraz znowu spoważniał. - Tęsknisz za ojcem, za dawnym życiem, studiami. Nie zabronię ci tego. Nie zabronię ci czuć. Może kiedyś wrócisz na uczelnię, albo będziesz mogła robić to online. Z ojcem też będziesz mogła się spotykać, to ci mogę obiecać. Ale daj mi szansę, okej? Nie zrobiłem ci przecież nic złego. Znam ludzi, którzy od razu zabrali by cię do pokoju i zgwałcili na miliony sposób, dostawała byś jedzenie raz na dzień, bili by cię, torturowali. Aż sama byś miała tego dość. Próbuje ci pokazać, Taylor, że nie jestem taki sam. Nigdy nie uderzyłem kobiety, a rodzina to dla mnie świętość. Od niedawna jestem tu jako Capo i uczę się. Wiem, jednak, że nikt nie będzie krzywdził niewinnych, kobiet i dzieci. - mówi, upijając łyk soku ze szklanki.
- Ale co do tego wszystkiego jestem potrzebna ci ja? - pytam niemal z rozpaczą.
Alexander patrzy na mnie z niezidentyfikowanym uczuciem w oczach. To jak podnosi jeden kącik ust w flirciarski sposób, jak zaciska palce na szklance, jest coś co nie pozwala mi oderwać od tego oczu. Hipnotyzuje mnie. Cholera!
- Chcę ciebie, Taylor. Spodobałaś mi się tamtego dnia. Jesteś silną kobietą, która zapewne nie jedynego umie ustawić do pionu. Jesteś piękna, bystra, miła i jednocześnie urocza. Chyba nie muszę ci wyjaśnić, jak działa pociąg fizyczny. - mówi.
Słucham go uważnie. Analizuje jego ciche, zmysłowe słowa. Docierają nie tylko do moich uszu, ale i do innych narządów.
- Co to znaczy? - pytam cicho. W blasku świec jego uroda jeszcze bardziej przyciąga.
- Będziesz moja, Taylor. Chcę żebyś mnie kochała i zrobię ku temu wszystko. - obiecał.
Moje serce zabiło mocniej, a prąd dostał się między moje nogi rozgrzewając całe moje wnętrze.
Alexander chcę mnie.
Cholera.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top