8. Długi dzień

Pov. Alexander

Dzisiejszej nocy nie mogłem spać. Przed oczami tańczyła mi Taylor z tym swoim zarozumiałym, ale szczerym uśmieszkiem podstępnej hieny. Przekręcałem się na drugi bok, kiedy spod w połowie opuszczonych rolet zaczęły wypływać złote smugi światła, oświetlając moją twarz.

Jęknąłem, zatapiając twarz w poduszce. Na pewno nie zamierzałem jeszcze wstawać. Taylor zapewne jeszcze śpi, chyba że nadal ściska nią strach. Nie miałbym co robić, do czasu gdy się obudzi. Mogę się w dodatku założyć, że cały dzień spędzi w pokoju.

Nie zamierzałem jej na to pozwolić. Musiałem wymyślić sposób, by wyszła z niego nie licząc toalety i jedzenia, chociaż pewnie i bez tego się obędzie. Ta mała blondyneczka, nie była wcale taka głupia. Ma nie tylko zabójcze ciało, ale i umysł. Znajdę sposób, by się do mnie przekonała. Nawet jeśli miałoby to być poniżające, zdobędę ją.

Pytanie tylko, jak?

Może brutalny początek, to nie był do końca taki dobry pomysł? Może z czasem mogłem wymyślić coś lepszego? Albo dogadać się jakoś z jej ojcem? Ale naprawdę w tamtej chwili nie myślałem jasno. Po dostaniu paru podstawowych informacje o dziewczynie, odbiła mi szajba. Albo inne cholerstwo.  Żądza w mojej krwi zawrzała, na wzmiankę o jakimś kolesiu, a pierwotny instynkt nakazał mi nią zawładnąć.

A nie było nic lepszego niż porwanie. Przynajmniej w takiej chwili. Adrenalina plus emocje to nigdy nie jest dobry pomysł.

Westchnąłem ciężko, zwlekając się w końcu z łóżka. Przetarłem twarz i poprawiłem gumkę od bokserek. Pomimo nocy i paru przespanych godzin czułem się jak istny wrak. Zastanawiałem się czy nie przełożyć paru spotkań na później. To jasne, nie mogłem ani zostawić zielonookiej samej, ani zabrać jej ze sobą.  Może, któryś z nowych ludzi mógłby jej popilnować? Albo mógłbym ją zabrać w jakieś miejsce, które lubi. Z dala od ludzi i ich spojrzeń. Nie, ta opcja odpada. Przez kilka dni musi być zamknięta na cztery spusty, dopóki cała sprawa nie ucichnie.

Założę się, że już pełno jest w prasie, mediach i telewizji o zaginięciu dziewczyny. Jej ojciec pomimo wszystko ją kochał, było to widać na pierwszy rzut oka. Na pewno zgłosił to już w nocy, kiedy nie pojawiła się w domu po zajęciach. Wolałem nawet nie sprawdzać telefonu.

Wyszedłem z pokoju i otworzyłem drzwi od łazienki. Umyłem szybko zęby.  Szorowałem je zawsze dokładnie rano i wieczorem, i po posiłkach. Babcia uwielbiała mnie karmić o potworach zabierających moje zęby z buzi, które przychodziły późną nocą. Zabierały te nie umyte, trochę pożółkłe i z kawałkami jedzenia. Podobno takie najlepiej im smakowały. A potem zjadały takie zęby.

Tak, moja babcia na pewno nie była normalną osobą, która wciskała wnuczkowi parę euro na lody i tuczyła przy każdej możliwej okazji. Wymyślała właśnie takie historie, byśmy zawsze się jej słuchali. Potem jeszcze namówiła rodziców by także wciskali nam taki kit.

Wyplułem białą pianę do umywalki, po czym wypłukałem jamę ustną wodą. Przetarłem twarz ręcznikiem. Tym razem chciałem się umyć jeszcze ciało, by ubrać się w czyste rzeczy. W dodatku nie chciałem wychodzić na nie schludnego przy Taylor.

Ciepły strumień wytrysnął na moje ciało. Żelem trzy w jednym namydliłem ciało, twarz oraz włosy. Świeży morski zapach dotarł do moich nozdrzy. Morze przywodziło mi na myśl tylko moje rodzinne strony. Lazurowe fale odbijające się o złoty piach, cudownie mocząc stopy. Gdy byliśmy młodsi, często wychodziliśmy na plażę. Co prawda mieliśmy hordę ochroniarzy ukrytych w cieniu, ale nie przeszkadzało nam to w wodnych zabawach i chwilach z rodziną.

Może Taylor byłaby chętna pójść pewnego razu na plażę?

Spłukałem żel z ciała, zakręciłem wodę po czym owinąłem się w pasie ręcznikiem. Blondynka mogła się już obudzić, ale nie wziąłem ciuchów do ubrania się. Nigdy nie brałem ich do łazienki, nie zamierzałem zmieniać tego nawyku ze względu na jedną dziewczynę.

Dziarskim krokiem wyszedłem z łazienki pełnej pary. Na szczęście nie dostrzegłem nigdzie na korytarzu zielonookiej.  Nie wiem dlaczego poczułem dzięki temu ulgę, jak i lekkie rozczarowanie. W sypialni ubrałem się szybko w pierwsze lepsze rzeczy, pomyślałem by zrobić nam coś na śniadanie. W końcu nie miałem najmniejszego zamiaru głodzić dziewczyny, nie była moim więźniem. Przynajmniej nie takim prawdziwym.

Wychodząc na korytarz, poczułem silne przyciąganie do zamkniętych drzwi Taylor. Z jej pokoju nie dochodził żaden dźwięk, musiała jeszcze spać. Nic dziwnego skoro była dopiero szósta rano. Walczyłem ze sobą. Chciałem wejść, zobaczyć jak spokojna jest w czasie snu. Bez zmarszczonego ze strachu czoła, ani bez sarnich oczu. A od początku naszej znajomości tylko taką ją widzę. Z drugiej strony nie mogłem jej tak nachodzić.

Powoli moje czyny przechodziły w nękanie.

Zapukałem jednak cicho w drewnianą powłokę. Gdy nie odpowiedział mi jej dźwięczny głos, naparłem lekko na klamkę. Przez szczelinę między drzwiami a framugą dostrzegłem na wpół przykrytą postać. Firanki były w połowie zasłonięte, na stoliku nocnym stało wczorajsze opakowanie po jedzeniu. Westchnąłem cicho, otwierając szerzej drzwi.

Chciałem napawać się tym widokiem. Jej, kiedy nie musi się przede mną bronić. Klatka piersiowa blondynki wznosiła się i opadała miarowo, włosy w kolorze złota miała rozrzucone po całej poduszce, a jej poza była dość niepokojąca. Jeśli zawsze tak spała, współczułem jej karkowi.

Pomimo wszystko podobała mi się w takim wydaniu. Była czysta, naturalna, bez najmniejszej skazy. Są zasadniczo dwa typy kobiet: te, które muszą się malować by pięknie wykładać, i te, które były naturalnie piękne. Moim skromnym zdaniem, ta dziewczyna należała do grupy numer dwa.

Taylor podobno znała się na gotowaniu. Może była to jej pasja?  Nie ważne, ważne za to było to czy ucieszyłaby się gdyby mogła przyrządzić coś w kuchni. Priorytetem w tej chwili jest dla mnie dowiedzenie się wszystkiego o tej kobiecie. Chciałem móc ją zadowolić w wielu dziedzinach, poznać co lubi a czego wręcz nie znosi. A przede wszystkim górowało u mnie nowe uczucie. Uczucie by zapewnić jej bezpieczeństwo, miejsce, którego nie będzie się bała. Chciałbym żeby nie bała się mnie.

Postanowiłem, że dam się jej jeszcze trochę przespać a ten czas wykorzystam na pracę. W końcu nowy Boss włoskiej mafii nie może cały czas być w ukryciu. Trzeba zapoznać się z nowymi aktami, transportem broni, handlu narkotykami, nowymi ludźmi, wrogami, którzy nas atakują lub zamierzają nas zaatakować. Spraw było co nie miara. Miałem wrażenie, że troiły mi się przed oczami. Otworzyłem laptopa i od razu zaczynając pracę.

Czekał mnie dłuuuugi dzień.

***

Taylor wstała po ósmej. Miałem już połowę spraw z głowy. Wiedziałem, że  rosyjska bratwa próbuje pokrzyżować nam plany, atakują nasze promy, które płyną ich terenami i zestrzeliwują samoloty z wieloma narkotykami i bronią. Mamy paru nowych żołnierzy w szeregach, którzy przeszli już szereg zadań do grup. Będzie trzeba wymyślić im jakąś bardziej kreatywną nazwę, niż „grupa”

Blondynka dopiero po chwili zauważyła mnie przy stole kuchennym. Specjalnie ustawiłem je przy samym oknie, by móc oglądać ludzi na dole, przez co nie od razu było mnie widać. Stanęła jak wryta, wytrzeszczając oczy ze zdziwienia. Tak, jej wyraz przerażenia znowu wrócił na miejsce.

- Co, myślałaś, że mnie nie ma?  - spytałem z chytrym uśmieszkiem, który w mgnieniu oka pojawił się na mojej twarzy.

Taylor nie odpowiedziała.

- Dziś pracowałem z domu, ale jutro niestety będę musiał wyjść. Zostanie z tobą jeden z moich ludzi. - dodałem, przybierając zimną maskę.

Kliknąłem ostatni raz w klawiaturę, stawiając kropkę na końcu zdania i wysłałem maila. Zamknąłem klapę od laptopa, ruszając do kuchni, w której ukryła się blondynka. Byłem pod wrażeniem jej szybkości.

- Lubisz gotować - stwierdziłem, opierając się o blat. - Pomyślałem, że wstrzymam się ze śniadaniem by spróbować czegoś spod twojej ręki. Zrobisz nam coś, co lubisz najbardziej gotować?

Jej zdziwienie napawało mnie radością. To nie jest już ta sama włoska mafia za czasów moich przodków, nie biło się tu kobiet, ba, nawet słuchało się ich zdania. Nie jedna zasiadała teraz na wyższych stanowiskach. Kobietom okazywało się szacunek, miały pierwszeństwo, każdy kto ich nie uszanował, dostawał karę. Dlatego bawiło mnie to, że zielonooka tego nie wiedziała, lub nie chciała wiedzieć. Nikt już nie mordował się jak kilkaset lat temu.

Myślała, że zamierzam ją zamknąć w jakieś ciemnej piwnicy? Że, na śniadanie, obiad i kolację będzie dostawać chleb z masłem? Że, zleję ją przy pierwszej okazji?

- Coś nie tak? - spytałem po chwili.

- Nie, nie, wszystko okej. - zapewniła pośpiesznie.

- To zrobisz coś dobrego? Chyba, że nie masz ochoty. Mogę w takim razie zabrać...  - zacząłem, ale przerwał mi jej gładki, dziewczęcy głos.

- Nie, mogę coś zrobić. - zapewniła.

Jej wzrok był dziwnie nieobecny. Uciekała myślami gdzieś w głąb siebie. Nie chciałem jej przeszkadzać, ale zaniepokoił mnie jej stan. Odetchnęła głęboko, po czym zwróciła się przodem do szafki. Wstawiła wodę na herbatę i wyjęła kubek.

- Wszystko okej? Wydawałaś się nieobecna...  - oznajmiłem cicho, podchodząc o krok.

- Nie mów, że cię to martwi. - warknęła, celując we mnie wyjętą z szafki łyżeczkę. Robiła sobie herbatę. - Porwałeś mnie, jesteś mordercą, zabrałeś mnie dosłownie z ulicy! Jesteście wszyscy tacy sami, zostawcie mnie i moją rodzinę w świetnym spokoju! - wrzasnęła wściekle. Jej policzki zaczerwieniony się w lekkim różem. Woda przestała się gotować w czajniczku.

- Jacy wszyscy? - spytałem po chwili ciszy.

Taylor skrywała w sobie coś mrocznego. Coś czego doświadczyła w przeszłości, teraz wydobywało się z  jej wnętrza. Rozwarła delikatnie różowe wargi. Nie spodziewała się po sobie takiego wybuchu.

- Ja... - zająkła się. - To nie twoja sprawa.

- Dowiem się co skrywasz, Pani Sekret. - obiecałem, po czym wyszedłem z kuchni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top