6. Alexander
Pov. Taylor
Bałam się.
To pierwsze co krążyło mi po głowie od jakiegoś czasu. Drżałam, mimo to próbowałam się bezskutecznie wyrwać z rąk porywaczy. Szarpałam się całym ciałem, wiłam się jak wąż gdy nieśli mnie po jakiś schodach, wierzgałam nogami kiedy próbowali wsadzić mnie do samochodu. Teraz czułam się jak na haju, nie wiedziałem gdzie, po co i z kim jestem.
Nie raz podczas podróży próbowałam zdjąć worek z głowy, przez który powoli się dusiłam. Zębami i ustami chciałam ściągnąć taśmę z ust, by zawołać o pomoc, ale okazała się o wiele mocniejsza niż sądziłam. Widziałam kiedyś filmik, jak bronić się w razie takiego ataku. Była pokazana technika raz szybko i raz z zwolnionym tempie, gdzie pokazywali powoli każdy rok. Cóż, to jedna wielka bzdura! Żadna z tych rzeczy nie przydała mi się podczas mojego porwania!
Teraz byłam w jakimś pokoju, leżałam w niewygodnej pozycji na jakieś kanapie. Wyjątkowo miękkiej i przyjemnej w dotyku kanapie. W powietrzu nie unosił się żaden zapach stęchlizny, potu czy innego ohydzctwa, które świadczyłoby o tym, że jestem w jakieś starej ruderze.
- Witaj, Taylor. - usłyszałam przed sobą gruby, ale przyjemnie brzmiący baryton. Był dziwnie znajomy. Jego miętowy oddech owiał moja twarz, czułam go nawet przez materiałowy worek.
Ktokolwiek kucał właśnie przede mną, jego postawa była przytłaczająca. Pomimo tego, że nie widziałam mężczyzny przede mną, czułam jego osobę. Otaczał mnie ze wszystkich stron, jego macki nie dawały mi przestrzeni. To pewnie jego ego.
- Miło cię znowu widzieć. - odezwał się ponownie. Zaraz, jak to znowu? - Zdejmę ci teraz worek, odkleję taśmę z ust i odwiażę ręce oraz nogi. Nic nie będzie cię krępować, pod jednym warunkiem. Nie będziesz próbowała uciekać, gdy już to zrobię. - jego łagodny głos, dotarłszy do moich uszu, wywołał dziwne wibracje w całym moim ciele.
Powoli pokiwałam głową.
Męskie, duże dłonie delikatnie zaczęły ciągnąć materiał w górę. Moje płuca z radością powitały świeże powietrze, a oczu światło. Po kilku chwilach wzorki mi się wyostrzył i dostrzegałam szczegóły. Kolory i kształty. Zanim zdążyłam znaleźć faceta wzrokiem, on oderwał błyskawicznie z ust szarą taśmę.
- Au! - jęknęłam. Potarłam palcami opuchnięte wargi.
- Przepraszam. - wyszeptał ze skruchą ten sam głos, który wywołał u mnie ciary.
Nie wierzę.
Czy moim porywaczem był ten sam mężczyzna, nie wiele starszy ode mnie, któremu dzień wcześniej chciałam z własnej woli oddać się w jego ręce. Ominęli byśmy ten cały cyrk na kółkach.
W tym czasie mafioso zdjął z moich nadgarstków węzły sznurów, to samo uczynił z kostkami. Już stąd widziałam czerwone ślady po moich wojażach. Na jednej nodze, tak mocno pocierałam sznur, że poleciała mi krew.
- Jeśli pozwolisz, chciałbym cię opatrzeć. - oznajmił spokojnie, prostując się.
Z łagodnego baranka, który przede mną jeszcze parę chwil temu klęczał i zdejmował krępujące moje ruchy rzeczy, zmienił się ponownie w mafiosa, którego nie trawiłam. I nie miałam takiego zamiaru.
- Nie, dzięki. Poradzę sobie.
- Nalegam.
- Nie. - zaprotestowałam ponownie.
Mafioso przewrócił oczami, mamrotając pod nosem coś w stylu „ uparta kobieta ”. Grzecznie wstał i odsunął się na metr. Znudzonym spojrzeniem wskazał mi drzwi do łazienki, gdzie znajdę apteczkę.
Nie spuszczając go z oczu niemal biegiem rzuciłam się w stronę pomieszczenia. Po pierwsze nadgarstki cholernie mnie piekły. Ok drugie chciało mi się siusiu. A po trzecie nie chciałam być z nim w jednym pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz. Dopiero wtedy, bezpieczna za zamkniętymi drzwiami, oparłam się o nie i ciężko westchnęłam. Odgarnęłam blond kosmyki z twarzy, które musiały wysunąć się z kitki i obejrzłam uważnie całą łazienkę.
Jak na faceta, miał gust do wnętrz. Chyba, że to nie on robił. To by wszystko wyjaśniało. Białe i kremowe kafelki zdobiły ścianę do połowy, druga połowa do sufitu była pokryta beżowa farbą. Biała umywalka z drewnianymi elementami stała w jednym rogu, tuż na przeciw toalety. Duży prysznic zajmował całą ścianę obok umywalki. A słodki dywanik pod nogi, jeden szary ręczni na wieszaku i doniczka z jakąś paprocią dodawały poczucie czystości i elegancji.
Jak na jednego z bardziej niebezpiecznych mężczyzn w całych Włochach, mieszkania miał bardzo jasne. Zazwyczaj taci mężczyźni mieszkają w ogromnym penthausie z widokiem na całe miasto, urządzone w stylu czarno - białym. A tu taki przyjemny akcent brązu i bieli.
Pod moimi plecami poczułam wibrację, mężczyzna łagodnie zapukał do drzwi. Odskoczyłam jak porażona prądem od drewnianej powłoki.
Tak, zamykałam je. Ale to nie zmienia faktu, że wciąż w moich żyłach płynie adrenalina i to nie koniecznie ta przyjemna podczas przejażdżki kolejką górską. Moje zmysły począwszy na wzroku, a skończywszy na dotyku były bardzo wyczulone.
- Taylor. - wymówił moje imię z dziwną czcią i stanowczością. Ten jeden wyraz spłynął po jego języku jak miód, rozkoszował się nim. - Apteczka jest na pierwszej półce pod zlewem. Wyjdź, proszę, jak skończysz. - oznajmił stanowczo. Jego „ proszę ” nawet nie zmiękczało tego zdania. - Dobrze?
Parsknęłam w głowie na jego władcze zapytanie. Wyjdę, kiedy mi się będzie chciało. Jak będzie taka potrzeba znokautuję go tą apteczką. Psikne wodą utleniania prosto w oczy, zwiąże bandażem i nakleję mu plasterki z myszką miki na brwi, odrywając je boleśnie razem z włoskami.
- Dobrze. - warknęlam, gdy mnie ponaglił.
Zgodnie z jego instrukcją sięgnęłam po to, czego szukałam. Wyjęłam gaziki, bandaże i spirytus salicylowy w sprayu. Najpierw odkziłam każdą ranę, niemal skręcając się z bólu . Starałam się dmuchać, kiedy piekło mnie niemiłosiernie tak jak uczyła mnie matka, ale gówno to teraz dawało. Potem gaziki przyłożyłam do ran i mocno owinęłam bandażami.
Schowałam apteczkę tam skąd ja wyjęłam i przejrzałam się w lustrze nad umywalką. Mój kucyk całkowicie się rozsypał, ale nie miałam siły go poprawiać. Biała bluzka była gdzieniegdzie poplamiona krwią z ran. Nie pamiętam, kiedy wyglądałam aż tak źle.
Czemu on mnie porwał? Przecież powiedziałam mu, że oddamy dług razem z odsetkami. Dziś rano, przed zajęciami składałam już papiery do pracy w pobliskiej cukierni. Zarobki może i nie były wielkie, ale zawsze mogłam pomóc ojcu. On sam miał wrócić dzisiaj do pracy w fabryce.
Starałam pojedyńczą łzę z mojego różowego policzka. Stanęłam przed zamkniętymi drzwiami, liczyłam do dziesięciu, wolno oddychając. Kiedy w myślach wybiła liczba dziesięć, przekrzekręciłam kluczyk i otworzyłam drzwi, tak bym mogła zmieścić się w wąskiej szczelinie.
Facet stał kilka kroków dalej od drzwi, opierał się o ścianę i niecierpliwe czekał. Zmrużyłam podejrzliwe oczy.
- Widzę, że .... - zaczął, lecz przerwałam mu natychmiast.
- Czego od nas chcesz? Mówiłam, że spłacimy dług. Daliście nam więcej czasu! Czemu mnie porwałeś? - wyrzucam z siebie jak z armaty.
Żeby podkreślić dramaturgię tej sceny przydałby się jeszcze płacz, jak w hiszpańskiej telenoweli. I długa, piękna suknia zdobiona złotą nicią. Ile ja bym teraz dała, by być w domu, gdzie jest bezpiecznie, jest mój ojciec, który nie jest uzależniony od hazardu i razem oglądamy tą telenowelę. Le beso prohibido ulubiony serial mamy.
- Cóż, twój ojciec nie chciał cię oddać, więc cię sobie wziąłem. - powiedział spokojnie podchodząc o parę korków. - Jeżeli grzecznie ze mną zostaniesz w tym mieszkaniu, nie będziesz uciekać i nie pójdziesz na policję, w siedemdziesięciu pięciu procentach dług twojego ojca zostanie spłacony. Przynajmniej u mnie. - mówił, nie przestając iść w moją stronę.
- To dlaczego, nie mogłeś wtedy się zgodzić? Ominęłaby mnie przejażdżka w bagażniku, rany na nadgarstkach i trauma! - spytałam
- Twój ojciec stanowił dla mnie problem. Staram się dotrzymywać słowa, więc gdy twój staruszek się dowie, że zostałaś porwana, to nie do końca tak jakbym nie dotrzymał słowa. - wytłumaczył. Przyparł mnie do ściany, jego twarz znalazła się nagle bardzo blisko mojej. Jego usta zawisły przy moim uchu. Poczułam jego gorący oddech na szyi i policzkach, aż przeszły mnie ciarki. - Może zacznijmy od przyjemniejszych rzeczy. Jestem Alexander Russo i będziesz ze mną mieszkała przez najbliższe tygodnie. - wymruczał głębokim, męskim tembrem.
- Ile dokładnie? - wydyszałam w jego usta.
Nie wiem co się ze mną działo. Czułam się jak po ostrym maratonie biegu. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, nie mogłam stać prosto. Kolana miałam jak z waty, a głos dziwnie zachrypnięty. Oddech rwał mi się, jak strasznym nocnym koszmarze. Nigdy jeszcze tak nie miałam.
- Nie wiem, zależy jak szybko mi się znudzisz. - przyjrzał mi się dogłębnie jasnymi oczami. - A to raczej nie stanie się prędko. - szeptał. Jego nos potarł moją szyję, nowy dźwięk.
- Uwierz mi, jestem nudna. Tylko czytam książki, gotuję, uczę się. Może czasem gdzieś wyjdę, ale to nic wartego uwagi. - oznajmiłam twardo.
Chciałam by mnie wypuścił. Może już się nie bałam, ale nadal ten facet powodował mój dyskomfort. Porwał mnie, jest w mafii, jest niebezpieczny. To nie są cechy dla mężczyzny moich marzeń. Ja chcę chłopaka, który zatroszczy się o mnie, gdy mam okres, pomoże sprzątać mi dom, będzie chciał ze mną oglądać te durne telenowele i oświadczy mi się w jakiś słodki sposób. W taki nasz sposób, przez co popłynął mi łzy.
A Alexander nie pasuje mi do tego obrazu.
- Sam to sprawdzę, jeśli pozwolisz. - oznajmił cicho, a w następnej chwili poszukam jego gorące i miękkie usta na szyi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top