2. Pierwsza misja
Pov. Alexander
Wczoraj odbyła się impreza, gdzie oficjalnie ojciec i Marco oddali mi wszystkie udziały w mafii, byłem Capo włoskiej mafii, jednej z najlepszych. Byłem teraz szefem, miałem pod sobą tysiące, jak nie miliony ludzi, którzy musieli mnie szanować, słuchać moich rozkazów i być ze mną pomimo wszystko. Mieli mnie chronić, jakbym był pieprzonym królem.
Jak się czułem? W życiu nie byłem bardziej szczęśliwy niż teraz! Wieczorem czekała mnie pierwsza misja, którą nie mógł się zająć żaden z oddziałów gdzie jest moja siostra. W sumie to sam kazałem im odstąpić, chciałem poczuć pierwszą adrenalinę w nowej skórze, sprawdzić się.
Ale najpierw wypadałoby pozbyć się kaca. Cóż, mianowanie kogoś na głowę mafii wiązało się jak z osiągnięciem pełnoletności. Impreza z wielkimi osobistościami, alkohol lejący się litrami i oczywiście tron dla króla. Dosłownie. Dostałem na środku podwyższenie, a na nim stał pieprzony tron. Brakowało tylko korony i berła.
Podobało mi się. Bardzo. Zamierzałem jak najdłużej utrzymać się na tej pozycji. Każdy inny jebany mafioso musiał wiedzieć, że jest nowy capo na Włoskich ziemiach. Mają drżeć na samą myśl o Alexanderze Russo. Synu Vincenta Russo i Victorii Russo. O jednym z cudownych trojaczków. Pracowałem na moją opinię od dziecka, od kiedy tylko pierwszy raz trzymałem broń w dłoniach. I nie zamierzałem zaprzepaścić tych dwudziestu lat.
Kiedy tylko usiadłem na tym tronie, każdy patrzył na mnie z podziwem. Widziałem, że z chęcią będą przeze mnie prowadzeni. Wiedzieli, że ze mną nie zginął. Właśnie to kochałem już od pierwszego dnia, po tym jak ojciec zaczął wtajemniczać we wszystkie sprawy tego świata.
Teraz naprawdę rozumiałem czym ludzie tak bardzo się zachwycali. Dlaczego dążyli do władzy całkowitej. Szczególnie w mafii i gangach. Dlaczego nie chcieli być bogaci, kochani do końca życia, mieć rodziny czy prawdziwych przyjaciół. Władza i wiążące się z nią uczucia to coś nie do opisania! To tak jakbyś miał swój mały świat w dłoniach. Albo jakbyś dostała domek dla lalek. To ty układasz ich życie, kto zginie a kto przeżyje, jaką będą mieli pracę, życie miłosne, czy będą chudzi czy grubi, jakie mają zwyczaje, dom, nawyki, fetysze, charakter i zdolności.
Jebana gra w Simsy.
Ale nie myślcie przypadkiem, że ja nie chcę niczego więcej. Kocham moją mamę, kocham mojego ojca, moje rodzeństwo też kocham. Mam jednego prawdziwego przyjaciela, którego poznałem stosunkowo niedawno i przez przypadek. Tak, Nathaniel. Cóż, moja siostra ma oko do chłopaków. Doceniam to wszystko, co mam i nie zamierzam tego oddawać, nawet jeśli ceną byłaby ta władza. Mi nie odbija jeszcze szajba.
A propos Nate'a. Ten skurwysyn został moją prawą ręką. Także wczorajszego wieczoru. Zajmuje się sprawami handlu narkotykowego, to jego działka. Nie bierze od dwóch lat, od kiedy oficjalnie z Mery są parą i nie zapowiada się na to aby jego uzależnienie wróciło. A nawet jakby wróciło, wysłałbym go od razu na odwyk. Jako przyjaciel i przyszły szwagier.
Co się jeszcze zmieniło od wczorajszego wieczoru? Mam własne mieszkanie w centrum Florencji. Teoretycznie wszędzie mam blisko, ale jak to zawsze bywa jest tu największy korek. Mam blisko do rodzinnego domu, tak samo jak Mery i Nathaniel. Mieszkają gdzieś bliżej natury, tak jak my za dziecka. Ale nie aż tak, by nie było tam żywej duszy. Podczas parapetówki poznałem kilku ich sąsiadów, są sympatyczni i kompletnie nie groźni. Nie są z mafii, ale to nie jest jakiś wielki problem.
Vera, moja druga siostra, najmłodsza z trojaczków swój tyłek podziała w wielu bazach w całych Włoszech. Razem z Charlesem, którego pieszczotliwe nazywaliśmy Charlie, podróżowała kraju i wykonywali moje rozkazy. Nie byli już w żadnym oddziale, sami taki stanowili. Polecenia wychodzą prosto z centrali, ode mnie, a oni je wykonują, razem z Jimem, Danielem, Axelem, Mike' em i Eric'em. Na stałe jednak osiedli pod Florencją, bywają tu jednak okazjonalnie.
Zazwyczaj, gdy chcą mieć wolne i chwilę dla siebie moja siostra mówi coś w stylu: „ Nie dzwoń, nie pisz, nie pytaj i nie waż się nawet do nas przychodzić. Chce mieć wolne. Jeśli coś wielkiego będzie się działo, ślij gołębia, pełno ich tu.”
To chyba wszystkie zmiany jakie zaszły od wczoraj. Tak właśnie wygląda teraz życie Alexandra Russo, dwudziestoletniego mężczyznę i Szefa Włoskiej mafii.
***
- E, Russo. - krzyknął znajomy, męski głos. Przewróciłem oczami, gdy zauważyłem twarz mojej prawej ręki. Przybiłem z nim męską piątkę, po czym wsiadłem do jego auta.
Nastał już wieczór, kac mniej mi dokuczał. Mogliśmy jechać na naszą pierwszą misję. Zapamiętam ten wieczór chyba na zawsze. Tak samo jak wczorajszy. Adrenalina buzuje w moich żyłach, a uśmiech satysfakcji sam wkrada się na moje usta. Dosłownie, czuję się jakby dopiero co się urodził. Zakładam, że Nate czuję się podobnie, widząc jak rozsadza go energia od środka.
- Jak tam kac morderca? - zapytał z głupkowatym uśmieszkiem, ruszając spod bloku.
- Znośnie. - odezwałem się niemal od razu. - A moja siostra chyba po wczorajszym wieczorze dała ci mocno w pysk. Robi ci się śliwa. - odbiłem piłeczkę.
- Zamknij się. Niby taka drobna i nieszkodliwa pani doktor, a tu proszę. Jak się dobrze zamachnęła, to myślałem, że przytomność stracę! - opowiadał. - Na szczęście miała jakiś żel chłodzący, to aż tak nie boli. - dodał po chwili, łapiąc oddech.
- No cóż, ma na nazwisko Russo. - wzruszyłem ramionami, hamując śmiech.
Nate już się nie odezwał, ale widziałem jak zadowolony uśmiech tańczył na jego ustach. Kochał moją siostrę, było to widać na pierwszy rzut oka. Oboje byliśmy w wyśmienitych humorach, a ten wieczór nie mógł być lepszy!
- Ktoś jeszcze będzie?
- Tylko paru ludzi dla ochrony, ale to głównie mu będziemy się bawić.
- Co zrobił? - spytał, skręcając.
- Nic godnego uwagi, ale to dobry początek. Zalega z długiem, około piędziesiąt tysięcy u nas, u rosyjskich psów jeszcze więcej. Niezły ma rachunek. - oznajmiam spokojnie. - Na skrzyżowaniu w lewo. - nawiguje.
- Ma coś wartego, co byśmy mogli wziąć za zapłatę? - kolejne pytanie padło z ust mojego przyjaciela.
- Cóż, to się okaże na miejscu. Inaczej facet może już się żegnać ze swoim domem, chyba, że Ruskie psy nas wyprzedziły z terminem. - wzruszam ramionami.
Nie odzywamy się aż do końca jazdy. Nathaniel parkuje w cieniu, kilka domów dalej. Dzielnica nie wygląda na groźną. Będzie trzeba uważać, gdy będzie się używać broni. Kolejny wóz pancerny naszych ludzi stoi po drugiej stronie ulicy, co cieszy mnie.
Oboje wychodzimy, mężczyźni otaczają podwórko jednorodzinnego domku. Jak na faceta z długiem sięgającym jakieś dwieście tysięcy, nieźle mu się wiedzie. Czemu więc się zadłużył? Czemu zaczął bawić się z mafią?
Grzecznie pukam do drzwi. Nie będę ich rozwalać, szczególnie, że w paru domach pali się jeszcze światło. Pukam raz jeszcze, ale nadal nikt nie otwiera. Zirytowany wzdycham i rozglądam się. Każe mojej prawej ręce stanąć na czatach, gdy ja otwieram zamek. Jeden celny strzał z pistoletu powinien go rozwalić. Zakładam tłumik i pociągam za spust. Zamek poszedł z łatwością, otworzyłem drzwi i wszedłem jako pierwszy. Nate podążył za mną.
Skromny hol z wieszakiem na kurtki i stosunkiem na buty. Dalej widziałem otwartą kuchnię i salon. Telewizor grał, więc zakładam, że ktoś jednak był w domu. Nie ładnie...
Przyłożyłem palec na usta na znak, że ma być cicho. Głową wskazałem salon, mój przyjaciel tylko przytaknął z błyskiem w oku, który zazwyczaj widziałem, gdy wspominał lub był z moją siostrą. Zakradłem się do pomieszczenia, na sofie spał smacznie nieogolony facet w starym podkoszulku i spranych jeansach. Przynajmniej wyjaśniła się sprawa nie otwierania drzwi i nie przywitania nas.
Nate szturchnął go raz, a potem drugi raz. Zdezorientowany mężczyzna przebudził się, rozglądając po pomieszczeniu. Pomachalem mu z lekkim uśmiechem, gdy na jego buźce malowało się jeszcze większe zamieszanie, następnie wściekłość, a na końcu strach.
- Witaj, Liam. - przywitałem się grzecznie.
- Kim jesteście? I co robicie w moim domu? Skąd wiesz jak się nazywam?
- Ach, no tak. Zapomniałem się przedstawić. Alexander Russo. - wyciągnąłem dłoń w jego kierunku, nie uścisnął jej. - Nowy szef włoskiej mafii. Więc radzę ci zapamiętać tę twarz, jeżeli masz ochotę zadłużać się jeszcze bardziej.
- Och. - wyjąkał.
Z satysfakcją oglądałem to jak przerażenie tańczy na jego twarzy jak na parkiecie w klubie. Oczy biegały mu wszędzie byleby nie spocząć na moich. Jego oddech stał się nieregularny, ręce trzęsły mu się jak u narkomana. Cudowny, upajający widok ofiary przed śmiercią. Najlepsze jest obserwowanie ofiar przed ich niechybną śmiercią.
Jednak jego nie zamierzałem go zabijać. Nie był wart kulki.
- Tak, och. - powtórzyłem. - Masz pieniądze? - spytałem prosto z mostu.
Facet znów przebiegł wzrokiem po salonie, wyciszył nieco dźwięk w telewizorze. Kątem oka widziałem jakiś film akcji.
- Czy mam przeszukać ten dom, by znaleźć tę pierdolone pieniądze, które nam wisisz? Zabrać dom? Jestem całkowicie pewien, że straczyłby na opłacenie długu. Przynajmniej z naszej strony. - powiedziałem zimnym tonem. Wyjąłem zza pleców pistolet, którym otwierałem drzwi i machnąłem nim mu przed nosem.
- Czy mogę mieć jeszcze trochę czasu? - spytał, kręcąc się. - tylko paru dni?
- Chłopie, zwlekasz te pieniądze od dwóch miesięcy. - wtrąca Nathaniel. - Ciesz się, że nie zaczęliśmy naliczać odsetek.
Przytaknąłem mu. Nie wiem co z nimi zrobił, ale żadna odpowiedź w pełni mnie nie usatysfakcjinuje. Nie ważne jakie kłamstwa czy prawdy nam wciśnie.
- Tak, wiem. Ale wiszę też pieniądze Rosji.
- To już nie nasz problem. - warknąłem. - Ciesz się, że nie przyszliśmy dwa miesiące temu. Daliśmy ci czas, Liam.
- Wiem, przepraszam. Ale mam córkę...
- W dupie mamy twoją córkę. - odezwał się Nate. - Pieniądze, ale znajdziemy inny sposób by się dogadać.
Zestresowany Liam przełknął ciężko gulę w gardle. Rozejrzałem się jeszcze raz po pomieszczeniu. Jasne kolory na ścianach, ciemne meble. Kwiaty i rośliny na parapecie i stoliku kawowym. Parę zdjęć na ścianach przedstawiających jego i młodą dziewczynę.
- Proszę, jakoś spłacę ten dług. Dajcie mi tylko....
- Tato, wróciłam! - odezwał się nagle damski głos. Zaraz potem rozległ się odgłos zatrzaskiwanych drzwi.
Wymieniłem szybkie spojrzenia z chłopakiem mojej siostry. Podeszliśmy do jednej ze ścian, gdzie nie było nas widać. Rzuciłem ostre spojrzenie w kierunku Liama, który zacisnął usta w wąską kreskę. Błagał nas spojrzeniem.
Odezpieczyłem broń i sprawdziłem czy tłumik jest dobrze założony. Tak na wszelki wypadek. Kroki robiły się głośniejsze, tak samo jak jej nawoływania. Muszę przyznać, że głos miała przyjemny i kojący. Bardzo dziewczęcy, melodyjny i lekki. Niczym głos mojej mamy, gdy za małego czytała nam książki na dobranoc.
Nieznajoma dziewczyna weszła do salonu. Nate zaszedł ją od tyłu by nie miała drogo ucieczki, podszedłem do niej i przyłożyłem pistolet do jej skroni. Powoli przyjrzałem się jej sparaliżowanemu ciału. Boleśnie wolno stanąłem przed nią, nadal trzymając palec na spuście.
O rzesz w mordę jeża!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top