19. Już dobrze, mój aniołku

Pov. Taylor

Minął tydzień odkąd ostatni raz widziałam Alexandra. Przez ostatnie siedem dni przebywał w mieście, zajmując się moim bezpieczeństwem i rosyjską mafią. Przynajmniej tyle mi powiedział przez telefon, gdy pierwszy raz nie wrócił do domu swoich rodziców.

Wkurzyło mnie to, że zaledwie dzień po naszej „pierwszej randce” zaczął unikać mnie. Tak rozumiem, że był capo, miał swoje obowiązki. Ale nawet nie pofatygował się aby do mnie zadzwonić. Mary podała mi swój telefon z Alex'em na lini, mówiąc tylko ogólne sprawy, a potem się rozłączył. Rozłączył! Nie mogłam nawet nic powiedzieć, zaprzeczyć czy zaprotestować.

Co chwilę za oknem widziałam uzbrojonych po same zęby mafijnych żołnierzy, których pozostawiał tutaj Alex. Nie mogłam wyjść, nie mogłam do niego dzwonić bo od razu włączała się idiotyczna poczta głosowa.

- Hej, z tej strony Alex Russo. Tak, ten zajebiście przystojny mężczyzna. Nie mogę w tej chwili rozmawiać, zadzwoń później!  Nie nagrywaj się, bo i tak tego nie odsłucham! - jego głos pod koniec przerywało głośne pip.

Po trzech próbach poddałam się. Miałam go już w dupie i to co aktualnie robi. Spędzałam czas z Mary i Verą, siostry okazały się bajeczne. Rozumiały mnie jak nikt inny. Vera nawet zrobiła mi paznokcie, a Mary w tym czasie pokazała swoje ulubione literackie pozycji. Jak się okazało mamy podobny gust co do fikcyjnych mężczyzn. Czasem nawet pani Russo, która kazała mówić do siebie po imieniu, dołączyła się do naszych rozmów. Jak się okazało bardzo lubi plotkować i karmić nas najnowszymi wypiekami.

Ta rodzina była niesamowita! Myślałam, że będzie o wiele gorzej, gdy pierwszy raz Alexander kazał mi to przyjechać i powiadomić, że na razie tam zostaniemy. Znaczy się, ja zostanę.

Boże, skończ z nim! Nie myśl o nim! Niech ruscy go postrzelą. Byleby nie śmiertelnie.

Chłopaki Mary i Very także musieli wyjechać z swoim panem i władcą. W domu były same kobiety co nam odpowiadało. Nie licząc pana Russo, który także co jakiś czas wyjeżdżał. Bywał tu jednak codziennie sprawdzić jak mają się jego córki oraz żona.

Dzisiaj z Veronicą miałyśmy w planach małe SPA, ponieważ Mary musiała zająć się sprawami w jej pracy. Robiła za mafijnego lekarza i odpowiadała jej ta praca. Za to Vera wypisywała się na razie z różnych akcji w terenie, na rzecz spędzania ze mną czasu. Było to miłe, o ile nie robiła tego z rozkazu swojego brata bliźniaka.

- Gdyby nie to, że poluje na ciebie rosyjskie ścierwo, zabrałabym cię na zakupy. Znam kilka dobrych sklepów, nie trzeba tam wydawać fortuny aby znaleźć kilak dobrych rzeczy. - oznajmiła, nakładając mi na twarz zieloną breję z jakiś japońskich liści. Podobno ma nadać blasku mojej twarzy i otworzyć pory. - O! W dodatku mogłybyśmy iść do super sklepu z bielizną! Charlie byłby w niebo wzięty! Mój brat także. Jaki mężczyzna nie lubi mieć ładnie opakowanej kobiety. - zachwycała się, kończąc smarować moje czoło.

Zachichotałam na jej słowotok. Veronica swoją maskę miała już nałożoną, więc włączyliśmy jakiś film i mogliśmy się zrelaksować. Vera uwielbiała filmy akcji, więc zdecydowaliśmy się na coś z serii filmów o Avengers'ach. Ja mogłam podziwiać przystojnych aktorów, a siostra Alexandra piszczała na każdej scenie wybuchów. Głośno komentowałyśmy każdą minutę filmu. 

Po 15 minutach zmyliśmy z twarz zieloną maskę. Roześmiałam się, widząc lekko czerwoną twarz Very.

- No co? Nie każdy ma idealnie ukrwioną twarz po jej umyciu. - warknęła żartobliwie. Pokręciłam głową, gdy usłyszałyśmy krzyk. Dokładniej, męski krzyk rozdzierający moje bębenki uszne.

Odskoczyłyśmy od siebie przestraszone. Usłyszałam strzał, a następnie siarczyste przekleństwa z ust Veroniki. Wyjrzała ostrożnie zza okna, tak aby nikt z zewnątrz jej nie zauważył. Moje serce obijało się boleśnie o pierś, a oddech przyśpieszał z każdą chwilą.

- Taylor. - warknęła Vera, podchodząc do mnie. Spojrzała w moje rozbiegane tęczówki, potrząsając moimi ramionami. - Ogarnij się. Weź broń Alexa, powinna być w szufladzie w jego pokoju. Ukryj się. Nie waż się wychodzić dopóki nie usłyszysz mojego głosu. Kiedy musisz, strzelaj. Nie myśl o niczym, po prostu nacisnij spust. - wydawała rozkazy z prędkością karabinu maszynowego. Westchnęłam ciężko, nie wszystko rejestrując.

Kobieta popchnęła mnie na korytarzu w kierunku mojego pokoju, a sama pobiegła na górę po broń i swoją siostrę. Gdzieś na korytarzu mignęła mi Victoria z bronią w ręce i kamizelce kuloodpornej.

Na drżących nogach podbiegłam do szafki nocnej, którą wskazała mi Veronica. Faktycznie była tam broń. Wyjęłam mały, ciężki pistolet. Niemal od razu gdy dotknęłam metalu usłyszałam kolejne strzały. Stłumiłam w gardle łkanie. Poszukałam wzrokiem kryjówki w naszym pokoju.

Łóżko odpadało, szpara pomiędzy stelażem a podłogą była za mała abym wcisnęła tam swój gruby od słodyczy tyłek. Uniemożliwiało mi również samoobronę, jak i strzał z pistoletu będę miała utrudniony. Oczywiście, w razie konieczności.

Kolejne w oko wpadła mi szafa. Było mało miejsca, ale myślę że zmieszczę się w niej bez problemu. Mogłam się także przykrycić moimi, jak i Alexandra ubraniami. Zanim znajdę jeszcze coś, wchodzę już do szafy i zamykam za sobą drzwi. Oddycham szybko i chaotycznie. Mam wrażenie, że świst mojego oddechu słyszałą nawet na dworze.

Ściskam mocno metalową broń, próbując zrozumieć jak działa. Raz czy dwa widziałam w filmach jak to robią, ale szybkość tej czynności była zbyt wielka abym wyłapała szczegóły, a Alex nigdy tego przy mnie nie robił. Broń była już albo odezbieczona albo zabezpieczona.

Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, a ściśniete od strachu gardło bolało coraz bardziej. Walczyłam sama ze sobą aby nie ruszyć się z miejsca ani nie wydać z siebie żadnego odgłosu.

Kolejne strzały rozległy się po domu, ale nie docierały do mnie przez mój otumaniony umysł. Zacisnęłam mocno oczy, gdy ktoś z rozmachem otworzył drzwi do naszego pokoju. Rozległo się kilka słów po rosyjsku, których nie rozumiałam. Za chwilę jednak leżał martwy na ziemi. Ogłuszający strzał zabił go. Widziałam jego martwe oczy skierowane prosto w moje.

Zachciało mi się płakać. To nie było dla mnie. Ten cały mafijny światek. Nie chciałam mieć krwi na rękach, a cała ta rodzina z pewnością ją miała. Ktokolwiek właśnie zabił tego człowieka, był jednocześnie moim wybawicielem, jak i najgorszą osobą na tym świecie.

Chyba bardziej trząść się nie mogłam, gdy usłyszałam cichy głos Alexandra. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że nadal patrzyłam w puste oczy trupa. Dopiero gdy wyciągali go za nogi, uświadomiłam to sobie.

- Taylor? - zawołał cicho Alex.

- Tu jestem. - powiedziałam cicho, ruszając drzwi szafy.

W kilku krokach mężczyzna dopadł do mnie i wyciągnął ostrożnie broń z moich roztrzęsionych dłoni. Nie byłabym w stanie strzelić di kogoś w takim stanie. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca.

Alexander wyciągnął mnie z mojej ciasnej kryjówki, niemal od razu przyciskając do swojej klatki piersiowej. Nie opierałam się. Byłam oniemiała wydarzeniami. Silne dłonie głaskały ostrożnie moją głowę, a delikatne usta muskały skórę na policzku, gdy Alex szeptał uspakajające słowa.

- To było straszne. - głos, który wydobył się z moich ust nie brzmiał jak mój. Był ochrypły i zupełnie mi obcy. Każde słowo bolało przez ściśnięte gardło.

- Wiem, mój aniołku. Postaram się ze wszystkich sił aby taka sytuacja się nie powtórzyła. Jesteś już bezpieczna. Odeprzeliśmy atak, wiesz. Byłaś bardzo dzielna, Taylor. Dobrze sobie poradziłaś, wiesz? Jestem z ciebie cholernie dumny. - szeptał co chwilę, całując mnie w czoło.

- Nic nie... Nie zrobiłam. - zimny dreszcz wstrząsnął moim ciałem.

- Mylisz się, mój aniołku. Zrobiłaś wszystko zgodnie z polecaniami mojej siostry. Ukryłaś się, wzięłaś broń, pomimo twojego strachu. To też jest coś, mój aniele. - jego ciepły oddech owiał moją twarz, przez co poczułam się o wiele bezpieczniej. - Wszystko już dobrze, Taylor.

Odsunął mnie na długość swoich ramion, przyglądając się całemu mojemu ciału. Sprawdzał czy nie mam żadnych obrażeń. Ja także to sprawdziłam. Jednak on nie był tak nie uszkodzony jak ja. Miał kilka zadrapań na twarzy i ramionach, a jego koszula była podarta w kilku miejscach. Z kilku miejsc ciekła mu krew.

- Jesteś ranny. - głos mi lekko zadrżał. Skupiłam wzrok na jego ciele. - Czemu ...

- Chciałem najpierw cię znaleźć, zaraz pójdę do Mary. Opatrzy mnie, a ty w tym czasie wypijesz jakąś herbatę, dobrze? - spytał, całując jeszcze raz moje włosy.

Skinęłam niemal niezauważalnie głową, a Alex przycisnął mnie jeszcze mocniej do swojej klatki i poprowadził do gabinetu lekarskiego swojej siostry. Wstrząśnienia dzisiejszymi wydarzeniami, godziłam się na wszystko. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top