16. Zdjęcia
Pov. Alexander
Zabiję je. Po prostu je zabiję.
Taylor na początku była spokojna. Grzecznie odpowiadała na zadawane jej pytania, rzadko to ona zadawała jakieś pytania. Jednak jej odpowiedzi były rozwięzłe i przyjemnie słuchało się jej odpowiedzi. Teraz jednak w najlepsze bawiła się z moją mamą i siostrami nad stosami zdjęć. Co chwila chichotały, wskazując na niektóre zdjęcia.
Mama za to musiała palnąć akurat to. Od zawsze wiedziałem, że tylko czekała na podobną sytuację. Czekała na ten jeden dzień, gdy do domu przyprowadzę dziewczynę, która będzie miała miano mojej, aby jak to każda szanująca się matka ośmieszyć swoje dziecko.
Veronica za to od zawsze była wredna. Co chwila rzucała kąśliwe uwagi w moją stronę, a Taylor pomagała jej, pomimo że była ostrożna.
Ta mała blondyneczka nigdy nie odpuści sobie doręczenia mnie. Ona mnie nienawidzi. Nie wiem czy kiedykolwiek przestanie być podejrzliwa w stosunku do mnie, czy nie będzie zawsze myślała, że coś jej zaraz nie zrobię. Nie chcę by sie mnie bała. Zabija mnie to.
Porywanie jej nie było dobrym pomysłem, żałuję tego. Przez to Taylor mnie nie znosi. Mogłem.... Nachodzić ją na uczelni czy zaprosić na randkę albo... .
Randka.... To chyba dobry plan.
Co prawda najpierw będę musiał zdjąć z głowy Rosjan, bratwę i tego cholernego Sebastiana. Jest wrzodem na tyłku tak samo jak jego wszyscy przodkowie. Obiecuję, że kiedy będę go w końcu miał, zapłaci za wszystko. Za dręczenie moich sióstr, za liczne próby zabójstwa mojej rodziny, za ponowne pojawienie się i dręczenie mojej Taylor.
- O popatrz, Taylor. Tu Alex gra w piłkę. Kiedy miał tylko pięć lat grał jak zawodowiec, nie wiem czemu nie robi tego już, nawet jako hobby. - mama pokazuję w fotoksiążce fotografie.
Tata próbował odwieść od tego pomysłu mamę, ale nie stawiał za wielkich oporów. Kiedy powiedziała, że ma się zamknąć i zjeść ciasto, zrobił to bez większych protestów. Gdyby chciał mógł sprawić by mama była uległa, by nie podważała jego decyzji, była pokorna i nie wychylała się. Raz zapytałem go o to gdy byliśmy razem na treningu. Nigdy nie zapomnę tego co mi odpowiedział.
- Synu, gdybym chciał to bym to zrobił. Masz rację. Ale nie byłbym wtedy szczęśliwy. Nawet jeśli nie dażyłbym twojej mamy miłością, zostałby szacunek. Nigdy nie chciałem by się mnie bała. Mężczyzna jest silny, ale tylko jeśli u jego boku jest kobieta stworzona z jego żebra. Nigdy nie możesz uderzyć kobiety, nie możesz ich zastraszać, bić, zabijać ani krzyczeć. Kobieta jest czymś wyjątkowym o co trzeba dbać. Wtedy da ci największe owoce, jakie możesz sobie wymarzyć, synu. Swoją miłość, wdzięczność i szacunek.
Pamiętałem te słowa i stosowałem się do jego rady. Nie uderzyłem żadnej kobiety, nawet podczas seksu. Nie zabijałem ich, nie biłem, nie zastraszałem. Byłem wystarczająco wysoko postawiony by nie musieć tego robić. Każdy wiedział, że należy mi się szacunek.
- Mamo, proszę cię. - zaprotestowałem. Matka uniosła palec i posłała w moją stronę ostrzegawcze spojrzenie.
- Przed Taylor nie masz się czego wstydzić. - oznajmiła.
- Będzie się ze mnie śmiała. - powiedziałem. - Czy waszym hobby jest ośmieszanie mężczyzn?
- Oczywiście, że... - zaczęła Mery.
- ... tak. - dopowiedziała Veronica.
Przewróciłem na nie oczami. Takie siostry to skarb.
- Taylor. - wypowiedziałem jej imię, gdy mama kartkowała kolejne kartki albumu, pomijając zdjęcia moich sióstr. Jej imię wypowiedziane z władzą zmusiło ją do popatrzenia na mnie.
Widziałem jak przełyka ślinę, dostrzegłem w jej wzroku chwilowy strach, a może bardziej obawę. Jeśli naprawdę uważała, że chciałem ją jakoś ukarać gdy tylko znajdziemy się sami, to będę musiał wybić jej ten obraz z głowy. Oczywiście, rozmową.
- Pojedziemy się przejść po okolicy, pokaże Taylor gdzie bawiłem się jako dzieciak. Myślę, że to lepsze rozwiązanie niż oglądanie mnie latającego z gołym fiutkiem. - powiedziałem, wstając.
Wyciągnąłem rękę w stronę Taylor i wyciągnąłem ją spomiędzy kobiet. Tata spojrzał na mnie podejrzliwe, a następnie na dziewczynę, która grzecznie dreptała obok mnie z lekko opuszczoną głową. Nie chciałem by moje drobne kłamstwo na temat naszego związku, który mam nadzieję stanie się prawda, się wyda. Przytuliłem do siebie blondynkę, gdy wychodziliśmy.
Dziewczyna przez całą drogę była milcząca. Wsadziła dłonie w kieszenie i szła ze mną krok w krok. Także milczałem, przypatrując się jej. Było coś niesamowitego w tym jak jej włosy powiewały na jesiennym wietrze. Jej wzrok intensywnie przypatrywał się swoim butom, nawet nie myślała by go unieść. To jasne, że bała się tego co mogę jej zrobić.
Jaki inny, normalny szef mafii nie uderzyłby swojej kobiety za to, że go znieważyła czy cicho śmiała z dowcipu o nim. Odpowiedź jest prosta: ja.
Przechodziliśmy obok łąki, gdzie grałem z chłopakami kiedyś w piłkę. Nadal w dużej odległości od siebie stały zniszczone bramki bez siatek, a inne dzieciaki kopały piłki. Moje siostry wtedy siedziały na trawie z koleżankami, rozmawiając. Pamiętam jak dziś, kiedy popisywaliśmy się przed nimi, robiąc różne tricki czy strzelając mistrzowskie bramki. Wtedy jeden z moich kolegów, z którym nie mam już kontaktu od dłuższego czasu zapytał kilka dni później ojca czy Veronica może zostać jego dziewczyną. Uznał to za bardzo dobry pomysł, wiecie zapytanie swojego teścia czy odda mu rękę swojej córki.
Ta, spierdalał od mojego ojca najdalej jak się da.
Nawet nie zauważyłem kiedy oboje przystanęliśmy na chodniku by po prostu popatrzeć na chłopaków. Taylor stała ze mną ramię w ramię i w pewnym momencie po prostu złapałem ją za rękę.
- Nie jestem na ciebie zły, że rozmawiałaś z moją mamą i oglądałaś moje zdjęcia z dzieciństwa. Po prostu czułem się niekomfortowo. I nie zamierzam ci nic robić, jeżeli o tym pomyślałaś. Widziałem twój wzrok. - wyszeptałem cicho, gdy dwójka chłopaków strzeliła gola i przybili sobie piątki. - Wiesz, to chyba naturalny odruch, że chłopak nie chcę by dziewczyna oglądała jego zdjęcia gdy był mały i latał goły, i wesoły po podwórku.
Ciche parsknięcie wydobyło się z ust Taylor. Zasłoniła usta drugą dłonią, nawet nie myśląc o tym by wyplątać ją z mojego uścisku.
- No co? - spojrzałem na nią, przybierając najbardziej nonszalancki wyraz twarzy na jaki było mnie stać.
- Nie, nic. - zarumieniła się lekko. - Wiesz, jesteś czasem przerażający. Robisz takie miny, że nie wiem czy chcesz mnie zabić czy pogratulować riposty. - powiedziała, ale chyba zorientowała się, że nie powinna. Według niej, oczywiście.
- Może czasem tak wyglądam. - przyznałem cicho, uśmiechając się łagodnie. Przynajmniej miałem taką nadzieję.
- W dodatku jesteś... No wiesz. - poruszyła dwa razy brwiami, nie patrząc na mnie. Wlepiała wzrok w grę chłopców.
- Proszę cię, nie myśl o tym. Nie jest to potrzebne. Wiedz, że ciebie nigdy bym nie skrzywdził. Robię to tylko kiedy muszę, zabijam tylko tych złych. Nie miej mi także za złe, tego co zrobił twój ojciec. Nie wiedziałem, że on się zabije.
- Przestań. - warknęła, zabierając dłoń z mojej i zakładając je pod piersiami. Zamrugałam kilka razy, pozbywając się łez.
- Chciałem tylko powiedzieć, że jest mi przykro. I zrobię wszystko by cię chronić, twój tata musiał to wiedzieć kiedy odchodził. - dodałem, odrywając wzrok od piłki i łąki.
Szedłem chodnikiem, a trochę przede mną szła Taylor. Jej krok był o wiele bardziej energiczny i wkurzony. Westchnąłem cicho, kładąc dłoń na dole jej pleców. Przyciągnąłem ją do siebie, sprawiając że zderzyła się z moim torsem. Mój wzrok automatycznie znalazł się na jej ustach, które chciałem pocałować. Posmakować ich ponownie. Malinowe wargi rozchyliły się.
- Chcę cię mieć, Taylor. Zrobię wszystko, byś przestała mną gardzić. - powiedziałem na wydechu, opadając ustami na jej.
Całowałem ją mocno, głęboko i namiętnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top