15. Obiad

Chciałabym zaprosić wszystkich na moje social media, ponieważ zazwyczaj na Instagramie ogłaszam kiedy co jest, w dodatku będziecie mieli dostęp do moich polecajek 😉
📸: _heartless_girl_08
🎶: _heartless_girl_08_
–––––––––––

Pov. Taylor

Bałam się tego jak zareagują domownicy, rodzina Alexa. W końcu to mafia. Tu nic nie jest tak jak w normalnym świecie, w którym do tej pory żyłam. Ludzie mają inne zwyczaje, inne tradycje. To okropne uczucie.

Nie miałam jeszcze w życiu żadnego chłopaka, ale jeśli kiedykolwiek to nastąpi, wiem już jak będę denerwowała się przed poznaniem jego rodziny. Alex nie kwalifikuje się do tej rangi, ale sytuacja jest podobna, poznam zaraz jego rodziców i siostry. Ręce mi drgają, serce kołacze w piersi. Boże, naprawdę dziwnie się czuję.

Alexander wychodzi z samochodu z wrodzoną elegancją. Otwiera drzwi po mojej stronie, wyciągając do mnie dłoń. Odtrącam ją, stając na chwiejnych nogach. Mężczyzna chyba to dostrzega, chwyta mnie delikatnie w pasie i prowadzi do drzwi frontowych, zamykając szybko auto. On sam nie wyglądał jakby czymś był przejęty, wydawał się wręcz zadowolony z tego, że mnie tu przyprowadził.

Do wejścia prowadziła kamienna ścieżka, a dokoła kwitły piękne kwiaty. Zieleń trawy czasem aż biła mnie po oczach. Tylko za czasów mamy nasz ogródek wyglądał właśnie tak. Nie wiem czy nasze mamy chodziły na jakiś dodatkowy kurs z ogrodnictwa czy to wrodzony talent każdej kobiety, ale to niesamowite.

Zanim doszliśmy do dębowych drzwi z szybką, otworzyły się z rozmachem i stanęły w nich dwie kobiety jedną starsza, a druga niewiele młodsza. Jedna, ta młodsza to musiała być mama Alexandra i jego sióstr, nie wyobrażam sobie co to znaczy wychować trójkę dzieci. A druga, ta starsza, nie wiem kim była, ale jest równie piękna i szczupła co pierwsza kobieta.

- Och, nareszcie przyjechaliście! - tym okrzykiem młodsza kobieta przywitała nas, rzucając się z otwartymi ramionami w naszą stronę.

Najpierw uścisnęła mnie, a dopiero potem swojego syna. Poklepała go po plecach, a w jej oczach widziałam kilka łez wzruszenia.

- Jak się cieszę, że w końcu cię poznam. Jestem Victoria, matka tego mężczyzny. - przedstawiła się, otwierając szerzej drzwi. - A to jest Beatrice, dobra przyjaciółka rodziny. Jest jeszcze jej mąż, przyjechali tylko na dzisiejszy obiad. - oznajmiła wesoło, splątując razem dłonie.

- Miło mi, Taylor. - powiedziałam cicho, speszona.

Poczułam ciepłą dłoń Alexandra na moich plecach. Jego dotyk powodował, że całe moje ciało zaczęło płonąć. Dyskretnie próbowałam się od niego odsunąć, ale Alex tylko wzmocnił uścisk przyciągając mnie do siebie. Motyle w moim brzuchu ożyły, roznosząc moje podbrzusze.

Kobiety zaprosiły nas do środka, wskazując drogę do salonu gdzie jest cała reszta rodziny. Jeśli dobrze liczyłam to powinna być tam czwórka osób, dwie dziewczyny i dwoje, starszych mężczyzn. Alex przyparł mnie do jednej z ścian, zbliżając swoje usta do moich, byliśmy poza zasięgiem wszystkich oczu.

- Musisz wiedzieć, że niechcący zdarzyło mi się przybąknąć rodzinie o dziewczynie i to, że ma na imię Taylor. Więc będziesz musiała udawać zadurzoną we mnie na zabój. I nie, nigdy nie byłaś porwana,  akceptujesz to co robię, pomimo tego że nie należysz do tego świata i nie masz nic wspólnego z problemami z Liamem. Masz nie podawać swojego aktualnego nazwiska. - mówił z prędkością światła, a jego wargi co rusz muskały moja skórę na policzku, rozgrzewając ją.

Dyktował mi co mam robić i jak robić. Czułam się jakby wyjął mój mózg, wyrzucił niepotrzebne informacje i wkładał nowe, które podpisują jemu. Czemu ja daję sobie w tym momencie zrobić pranie mózgu?

Zanim zaczęłam krzyczeć na niego, jaki to jest idiotyczny pomysł i co on sobie myśli, siła wepchnął mnie do salonu. Przypomnę tylko, że była tam cała jego rodzina. Jestem ciekawa co by się je pomyśleli, gdyby niezrównoważona emocjonalnie wariatka zaczęłaby wrzeszczeć na ich syna i brata, obwiniając o wszystko co mnie spotkało? Cóż, wolałabym nie sprawdzać tego scenariusza.

Gdy nabierałam w płuca powietrza na swój wywód, musiałam się powstrzymać. Przełknęłam w jednej sekundzie wszystkie przekleństwa jakie cisnęły mi się na język oraz synonimy jakimi mogłam nazwać Alexandra. Patrzyłam w oczy czwórce ludzi, u których z tego co rozumiałam, miałam się zatrzymać na jakiś czas. A Alex będzie razem ze mną. Jako mój pieprzony chłopak.

- Dzień dobry. - wyrzuciłam z siebie cicho, po długich minutach gapienia się na wszystkich.

Przyjrzałam się każdemu po kolei. Ojciec Alexandra był wysoki i umięśniony, widać od razu że syn poszedł w jego ślady. Oczy też miał po nim, tak samo jasne i tak samo szarawe. Mimikę twarzy jednak Alex miał po matce, szczególnie uśmiech. Co prawda ostre rysy twarzy pasowały bardziej do jego ojca, ale tylko gdy się trochę z nim pozbędzie zauważy się podobieństwo do matki. Drugi mężczyzna, zapewne mąż Beatrice, był niego niższy i bardziej krępy. Nie miał tylu mięśni. Siwe włosy, farbowane na żywszy czarny kolor i eleganckie koszule dodawały mu uroku. O dziwo, nadal był chudy jak na swój wiek.

Przeniosłam wzrok na dwie dziewczyny na kanapie. Obie trzymały w rękach telefony, śmiejąc się z czegoś co na nim widziały. Wyglądały niemal identycznie.  Brązowe włosy, jasne, przenikliwe oczy, wąskie usta i szczupłe sylwetki. Gdyby nie różnej długości włosy nierozróżniałbym, która to która. To musiały być siostry Alexa, wyglądało na to, że to bliźniaczki.

- Witaj, Taylor. - odezwał się mocnym głosem głową rodziny. - Vincent. - wciągnął w moją stronę dłoń. Uścisnęłam ją, w porównaniu z moją była jak ciepły kubek z herbatą. - Alex nie mówił o tobie za wiele, a szkoda.

- W dodatku, że to wielki wyczyn w jego życiu. Jeszcze nigdy nie zatrzymał przy sobie tak długo dziewczyny. - melodyjny głos, pełen drwin dosięgnął moich uszu.

- Vera. - warknął ostrzegawczo mój nowy „chłopak”. Znowu położył swoją dłoń u dole moich pleców.

- No co, czy to nie prawda braciszku? - mówiła dalej, najwidoczniej świetnie się bawiąc. Też czerpałam satysfakcję z zirytowanego Alexandra. - Biedulka, powiedz co ci obiecał w zamian za śmianie się z jego żartów i trzymanie za rączkę? - zwróciła się do mnie, a ja w jej oczach widziałam iskierki radości.

- Nic, trzyma mnie w piwnicy i nie chce puścić. Pierwszy raz widzę światło dzienne od ponad miesiąca. - gram w jej grę. Czuję jednak jak jego palce zaciskają się na mojej talii, a oddech przyspiesza.

Ach, miałam nie wspominać o porwaniu.

- Już ją lubię. - Vera, jak mówił na nią Alex, przytuliła mnie mocno, odsuwając tym samym jego dłoń z mojej talii.

- Mery, pierwsza z trojaczków. - przedstawiła się ostatnia dziewczyna.

Była najbardziej poważna i spokojna. To chyba jasne, że była najstarsza.... Chwila, trojaczki?!

- Trojaczków? - zapytałam sama do siebie.

- Tak, Mery, Alex i ja. - oznajmiła. - Nie wspominał?

- Nie zdarzyło mi się. - wyjaśnił, ukrywając zamieszanie. - Wie o was, ale nie o tym, że jesteśmy z jednego jajeczka i jednego plemnika.

- Wszyscy tak reagują. - wtrącił najstarszy mężczyzna. - Siadamy do obiadu, nie mogę się już doczekać tych przyszłości!

Zgodnie poszliśmy do jadalni. Niewielki, składany stół, który był właśnie zastawiony przez pysznie pachnące potrawy. Mój brzuch zaburczał, na co mężczyzna zaśmiał się. Wbiłam łokieć w jego bok, uśmiechając się wrednie.

Może i mialam robić za dobrą dziewczynę, nie wkopię go z porwaniem mnie jako spłatę długu, ale mogę co innego. Coś za co jego gniew mnie nie ukaże. A jego siostry mogą być niezwykle pomocne w tej kwestii.

***

Po obiedzie mama trojaczków zaprosiła nas z powrotem do salonu. Przyniosła z kuchni kawy i tiramisu własnej roboty. Niestety od razu po jedzeniu wujostwo Alexandra musiało wyjść. Podobno mieli jakieś ważne sprawy, nie cierpiące zwłoki. Miło przyjęłam fakt, że na do widzenia oboje przytulili mnie ciepło i obiecali ponowne spotkanie za jakiś czas.

Cieszyłam się z tej wizyty. Cieszyłam się też z tego że tu zostanę. Moje wcześniejsze obawy były niesłuszne. Ta rodzina była fantastyczna! Miła, tradycyjna włoska rodzina, nie odczuwałam aby patrzyli na mnie jakoś inaczej. Nie wychylali się, nie było widać że są w jakiś sposób powiązani z działaniami mafii. Ot tak, duża, wesoła rodzina mieszkająca pod Florencją.

- Taylor, powiedz jak radzisz sobie z kimś takim jak Alex? - spytała Vera.

Czułam że ona także widziała we mnie sojusznika w uprzykrzeniu życia swojemu bratu. Miałyśmy tylko inne motywy. Ona chciała, jak to rodzeństwo, dokopać sobie, ośmieszając przed „dziewczyną”. Ja za to chciałam by zobaczył u mnie pazurki. By wiedział, że kotki też umieją drapać.

- Tak przystojnym, mądrym i pewnym siebie mężczyzną? - zapytał z arogancją i nutą rozbawienia Alex. Usiadł obok mnie na kanapie, jedną rękę miał przerzuconą przez moje ramiona, a drugą jadł ciasto.

- Nie, chodziło mi bardziej o takie epitety jak głupi, bezczelny, bezmózgi i egoistyczny. - uśmiechnęła się słodko.

- Cóż, jest ciężko. - wtrąciłam, całkiem poważna.

- Coś o tym wiem. Biedulka. - Veronica złożyła razem ręce i zrobiła współczującą minę.

- Nie masz swojego chłopaka do torturowania? - zapytał przez zęby Alexander. Skończył kawałek tiramisu, a mały talerzyk odłożył na stolik kawowy. Zacisnął dłoń na moim barku.

- Akurat jest w pracy. Sam go do niej wysłałeś. Będzie dopiero jutro. - oznajmiała spokojnie. - Ale w końcu po co mam ciebie.

- Dzieciaki, dosyć. - rozbrzmiał spokojny, acz stanowczy głos głowy rodziny. - Kłócić będziecie się w osobnym pomieszczeniu. Teraz z nami jest gość.

- Może wyciągnę albumy? Zobaczysz jak Alex był malutki. - zaproponowała cicho Victoria

Właśnie przydarzyła mi się cudowna okazja, której nie mogłam nie wykorzystać!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top