Rozdział 15- Nowe życie
– Nigdzie nie pójdę – oświadczył Eduardo duLac, krzyżując ramiona na piersi. – Dzwoniłem, żeby powiedzieć tobie, iż się rozwiodłem, ale ty zablokowałaś mój numer!
Maria umknęła w popłochu do pokoju, Jenny wymknęła się za nią, dźwigając jakieś pakunki.
– Przepraszam, Americus – szepnął smętnie Eduardo. – Jest Wigilia, więc pomyślałem, że może znajdzie się przy stole miejsce dla strudzonego wedrowca?
Podszedł bliżej, a jego wzrok był utkwiony w moim wypukłym, ciążowym brzuszku, który pogładził jedną ze swych dłoni.
– Dziecko – szepnął.
W tej samej chwili synek - to musiał być "ten mały spryciarz" - wymierzył mu "kopniaka".
– Nieładnie – powiedział do dziecka przyszły ojciec. – Kto to widział tak się gniewać, maleńki?
Jak na zawołanie, poruszyła się i Noelle, a Eduardo roześmiał się, pytając:
– Bliźnięta?
– Córeczka i chłopczyk, termin mija mi za... – zgięłam się wpół, a po moich udach spłynęło coś chłodnego.
Spojrzałam w dół, na podłogę i spanikowałam:
– Odeszły mi wody! Eduardo, musimy jak najszybcej pojechać do szpitala i...
– Jestem tutaj, cherie – odpowiedział i usadowił mnie na krześle, a potem zawołał matkę na pomoc.
Dwie godziny później, światowy poczet ludności zasilili Noelle i jej młodszy o całe dziesięć minut braciszek, Eduardo. Synek i córcia z wyglądu wdali się bardziej we swojego ojca niż we mnie. Oboje mieli czarne włoski i ciemne oczy, a także śniadą cerę. Normalnie i bezapelacyjnie - "wina" Eduarda duLac...
"Świeżo upieczony" ojciec "stróżował" przy moim łóżku na sali poporodowej i zadał mi pytanie, którego miałam nie zapomnieć do końca życia:
– Wyjdziesz za mnie, Americus? Wrócimy w piątkę do Point duLac? Nie chcę opuszczać Nowego Orleanu, to mój dom!
Nie potrafię zapomnieć o tym mieście, naszej rezydencji i ludziach, którzy tam pracują i mieszkają!
Zamurowało mnie, a moje serce tłukło się w piersi niczym oszalałe.
– Chcesz się ze mną ożenić? – wolałam być pewna, że dobrze usłyszałam i zrozumiałam jego słowa. – A co z Elisabeth?
– Postanowiła odejść, gdy tylko doszła do siebie i usłyszała o tym, że będę miał dziecko z inną – odpowiedział Eduardo.
Mógł to uczynić bez przeszkód, ponieważ na sali nikogo nie było oprócz nas dwojga .
– No to jak będzie? – nalegał z uśmiechem na ustach, świadom władzy, którą miał nad moim ciałem. Chwyciłam jego dłoń w swoją i przycisnęłam do miejsca, gdzie biło moje serce.
– A jak myślisz? – tym razem to ja puściłam do niego "oczko".
– Myślę, że...– Eduardo przymknął na chwilę oczy i szepnął, prosto do mojego ucha – że jakoś ze sobą wytrzymamy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top