ROZDZIAŁ 5- WUJEK OCTAVIO
Człowiek, który zwrócił moją uwagę na przyjęciu weselnym, chciał ze mną porozmawiać - tak przynajmniej powiedziała mama, pod koniec dnia pełnego zabawy.
– A kto położy Marię spać? – zapytałam śmiało.
– Irma – odpowiedziała mama, niemal ciągnąc mnie za sobą.
Nigdy nie widziałam, aby mama była "aż tak" przejęta, nasze poprzednie życie toczyło się bardzo powoli i spokojnie. Spojrzałam z odrazą na jej duży brzuch i pomyślałam wówczas mściwie, że nigdy nie pokocham tego czegoś, co siedzi w środku.
No, bo skoro "ono" było Angela, niech Ramirez się martwi o wychowanie swego potomka. Jego problem, nie mój.
Mężczyzna miał na sobie inne ubranie niż to, w którym go widziałam, gdy się zjawił na przyjęciu. Z bliska wyglądał jeszcze groźniej niż bym mogła przypuszczać - w jego oczach czaiło się coś niepokojąco złego, czego nie umiałam nazwać głośno.
Postanowiłam więc, że będę odpowiadała jedynie, gdy mi to nakaże czy poprosi.
– Dzień dobry, proszę pana – powiedziałam do niego po hiszpańsku.
– Witaj, Americus. Jestem Octavio i bardzo chciałbym z tobą porozmawiać – nieznajomy uśmiechnął się do mnie przekornie.
Jednakże jego uśmiech nie obejmował oczu, które pozostały zimne i obojętne. Jak lód.
– Niech pani idzie odpocząć, to był długi i pełen wrażeń dzień – powiedział pan Octacio do mojej mamy władczym tonem głosu.
Mama pożegnała się z Pablem i potulnie zniknęła za drzwiami, prowadzącymi do prywatnych pokojów jej i mojego nowego taty. Nie wiem, kiedy mama tak się zmieniła. Może robiła to dla nas, swoich dzieci?
Chciała zapewnić nam dobre warunki do życia i eduakcji, których sama nie mogła nam dać. Byłyśmy zależne od Angela Ramireza i jego humorów.
Szkoda jedynie, iż obojętniała w coraz większym stopniu na obecność własnych córeczek. Ja już się w tym wszystkim pogubiłam.
– Po twoich oczach poznaję, że masz wiele pytań – pan Octavio uśmiechnął się jeszcze bardziej, tym razem jego oczy błysnęły rozbawieniem. – Daję ci więc jedną możliwość na zadanie jedynego najważniejszego dla ciebie pytania...
– Kim jest William al - Rashid? – długo się nie zastanawiałam.
– A więc opowiedzieli ci częśćtej historii? – Octavio nawet się nie zdziwił.
Postanowiłam więc grać w nadziei, że dowiem się czegoś więcej. Pablito musiał mieć powód, by mi "przedstawić" Williama. Po swojej śmierci przychodził do mnie w snach. Niezbyt często i tylko wówczas, gdy w grę wchodziły dwie możliwości: ostrzeżenie albo pomoc. Nigdy nie zjawiał się bez przyczyny.
Octavio zmierzwił mi czuprynę i powiedział:
-Chyba już czas, abyś poznała CAŁĄ prawdę- lustrował mnie wzrokiem.
Chyba dobrze wypadłam w tym jego dziwnym teście, bo kontynuował swoją wypowiedź:
- William al- Rashid jest moim dalekim kuzynem, nasze drogi rozeszły się dawno temu. - Dlaczego?
- Cóż, czasami tak się zdarza, Americus. William jest twoim biologicznym ojcem i moja w tym głowa, aby świat się o tym dowiedział. Że istniejesz.
- Nie mogę zostawić Marii- powiedziałam głośno i zdecydowanie.- Pan Angelo jej nie lubi. Kto, jak nie ja, ma chronić moją siostrę? Dopóki jest mała, sama nie może tego uczynić.
- Co więc, twoim zdaniem, powinienem zrobić w tej sprawie?
- Nie wiem. To pan jest ten starszy i mądrzejszy- stwierdziłam zuchwale, zachowując stoicki spokój.
Octavio roześmiał się i żartobliwie pogroził mi palcem, mówiąc:
- Uważaj, Americus, bo marzenia czasami się spełniają...
Zrozumiałam jedynie to, że tajemniczy kuzyn pana Octavia i on sam serdecznie się nie znoszą (jeśli nie nienawidzą) i to, że moje istnienie- a konkretnie jego ujawnienie- może być dla pana Williama bardzo przykrą niespodzianką.
Cokolwiek poróżniło kuzynów, musiało być poważną sprawą, skoro ich wzajemne animozje trwają już spory szmat czasu....
Pogawędziliśmy jeszcze przez chwilę, dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy i zyskałam obietnicę Octavia, że porozmawia z Angelem o Marii. Tyle, że nazwał ją "problemem do rozwiązania". To przykre wiedzieć, jak mały człowiek może mieć niewielkie znaczenie dla większego. Czy to wręcz oznacza, że w życiu małej Marii nic się nie zmieni?
Czy ona, kochana mała istotka, nie ma prawa do szczęśliwego życia oraz szacunku? Dlaczego tak jest?
Ona nic nie zrobiła złego, ma dopiero dwa latka, a już swoje przeszła!
- Coś się stało?- dociekał Octavio, widząc moją minę.- Martwisz się o siostrę? Niepotrzebnie, bo przecież obiecałem, że się zajmę "sprawą". Czy ja wyglądam na kłamcę?
- Raczej... nie- w tej chwili zależało mi jedynie na chronieniu młodszej siostrzyczki przed gniewem ojczyma oraz obojętności ze strony matki.
- No to leć do Marii, a tymczasem przeprowadzę poważną rozmowę z Angelem i...
- I?
- Mów do mnie "wujku Octavio". Zrozumiałaś, Americus?
Odpowiedziałam twierdząco i tyle mnie widział.
Maria już była umyta i czekała na bajkę, którą to zawsze czytałam jej przed snem- codziennie inną. Malutka chętnie przysłuchiwała się opowieściom o przygodach dzielnych i pięknych księżniczek, które zawsze znalazły sposób na wydostanie się z kłopotów, a na koniec zostawały żonami czarujących książąt.
Wówczas czułam się kochana i potrzebna.
Mój głos, czytający bajkę, rozbrzmiał raźno w naszym pokoju- pełen werwy, ale z odrobiną smutnego akcentu. Czasami żałowałam, że to Angelo zasponsorował moją edukację. Ale kto inny mógłby finansowo podjąć się tej roli?
Dlaczego al- Rashid mnie porzucił na śmietniku? Dlaczego się mnie wyparł? Bo jestem dziewczyną?
Nieważne. Uśmiechnęłam się, gdy zauważyła,, że malutka zasnęła w połowie czytania. Odłożyłam książkę na półkę i okryłam siostrę kocykiem.
- Odpoczywaj, maleńka- szepnęłam do niej, nie wiedząc, że miną lata nim zobaczymy się ponownie.
Tymczasem- pełna nadziei jako takiej- zajęłam swoją "miejscówkę" i gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, zasnęłam kamiennym snem. Zanim to nastąpiło, zdążyłam pomyśleć jeszcze, iż mijający dzień był pełen wrażeń.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top