7. Zjawiłam Się Dziś U Ciebie, Bo Cody Coś Ci Zostawił.

Trochę zdziwiło mnie to, co powiedziała Cathy. Próbowaliśmy dotrzeć do jakiś bliskich osób Cody'ego, ale nam się to nie udało, więc stwierdziliśmy, że nie miał nikogo bliskiego. Dziwne było też to, że jakaś kobieta postanowiła przyjść do mnie dwa miesiące po jego śmierci.

Szybko zeszłam do salonu, bo najpewniej ta kobieta znajdowała się właśnie tam. Nie wiedziałam, o co może jej chodzić, ale przecież nie pojawiła się tu bez powodu.

– Dzień dobry. – powiedziałam, gdy weszłam do pomieszczenia.

– Dzień dobry słonko. – odpowiedziała, uśmiechając się w moją stronę. – Mogłybyśmy porozmawiać na osobności? – zapytała, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Cały czas się uśmiechała, ale w jej oczach dało się zauważyć smutek. Jeśli mnie nie okłamuje i znała Cody'ego, to na pewno musiał być dla niej ważny. Jeśli by nie był to raczej w jej oczach nie byłoby takiego smutku. Czegoś takiego nie da się udawać.

– Jasne, chodźmy do kuchni. – odpowiedziałam a następnie wskazałam jej drogę i obie poszłyśmy.

Gdy znalazłyśmy się w kuchni nalałam do szklanek soku, a następnie usiadłam przy stole naprzeciwko nieznajomej mi osoby.

– Pewnie zastanawiasz się, kim jestem i co tu… – zaczęła kobieta, ale musiałam jej przerwać.

– Zanim zaczniemy mogłabym dostać jakiś dowód na to, że naprawdę znała pani Cody'ego? – zapytałam niepewnie.

Nie lubiłam przerywać komuś, kto przychodził do mnie z czymś ważnym, ale w tym przypadku musiałam. Potrzebowałam dowodu na to, że ta kobieta nie jest żadną oszustką.

– Oczywiście, że tak. – odpowiedziała a następnie wyciągnęła z torebki jakąś teczkę i mi podała.

Od razu ją otworzyłam i zaczęłam przeglądać papiery i zdjęcia które się tam znajdowały. Z tego, co wyczytałam ta kobieta to Megan Perkins, ciocia Cody'ego. Oprócz dokumentów potwierdzających to, że jest jego ciocią w teczce znajdowały się też ich wspólne zdjęcia. Niektóre były zrobione jeszcze w tym roku, bo Cody wyglądał na nich dokładnie tak samo jak, wtedy gdy zobaczyłam go po raz pierwszy.

– Przepraszam, ale musiałam się upewnić. – mruknęłam, gdy schowałam wszystkie papiery do teczki i oddałam ją kobiecie.

– Nie masz za co przepraszać, wszystko rozumiem. – rzuciła, posyłając mi uśmiech. – Mogłabym o coś zapytać?

– Jasne, że tak.

– Czy on cierpiał?

Nie wiem, skąd, ale wiedziałam, że właśnie takie pytanie usłyszę. Próbowałam powstrzymać łzy, bo nie chciałam rozpłakać się przy nieznajomej kobiecie, ale to nie było takie proste.

– Nie cierpiał. – zaczęłam łamiącym się tonem. – Do samego końca się uśmiechał i robił wszystko, co mógł, żebym nie płakała. – dodałam, ocierając łzy.

Kobieta cały czas patrzyła mi prosto w oczy. Wydawało mi się, że sama chciała się rozpłakać, ale albo tak jak ja nie chciała płakać przy kimś obcym albo miała dużo więcej siły ode mnie i po prostu potrafiła bardziej się kontrolować.

– To nie jest twoja wina. Cody mi mówił, że gdy wyjdzie mu z dziewczyną, którą kocha to zacznie być w niebezpieczeństwie. Nie rozumiałam co miał na myśli. Dopiero po jakimś czasie wszystko mi wytłumaczył. Wiele razy mi mówił, żebym nikogo nie obwiniała, jeśli stanie mu się coś złego. To było jego życie, nie mogłam mu mówić co ma robić, a czego nie. Sam wybrał drogę, ja zawsze go wspierałam i obiecałam mu, że nikogo nie będę obwiniać. On też by nie chciał, żebyś ty się obwiniała. – powiedziała kobieta, kładąc swoją dłoń na mojej.

– Staram się nie obwiniać, ale to nie jest takie łatwe. Wszyscy mi mówią, że potrzebuję czasu. Mam nadzieję, że nie są w błędzie. – mruknęłam, posyłając jej uśmiech.

– Na pewno nie są. Pamiętaj, że czas leczy rany.

– Będę pamiętała.

– Dobrze a teraz przejdźmy do tego, co najważniejsze. – zaczęła ciocia Cody'ego wyciągając z torebki kolejną teczkę z papierami. – To, co znajduje się w środku Cody powierzył mi, bo wiedział, że go nie zawiodę. Gdy miał osiem lat jego mama zmarła, jego ojciec się wtedy załamał i zaczął pić. Od tamtego czasu zajmowałam się Codym. Wprowadziłam się z mężem do Burlington i zamieszkaliśmy blisko niego. Byłam jego jedyną bliską osobą. Mój mąż oczywiście też go wspierał, ale ze względu na pracę rzadko był w domu. Wiem, że ty i twoi przyjaciele próbowaliście znaleźć kogoś z jego bliskich, ale po tym, co się wtedy stało ja i mój mąż nie czuliśmy się bezpiecznie i po prostu woleliśmy się nie wychylać. Cody zresztą sam nam mówił, że gdyby coś mu się stało to mamy stać się niewidzialni, więc znikneliśmy na dwa miesiące. Zjawiłam się dziś u ciebie, bo Cody coś ci zostawił. Zostawił ci pięć milionów dolarów. Obie wiemy, że był komputerowym geniuszem, a pieniądze nie pochodzą z legalnego źródła, więc razem z nim zorganizowałam wszystko, tak żeby te pieniądze widniały jako legalne, a nie kradzione czy zdobyte za coś nielegalnego. W tej teczce znajduje się wszystko, czego potrzebujesz do tego, żeby pieniądze trafiły na twoje konto. Nie chce słyszeć, że nie weźmiesz tej teczki i że nie chcesz tych pieniędzy. Cody zostawił je dla ciebie, więc musisz je wziąć. O mnie nie musisz się martwić, bo mi też sporo zostawił. Wiem, że pewnie dziwnie się teraz czujesz i nie do końca rozumiesz to wszystko, ale zrozum najważniejsze. Cody cię kochał, więc postanowił zadbać o to, żeby w przyszłości nie brakowało ci pieniędzy.

Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się czegoś takiego. W mojej głowie był straszny chaos, ale przecież nie mogłam nie przyjąć tych pieniędzy. Dziwnie się czułam, ale przecież Cody zostawił te pieniądze dla mnie, więc musiałam je przyjąć.

– Nie wiem, co mam powiedzieć. – odezwałam się po dłuższej chwili.

– Nie musisz nic mówić. Po prostu weź tę teczkę. Nie wiem, czy Cody kiedykolwiek ci to powiedział, ale sprawiłaś, że jego życie nabrało blasku. Nie miał lekko i zasługiwał na szczęście, a ty mu je dałaś. – powiedziała kobieta, posyłając mi uśmiech.

– Mogłabym panią przytulić. – zapytałam, wstając ze swojego miejsca.

– Oczywiście, że tak. – odpowiedziała a następnie wstała i podeszła do mnie, a ja mocno się w nią wtuliłam.

– Kochałam go i będę kochać zawsze. – mruknęłam a po moich policzkach po raz kolejny zaczęły spływać łzy.

– Pamiętaj, że on patrzy na ciebie z góry. Wiem, że jest ci ciężko, ale walcz o szczęście. On nie chciałby, żebyś do końca życia była smutna. – powiedziała po chwili kobieta, głaszcząc mnie po głowie.

– Będę walczyć. Obiecuję to pani i jemu. – wydusiłam cały czas ją, przytulając.

~~~

Kocham i do następnego❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top