5. Długi.
Nie miałam najmniejszej ochoty na to spotkanie, ale kiedy Rose powiedziała mi o testach DNA to wiedziałam, że będę musiała być przy tym. Czułam, że to jakaś grubsza sprawa i nie mogłam jej tak po prostu olać.
Ja, Rose, Bill i Wendy jechaliśmy właśnie do domu naszych rodziców, żeby dowiedzieć się co jeszcze przed nami ukrywają. Miałam nadzieję, że załatwimy tę sprawę szybko, bo nie chciało mi się na nich patrzeć. Gdybym mogła to wymazałabym ich z pamięci. Nigdy nie zapomnę tego, co zrobili mi i moim przyjaciołom. Czegoś takiego nie da się zapomnieć.
– Wszystko okej? – zapytał Bill, wyrywając mnie z natłoku myśli.
– Tak, po prostu się zamyśliłam. – odpowiedziałam, posyłając mu uśmiech.
– Rozmowa rozmową, ale i tak muszę zdobyć materiał porównawczy do testów. Nawet jeśli znowu nas okłamią, to wszystko wyjdzie na testach. – odezwała się Rose, gdy wjeżdżaliśmy na posesje rodziców.
Brama była otwarta, co było trochę dziwne, bo rodzice zawsze ją zamykali. Na podjeździe nie było ich samochodów, ale na bank byli w domu, bo ludzie Paul'a dali nam znać, że dziś pojawili się w mieście.
– Spokojnie siostra, wszystko ogarniemy. – rzucił Bill, gdy zatrzymał samochód kilkanaście metrów od drzwi.
– Niech to szybko się skończy. – westchnęłam a następnie wysiadłam z samochodu.
Oczywiście do mojej głowy znowu zaczęły wracać wspomnienia, które tutaj powstały, ale nie przywiązywałam do nich dużej uwagi. Przyjechałam tu po coś konkretnego i nie mogłam się rozpraszać.
Na szczęście drzwi do domu były otwarte, więc nie musieliśmy pukać. Weszliśmy jak do siebie, a następnie udaliśmy się do salonu, bo stamtąd dobiegały głosy naszych rodziców.
– Przepraszamy, że tak bez zapowiedzi, ale mamy ważną sprawę. – powiedział z uśmiechem Bill, gdy całą czwórką weszliśmy do pomieszczenia.
Reakcja rodziców, jak zawsze była bezcenna. Na ich twarzach było zdziwienie pomieszane z wkurzeniem i z czymś, czego nie rozumiałam, a mianowicie ze smutkiem. Nie myliłam się, dało się po nich zauważyć, że są smutni, patrząc na nas. Nie wiem, czemu tak jest, ale to bardzo ciekawe.
– Chyba wszystko już sobie wyjaśniliśmy i nie mamy o czym gadać. – odezwał się tata, patrząc po kolei na każdego z nas.
– Dajcie mi kilka minut, zanim zaczniecie rozmawiać o tym, po co tu przyjechaliśmy. – rzuciła Rose, patrząc na Billa, a następnie opuściła salon.
– To my sobie usiądziemy, a wy zajmijcie się sobą. – powiedziała Wendy, siadając na kanapie, a ja i Bill usiedliśmy obok niej.
Rose najpewniej poszła poszukać materiału porównawczego do testów DNA. Na szczęście rodzice niczego się nie domyślili i nawet jej nie zatrzymywali.
– Wyjeżdżacie gdzieś? – zapytałam, bo przy kanapie, na której oni usiedli znajdowało się kilka walizek.
– Tak, wyprowadzamy się. Nasze dzieci zniszczyły wszystko, co dla nich stworzyliśmy, więc nie mamy, po co tu być. Zaczniemy od nowa w innym miejscu. – odpowiedział tata, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Stworzyliście dla nas piekło, więc zniszczenie go było naszym obowiązkiem. – rzuciłam również, nie spuszczając z niego wzroku.
Dziwiło mnie to, że ani on, ani mama nie dążyli do kłótni. Gdy tu jechaliśmy myślałam, że cała ta rozmowa to będzie jedna wielka kłótnia, a wyszło na to, że można z nimi normalnie porozmawiać.
– Więc mam do was jedno ważne pytanie. – zaczęła Rose, wchodząc po kilku minutach do salonu. – Jak to możliwe, że między naszą trójką a Wendy nie ma żadnego pokrewieństwa? – zapytała poważnym tonem, patrząc na rodziców.
W salonie na dłuższą chwilę zapanowała cisza. Rodzice cały czas obserwowali naszą czwórkę. Nienawidziłam tego, nienawidziłam ciszy po tym, jak ktoś zada jakieś ważne pytanie.
– Macie zamiar coś powiedzieć? Straciliście już wszystko, więc dalsze gierki nie mają żadnego sensu. – odezwałam się przerywając ciszę.
– Wendy jest naszą córką, ale wy nie jesteście naszymi dziećmi. – powiedziała spokojnym tonem mama.
Od razu po jej słowach się zaśmiałam, bo serio pomyślałam, że żartuje, ale ona cały czas miała poważną minę.
– Co kurwa? – zapytał z niedowierzaniem Bill.
On, Wendy i Rose tak samo jak ja nie mogli uwierzyć w to wszystko. To co usłyszeliśmy nie mieściło nam się w głowach.
– Jak to jest kurwa możliwie? Wyjaśnicie nam to jakoś? – zapytała Rose, nie spuszczając z nich wzroku.
– Gdy Terry dowiedziała się, że jest w ciąży od razu stwierdziliśmy, że oddamy dziecko do adopcji. Byliśmy wtedy młodzi, a mafia dopiero raczkowała. Nie mieliśmy czasu na zajęcie się dzieckiem. Dwa lata później mafia była już większa, a Terry chciała mieć dzieci, ale nie chciała przechodzić przez ciąże, więc inna kobieta urodziła każde z was i od razu po urodzeniu trafialiście do nas. Ta kobieta nie chciała tego robić, ale nie miała innego wyjścia. Ona i jej mąż byli nam winni sporo pieniędzy, więc zamiast zapłaty zaproponowaliśmy im to. – odpowiedział mężczyzna, którego jeszcze niedawno nazywałam tatą.
Nie potrafiłam tego pojąć. Myślałam, że informacja o tym, że jesteśmy dziećmi mafiozów była czymś mocnym, ale to, co przed chwilą usłyszałam przekraczało wszystkie granice.
To było popierdolone. Nie chciałam w to wierzyć, ale wiedziałam, że to prawda. Ci ludzie byli chorzy i zdolni do wszystkiego.
– Chcecie nam powiedzieć, że nasi biologiczni rodzice chcieli nas zatrzymać, ale wy im nas zabraliście? – zapytała Rose.
– Nie zabraliśmy. – odpowiedziała kobieta, którą jeszcze niedawno nazywałam mamą.
– Zabraliście kurwa! Zabraliście nas niewinnym ludziom! – zaczęła Rose podniesionym tonem. – Jesteście kurwa popierdoleni. Mam nadzieję, że jak najszybciej zdechniecie, bo tacy ludzie jak wy nie zasługują na to, żeby żyć. – dodała, wstając ze swojego miejsca, a następnie zaczęła kierować się w stronę wyjścia, a Wendy zrobiła to od razu po niej.
– Wyjedźcie stąd i nigdy nie wracajcie. – powiedziałam, po czym wstałam i też skierowałam się w stronę wyjścia.
– Poczekajcie na mnie w samochodzie. – rzucił Bill, zanim opuściłam salon.
Naprawdę nie spodziewałam się tego, co usłyszałam. Moi rodzice tak naprawdę nie są moimi rodzicami. Mam inną mamę i innego tatę. Całe życie byłam okłamywana. Pewnie, gdyby Rose nie zrobiła testów DNA, to nie dowiedziałabym się tego. Nie ma szans, żebym sama wpadła na coś takiego. Przecież to jest nienormalne. Jak można niewinnym ludziom zabrać dzieci? Rozumiem, że mieli długi, ale kurwa pewnie można było wymyślić milion opcji na ich spłacenie, ale nie, te skurwysyny, które mnie wychowały wymyśliły coś takiego.
Nigdy im tego nie wybaczę. Nigdy się do nich nie odezwę i mam nadzieję, że nigdy ich nie zobaczę.
~~~
Kocham i do następnego❤️❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top