17. Byłaś Dziś Szczęśliwa?

Tego, co wymyślił Luke w życiu bym się nie spodziewała. Gdy tu jechaliśmy myślałam o tym, co czeka mnie na miejscu, ale nawet przez sekundę nie pomyślałam o tym. Przecież to było najlepsze co mógł wymyślić.

Gdy byłam mała moi fałszywi rodzice zabrali mnie do wesołego miasteczka. To był najlepszy dzień w moim życiu, jeśli chodzi o dziecięce lata. Gdy dorastałam często przychodziłam do tego samego wesołego miasteczka. Mimo upływu lat nie przestałam kochać tego miejsca.

Luke na serio mnie zaskoczył. Tak jak mówiłam wcześniej, w życiu bym się tego nie spodziewała. Niby mogłam sama zaproponować to miejsce na spotkanie, ale nie chciałam, żeby Luke pomyślał, że jestem dzieckiem, które kocha wesołe miasteczka.

– Nic się tu nie zmieniło. – powiedziałam, rozglądając się dookoła.

Ostatni raz byłam tu kilka miesięcy przed przeprowadzką do Burlington. Od tamtego momentu nie zmieniło się tu nic. Wszystko stało dokładnie w tym samym miejscu co wtedy.

– Czyli niespodzianka się podoba? – zapytał Luke, a ja od razu się do niego mocno przytuliłam.

– Jasne, że tak. – odpowiedziałam po dłuższej chwili, odrywając się od niego.

– No to zajebiście, a teraz chodźmy się bawić. – zaśmiał się chłopak, a następnie oboje ruszyliśmy w kierunku atrakcji, których w tym wesołym miasteczku było naprawdę sporo.

Przez kolejną godzinę chodziliśmy od jednego stanowiska do drugiego. Oboje świetnie się bawiliśmy i nie nudziliśmy się nawet przez sekundę. Dawno się tak szczerze nie uśmiechałam. Szczerze mówiąc chciałam, żeby te kilka godzin w wesołym miasteczku trwało jak najdłużej. Nie chciałam, stąd wychodzić.

Razem z Lukiem przy każdej atrakcji urządzaliśmy konkurs, kto będzie lepszy. Oczywiście nie chciałam, żeby Luke dawał mi fory i po przejściu siedmiu atrakcji miałam na koncie całe zero zwycięstw. Luke natomiast wygrał, aż siedem pluszaków. Niektóre były dosyć spore, ale na szczęście limuzyna była duża i Luke wynajął ją do północy.

– Tym razem wygram na luzie. – powiedziałam z powagą, biorąc do ręki woreczek wypełniony najpewniej piaskiem.

– Słyszałem to przy każdej atrakcji. – zaśmiał się chłopak, a ja od razu lekko go szturchnęłam.

Musiałam trafić woreczkiem w otwór, który znajdował się jakieś dziesięć metrów dalej. Miałam tylko jeden rzut. Luke też miał jeden, więc jak oboje byśmy trafili to byłaby dogrywka. Jeśli żadne z nas, by nie trafiło to wygrałaby osoba, która byłaby bliżej. Do tej pory nie było ani jednej dogrywki. Luke za każdym razem wygrywał od razu.

– No to patrz teraz. – zaśmiałam się, a następnie rzuciłam woreczkiem, który chwilę później wpadł prosto w dziurę. – Tak! – krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze.

– Gratuluję, ale jeszcze się nie podniecaj. – rzucił Luke, biorąc do ręki woreczek.

Jak zawsze chłopak, zanim cokolwiek zrobił godzinę zastanawiał się jak ma to zrobić. Postanowiłam przy tej atrakcji zagrać trochę nieczysto i miałam nadzieję, że Luke się za to na mnie nie obrazi.

Gdy brał zamach bacznie go obserwowałam i dosłownie w tej samej chwili, w której rzucał ja po raz drugi lekko go szturchnęłam, przez co stracił równowagę i nie trafił woreczkiem w dziurę.

– Ups potknęłam się. – mruknęłam, próbując powstrzymać śmiech.

– Nie no ja chcę powtórkę. Przecież to było celowe działanie. – rzucił, patrząc mi prosto w oczy.

– Ktoś tu nie umie przegrywać. – powiedziałam a następnie ruszyłam odebrać nagrodę, którą był kolejny pluszak.

Jakieś kilkanaście minut później, gdy Luke w końcu pogodził się z porażką stwierdziliśmy, że musimy coś zjeść. Byliśmy w wesołym miasteczku, więc wata cukrowa była najlepszym pomysłem. Ostatni raz jadłam ją przed przeprowadzką, a to sprawiało, że miałam na nią podwójną ochotę.

– Lol nigdy tego nie jadłem. – powiedział Luke, patrząc z zaciekawieniem na patyczek, na którym była wata.

– To się je jak normalne jedzenie, więc spokojnie. – zaśmiałam się patrząc na chłopaka.

– Nie no teraz sobie żartujesz. Ja od początku myślałem, że to się je jakoś inaczej. – rzucił z powagą Luke.

– Wiem, dlatego mówię ci, że to się je normalnie. – zaczęłam, próbując brzmieć, chociaż trochę poważnie. – Wata ląduje u ciebie w buzi, a patyczek na końcu wyrzucasz. Nie pomyl tego, bo będziemy musieli jechać do szpitala.

– Mam zjeść patyczek, a watę wyrzucić tak? – zapytał Luke, a następnie zaczął zwalać watę z patyczka.

– No debil no. – odpowiedziałam, po czym zaczęłam jeść swoją watę.

Gdy Luke w końcu zjadł watę tak jak należy wpadłam na pewien pomysł. Miałam nadzieję, że spodoba się on Luke'owi, bo nie chciałam sama iść na pewną śmierć.

– Patrzysz się na to dobrą minutę, więc obstawiam, że walczysz sama ze sobą, czy godzić się na to, czy nie. – powiedział chłopak, a ja spojrzałam na niego kątem oka.

– Gdy o tym myślałam to wydawało się to jakieś łatwiejsze. – rzuciłam po chwili.

– Już za późno na odwrót. – mruknął Luke, a następnie wziął mnie za rękę i zaczęliśmy iść w stronę atrakcji, która od zawsze mnie przerażała.

Niby to była zwykła karuzela, ale problem był taki, że była ona dobre dwadzieścia metrów nad ziemią. Zawsze gdy na nią patrzyłam, to zastanawiałam się co mają w głowach ludzie, którzy z uśmiechem zajmowali na niej miejsca.

– To nie był dobry pomysł. – powiedziałam, gdy jakiś starszy pan sprawdzał zabezpieczenia u mnie i u Luke'a.

– Nie masz się czego bać. Twój chłopak jest obok, więc będzie dobrze. – odezwał się mężczyzna, posyłając mi uśmiech.

– Nie jesteśmy parą. – rzuciłam od razu.

– Skoro jeszcze nie jesteście, to na pewno kiedyś będziecie. Widać, że ciągnie was do siebie. – powiedział, patrząc raz na mnie raz na Luke'a a następnie wyszedł z naszego wagonika.

Chciałam coś powiedzieć, żeby zabić tę niezręczność, która pojawiła się po słowach tego mężczyzny. Na szczęście karuzela z głośnym dźwiękiem ruszyła, i to wystarczyło, żeby się jej pozbyć.

– Ja pierdole boję się. – wrzasnęłam, łapiąc Luke'a za rękę.

– Spokojnie w najgorszym wypadku zginiemy. – zaśmiał się chłopak.

Przez kolejne kilka minut cały czas trzymałam go za rękę i próbowałam zachować spokój. Nie mam pojęcia co czuł Luke na tej karuzeli, ale na pewno chciało mu się śmiać, gdy widział na mojej twarzy przerażenie spowodowane karuzelą.

– Nigdy więcej nie zgodzę się na coś takiego. – burknęłam chwilę po wyjściu z karuzeli.

– Przecież to był twój pomysł. – rzucił Luke, próbując się nie śmiać.

– Zamknij się. Idziemy do budki ze zdjęciami. – powiedziałam, gdy przypomniałam sobie, że niedaleko tej karuzeli zawsze stała budka.

– Dobra już nic nie mówię. – zaśmiał się chłopak.

Po kilku minutach byliśmy w budce. Luke stwierdził, że zajebistym pomysłem byłoby zrobienie sobie zdjęć z tymi wszystkimi pluszakami, ale nie chciało nam się po nie iść.

– Byłaś dziś szczęśliwa? – zapytał poważnym tonem, a ja od razu na niego spojrzałam.

– Tak i szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam tak udany dzień. – odpowiedziałam a następnie się do niego przytuliłam.

– Czyli muszę częściej zabierać cię na takie wypady. – powiedział, gdy się od niego oderwałam.

– Byłoby miło. – mruknęłam z uśmiechem, patrząc mu prosto w oczy.

Nie wiem, jak długo się na siebie patrzyliśmy, ale w którymś momencie w mojej głowie pojawiła się myśl, żeby go pocałować. Nawet nie wiem, kiedy zbliżyliśmy się do siebie. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Z jednej strony chciałam to zrobić, ale z drugiej nie chciałam robić Luke'owi żadnej nadziei. Nie wiedziałam, czy coś do niego czuję i nie byłam jeszcze gotowa na coś więcej.

– Chodźmy już. – powiedziałam w końcu, a następnie szybko opuściłam budkę.

Nie mogłam w to pójść. Nie mogłam przegrać ze sobą i go pocałować. Serio nie wiedziałam, czy coś do niego czuję. Tak, chciałam go pocałować, ale to nie znaczyło, że coś do niego czuję.

~~~

Kocham i do następnego❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top