Epilog.

Mimo tego, że miałam dziś inne rzeczy na głowie wciąż nie mogłam przestać myśleć o tym, co zaszło między mną a Codym w sobotę. Pocałowałam go, bo chciałam, nikt mnie nie zmusił, on tego nie zrobił tylko ja. Nie wiem, jak to się stało, naprawdę nie wiem, co sprawiło, że aż tak chciałam go pocałować.

Bałam się, że w jakiś sposób go zraniłam. Dobrze wiedziałam, że jest w kimś zakochany, a jednak go pocałowałam. Mogłam namieszać mu w głowie, a nie chciałam tego zrobić.

Jakby tego było mało po naszym spotkaniu wróciłam z płaczem do domu. Miałam nadzieję, że dostanę się do swojego pokoju niezauważona, ale gdy tylko wysiadłam z samochodu Will mnie zobaczył i powiedział reszcie, że coś się stało. Nie chciałam mówić o co chodzi, ale kilkanaście minut po moim przyjeździe Cody przywiózł mój telefon i portfel. Najwidoczniej przez to, co wydarzyło się w restauracji zapomniałam zabrać swoje rzeczy.

Gdy on się zjawił ja płakałam w swoim pokoju. Rzeczy przyniosła mi Rose. Oczywiście pytała o co chodzi, dlaczego Cody przywiózł te rzeczy i tak dalej, ale nic jej nie chciałam powiedzieć. Cody też nic jej nie powiedział. Po prostu dał moje rzeczy i odjechał. Chciałam być sama, nie chciałam z nikim rozmawiać, ale Rose nalegała. W końcu jej powiedziałam, że jak wszystko sobie przemyślę, to przyjdę do niej i porozmawiamy.

W niedziele po tym, jak zjedliśmy wspólne śniadanie poszłam do niej, bo nie chciałam, żeby dłużej czekała. Martwiła się o mnie podobnie jak reszta ekipy, a mieliśmy inne rzeczy na głowie i chciałam ich wszystkich uspokoić. Powiedziałam jej o tym, że spotkałam jej przyjaciela w restauracji, że świetnie się bawiliśmy i że doszło do pocałunku, gdy obaj wylądowaliśmy na podłodze. Powiedziałam też o tym, że ja kocham kogoś innego i że on kocha kogoś innego i przez to czuję się fatalnie. Rose po chwili zastanowienia stwierdziła, że powinnam z nim po prostu porozmawiać, bo ciszą do niczego nie dojdziemy. Posłuchałam jej i umówiłam się na spotkanie z Codym dziś wieczorem.

Wiem, że mogłam umówić się na niedzielę lub poniedziałek, ale chciałam załatwić to dzisiaj po tym wszystkim co mamy do zrobienia. Poza tym wczoraj i w niedzielę nie miałam zbyt dużo czasu. Planowaliśmy rozmowę z rodzicami i sprawdzaliśmy jacy ludzie będą na tym spotkaniu, ilu ochroniarzy z nimi będzie i co nam grozi.

Wszystko dobrze zaplanowaliśmy i miałam nadzieję, że nic się nie stanie. Oczywiście nie działaliśmy sami. Na spotkanie mieliśmy udać się całą ekipą. Susan i Laura też wchodziły w skład ekipy. Nawet Victoria stwierdziła, że chce jechać, bo skoro już jest w tym świecie to nie będzie siedzieć w domu. Paul i jego ludzie wiedzieli o wszystkim. Bill miał kamery i podsłuchy w domu rodziców. Zamontował je, gdy przyjechał ze mną i Rose do domu dzień po śmierci Danny'ego. Na spotkanie jechaliśmy z ochroną, no i mieliśmy też swoją broń. W pobliżu domu będzie też Paul z dosyć dużym wsparciem. Liczyłam na to, że dowiem się wielu ciekawych rzeczy dziś, ale priorytetem była Wendy. Musieliśmy dowiedzieć się, czy jest naszą siostrą.

Jeśli chodzi o rodziców i tych ważnych ludzi, którzy będą na spotkaniu ustaliliśmy z Paulem, że zaraz po naszym wejściu nasza ochrona zgarnie prawie wszystkich i mu ich dostarczy. Zostaną tylko nasi rodzice, rodzice Cathy i mama Susan i Laury. Stwierdzimy co z nimi zrobić po rozmowie.

– Można? – zapytał Luke chwilę po tym, jak zapukał kilka razy w drzwi mojego pokoju.

– Tak. – odpowiedziałam ze zdziwieniem, a chłopak po cichu wszedł, po czym zamknął drzwi i podszedł do łóżka, na którym leżałam.

Jego zachowanie było co najmniej dziwne. Zawsze wchodził do mojego pokoju z takim hukiem, że bolały mnie uszy. Nie mam pojęcia co się stało, że nagle postanowił to zmienić. Wiem, że mówiłam mu, żeby wchodził ciszej, ale nigdy tego nie słuchał i myślałam, że tak pozostanie.

– Zrobiłem naleśniki na śniadanie. – powiedział z dumą, siadając na moim łóżku.

Uwielbiałam naleśniki i Luke dobrze o tym wiedział.

– Coś mi tu nie gra. – zaczęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. – Pierwszy raz posłuchałeś moich próśb, żeby wchodzić ciszej do pokoju i zrobiłeś na śniadanie naleśniki, czyli jedno z moich ulubionych dań. Coś jest nie tak i chciałabym wiedzieć co. – dodałam, patrząc mu prosto w oczy.

– Emma nic nie jest nie tak. Po prostu jestem miły, ale jeśli chcesz to mogę iść po te naleśniki, a gdy wrócę tu z nimi, to zjem wszystkie na twoich oczach. Oczywiście, gdy będę po nie szedł, to przypadkiem otworzę i zamknę drzwi najgłośniej, jak tylko się da. – rzucił Luke, po czym wstał i zaczął iść w stronę drzwi.

– Dobra spokojnie zaczekaj. – zaśmiałam się rzucając w niego poduszką.

– Popełniłaś błąd. – powiedział poważnym tonem chłopak, podnosząc poduszkę z podłogi.

– Ale to groźnie zabrzmiało.

– Groźnie to dopiero będzie.

Po tych słowach Luke z uśmiechem na ustach i poduszką w ręku zaczął iść w moją stronę. Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze, ale oczywiście musiałam go sprowokować. Dlaczego ja nigdy nie potrafię sobie odpuścić? Dlaczego zawsze muszę pakować się w kłopoty?

– No dobra przepraszam nie rób mi nic. – mruknęłam błagalnym tonem z nadzieją, że to przekona chłopaka.

– Postaraj się trochę bardziej to się zastanowię. – rzucił, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Jak nic mi teraz nie zrobisz to obiecuję, że ja zrobię ci coś wieczorem. – powiedziałam dwuznacznym tonem, a Luke od razu zamilkł.

Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że jak wejdę na temat seksu, to od razu go przekonam.

– Muszę przyznać, że to bardzo ciekawa opcja. – zaczął brunet, patrząc raz na mnie raz na poduszkę, którą trzymał w dłoniach. – Pewnie robisz mnie w chuja, ale niech ci będzie. Dziś ci odpuszczam wojnę na poduszki, ale jeszcze do tego wrócimy. A teraz zbieraj się i chodźmy na śniadanie, bo chyba nie chcesz jeść zimnych naleśników. – dodał a następnie rzucił poduszkę na łóżko i skierował się w stronę wyjścia z pokoju.

Nienawidziłam zimnych naleśników bardziej, niż życia, które prowadziłam.

Szybko wstałam z łóżka i dorównałam kroku Luke'owi. Pewnie poza mną wszyscy byli już w kuchni. Zawsze ja przychodziłam ostatnia na wspólne śniadania, czy obiady. Od kiedy Luke do nas wrócił i przygotował obiad, którego nazwy do tej pory nie poznałam jemy śniadania i obiady razem. Wspólne kolacje postanowiliśmy sobie odpuścić, bo ciężko było się złapać wieczorami. Mimo tego, że ostatnio każdy z nas był w domu, to i tak mieliśmy swoje sprawy, którymi przeważnie zajmowaliśmy się wieczorami.

– O księżniczka w końcu się zjawiła. – rzucił z uśmiechem Will, gdy tylko weszłam do kuchni.

– Przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Byłabym tu szybciej, ale pewien chłopak postanowił się mną zająć. – powiedziałam poważnym tonem, a Luke od razu spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

– Ale o czym ty teraz mówisz? – zapytał brunet, uśmiechając się.

– Na pewno nie o tym, o czym myślisz. – odpowiedziałam również się uśmiechając, a następnie podeszłam do wolnego miejsca przy stoliku, które było obok Victorii.

Od razu po tym, jak usiadłam dziewczyna przywitała się ze mną buziakiem w policzek, a ja dopiero wtedy zauważyłam jak ona pięknie dziś wyglądała.

Miała idealnie wyprostowane czarne włosy, co było nowością, bo nigdy ich nie prostowała. Chodziłam z nią do klasy, odkąd się przeprowadziłam i zawsze miała lekko kręcone włosy. W jej pięknych czarnych oczach pierwszy raz widziałam tak dużo radości, a to oznaczało, że stało się coś dobrego. Jeszcze nie wiem co, ale się dowiem. Na jej pełnych ustach cały czas był uśmiech i przez to ja też zaczęłam się uśmiechać. Oprócz tego miała też dołeczki w policzkach. Jej twarz była idealna pod każdym względem i szczerze mówiąc trochę jej tego zazdrościłam.

– Chyba musimy pogadać po śniadaniu. – mruknęłam, puszczając jej oczko.

– Mam się bać? – zapytała dziewczyna lekko się uśmiechając.

– Nie tym razem. – odpowiedziałam, zerkając kątem oka na Willa.

Victoria po mojej odpowiedzi chyba się zorientowała o co chodzi, bo tylko lekko się uśmiechnęła, po czym zaczęła jeść naleśniki.

– Ogólnie to plan na dziś jest taki. – zaczął Bill, a ja podobnie jak wszyscy w kuchni od razu na niego spojrzałam. – Po śniadaniu trochę odpoczniemy, a następnie pojedziemy do Paul'a i stamtąd wszyscy wyruszymy na miejsce akcji. Gdy już dojedziemy spróbujemy przekonać tamtych ochroniarzy, żeby sobie pojechali, a jeśli tego nie zrobią to ludzie Paul'a się nimi zajmą. W środku będziemy mieli do załatwienia trzy sprawy. Pierwsza i najważniejsza to dowiedzenie się, czy Wendy jest naszą siostrą. Druga to wyciągnięcie od nich jak najwięcej informacji dotyczących działalności ich mafii. Trzecia to sprawa śmierci taty naszych kuzynek. Skupiamy się tylko i wyłącznie na tych sprawach. Nie gadamy o czymś innym i nie wchodzimy w ich gierki. Gdy już załatwimy te sprawy, to pojedziemy zgarnąć Tony'ego i resztę. Susan i Laura będą z nami tylko podczas pierwszej akcji. Przyjechały do Burlington w sprawie taty, więc nie będziemy ich wciągać w cały ten syf. Już i tak swoje przeżyły. – dodał mój brat, patrząc na każdego po kolei.

– Co zrobimy z Tonym i resztą? – zapytał po chwili Dylan.

– Decyzja należy do Ciebie, Emmy i Victorii. Nas oczywiście też to dotyczy, ale waszą trójkę skrzywdzili najbardziej, więc wy decydujecie. – odpowiedział Bill.

Trochę zaskoczyła mnie jego odpowiedź. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób ukarać Tony'ego i resztę. Szczerze mówiąc nawet o tym nie myślałam. Mówiłam wiele razy, że zginą za to, co zrobili, ale szczerze mówiąc nie wiem, czy śmierć jest odpowiednią karą. Chciałabym, żeby te śmiecie cierpiały jak najdłużej, a gdybym ich zabiła to cierpienie byłoby chwilowe.

– Na pewno długo z nimi pogadamy, bo jest wiele niewyjaśnionych spraw, jeśli chodzi o to wszystko. – powiedziałam po dłuższej chwili.

– Nie musicie spieszyć się z decyzją. Zamkniemy ich w fabryce i tam będą czekać na wyrok tak długo jak będziecie chcieli. – rzucił Bill, uśmiechając się w moją stronę.

Chyba najlepszą opcją będzie przegadanie tej sprawy z Victorią i Dylanem. Sama na pewno nie podejmę decyzji.

Przez następną godzinę siedzieliśmy w kuchni i w spokoju jedliśmy naleśniki, które były mega pyszne. Oczywiście nie siedzieliśmy w ciszy. Większość czasu rozmawialiśmy lub się śmialiśmy jak zawsze. Mieliśmy jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia akcji, więc nie musieliśmy się spieszyć. Wszystko zaczynało się o pierwszej w południe, a była dopiero dziesiąta rano.

Laura i Susan miały wpaść do nas wpół do dwunastej i razem mieliśmy pojechać do fabryki. Proponowaliśmy im nocleg u nas, ale powiedziały, że nie chcą się narzucać i tak dalej. Mówiłam, zresztą wszyscy mówiliśmy, że nie będą się narzucać, że mamy duży dom i że na luzie się zmieścimy, ale dziewczyny i tak stały przy swoim.

– No to idziemy pogadać. – powiedziałam do Victorii, gdy wszyscy zaczęli odchodzić od stołu.

– Zawsze możemy pogadać tutaj, skoro każdy wychodzi. – rzuciła dziewczyna, nakładając na talerz kolejnego naleśnika. – Grzechem byłoby zostawić to cudo bez opieki. – dodała, uśmiechając się.

– Więc o co chodzi?

– Ale z czym.

– Ty dobrze wiesz.

– No właśnie nie do końca.

– No o Willa mi przecież chodzi. Jestem prawie pewna, że coś się między wami wydarzyło. Odkąd się tutaj zjawiłaś dogadujesz się z nim najlepiej i większość ekipy już zdążyła zauważyć, że ciągnie was do siebie. – powiedziałam, nie spuszczając z Victorii wzroku.

– Serio takie rzeczy aż tak widać? – zapytała po chwili.

– Uwierz, że tak, a jak próbujesz to ukryć, to widać to jeszcze bardziej. – zaśmiałam się, a Victoria od razu ukryła twarz w dłoniach.

– Jezu, jaka ja jestem przypałowa. – westchnęła dziewczyna, próbując powstrzymać śmiech.

– Nie martw się, znam Willa już jakiś czas i wiem, że on się nie zorientował, że na niego lecisz. Wszyscy się zorientowali oprócz niego. Jemu musiałabyś to powiedzieć, bo on nie wyłapuje żadnych znaków.

Zauważyłam, że Will nie potrafi ogarnąć, kiedy ktoś do niego zarywa kilka dni przed tym, jak dałam mu prezent, czyli siebie na urodziny. Dawałam mu znaki, jaki to będzie prezent, ale on nie ogarniał o co chodzi. Dopiero gdy stanęłam przed nim w samej bieliźnie i powiedziałam, że sex będzie prezentem wszystko zrozumiał.

– Wczoraj wieczorem zapytał mnie, czy mam ochotę gdzieś z nim wyskoczyć dziś po tym wszystkim. – rzuciła Victoria, uśmiechając się pod nosem.

– Wiedziałam, po prostu wiedziałam! – krzyknęłam z radości, przytulając dziewczynę.

Byłam mega ucieszona po tym, co usłyszałam. Victoria i Will zasługiwali na szczęście i kibicowałam im od samego początku.

– Cicho kurwa. – zaśmiała się również mnie, przytulając.

– Ja chcę wiedzieć o wszystkim pierwsza. Jak powiesz o randce pierw komuś innemu, to się obrażę. – powiedziałam poważnym tonem, patrząc jej prosto w oczy.

– Dobrze od razu po powrocie przyjdę do ciebie i o wszystkim ci powiem.

– Nie no nie musisz od razu po powrocie przychodzić. Zajmijcie się sobą, a my pogadamy jutro.

– Ja pierdole nie skomentuje tego.

Fajnie było widzieć Victorię szczęśliwą. To co przeżyła mogło ją złamać, a jednak ona się uśmiechała. Wiem, że największy udział w jej dojściu do siebie miał Will i nie mam pojęcia jak mu się za to odwdzięczę.

Po naszej rozmowie poszłam do swojego pokoju się ogarnąć. Na śniadanie zeszłam w najgorszych ciuchach, bez makijażu i na dodatek miałam strasznie roztrzepane włosy. Nie mogłam jechać w takim stanie na akcje.

Miałam jeszcze prawie godzinę do przyjazdu kuzynek. Musiałam tylko wyprostować włosy, ubrać się i zrobić lekki makijaż. Od dawna nie malowałam się jak kiedyś. Bardziej podobałam się sobie w lekkim makijażu i zrobienie go zajmowało mi chwilę, więc to była lepsza opcja pod każdym względem.

Miałam nadzieję, że te dwie dzisiejsze akcje przebiegną zgodnie z planem. Tej drugiej byłam bardziej pewna, bo musieliśmy tylko zgarnąć Tony'ego i resztę. Raczej nie będziemy mieli z tym żadnych problemów. Ta pierwsza była bardziej skomplikowana, bo wiem, że rodzice niczego nie będą chcieli nam powiedzieć, a my nie możemy odejść od nich bez żadnych informacji.

Nie byłam nastawiona negatywnie na ten dzień. Wręcz przeciwnie, wiedziałam, że będzie ciężki i właśnie dlatego musiałam być optymistycznie nastawiona. Jedyne, o czym nie mogłam przestać myśleć i co od jakiegoś czasu zaprzątało mi głowę to milczenie CX8. Nie miałam z nim żadnego kontaktu od soboty. Zawsze jak znikał na jakiś czas, to mówił, a teraz po prostu przestał odpisywać. Wysłałam do niego od soboty kilkadziesiąt wiadomości, ale na żadną nie odpowiedział. Martwiłam się coraz bardziej, a w głowie miałam coraz więcej jakiś czarnych scenariuszy.

Po jakiś trzydziestu minutach byłam już gotowa, więc wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i zeszłam do salonu. Gdy kończyłam się malować dostałam sms-a od Susan, że ona i Laura już do nas jadą.

– Znowu jestem ostatnia? – zapytałam od razu po wejściu do salonu, w którym cała nasza ekipa była już gotowa do wyjścia.

– Tak, ale nie martw się, na nic się nie spóźniłaś ślimaku. – odpowiedział Will, posyłając mi uśmiech.

Czasami zastanawiałam się, czy ja serio jestem taka wolna, czy po prostu oni nie mają żadnych rzeczy do zrobienia przed wyjściem. Zawsze jak wychodziliśmy gdzieś całą paczką wszyscy musieli na mnie czekać. Ani razu nie zdarzyła się sytuacja, żebym nie zeszła ostatnia.

– A weź spierdalaj. – burknęłam, pokazując mu środkowy palec, a następnie zajęłam miejsce obok mojej siostry.

Rose mimo tego, że cały czas się uśmiechała nie była w najlepszym stanie. Wendy zresztą też. Jak pojawiła się opcja, że Wendy może być naszą siostrą to dziewczyny zaczęły się od siebie oddalać. Tłumaczyliśmy im, że nic nie jest potwierdzone i że to tylko teoria, ale one nas nie słuchały. Bały się tego, że będą siostrami, które są ze sobą w związku i przez ostatnie dni z tego powodu ich relacja strasznie się zepsuła.

– Chcę mieć ten dzień już za sobą. – mruknęła Rose, zerkając na mnie kątem oka.

– Uwierz, że nie tylko ty. – powiedziałam, obejmując ją. – Tak czy inaczej, wszystko się ułoży skarbie. – dodałam, uśmiechając się w jej stronę.

– Jesteśmy! – usłyszałam wesoły krzyk Susan, który oczywiście mnie przestraszył.

Po chwili wstałam ze swojego miejsca, a następnie podeszłam do niej, żeby się przywitać.

– A gdzie Laura? – zapytałam, przytulając się do dziewczyny.

– Spokojnie jestem. – rzuciła Laura, wchodząc do salonu.

Wyglądała niesamowicie, ale akurat u niej to była norma. Mimo tego, że kiedyś strasznie jej nie lubiłam to zawsze zazdrościłam jej wyglądu. Miała jasnobrązowe kręcone włosy sięgające łopatek i śliczne zielone oczy. Jej mały nos i średniego rozmiaru pełne usta wyglądały naprawdę pięknie. Miała też idealną cerę, a na jej twarzy nie było ani grama makijażu. Była oczywiście wyższa ode mnie, miała jakieś sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu. Na dodatek była mega zgrabna i na sto procent była marzeniem wielu chłopaków.

– Słuchaj Laura ja muszę cię przeprosić za te wyzwiska podczas wigilii. – odezwała się Rose, a Laura od razu spojrzała na nią z uśmiechem.

– Weź daj spokój, nie przepraszaj mnie za takie rzeczy. Kiedyś się nie lubiłyśmy i się wyzywałyśmy, ale to czas przeszły. Najlepiej o tym zapomnieć i iść dalej. – powiedziała dziewczyna, a następnie przytuliła Rose.

Po kilku minutach rozmowy stwierdziliśmy, że możemy jechać już do fabryki. Fakt mieliśmy jeszcze ponad godzinę do rozpoczęcia akcji, ale woleliśmy być u Paul'a wcześniej i wszystko z nim jeszcze raz przegadać. Mimo tego, że ta akcja nie wydawała się jakoś bardzo niebezpieczna, to i tak musiała być dobrze przeprowadzona, żeby nikomu nic się nie stało.

Cały czas próbowałam złapać jakiś kontakt z CX8, ale bezskutecznie. Pisałam i dzwoniłam coraz częściej, ale wciąż nie dostawałam żadnej odpowiedzi. Nie chciałam być nachalna, ale zależało mi na nim i po prostu się martwiłam.

Po jakiś piętnastu minutach jazdy byliśmy na miejscu. Od razu po tym, jak wysiadłam ze swojego samochodu poszłam w stronę Billa, a następnie wzięłam go na bok, żeby z nim porozmawiać. Powiedziałam reszcie, żeby poczekali na nas przed wejściem, bo ta rozmowa zajmie nam chwilę.

– Słuchaj mam do ciebie ogromną prośbę. – zaczęłam, patrząc mu prosto w oczy. – Chodzi o to, że CX8 przestał się odzywać. Nie mam z nim kontaktu od soboty. Tak nagle przestał mi odpisywać. Zawsze jak znikał na jakiś czas, to mi mówił, a teraz tak po prostu przestał odpisywać. Nie pokłóciliśmy się o nic. Cały czas mieliśmy zajebisty kontakt, więc nie rozumiem o co chodzi. Próbuję się do niego dobić, ale nie odpisuje ani nie odbiera. Coraz bardziej boję się, że coś się stało.

Bill przez dłuższą chwilę analizował to, co powiedziałam. Nie wiem, czy domyślił się tego, o co chce go poprosić, ale jego wyraz twarzy na to wskazywał.

– Mogę spróbować go namierzyć, ale jesteś pewna, że chcesz zaryzykować wasz kontakt? – zapytał z powagą mój brat.

– Co dokładnie masz na myśli? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

– CX8 wiele razy ci mówił, że ujawni się, kiedy będzie gotowy i żebyś nie prosiła mnie, czy innych hakerów o namierzenie go. Nie wiadomo jak zareaguje, gdy dowiesz się, kim jest. Może będzie szczęśliwy, a może się zawiedzie, bo mimo tego, co mówił postawisz na swoim. – odpowiedział Bill, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Uwierz, że byłabym w stanie czekać na jego ujawnienie się tak długo, jakby chciał i gdyby nie to, że teraz się o niego martwię to czekałabym dalej. Nie prosiłabym cię o to, gdybym miała z nim kontakt. Proszę cię, bo nie mam z nim kontaktu i się o niego boję. Jeśli po tym, jak go namierzysz poczuje się zraniony i mnie oleje, to zrozumiem to, ale przynajmniej będę miała pewność, że nic mu nie jest. – westchnęłam ze smutkiem.

– Skoro uważasz, że to słuszna decyzja to ci pomogę. Przecież jesteś moją siostrą. Nigdy bym ci nie odmówił. Tak czy inaczej, zajmiemy się tym, dopiero jak wszystko dziś załatwimy. – rzucił Bill, a ja od razu po jego słowach się uśmiechnęłam.

– Tak bardzo cię kocham. – mruknęłam, przytulając go z całych sił.

Gdy dołączyliśmy do reszty od razu skierowaliśmy się w stronę biura Paul'a. Cathy chciała zadzwonić do niego przed wyjazdem z domu, żeby zapytać, czy jest w fabryce, ale po tym, jak Roy, Luke, Will, Bill, Clara i Wendy wybuchli śmiechem stwierdziła, że ten telefon chyba nie ma sensu. Chwilę później dowiedzieliśmy się, że Paul mieszka w fabryce i że opuszcza ją naprawdę bardzo rzadko.

– Dobrze, że jesteście. – rzucił Paul, gdy zaczęliśmy wchodzić do jego gabinetu.

– Stało się coś? – zapytała od razu Clara.

– Nie a czemu pytasz? – odpowiedział mężczyzna pytaniem na pytanie.

– Myślałam, że coś się stało, skoro stwierdziłeś, że dobrze, że jesteśmy.

– Nie no co ty. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.

– To są moje kuzynki Susan i Laura. – odezwałam się wskazując na dziewczyny. – A to jest Paul, nasz szef, kolega, w sumie nie wiem, jak określić naszą relacje. – dodałam.

– Witam, witam miło mi. – zaczął Paul, posyłając dziewczynom uśmiech. – Jestem przyjacielem waszej rodziny i ich przyjaciół.

Paul wydawał się mega szczęśliwy i wyluzowany co trochę mnie dziwiło. Dosyć często był poważny jak na szefa tak dużej mafii przystało, a dziś był odwrotnością poważnego człowieka.

– Co ty taki ucieszony jesteś? – zapytał po chwili Will, patrząc na mężczyznę.

Will chyba czytał mi w myślach. Chciałam, żeby ktoś zapytał Paul'a o ten humor, ale sama się bałam. Nie wiem, czego, ale się bałam.

– Przez pół mojego życia czekałem na moment, w którym będę mógł spojrzeć ważnym osobom z drugiej mafii w oczy i w końcu się doczekałem. No może nie spojrzę w oczy wszystkim, ale przynajmniej części, i to bardzo mnie cieszy. – odpowiedział Paul, patrząc na blondyna.

W sumie mogłam się domyślić, skąd ten humor. Na jego miejscu też bym się cieszyła. W końcu, jak sam powiedział, pół życia czekał na ten moment.

– Dobra a teraz przejdźmy do tego, po co tu jesteśmy. – zaczął Bill. – Oprócz rodziców, naszych Cathy i mamy naszych kuzynek będą tam trzy inne rodziny. Nie mam pojęcia, jakie rolę w ich mafii mają te trzy rodziny, ale skoro tam będą, to na pewno ważne. Przed domem będzie dwunastu ochroniarzy, którzy z tego, co się dowiedziałem będą udawali jakiś pracowników naszych rodziców. My na luziku podjedziemy pod bramę, wysiądziemy z samochodów i zawołamy ich do siebie. W tym czasie snajperzy wezmą ich na celowniki. Pogadamy z nimi, spróbujemy ich przekonać, żeby odjechali, a jeśli tego nie zrobią to snajperzy się nimi zajmą. Oczywiście my też będziemy mieli ochroniarzy ze sobą. Gdy już wjedziemy na posesję i wejdziemy do domu nasi ochroniarze zgarną te trzy rodziny i zawiozą je Paul'owi, który będzie ze swoimi ludźmi niedaleko domu. My zaczniemy rozmowę z rodzicami, a nasi ochroniarze po kilku lub kilkunastu minutach wrócą przed dom. Paul i jego ludzie oczywiście będą niedaleko domu przez cały czas trwania rozmowy. Nasi rodzice raczej nic nie wymyślą, gdy będziemy z nimi gadać, ale lepiej dmuchać na zimne. – dodał mój brat, patrząc na każdego po kolei.

– Paul on powinien być twoim zastępcą, jakbyś był chory. – powiedział Will, a wszyscy w pomieszczeniu od razu po jego słowach wybuchli śmiechem.

Po jakiś dwudziestu minutach powoli zaczęliśmy się zbierać. Mieliśmy jeszcze prawie pół godziny do rozpoczęcia akcji, ale dostaliśmy info, że wszyscy w domu naszych rodziców już się zebrali. Pewnie i tak sam dojazd pod ich dom zajmie nam dużo czasu, więc czekanie do równej pierwszej w fabryce byłoby bez sensu.

Łącznie jechało nas około sześćdziesięciu. Na miejscu od kilku godzin byli już snajperzy. Musieli znaleźć dobre miejsca, żeby widzieć naszą ekipę, żeby oddać strzały i żeby tamci ochroniarze ich nie zauważyli. Gdyby pojechali z nami, to nie wszystko mogłoby pójść zgodnie z planem.

Gdy zaczęliśmy wyjeżdżać z fabryki po raz kolejny poczułam się, jakbym grała w jakimś filmie. Mimo tego, że byłam już jakiś czas w tym świecie to wszystko wciąż do mnie nie docierało. Mafie, prywatni ochroniarze, jeżdżenie w kolumnach najlepszymi samochodami, wzrok ludzi, gdy wjeżdżamy na ulicę taką ekipą. To wszystko, co kiedyś widziałam w filmach teraz było częścią mojego życia i szczerze mówiąc w filmach to było fajne, ale w prawdziwym życiu już takie nie jest.

– Denerwujesz się? – zapytałam.
Cathy a ona od razu po moich słowach uśmiechnęła się pod nosem.

– Szczerze mówiąc nie. Zawsze to ja byłam przesłuchiwana, a teraz rolę się odwrócą, więc zamiast być zdenerwowana jestem ucieszona. – odpowiedziała moja przyjaciółka, zerkając na mnie kątem oka.

Muszę przyznać, że ja też bardziej się cieszyłam, niż denerwowałam tym spotkaniem. Bardziej denerwowałam się tym, czego się dowiemy, niż tym, że będę musiała przesłuchiwać własnych rodziców. To drugie właśnie mnie cieszyło, bo ja podobnie jak Cathy też zawsze byłam przesłuchiwana, a teraz rolę się odwrócą.

– W ogóle, jakie to wszystko jest pojebane. Nasi rodzice znają się od wielu lat. Możliwe, że jak my byłyśmy małe, to razem się bawiłyśmy. Gdyby ktoś rok temu powiedział mi o tym, czego dowiem się za rok to bym go wyśmiała. Nie ma szans, że bym uwierzyła w coś takiego. Mi nawet teraz to wszystko nie mieści się w głowie. – rzuciłam, nie mogąc przestać się uśmiechać.

– Weź nic nie mów. – zaczęła moja przyjaciółka. – Nie rozumiem jak mogli okłamywać nas przez całe życie. Jeszcze chcieli czekać, aż Rose skończy osiemnaście lat, żeby o wszystkim nam powiedzieć. Przecież to jest popierdolone. W ogóle zastanawia mnie jak bardzo musieli się wkurwić jak dowiedzieli się, że ich dzieci należą do przeciwnej mafii. Muszę się ich o to zapytać. – dodała, próbując brzmieć poważnie, ale jak zawsze słabo jej to wyszło.

Kilkanaście minut później dojechaliśmy już pod dom naszych rodziców. Paul i jego ludzie zatrzymali się jakieś dwieście metrów wcześniej. Przy bramie wjazdowej stanęło trzynaście samochodów. Pięć zajmowaliśmy my, a osiem nasi ochroniarze. Nas było trzynastu, no i mieliśmy po dwóch ochroniarzy każdy. Razem trzydzieści dziewięć osób.

Gdy zaczęliśmy wysiadać z samochodów ochroniarze, którzy pracowali dla naszych rodziców i ich ludzi od razu zaczęli podchodzić pod bramę. Wszyscy wyciągnęli broń, jak szli, ale nas to nie przestraszyło. Też mieliśmy broń, było nas trzy razy więcej, no i snajperzy mieli ich na celownikach.

– Czego chcecie? – zapytał jeden z nich chłodnym tonem.

– Nie chcemy nikomu zrobić krzywdy. W tym domu są moi rodzice, zresztą nie tylko moi i muszę z nimi porozmawiać. – odpowiedział Bill, opierając się o maskę swojego samochodu.

– My też nie chcemy nikomu zrobić krzywdy, więc odjedźcie stąd, zanim zmienimy zdanie. – rzucił ten sam mężczyzna.

– Błagam nie rozśmieszaj mnie. Ta twoja groźna mina i broń nie robią na mnie żadnego wrażenia. Macie dwie opcje. Możecie stąd odjechać i przeżyć lub możecie tu zostać i umrzeć. – powiedział mój brat podniesionym tonem, żeby wszyscy dobrze go słyszeli.

Myślałam, że ci ochroniarze będą potrafili używać mózgu i posłuchają Billa, ale oni po prostu wybuchli śmiechem.

– Dzieciaku wracaj już do domu. – odezwał się kolejny z nich, gdy przestali się śmiać.

– Ostrzegałem. – rzucił z uśmiechem Bill, a następnie podniósł lewą rękę w górę.

Od razu po jego geście padło kilkanaście strzałów, a wszyscy ochroniarze, którzy stali za bramą padli na ziemię.

Nie ruszyło mnie to. Po wyrazach twarzy reszty ekipy dało się zauważyć, że ich też to nie ruszyło. Nawet Victoria stała niewzruszona.

– Chujowo, by było, gdybyśmy przejechali po nich samochodami, więc chyba się przejdziemy. – powiedział Bill, a następnie podszedł do bramy i ją otworzył.

– Każdy z nich dostał w głowę. Chłopaki muszą mieć dobrego cela. – zaśmiał się Will, gdy mijaliśmy martwych mężczyzn.

Tak, Will, mijając martwych mężczyzn śmiał się.

Gdy szliśmy w stronę domu powoli zaczęli wychodzić z niego jacyś ludzie. Pierwszych kilku osób nie poznałam, ale potem zauważyłam moich rodziców, rodziców Cathy i ciocie Lily. Właśnie na wyjście cioci czekałam najbardziej, bo chciałam zobaczyć jej minę, gdy zobaczy swoją córkę, która się przecież powiesiła.

– Cześć mamusiu! – krzyknęła z uśmiechem Susan, machając swojej mamie.

Wyraz twarzy cioci Lily był bezcenny. Cały czas patrzyła na zbliżającą się Susan i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Kompletnie nie wiedziała, jak ma się zachować. Po prostu stała jak wryta co wyglądało dość śmiesznie.

– Wasza szóstka jedzie na wycieczkę. – zaczął Bill, wskazując na trzech mężczyzn i trzy kobiety, których raczej nikt z nas nie znał. – A reszta idzie do domu, bo musimy porozmawiać o bardzo ważnych sprawach. Zanim cokolwiek powiecie chciałbym, żebyście zrozumieli, że jesteście na przegranej pozycji. W lesie są snajperzy, którzy zajęli się waszymi ochroniarzami, a kilkaset metrów dalej też jest trochę osób. Nie próbujcie żadnych sztuczek to nikomu nic się nie stanie. – dodał, patrząc prosto w oczy mojemu, a raczej naszemu tacie.

Po jego słowach przez dłuższą chwilę panowała cisza. Dla naszych rodziców, rodziców Cathy i cioci Lily ta sytuacja była dość dziwna. Dało się po nich zauważyć, że nie spodziewali się czegoś takiego.

– Niech wam będzie. – rzucił tata, a następnie wszedł do domu.

– Wy przodem. – powiedziałam do reszty, gdy ci chcieli poczekać, aż wejdzie nasza ekipa.

Od razu po wejściu do domu zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony, a do mojej głowy zaczęły wracać wspomnienia. Wiedziałam, że tak będzie, ale nie mogłam nic na to poradzić. Prócz tych złych wspomnień wracały też te dobre. Nocki z Cathy i Dannym, gdy rodziców nie było w domu. Dzień napadu na przykład należał do tych dobrych. Wiem, że to był napad, ale wtedy po raz pierwszy spotkałam ludzi, za których teraz oddałabym życie. Ognisko, na które zaprosiliśmy ekipę. Mimo tego, że tych dobrych wspomnień było o wiele mniej, to i tak one były wyraźniejsze i bardziej skupiałam się na nich, niż na tych złych.

– Co was tu sprowadza kochane dzieci? – zapytała moja mama, gdy wszyscy byliśmy już w salonie.

Robiło mi się niedobrze jak ją słyszałam.

– No widzisz droga mamusiu tak się składa, że mamy do was kilka bardzo ważnych pytań i mamy też nadzieję, że będziecie z nami współpracować. – odpowiedział Bill, zajmując miejsce na kanapie naprzeciwko rodziców.

W salonie było kilka kanap i krzeseł, więc nikt z nas nie musiał stać. Wszyscy zajęliśmy wygodne miejsca naprzeciwko naszych rodziców, rodziców Cathy i cioci Lily. Między nami był tylko stolik, na którym było sporo ciasta i jakieś napoje.

– Przecież widziałam twoje ciało. Znalazłam cię powieszoną w twoim pokoju. – odezwała się ciocia, nie spuszczając wzroku z Susan.

– Ta? To zajebiście. – rzuciła Susan, odpalając papierosa.

Przysięgam, że po jej słowach prawie wybuchłam śmiechem. Serio ciężko było mi się powstrzymać.

– Pierwsza sprawa. – zaczął Bill poważnym tonem. – Dlaczego całe życie nas okłamywaliście? – zapytał.

– Nie rozumiem. – odpowiedział tata ze zdziwieniem.

– Błagam przestańcie się zachowywać jak idioci. – zaczęłam, patrząc raz na mamę raz na tatę. – Wiemy o tym, że jesteście mafią. Wiemy o tym, że mieszkaliście lub mieszkaliśmy w Burlington. Wiemy, że nasza przeprowadzka tutaj była zaplanowana. Wiemy naprawdę wiele, więc przestańcie pajacować i zacznijcie współpracować.

– Jeśli nie będziecie chcieli gadać, to zginą wasi przyjaciele, których zabrała nasza ochrona. Codziennie będą też ginąć ludzie, którzy dla was pracują, aż w końcu zostaniecie sami. Lepiej będzie jak pogadamy. – rzuciła ze znudzeniem Cathy.

Wiedziałam, że na początku będą jakieś gierki ze strony naszych rodziców, ale wiedziałam też, że w tym wypadku te gierki nic im nie dadzą.

– Dobra co chcecie wiedzieć. – odezwał się tata, patrząc na Billa.

– Czy Wendy jest naszą siostrą? – zapytała Rose, zanim Bill zdążył cokolwiek powiedzieć.

– Co to za pytanie? – odpowiedziała mama.

– Normalne i macie na nie odpowiedzieć. – rzuciłam, patrząc jej prosto w oczy.

– Tak, Wendy to wasza siostra. Sami nie byliśmy tego pewni, ale po jakimś czasie to potwierdziliśmy. Zaraz po urodzeniu oddaliśmy ją do adopcji pod fałszywym imieniem i nazwiskiem. Do tego samego imienia i nazwiska doszliśmy jak szukaliśmy jej rodziców. – powiedział ze spokojem tata.

Od razu po jego słowach spojrzałam na Rose, a chwilę później na Wendy. Obie były w szoku, ale starały się to ukryć. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić co one musiały przeżywać. Mnie okropnie raniła ta sytuacja, a tak naprawdę nie chodziło o mnie. Chodziło o moją siostrę i moją przyjaciółkę, które były ze sobą w związku. Chodziło o dwie dziewczyny, które się kochały, a okazało się, że są siostrami.

– Zajebiście. – rzuciła po dłuższej chwili Rose ze sztucznym uśmiechem.

– Gdy jechaliśmy na pogrzeb Jamesa i Neila, to wiedzieliście, że jestem jej dziewczyną. Wiedzieliście też wtedy, że jesteśmy siostrami? – zapytała Wendy, a po jej słowach nasza mama od razu się zaśmiała.

– Oczywiście, że tak. Mieliśmy już pewność, że jesteś naszą córką przed nowym rokiem. – odpowiedziała kobieta.

– To, dlaczego o niczym nam nie powiedzieliście? – zapytała Wendy podniesionym tonem.

– Postanowiliśmy poczekać z tym, aż będziecie kochać się jeszcze bardziej. Dobrze wiedzieliśmy, że wtedy to będzie dla was cios, po którym się nie podniesiecie. – odpowiedziała mama cały czas się uśmiechając.

Byłam coraz bardziej pewna tego, że ona ma coś nie tak z głową. To co mówiła nie było normalne. To było kurwa popierdolone.

– Niestety muszę was zmartwić. My i tak będziemy szczęśliwe. Nigdy nas nie zniszczycie. Nawet jak nie będziemy razem, to i tak będziemy się kochać i wspierać. – powiedziała Rose, patrząc naszej mamie prosto w oczy.

Jej reakcja była taka, jakiej się spodziewałam. Nagle z jej twarzy zniknął uśmiech i pojawiło się wkurwienie.

– Wy jesteście tak samo zjebani jak oni? – zapytała Cathy swoich rodziców, ale ci nic nie odpowiedzieli.

W ogóle ich nie rozumiałam. Byli na straconej pozycji, więc mogliby, chociaż odpowiadać na pytania. Takie milczenie było strasznie dziecinne.

– Kim jest Alex Scoot? – zapytałam, odpalając papierosa.

– To ja. – odpowiedział tak po prostu tata. – Pod tym imieniem i nazwiskiem oddałem Wendy do adopcji. – dodał.

– Czyli to ty zleciłeś moje porwanie. Ja pierdole nie wierzę. – zaśmiałam się nie spuszczając z niego wzroku.

Domyślałam się, że on to zrobił, jak powiedział, że oddali Wendy do adopcji pod fałszywym imieniem i nazwiskiem, ale musiałam się upewnić.

– Po co to zrobiłeś? Po co kazałeś mnie porwać?

– Musiałem a raczej musieliśmy sprawdzić jak poradzisz sobie w takiej sytuacji. Chcieliśmy, żebyś kiedyś rządziła mafią. Cathy, Danny, Bill czy Rose się do tego nie nadawali, dlatego to porwanie dotknęło ciebie.

Słuchałam tego i po prostu nie mogłam uwierzyć. Cały czas miałam wrażenie, że to jakieś żarty. Przecież to wszystko było tak głupie.

No kurwa moi rodzice kazali komuś mnie porwać, żeby sprawdzić jak sobie poradzę w takiej sytuacji. To jest nienormalne.

– Ja pierdole nie potrafię uwierzyć w ten cyrk. – odezwała się Laura, wstając ze swojego miejsca. – Wy powinniście resztę życia spędzić na jakimś oddziale zamkniętym. – dodała ze złością.

– Uważaj co mówisz gówniaro. – rzuciła moja mama, patrząc na Laurę.

– Nie odzywaj się kurwo jak o nic cię nie pytam. – warknęła moja kuzynka.

Mama od razu po jej słowach zamilkła, a mi po raz kolejny ciężko było powstrzymać śmiech.

– Kto zabił rodzinę Paul'a? – zapytał Bill, patrząc po kolei na wszystkich, którzy siedzieli przed nami.

Na dłuższą chwilę w salonie zapanowała cisza. Rodzice chyba nie chcieli odpowiadać na to pytanie, ale dobrze wiedzieli, że nie wyjdziemy z domu bez odpowiedzi.

Gdy nasz tata chciał się odezwać Billowi akurat zaczął dzwonić telefon.

– To Paul. – powiedział mój brat, a następnie szybko opuścił salon.

– Nawet na mnie nie spojrzycie? – zapytała Cathy, patrząc cały czas na swoich rodziców.

– Przepraszam córeczko, że o niczym ci nie powiedzieliśmy. – westchnął ze smutkiem jej tata. – To wszystko zaszło za daleko i prawdę mówiąc, nie można już z tego wyjść. – dodał, spoglądając na nią.

– Ze wszystkiego można wyjść, zawsze znajdzie się jakiś sposób. – rzuciła moja przyjaciółka lekko się uśmiechając.

Muszę przyznać, że słowa jej taty brzmiały naprawdę szczerze, a tego się nie spodziewałam. Myślałam, że wszyscy będą twardzi jak zawsze, ale najwidoczniej się myliłam. Może dla rodziców Cathy była jeszcze jakaś szansa, żeby odejść od mafii i zacząć normalne życie.

– Tak potężna mafia okazała się pizdami. – zaczął z uśmiechem Bill, wracając po jakiejś minucie do salonu. – Wasi ludzie, którzy pojechali z naszymi ochroniarzami postanowili się od was odwrócić i aktualnie się spowiadają. Mieliśmy wyciągnąć od was jak najwięcej informacji na temat waszej działalności, ale ci, którzy was zdradzili już nam dają te informacje. Wiem nawet, kto zabił rodzinę Paul'a, więc moje pytania dobiegły końca. Drogie kuzynki czas na waszą sprawę. – dodał mój brat, patrząc na Susan i Laurę.

– Co tak naprawdę stało się z tatą? – zapytała Susan, patrząc prosto w oczy swojej mamie.

– Tylko nie mów, że miał wypadek, bo to kłamstwo. – zaczęła Laura. – Od dnia, w którym o wszystkim nam powiedzieliście tata był jakiś inny. Całkiem inaczej się zachowywał. Był jakiś nieobecny, często płakał, gdy myślał, że nikt go nie widzi lub nie słyszy. Wiemy, że w jego życiu zaczęło dziać się coś złego, gdy powiedzieliście nam o mafii. Ani ja, ani Susan nigdy nie uwierzymy w ten wypadek, więc powiedz nam prawdę.

– Wasz ojciec został zabity, bo chciał odjeść z mafii i wyjechać z wami jak najdalej stąd. Tak samo było z ojcem Danny'ego. – powiedziała łamiącym się tonem ciocia Lily.

– Pewnie zabójstwa zlecili główni szefowie, czyli wy. – wtrącił Bill, patrząc na naszych rodziców. – Z Dannym pewnie było tak samo. Pewnie wy kazaliście go zabić.

– Dobra dosyć tego. – odezwała się Clara. – Chodźmy już, stąd, nie warto dalej z nimi gadać. – dodała a następnie wzięła mojego brata za rękę i zaczęła iść z nim w stronę wyjścia.

Nie miałam najmniejszej ochoty być dłużej w tym domu, więc również wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Wszyscy zaczęli wstawać i kierować się w stronę wyjścia.

– Nie tak szybko. – usłyszałam głos taty, po czym od razu odwróciłam się w jego stronę z zamiarem powiedzenia mu kilku słów, ale zamilkłam, gdy zobaczyłam dwie bronię wycelowane w naszą ekipę.

Mój tata i moja mam celowali do mnie i do najbliższych mi osób z broni. Przecież to wykraczało poza jakiekolwiek grancie.

– Chciałabym wam jeszcze coś powiedzieć. – zaczęła Laura, a następnie podeszła do mojego taty i przystawiła jego broń do swojej głowy. – Nie uciekłam dlatego, że się bałam. Uciekłam, żeby poznać wasze słabości. Nawet jeśli mnie teraz zabijecie przegracie, więc lepiej dajcie sobie spokój i odejdźcie z naszego życia. – dodała patrząc mu prosto w oczy.

Chwilę po jej słowach rodzice opuścili broń. Nic jej nie odpowiedzieli, po prostu opuścili broń, a Laura wróciła do nas i wszyscy wyszliśmy z domu.

Cały czas analizowałam to czego się dowiedziałam. Wciąż trudno było mi uwierzyć, że moi rodzice zlecili moje porwanie, żeby mnie sprawdzić. Tak samo trudno było mi uwierzyć w to, że Wendy to nasza siostra i w to, że wujek Travis i tata Danny'ego zostali zabici, bo chcieli po prostu chronić swoje dzieci.

To wszystko było takie pojebane.

– Pojedziecie po Tony'ego i resztę sami, a ja w tym czasie spotkam się z Codym, żeby pogadać. – stwierdziłam, gdy szliśmy w stronę swoich samochodów.

– A nie miałaś spotkać się z nim wieczorem? – zapytał Dylan.

– No miałam, ale będę musiała załatwić z Billem bardzo ważną sprawę później. Nie wiem, ile nam to zajmie, więc lepiej będzie jak teraz się z nim spotkam. – odpowiedziałam, zerkając na chłopaka.

– Tony i Veronica są w domu, a mama Tony'ego jest na zakupach. My zgarniemy ich z domu, a nasi ludzie zgarną jego mamę. Cały czas mamy ich na oku, więc nic ci nie grozi i możesz pojechać na to spotkanie. – rzucił Bill, posyłając mi uśmiech.

– No i zajebiście. Widzimy się później w fabryce. Mam broń, więc niech ochroniarze jadą z wami.

– Nie, dwójka ochroniarzy jedzie z tobą i koniec.

– No dobra.

Chwilę później wszyscy wsiedli do swoich samochodów i odjechali. Wszyscy poza mną i dwoma ochroniarzami.

Szybko wybrałam numer Cody'ego a następnie przyłożyłam telefon do ucha.

– Siema masz teraz czas? – zapytałam od razu po tym, gdy chłopak odebrał.

– Hej jasne, że tak. – odpowiedział wesołym głosem.

– Jeśli chcesz to mogę wpaść teraz pogadać. Znaczy nie teraz tylko za jakieś kilkanaście minut, no bo muszę jeszcze do ciebie dojechać. – rzuciłam, wsiadając do samochodu.

– Nie ma problemu. Jestem nad jeziorem, przy którym się poznaliśmy.

– Okej niedługo tam będę.

Miałam nadzieję, że tym razem od razu znajdę ten ledwo widoczny skręt. Chyba bym się zajebała, gdybym znowu szukała go godzinę.

Po kilkunastu minutach jazdy byłam już na drodze, przy której był skręt do lasu. Jechałam dość wolno, żeby go nie przegapić. Ochroniarze, którzy za mną jechali pewnie zastanawiali się, dlaczego jadę dziesięć na godzinę po pustej drodze.

– Tak. – powiedziałam z uśmiechem, gdy zauważyłam skręt, który tym razem był bardziej widoczny.

Na sto procent stał się bardziej widoczny po tym, jak ostatnio odkryło go w chuj osób. Wcześniej pewnie mało kto jeździł tą drogą, skoro wszystko było tak zarośnięte i słabo widoczne. Teraz natomiast nie trzeba było się wysilać, żeby zobaczyć skręt i drogę.

Gdy dojechałam na koniec drogi i początek polany wysiadłam z samochodu i powiedziałam ochroniarzom, żeby zostali i pilnowali, żeby nikt nie wjeżdżał na polane. Następnie wróciłam do samochodu i zaczęłam jechać w stronę wiat, które znajdowały się kilkaset metrów dalej.

Gdy byłam w połowie drogi zaczął dzwonić mi telefon. Nie lubiłam gadać podczas jazdy, bo po prostu bałam się, że spowoduje wypadek, ale byłam na polanie, na której nie było żadnych samochodów, więc raczej nic się nie stanie.

– Co jest? – zapytałam od razu po tym, jak odebrałam.

– Tony i Veronica zrobili nas w chuja. Nie było ich w domu. Nasi ludzie zgarnęli ich mamę, ale oni zniknęli. Później ci wszystko dokładnie wyjaśnię. Powiedz, gdzie teraz jesteś. – odpowiedział ze zdenerwowaniem Bill.

– Nad jeziorem, przy którym było ognisko zorganizowane przez CX8. – rzuciłam cały czas, patrząc przed siebie.

– Nie ruszaj się stamtąd dopóki nie przyjedziemy.

– Moi ochroniarze są na wjeździe na polane, a ja prawie przy wiatach. Nie mam do nich numeru, żeby powiedzieć im, żeby byli bardziej uważni. Powiedz waszym ochroniarzom, żeby ich poinformowali. Znają się, więc na bank mają do siebie numery.

– Jasne już to robię, ale i tak się stamtąd nie ruszaj. – powiedział Bill, a następnie się rozłączył.

Szczerze mówiąc telefon od Billa trochę mnie przestraszył. Byli ze mną ochroniarze i miałam broń, ale i tak trochę się bałam. Tony i Veronica byli gotowi zrobić wszystko, żeby mnie dopaść.

Miałam nadzieję, że ekipa z ochroną szybko dotrze nad jezioro, bo razem na pewno będziemy o wiele bezpieczniejsi. Znaczy oni już i tak są bezpieczni, bo jest ich łącznie ponad trzydziestu, a ja mam przy sobie tylko dwóch ochroniarzy. Fakt ci ochroniarze to profesjonaliści i ja też całkiem nieźle strzelam, ale trzy osoby kontra dwie osoby, a trzydzieści dziewięć osób kontra dwie osoby to jednak różnica.

– Będzie dobrze. – powiedziałam do siebie, gdy zatrzymałam samochód obok całkiem niezłego czarnego mustanga, który najpewniej należał do Cody'ego.

Chłopak był na pomoście, ale gdy tylko mnie zobaczył od razu zaczął iść w moją stronę. Szybko wysiadłam z samochodu i też ruszyłam w jego stronę.

Stresowałam się i nie potrafiłam tego ukryć, ale u Cody'ego też dało się zauważyć stres.

– Siemka. – powiedziałam, posyłając mu uśmiech, gdy stanęliśmy przed sobą.

– Hej. – rzucił również się uśmiechając.

– Słuchaj… – zaczęłam, ale chłopak od razu mi przerwał.

– Zanim cokolwiek zaczniesz mówić powinnaś o czymś wiedzieć. – powiedział a następnie mnie wyminął i zaczął iść w stronę swojego samochodu. – Chodź, nie ma się czego bać. – dodał a ja ruszyłam za nim.

Gdy znaleźliśmy się przy mustangu oparłam się o jego tył, a Cody poszedł po coś do środka i gdy wrócił stanął przede mną.

– Po naszym spotkaniu w kawiarni zrozumiałem jedną bardzo ważną rzecz. – zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.

– Przepraszam cię, że to. Nie wiem, co się wtedy stało, ale tak po prostu wyszło. Nie zrobiłam tego celowo. Nie planowałam tego pocałunku, bo przecież ty kochasz kogoś innego i ja też. Nie chciałam mieszać ci i sobie w głowie, ale nie potrafiłam się powstrzymać. – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

Po moich słowach na twarzy Cody'ego pojawił się uśmiech, czego kompletnie nie rozumiałam.

– Mówiłem, że zanim cokolwiek powiesz powinnaś, o czym wiedzieć. – zaśmiał się nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Przepraszam zamieniam się w słuch. – rzuciłam cały czas na niego patrząc.

– Po naszym spotkaniu w kawiarni zrozumiałem jedną bardzo ważną rzecz. – zaczął Cody, podchodząc bliżej mnie. – Zrozumiałem, że dziewczyna, w której zakochałem się po tym, jak pierwszy raz ją zobaczyłem też mnie kocha. Wymyśliłem postać CX8, bo to była jedyna opcja zbliżenia się do ciebie. Gdybym tak po prostu podszedł w szkole, czy na mieście to pewnie nic, by z tego nie wyszło, bo byś potraktowała mnie jak dzieciaka. Poza tym jeszcze niedawno byłem bardzo nieśmiały i w ogóle nie potrafiłem gadać z dziewczynami. Będąc po drugiej stronie telefonu czułem się swobodnie. Potrafiłem pisać z tobą i niczym się nie stresowałem. Wiem, że tworzenie jakiejś postaci tylko dlatego, że bałem się zagadać było słabe, ale nie żałuję tego. Dzięki temu złapałem z tobą kontakt i od tamtego czasu jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Przepraszam, że od soboty nie odpisywałem. Walczyłem ze sobą, żeby doprowadzić do tej rozmowy. Stwierdziłem, że jak nie będziemy pisać, to może ta rozmowa będzie łatwiejsza. Wiem to było głupie. Przepraszam też, że tak długo musiałaś czekać, aż się ujawnię. – dodał, łapiąc mnie za rękę, a ja nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić.

Tego się nie spodziewałam. Przed przyjazdem tutaj miałam w głowie różne scenariusze tej rozmowy, ale ten, który się wydarzył całkowicie mnie zaskoczył.

Byłam szczęśliwa, i to nie podlegało żadnej dyskusji, ale byłam też zaskoczona, bo nie spodziewałam się tego, że jak tu przyjadę poznam prawdziwą tożsamość CX8.

– W końcu. – mruknęłam po dłuższej chwili, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy szczęścia.

– Tylko mi tu nie płacz. – zaśmiał się Cody, ocierając moje łzy.

– Pocałuj mnie. – powiedziałam a on od razu po moich słowach to zrobił.

Mimo tego że całowałam się z Codym w sobotę ten pocałunek był zupełnie inny. To było takie cudowne, że ciężko było opisać to jakimikolwiek słowami. Nigdy nie czułam czegoś tak silnego. Nie chciałam odrywać się od niego nawet na sekundę. Cały czas oddawałam pocałunki, które z każdą sekundą były coraz bardziej namiętne.

– Chodźmy do… – zaczęłam, odrywając się od chłopaka, ale przerwały mi dwa strzały z broni.

– Kurwa. – powiedział chwilę później Cody, a następnie upadł na ziemię, a ja zobaczyłam Tony'ego i Veronice kilkadziesiąt metrów dalej z broniami wycelowanymi w naszą stronę.

– Nie, nie kurwa nie. – zaczęłam łamiącym się tonem, klękając nad Codym. – Błagam nie. – dodałam a po moich policzkach od razu zaczęły spływać łzy.

– Nie płacz kochanie. – rzucił chłopak, próbując się uśmiechnąć. – Mam dla ciebie mały prezent. – dodał, sięgając po coś do kieszeni.

– Dasz mi go wieczorem jak będziemy w domu. – powiedziałam, patrząc w jego oczy, z których też zaczęły lecieć łzy.

– Ja mam jedną połówkę na szyi. Jeśli chcesz to możesz nosić drugą. Jakaś część mnie zawsze będzie przy tobie – mruknął Cody, wręczając mi naszyjnik, na którym była połówka serca.

– Cody błagam cię nie zostawiaj mnie. Ja sobie nie poradzę. – rzuciłam, próbując opanować płacz.

– Poradzisz sobie, wierzę w ciebie, więc mnie nie zawiedź. Będę patrzył na ciebie z góry. Dziękuję za wszystko, kocham cię. – powiedział a chwilę później jego oczy się zamknęły.

Wiedziałam, że to koniec, ale nie potrafiłam uwierzyć. Nie chciałam uwierzyć. Już nawet nie próbowałam opanować płaczu. Klęczałam nad nim z naszyjnikiem, który chwilę wcześniej mi wręczył i po prostu na niego patrzyłam.

Coś we mnie pękło. Nigdy nie czułam takiego bólu. Z każdą sekundą czułam się coraz gorzej. Nie chciałam tu być. Chciałam być z nim. Chciałam być tam, gdzie on, a nie tu.

– Już wiesz, jak się czułem, gdy dowiedziałem się, że zabiłaś mojego tatę, gdy ratowaliście Luke'a. – powiedział Tony, zatrzymując się kilka metrów ode mnie.

On i Veronica cały czas we mnie celowali, ale to nie miało żadnego znaczenia. Nie zamierzałam się przed nimi bronić. Chciałam, żeby któreś z nich strzeliło. Chciałam odejść z tego świata. Nie chciałam już dłużej walczyć, nie miałam na to siły.

Gdybym nie zostawiła broni w samochodzie, to sama bym się zastrzeliła. Jak tu jechałam to włożyłam ją do schowka i zapomniałam wziąć ją ze sobą jak wysiadałam.

– Nawet nie próbuj! – usłyszałam czyjś głos, a gdy spojrzałam w stronę, z którego dochodził zobaczyłam idących ochroniarzy z wycelowanymi broniami w Tony'ego i Veronice.

Byli jakieś sto lub dwieście metrów od nas. Chwilę później zobaczyłam też samochody, które jechały w naszą stronę.

– Nie słuchaj ich, zastrzel mnie. – mruknęłam, przenosząc wzrok na Tony'ego.

Nie chciałam żyć, tego było już za dużo. Nie chciałam być dłużej w tym miejscu.

– Tony to koniec opuśćcie broń. – powiedział mój brat od razu po tym, jak wysiadł ze swojego samochodu. – Jeśli to zrobicie to waszej mamie ani wam nic się nie stanie. – dodał a ja od razu na niego spojrzałam.

Był z resztą ekipy, wszyscy powoli do nas podchodzili i celowali w Tony'ego i Veronice. Dzieliło nas jakieś kilkanaście metrów. Tony i Veronica cały czas we mnie celowali, a ochrona celowała w nich. Bill dobrze wiedział, że może podjechać tak blisko, jak się da. Gdyby Tony i Veronica zaczęli strzelać do samochodów, to ochroniarze, by od razu ich zastrzelili, a ja bym przeżyła. Tony'emu najbardziej zależało na mnie, więc nie ryzykował.

– Jeśli mnie zabijecie to oni zabiją was. Jeśli tego nie zrobicie, to i tak was zabiją. – powiedziałam, przenosząc wzrok na Tony'ego.

– Emma co ty robisz? – zapytał Bill, ale nic mu nie odpowiedziałam.

– Nawet Victoria ma broń. – zaśmiała się Veronica, celując w dziewczynę.

– Nie zabije cię. – zaczął Tony, patrząc mi prosto w oczy. – Zabiłem chłopaka, którego kochałaś. To, że on nie żyje to tylko i wyłącznie twoja wina. Będziesz żyła ze świadomością, że on zginął przez ciebie. Gorszego bólu nie ma.

– W sumie to jest – dodała Veronica, a następnie strzeliła Victorii prosto w głowę.

Od razu po tym, co zrobiła ochroniarze oddali kilkanaście strzałów, a chwilę później Tony i Veronica padli na ziemię.

– Ja pierdole. – westchnął Will łamiącym się tonem, klękając nad Victorią.

Cały czas płakałam, nie przestałam nawet na sekundę. Najpierw Cody, teraz Victoria. W ciągu kilku minut straciłam dwie osoby, które kochałam.
Nie wiedziałam, co się dzieje. W mojej głowie był istny chaos, którego nie potrafiłam ogarnąć.

– Zaraz będziemy razem. – powiedziałam, patrząc na ciało Victorii, a następnie pocałowałam Cody'ego i sięgnęłam broń, która wypadła Tony'emu z ręki, gdy padł na ziemię.

– Emma co robisz? – zapytała Rose, patrząc na mnie z niepokojem.

– Cody powiedział mi, że on to CX8. Zabili go, a później zabili Victorię. Przepraszam. – odpowiedziałam, przystawiając broń do skroni.

– Kurwa nie rób tego! – krzyknęła moja siostra, biegnąc w moją stronę, ale ja już zdecydowałam.

Zamknęłam oczy, a na moich ustach pojawił się uśmiech bo śmierć oznaczała koniec tego wszystkiego. Koniec bólu i koniec strat. Po chwili pociągnęłam za spust, ale stało się to, co nigdy nie powinno się stać. Broń nie wypaliła.

– Masz żyć rozumiesz? – wrzasnęła ze łzami w oczach Rose, wyrywając mi z ręki broń.

Nic jej nie odpowiedziałam. Gdy otworzyłam oczy od razu spojrzałam na Cody'ego.

– Zabieramy ją stąd. – powiedział Roy, podchodząc do mnie z Cathy.

– Emma chodźmy. – odezwała się moja przyjaciółka, ale nic jej nie odpowiedziałam.

Cały czas płakałam i patrzyłam na ciało Cody'ego. Dopiero po kilku prośbach wstałam i zaczęłam iść w stronę samochodu Roya. Rose kazała mi oddać moje kluczyki i powiedziała, że moim samochodem wróci ktoś inny.

Nie potrafiłam się uspokoić nawet na sekundę. Straciłam chłopaka, którego kochałam i przyjaciółkę którą też kochałam. Nie docierało to do mnie. Nic do mnie nie docierało. Cathy, Rose i Roy cały czas do mnie mówili, ale nic im nie odpowiadałam. Cały czas myślałam tylko o tym, żeby umrzeć. Naprawdę nie chciałam już żyć.

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ

~~~

Przepraszam kochani ale tak musiało być xDD Znaczy nie musiało ale musiało xD Pewnie mnie rozumiecie xD Nie będę się teraz rozpisywał bo zrobię to w podziękowaniach które pojawią się za tydzień❤️

Kocham i dziękuję za to że jesteście❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top