28. To moja wina

Wyszedł.

Odwrócił się i wyszedł, widziałam jeszcze, jak zaciska pięści i jak jego sylwetka lekko się zgarbiła. Myślałam, że powie coś, nakrzyczy, a on mnie zostawił samą. Byłam mordercą, więc czego ja w ogóle się spodziewałam? Przecież oczywiste było, że nie przybije mi piątki i nie pogratuluje, on był za porządny, wątpiłamby choć w szale zrobił komuś krzywdę, a ja zabiłam kogoś. Kyle był cholerną perfekcją, opanowany, inteligenty i cholernie przystojny, a ja byłam wrakiem człowieka.

Jeszcze szumiało mi w głowie, więc kąpiel sobie odpuściłam. Ściągnęłam sukienkę i nałożyłam pierwszy lepszy podkoszulek z szuflady. Tyle mi wystarczyło, żeby położyć się spać. Musiałam wytrzeźwieć i pomyśleć nad tym wszystkim, musiałam porozmawiać z Kylem, ale kiedy mój umysł się trochę oczyści. Z jednego względu bycie pijanym było dla mnie dobre — szybko zasypiałam i tak się stało i tym razem, bo po chwili odpłynęłam.

Stałam jak zaklęta i patrzyłam na siebie, moja twarz była ubrudzona krwią, a w dłoni trzymałam pistolet. Ten sam którym zabiłam Shawa. Między tym, co widziałam a faktycznym zabójstwem, była jedna różnica — we śnie uśmiechałam się złowieszczo, a moje oczy zalały się szkarłatem. Wyglądało to, jakbym naprawdę cieszyła się z bycia mordercą, wyglądałam jak demon, który syci się złem, które wyrządza. Moje ciało przeszył dreszcz i zalały mnie zimne poty. Zrobiło mi się niedobrze, a kiedy demoniczna wersja mnie podeszła bliżej, zaczęłam szlochać...

Zerwałam się ze łzami w oczach i nerwowo rozejrzałam po pomieszczeniu, szukając siebie ze snów, ale nie było żadnego demona, byłam tylko ja ze swoim dręczącym mnie sumieniem. Wzięłam kilka głębokich wdechów i położyłam się ponownie i zamknęłam oczy, miałam nadzieje na sen, ale wtedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam Kyle. Światło księżyca delikatnie oświetlało jego zmartwioną twarz i rozczochrane włosy, nie widziałam zbyt dokładnie wszystkiego, ale na pewno nie wyglądał najlepiej.

- Śnieżko... - Miał lekką chrypkę, ale bardziej zmartwił mnie jego wzrok, pełen sprzecznych emocji.

Odwróciłam wzrok, bo bałam się patrzeć na niego. Nie chciałam widzieć potępienia w jego oczach.

- Nie musisz nic mówić. Jest ok. - Starałam się go zbyć. Nie chciałam z jego ust usłyszeć słów, które sama sobie wyrzucałam. Nie chciałam usłyszeć, jak bardzo się mną brzydzi.

Słyszałam jego oddech, a później kroki, które na chwilę ustały. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, czekałam na to, co się wydarzy z mocno bijącym sercem. Myślałam, że zmusi mnie, bym na niego spojrzała, ale on tylko wsunął się pod kołdrę i przyciągnął mnie do siebie, jakby to było zupełnie normalne.

-Przepraszam. - Usłyszałam jego szept i poczułam ciepły oddech na karku, który przyprawił mnie o dreszcze.

Nie rozumiałam, o co mu chodziło i za co przepraszał, ale postanowiłam nic nie odpowiadać. Ułożyłam się jak najwygodniej, opatulona jego ramionami i ponownie zasnęłam, choć tym razem nic już mi się nie śniło, a przynajmniej nic, co bym zapamiętała.

Obudziłam się wtulona w Kyle, który już nie spał, a mimo to nie zrobił nic, żeby mnie obudzić. Nie miał koszuli, co trochę mnie zdekoncentrowało, no bo był cholerne atrakcyjny, jednak szybko wróciłam do rzeczywistości. Przyjrzałam się ego twarzy i wyraźnie było widać jego zmartwienie, o czym świadczyła pojedyncza pionowa zmarszczka na jego czole i kąciki ust, które opadły ku dołowi.

- Długo nie śpisz? - Zapytałam w końcu, jednak nie zamierzałam jeszcze odklejać się od szatyna.

- Nie wiem, nie sprawdzałem godziny. - Odpowiedział zamyślony i dopiero wtedy na mnie spojrzał. - Śnieżko... - Zaczął, a moje serce zabiło szybciej. Bałam się tego, co powie, ale nie odwracałam wzroku, chciałam mieć to już za sobą. - Przepraszam...

- Przepraszasz za to, że kogoś zabiłam? - Zapytałam, a moje brwi uniosły się w zdziwieniu. - Jezu Kyle. - Zakryłam twarz rękoma i westchnęłam cicho.

- Gdybym wtedy nie spierdolił sprawy, nic z tych rzeczy by się nie wydarzyło. - Słyszałam w jego głosie, żal i złość. On naprawdę obwiniał się o wszystko, co się stało, choć nawet w jednym procencie to nie była jego wina. - Jestem prawą ręką twojego ojca, a nie mogłem was wydostać z rąk tego skurwiela. - Jego oczy pociemniały ze złości, a szczęka wyraźnie się zacisnęła.

- Nic z tych rzeczy nie jest twoją winą, przestać brać na barki całe zło tego świata. - Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, żeby choć trochę go uspokoić. Jego skóra była tak delikatna, że mimowolnie zaczęłam błądzić dłoniom po jego klatce piersiowej i brzuchu.

- Śnieżko... - Znowu usłyszałam w głosie chrypkę, która swoją drogą była cholernie seksowna. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i zdałam sobie sprawę, na jak cienki grunt weszłam. Może nie miałam zbyt wielkiego doświadczenia, ale wiedziałam jedno — Kyle był napalony jak cholera, a ja wcale nie byłam oburzona tym faktem.

- Winter! - Najpierw usłyszałam jej głos, a dopiero potem usłyszałam, jak wpada do mojego pokoju, zanim do czegokolwiek doszło między mną a Kylem. - Nie wiem jak ty... - Roxy zamarła, kiedy zobaczyła mnie z szatynem w jednym łóżku, a jej twarz zalała się czerwienią. - Przepraszam...

Wydukała i powoli wycofywała się z mojego pokoju, ale zanim do tego doszło, Gi i Liam zdążyli zajrzeć i głupio się uśmiechać. Oboje unieśli kciuki do góry, jakby chcieli okazać wsparcie, co mnie rozbawiło. Zanim jednak drzwi się zamknęły, usłyszałam jeszcze Liama, który skomentował tę scenę.

- Mówiłam, że COŚ wybuchnie i wybuchło.

Wzięłam głęboki wdech i mocno opadłam na poduszki. W takim momencie przerywać, tylko oni potrafią. Czułam, jak materac pode mną się rusza, a kiedy otworzyłam powieki, żeby zobaczyć, co się dzieje, ujrzałam twarz Kyle. Całym ciałem zwisał nad mną i przybliżał się coraz bliżej, aż w końcu nasz usta się spotkały. Powiedzenie, że było gorąco to za mało — wybuchł pożar, a ja wcale nie zamierzałam go gasić, w tamtym momencie tak bardzo tego chciałam, że to aż bolało.

Kiedy myślałam, że Shaw dobrze całował, to byłam w błędzie. Kyle całował tak dobrze, że nie mogłam się oderwać, a całe moje ciało ogarnął dreszcz. Jęknęłam cicho, kiedy jego ręka wsunęła się pod moją koszulkę. Wolno, ale stanowczo badał moje ciało, a kiedy jego skóra spotykała się moją, dreszcze się nasilały, a ja płonęłam.

******

Jak wrażenia? 







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top