25. Zaskoczenie
Nad ranem wyszłam z pokoju Nathana, czułabym się dziwnie, gdybym obudziła się obok niego, wiedząc, jak wczoraj żałośnie wkleiłam się w jego tors. To nie tak, że żałowałam, ale rano otrzeźwiałam i zrozumiałam, że on jak zwykle mnie pocieszał, wiedział już, co mogło się ze mną dziać i włączył mu się syndrom bohatera.
- Winter? - Odwróciłam się przestraszona na dźwięk głosu ojca. Nie krzyczał, ale byłam tak skupiona na rozmyślaniach, że kompletnie zaskoczyła mnie jego obecność. - Nie chciałem cię przestraszyć... - Zaciągnął się powietrzem, byłam pewna, że teraz obwąchuje wszystko to, co znajduję się dookoła, w tym mnie. - Dlaczego pachniesz jak Nathan? - Tym pytaniem mnie zdezorientował, chwilę wpatrywałam się w niego zdziwiona, a po chwili uświadomiłam sobie, że całą noc wtulałam się w bruneta, a wilkołaki mają lepszy węch niż ludzie.
- Czy wy musicie tak wszystko obwąchiwać!? - Rzuciłam rękoma do góry, by odwrócić jego uwagę od tego, że spaliłam buraka. - Była burza. - Dodałam ciszej i wpatrywałam się w jego granatowe oczy.
- To nic nie wyjaśnia. - Zaśmiał się pod nosem, jakbym opowiedziała najlepszy dowcip.
- No dobra... - Przetarłam czoło dłonią i znowu na niego spojrzałam. - Boję się burzy i wtedy nie lubię być sama. Możemy zakończyć ten temat. - Westchnęłam ciężko i spuściłam wzrok z zażenowania. Nie musiał tego o mnie wiedzieć, to było dość żałosne.
- Mogłaś przyjść do mnie...- Zaczął, ale jęknęłam cicho i przerwałam mu.
- I miałam powiedzieć, że twoja dwudziestoletnia córka boi się burzy? To byłoby trochę dziwne, nie sądzisz? - Uśmiechnął się delikatnie i pokiwał głową z aprobatą.
Chwilę wpatrywał się we mnie, ale już nic nie powiedział — chciał, ale nie powiedział nic więcej, szczerze mówiąc, przyjęłam to z ulgą. Po niezręcznej cisze odburknęłam coś, że idę do pokoju i na tym nasze spotkanie się zakończyło.
Zdążyłam tylko się przebrać, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Prędzej spodziewałabym się ufo, niż Evy, która zaczęła się jąkać na mój widok. Przez głowę przemknęło mi milion myśli, ale żadna nie była trafna.
- Hej... ja... ja chciałam pogadać. - Wydusiła w końcu. Nie powiem, że nie byłam zdziwiona, ale dziewczyna wyglądała na zdesperowaną i przestraszoną jednocześnie.
- Wejdź. - Otworzyłam szerzej drzwi i pozwoliłam, by szatynka weszła. - Coś się stało? - Zapytałam szczerze zaciekawiona jej osobą i problemem, z którym przyszła. Bo niby dlaczego ja, skoro ledwie zamieniłyśmy kilka zdań.
- Nathan mi mówił... - Jak mam wybić go sobie z głowy, jak każdy cały czas o nim mówi? - Mówił, że ty też przeżyłaś... - Zamilkła na chwilę i spojrzała na mnie przestraszona, zapewne na wspomnienie oznaczenia i tego, co działo się po jego odstawieniu.
- Tak. Nie tak dawno temu. - Odpowiedziałam oschle i starałam się nie brzmieć, jakbym miała zaraz jej rozszarpać gardło. W sposób, w jaki mówiła o Nathanie, mnie drażnił, tym bardziej, kiedy widziałam wcześniej, jak robi do niego maślane oczy.
- Czy ty też... po tym wszystkim... - Zaczęła nie pewnie i spuściła wzrok w podłogę. - czułaś się inaczej? - Wydusiła w końcu, ale kiedy zobaczyła moje zdziwione spojrzenie, zmieszała się ponownie. - Jakby coś było nie tak? Czy strach kiedyś mija? Czy przestanę oglądać się za siebie... popadam w paranoje! - Nie spodziewałam się, że ostatnie zdanie wypowie z taką siłą w głosie.
Westchnęłam głośno i zamknęłam oczy. Myślałam nad jej słowami i w sumie to dały mi do myślenia. Cały czas myślę, czy mnie nie znajdą, czy ktoś nie zechce mnie oznaczyć, cały czas żyłam w strachu, choć od kiedy trafiłam do wioski, byłam spokojniejsza.
- Chyba nigdy nie mija. - Odpowiedziałam szczerze, a kiedy jej oczy szeroko się otworzyły w przerażeniu, dodałam. - Ale tutaj, czuję się bezpieczniej.
Dziewczyna przytaknęła na moje słowa i pożegnała się, to wszystko było takie dziwne. Jeszcze nie dawno jej nienawidziłam, a teraz widziałam jak wiele nas łączy i nie mogłam wciąż patrzyć na nią bykiem. Wykąpałam się, chwilę pokręciłam po domu i wyszłam pomóc Kyle'owi i reszcie przy imprezie, która miała odbyć się już dzisiaj. Te kilka godzin minęło spokojnie, normalnie — nic dziwnego się nie działo, a sam Kyle zachowywał się jak zawsze. Dlatego to, co zastałam w pokoju, kompletnie mnie zaskoczyło, a moje serce zabiło szybciej.
Cały mój pokój był w kwiatach. Tulipany, róże, stokrotki, lilie — wszystkie kwiaty, jakie można dostać w kwiaciarni. Wszystkie ułożone w piękne bukiety i tylko jedna pojedyncza czerwona róża znajdowała się na łóżku, a pod nią leżała kartka.
''Nie wiedziałem jakie kwiaty lubisz najbardziej. Do zobaczenia później. Kyle''
Zrobiło mi się cieplej i uśmiechnęłam się szeroko. Cholerny Kyle mieszał mi w głowie! Przez chwilę poczułam to, co kiedyś, kiedy jeszcze byłam gówniarą. Kiedy tak sobie przypominałam powody, dla których wtedy wzdychałam na jego widok, to mogłam stwierdzić, ze wciąż nic się nie zmieniło.
- Winter! Jedziemy na zakupy! Ja się w dresach ludziom nie pokaże.
Do mojego pokoju wparowała Roxy z miną bardzo hardą i spojrzeniem zabójcy. Cóż, ja wcale nie miałam w planach zakupów, ale w sumie miała racje, bo ileż można chodzić w tych samych ciuchach, a tym bardziej na własnym przyjęciu powitalnym?!
- Dobra, ale błagam, nie będę z tobą mierzyła tysiąca sukienek. - Powiedziałam stanowczo i spojrzałam jej w oczy, które aktualnie błagały mnie o godziny spędzone w sklepie na szukaniu i przebieraniu ciuchów. - No dobra, może ewentualnie przymierzymy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć. - Puściłam w jej stronę oczko, a ona uśmiechnęła się szczerze.
Pytania o kwiaty mnie nie ominęły, jak o relacje z Kyle'm i tego, czy mamy się ku sobie. Była rozczarowana, kiedy odpowiedziałam, że nie mam pojęcia co robić, bo jak sama stwierdziła, rzucałaby się na niego jak lwica. Nie chodziłam zbytnio na zakupy i dopiero teraz doceniłam je, ale tylko dlatego, że spędziłam miłe chwile z Roxy, która wtrącała się i kręciła nosem na moje wybory, ale musiałam przyznać, że kiedy wyszłyśmy już z galerii, byłam bardzo zadowolona z zakupów i nawet z tej cholernej bielizny, która kazała mi kupić. To nie tak, że lubiłam chodzić w tej samej, ale ta, która mi wybrała była... zbyt odważna. Odważna mam na myśli mega seksowna i skąpa, a ja takiej z reguły nie nosiłam.
Oczywiście nie udałyśmy się tam same, bo to ojciec i kilku jego ludzi na podwiozło do galerii i cierpliwie czekali, aż skończymy, jednocześnie nie chodzili za nami, jak wrzody na dupie, za co byłam im wdzięczna. Stali zawsze gdzieś z boku, dyskretnie obserwując okolice. Nie byłam do tego przyzwyczajona, ale musiałam przyznać, że czułam się bezpieczniej.
- Weź, mi pomóż, bo sama jej nie zapnę. - Poprosiła blondynka i odwróciła się do mnie plecami, żebym zapięła jej cholernie skąpą, czerwoną sukienkę.
Siedziałyśmy w moim pokoju i przygotowywałyśmy się na wieczór. Jędza namówiła mnie na babskie przygotowywania i plotki. Czułam, że jesteśmy sobie bliskie, tylko ona przeszła ze mną najgorsze chwilę, a jednak pozostawała sobą — miała długi język i za dużo komentarzy, ale już mi nie przeszkadzały.
- Roxy?
- Hmmm? - Wymruczała, kiedy nakładała krwistoczerwoną szminkę na swoje usta.
- Dzięki. - Odwróciła się i zlustrowała mnie wzorkiem, po czym uśmiechnęła się i wróciła do poprzedniej czynności.
Od godziny bolała mnie głowa, bo to jak wytargała moje włosy blondynka, było nierealne, ale poddałam się jej i podziwiałam efekt końcowy. Byłyśmy gotowe i wtedy Roxy zarządziła nasze wyjście i pokazanie się w końcu światu. Nie byłam pewna czego się spodziewać, ale postanowiłam iść na żywioł. Ona oczywiście wybierała się z Gi, ja miałam iść z Kyle'em, choć ciekawiło mnie czy Nathan przyjdzie sam, czy weźmie nową. Myślałam, że myśl o nich bardziej mnie zaboli, ale wtedy zobaczyłam szatyna, który już czekał na mnie w salonie, a na mój widok oczy zaświeciły mu nienaturalnie.
- Nic nie mów. To wina wiedźmy. - Przerwałam mu, kiedy już otwierał usta. Uśmiechnął się szeroko i wskazał na drzwi wyjściowe. - Kyle? - Odwróciłam się w jego stronę i napotkałam jego pytające spojrzenie. - Lubię orchideę. - Wypaliłam. Byłam pewna, że nie to miałam powiedzieć, ale tak się stało.
- Zapamiętam.
*********
Przyznaję się bez bicia, że sama nie wiem co tu się wyrabia. Historia miała być prosta, miała być zazdrosna o Avilę i miało być ''buzi buzi'' i tyle. A tu nagle wpadła mi do głowy postać Kyle'a i sama zgłupiałam :O Nie wiem co z tego wyjdzie, więc jeśli jesteście zdziwieni rozwojem akcji, to ja wam mówię - też jestem!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top