16. Starszy brat

Nie pamiętam, kiedy wczorajszej nocy zasnęłam, ale pamiętam, że Nathan przytulał mnie przez cały czas. Poczułam się z tym faktem trochę niezręcznie -coś we mnie pękło i teraz było mi wstyd, że beczałam jak dziecko.

Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się. Nathana nie było, a w pokoju panowała cisza, ale za to na korytarzu usłyszałam krzyki i odgłosy szarpaniny. Kierowana instynktem zerwałam się z łóżka i zaczęłam przeszukiwać torby chłopaków w poszukiwaniu broni, którą schował zielonooki.

- Zabiłeś ją! - Usłyszałam ryk i warczenie.

Gdy tylko w mojej dłoni spoczęła dłoń, wyleciałam na korytarz i rozejrzałam się dookoła. Nathana do ściany przygniatał wilkołak, a konkretniej Liam Lang, brat Rose i młodziutkiej Sky, która zginęła na balu. Nathan nie wyglądał na kogoś, kto jest w niebezpieczeństwie, ale nie mogłam nic poradzić na instynkt, który mną kierował — wycelowałam broń i zaczęłam krzyczeć.

- Liam! Odsuń się od niego!

Zwróciłam na siebie uwagę obu panów i gdy tylko oczy Liama spotkały się z moim, zamarł. Przełknęłam głośno ślinę i czekałam na rozwój wydarzeń, jeśli zrobi coś nie tak, wystrzelę. Odbezpieczyłam pistolet i zatrzymałam powietrze w płucach na kilka chwil. Zrobiłam to wcześniej, zrobię i teraz. Tym razem będzie nawet łatwiej, bo nie żywiłam żadnych uczuć do tego wilkołaka.

- Winter? - Zapytał zaskoczony Liam. - Ty żyjesz? - Powtórzył pytanie i zamrugał, jakby nie wierzył w to, co widzi.

- Winter odłóż broń. - Nathan brzmiał na spokojnego, choć chwilę temu ktoś rzucał mu się do szyi i chciał odgryźć głowę. Zmarszczyłam brwi i choć moje dłonie zadrżały, to nie miałam zamiaru pozbawić się jedynej broni, która mogła mnie uchronić przed wilkołakiem.

- Nie ma mowy. - Potrząsnęłam głową mocno, jakbym chciała pozbyć się wszystkich myśli, które tak bardzo mnie przytłaczały. Samo trzymanie pistoletu, przypomniało mi, co zrobiłam...

- Winter... - Zaczął błagalnie i kiedy spojrzałam w jego zielone tęczówki, po prostu zrobiłam, co kazał i spuściłam głowę. - Wszystko jest ok. - Dodał spokojnie i posłał mi słaby uśmiech.

Stałam tam, wpatrując się w nich, uścisk Liama zelżał, choć wciąż trzymał Avile za szyje, nie na tyle mocno by zrobić mu krzywdę, ale na tyle mocno by nie uciekł. Wzięłam kilka głębokich wdechów i czekałam na to, co nastąpi.

- Jak możesz z nim się szlajać, to morderca! - Wykrzyczał w moją stronę wściekły, a jego na jego białkach pojawiły się czerwone żyłki.

Patrzyłam na niego zdezorientowana i przerażona. Nie rozumiałam, dlaczego nazywał go mordercą ani czemu próbował zrobić mu krzywdę, przecież Nathan pomagał innym dziewczynom, prawda? Co, jeśli Nathan nikomu nie pomógł, a tylko udawał? Co, jeśli jest jak Shaw? Zrobiłam krok w tył, kiedy do moich oczu napłynęły łzy, a żołądek ścisnęła mi niewidzialna dłoń. Czy on też jest taki?

Poczułam, jak moje serce zwalnia, a grunt usuwa się spod moich nóg. Byłam bliska omdlenia, a jedyne co mnie uratowało przed twardym upadkiem to ściana, o którą się oparłam. Świat zwolnił na chwilę, a ja czułam, że każdy mój ruch jest mocno spowolnionym. Dosłownie wszystko oprócz moich myśli było opóźnione jak w matrixie.

- Liam, puść go! - Głos Roxy mnie otrzeźwił i spojrzałam w stronę, z której dobiegał jej głos. Stała rozwścieczona w samej piżamie, a za jej plecami Gi zbierał siły na atak, jeśli takowy byłby konieczny.

To dziwne jak zwykły gest, zwykłe słowo może przypomnieć ci najgorsze chwilę w życiu. Najpierw przed oczami miałam obraz mamy, później Marshalla i to wszystko sprawiło, że znowu zabrakło mi siły. Zjechałam plecami po ścianie i zakryłam dłońmi twarz, chciałam zapomnieć, chciałam wymazać to wszystko z pamięci, ale to wracało do mnie ze zdwojoną siłą.

- Winter, wszystko już dobrze... - Głos blondynki zmienił się diametralnie z rozwścieczonego do spokojnego, przynoszącego ukojenie.

- Rany, co się stało w tym lesie? - Zapytał Gi kogoś, ale nie widziałam kogo, bo skulona siedziałam pod ścianą.

Wtedy to we mnie uderzyło, on ani Roxy nie wiedziała, co zrobiłam. Nathan powiedział im tylko, że Shaw nas wydał, ale nie powiedział nic o tym, co ja zrobiłam jemu. Wzięłam głęboki wdech i policzyłam do pięciu, musieli wiedzieć, jeśli mieli z nami podróżować. Musieli wiedzieć, że jestem mordercą.

- Zabiłam go. - Wyszeptałam cicho, ale na tyle by mnie usłyszeli.

Mogłam dotknąć ciszy, jaka zapadła między zebranymi i emocjami, jakie wywołało moje wyznanie. Czy zostawią mnie teraz samą?

- Powiedział, że skoro raz przeżyłam to i drugi raz mi się uda... - Mój głos drżał, ale nie przerywałam. - Zrobiłby to...ale go zastrzeliłam. - Chciałam dodać coś jeszcze, ale nic by to nie zmieniło. Jeśli to mnie nie usprawiedliwiało nawet w najmniejszym stopniu, to nic tego nie mogło usprawiedliwić.

Pierwsza odezwała się Roxy i jako pierwsza podeszła do mnie i pomogła wstać. Powiedziała coś w stylu, ''trzeba było zastrzelić go dwa razy jeszcze za mnie'', ale nie skupiałam się za bardzo na jej słowach, bo napotkałam spojrzenie Liama. Miałam wrażenie, że trochę się nad mną litował i trochę się mnie obawiał, ale czy można w kimś wzbudzać strach i litość jednocześnie?

- Chodzie do pokoju i wszystko sobie wyjaśnimy. - Zarządził spokojnie Nathan i posłał w moją stronę słaby uśmiech.

Rozmawialiśmy chyba z godzinę i dopiero wtedy wszystkie emocje zdawały się opaść, a przynajmniej te, które należały do mnie, bo Liam wciąż był wściekły i rozżalony. Myślał, że Rose zdołała uciec, bo mimo zakazu Nathana zadzwoniła do niego, ale kiedy jej zwłoki wylądowały pod jego rodzinnym domem pojął, że nigdy nie miała takiej szansy. Powiedziała mu o Nathanie i całą winą obarczał jego, a kiedy opowiedzieliśmy o wszystkim zrozumiał, jak bardzo się mylił.

- Mogłem wtedy ją znaleźć, mogłem jakoś...- Jego głos się załamywał, ale wciąż zaciskał pięści.

- Przykro mi z powodu Rose... - Zaczęłam cicho i przymknęłam powieki. - I Sky. - Dodałam ciszej, przypominając sobie jak wydała ostatnie tchnienie w moich ramionach. Przeszył mnie dreszcz i powróciło uczucie żalu i złości na rzeczywistość, jaka dotykała kobiety z rodu wilkołaków.

Nie ufałam Liamowi, nauczyłam się ciężką drogą, by tego nie robić, ale jego smutek wydawał się być szczery, więc zgodziłam się by nam towarzyszył. Oczywiście nie zamierzałam nagle stracić czujności, na razie mówiliśmy mu tyle, ile powinien wiedzieć, ale nie na tyle dużo by mógł tę informację jakoś wykorzystać przeciw nam. Nathan też nie spuszczał z niego wzroku, co dawało mi minimalne poczucie, że sytuacja się nie powtórzy, choć gdzieś w głowie miałam silne obawy co do nowego osobnika w naszej ekipie.

Nie za bardzo interesowałam się życiem rodzeństwa przed tym wszystkim, ale widać było, że naprawdę zależało mu na siostrach. Nie było tajemnicą, że Liam zajmował się dziewczynami po śmierci ich rodziców, co dodawało mu wiarygodności, chociaż z drugiej strony zastanawiał mnie fakt, dlaczego nie wyraził sprzeciwu, jeśli chodziło o oznaczenie — zwłaszcza młodej Sky — jednak postanowiłam, póki co to przemilczeć.

- Poszperałem trochę i myślę, że wiem, gdzie możemy znaleźć twoją ''ciotkę''. - Oznajmił Nathan, kiedy odciągnął mnie na bok, z dala od reszty. - Chcesz tam jechać? - Prawdopodobnie upewniał się, czy nie zmieniłam zdania. Może myślał, że nie miałam na to siły po moim wybuchu wczoraj i dzisiaj, ale ja nie zmieniłam zdania i tylko przytaknęłam.

Przyjrzałam się jego twarzy i zobaczyłam delikatne sińce pod oczami, a skóra wyglądała na bledszą niż zwykle i choć sama pewnie nie wyglądałam lepiej to, to mnie zastanowiło. Czy on czuwał przy mnie całą noc i dlatego wyglądał na przemęczonego? Starałam się przełknąć uczucie wstydu, wraz z gulą, która nagle wyrosła mi w gardle.

- Nathan... - Chłopak odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem. - Przepraszam za wczoraj... - Nie wiedziałam, co jeszcze mogłam powiedzieć, więc po chwili zamilkłam i posłałam mu przepraszające spojrzenie.

- Nie masz czym się przejmować. - Brunet posłał mi szczery uśmiech, co spowodowało, że poczułam się nieco lepiej.

Zanim wszyscy opuściliśmy pokój, wzięłam głęboki wdech i starałam się przygotować na to, co może się wydarzyć. Miałam w końcu poznać tajemniczą ciotkę i może dowiem się, dlaczego moja matka mnie tu wysłała. Czego miałam się dowiedzieć, a czego nie zdążyła mi powiedzieć osobiście? Może znalazłabym też jakiś cel w życiu, bo na razie traciłam wszelką nadzieję, a motywacja do ucieczki malała. Prawda była taka, że już w sumie nie chciało mi się uciekać, za ''zdradę'' alfy pewnie by mnie zabili i tylko lęk przed torturami sprawiał, że sama nie oddałam się w ich ręce.

************

Trochę mi to zajęło, ale w końcu naskrobałam. 

Z  niecierpliwością czekam na wasze opinie, które wspomagają moją wenę :) 

Meldować się w komentarzach! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top