Roz. II (Mroczny las)
Minął tydzień odkąd wyszłam ze szpitala.
I postanowiłam że zamierzam zgłębić tajemnicę tego miejsca. Przez tydzień szukałam w internecie informacji na temat tego miejsca. Ale jedyne znalazłam to szczątkowe informacje na temat miasteczka obok tego lasu. Gdy po tygodniu noga się wykurowała, więc poprosiłam podwózkę Adama oraz zapytałam Charlie czy będzie mi towarzyszyć, jako że jest jedyną osobą która mi wierzy. Z chęcią przystała na tę propozycję mówiąc że może być ciekawa przygoda.
Wyruszyliśmy do tego miasteczka, po czym zaczęliśmy pytać miejscowych.
Akurat było na tyle małe, że każdy był prawdopodobnie stąd i wiedział dużo o tym miejscu. Niestety moje wypytwanie ludzi spęzło na niczym. Jednak ludzie dziwnie się zachowywali po pytaniu o tę dziewczynę. Zaczynali się denerwować i robili się podejrzliwi. Była już noc więc postanowiłyśmy przespać noc w samochodzie, o poranku będzie łatwiej.
Cóż dziś nikt nam nic o niej powiedział, ale dowiedziałyśmy że jest bilbioteka i zamierzamy do niej zajrzeć,
Mam nadzieję że tam coś poznamy, by móc ruszyć dalej. Po wejściu do środka, przywitały nas pajęczyny, zniszczenia i inne rzeczy wskazujące na wysoki stan zaniedbania budynku. Podeszłyśmy do biurka i naszym oczom ukazała się stara kobieta prawie tak zaniedbana jak to miejsce. Spytała miłym głosem przeciwnym do jej groteskowego wyglądu, w czym może pomóc. Wtedy zapytałyśmy o dziewczynę z centrum lasu. Staruszka na chwilę zamilkła i zaczęła się zastanawiać, było widać w jej oczach strach a zarazem ciekawość.
Po dłuższej chwili poszła do jednej z półek i wyciągnęła dość zniszczoną książkę o tytule "Mroczny las"
Otworzyłyśmy księgę i kurz wydobył się przez co zakaszlałam. Była to opowieść i opis tytułowego Mrocznego Lasu oraz jego trzech strażników. Którzy bronili go przed potworami i innymi intruzami.
Pierwszy był mały ptaszek, który chciał ludzi karać za to że popełniają grzechy nawet gdy wiedzą że są złe. Lecz kiedyś ktoś mu powiedział że jego dziób jest za mały by kogokolwiek ukarać, więc zmartwiony ptaszek wyhodował w swoim ciele zdolną pożreć wszystko za jednym ugryzieniem.
Drugi był ptak sądu. Sądził stworzenia które wchodziły do lasu i wydawał wyrok.
Zawsze na swej długiej trzymał wagę która nigdy się nie przechylała. Niektórzy sądzą że to robiła gdy ktoś był sądzony,
Lecz to tylko domysły. Jego głowa jest całkowicie zabandażowana, gdyż oddał swe oczy dużemu ptakowi, by ten mógł łatwiej dostrzegać intruzów mrocznego lasu.
Ostanim był duży ptak. Który poszukiwał i zabijał stworzenia które zakłócały ład mrocznego lasu. Aby mógł robić to lepiej otrzymał oczy od ptaka sądu. Jednak to nie wystarczyło więc zdobył lWatarnię aby mógł oświetlać swoją drogę i wabić innych.
Było także o tym że kogoś bronili, lecz rozdział o tym lub kim to było, były niemożliwe do rozczytania. Ostatnie strony mówiły jak wejść do lasu.
Potrzebna jest kreda i dwa czarne pióra oraz jedno białe. Gdy księżyc jest w nowiu zrobić koło z kredy położyć w nim pióra. Po czym otworzy sie brama do lasu. Trzeba to zrobić przed wejściem w którym był nasz kemping.
- Nów będzie za tydzień... - Powiedziałam do Charlie.
- Chcesz próbować iść dalej? - Zapytała niepewnie.
- Tak chcę to dokończyć, znaleźć odpowiedź niezależnie od ceny. Nie będę Ci kazać, ale czy pójdziesz ze mną? - Odpowiedziałam stanowczo.
- Whenever you are going, I am going with you. - Uśmiechnęła się, a ja odparłam tym samym uśmiechem.
Spakowałam rzeczy na wyprawę. Prowiant latarki itp. nie wykluczałam że jeśli to zadziała to możemy pozostać tam dość długo. Jeśli zadziała...
- Dzięki Adam. - Powiedziałam wychodząc z samochodu wraz z Charlie.
- Uważajcie tam na siebie. - Krzyknął gdy się oddalałyśmy i odjechał.
Noc była niezwykle ciemna nawet zważając na to iż nie było widać księżyca.
Choć może to wyobraźnia płatała mi figla,
Przez moje ambiwalentne uczucia.
Nakreśliłam okrąg kredą i rzuciłam pióra.
Lecz nic się nie stało.
- Czyżby było to zmyślone... - Powiedziała smutna i zlękniona Charlie.
- Niemożliwe... Może coś źle zrobiliśmy...
Nagle usłyszałyśmy dzwon pobliskiego kościoła. A przed naszymy oczyma
Ukazał się portal w kształcie dwóch czarnych drzew i oka żółto czerwonego oka w środku nich. Zaczęłam się trochę trząść, ale determinacja we mnie wygrała.
- Jak wejdziemy nie będzie powrotu, dalej chcesz ze mną iść. - Zwróciłam się do mej przyjaciółki z pełnią powagi.
- Przecież nie zostawię Cię tam samej na pastwę losu, idziemy razem. - Złapała mnie za rękę, albo była bardziej odważna ode mnie, albo lepiej to ukrywała.
- W takim razie, idziemy... Powoli weszłyśmy do portalu...
To be continued
~tearsea~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top