7
Po zjedzeniu hoddogów z ulicznego foodtracka, kierujemy się do baru który wybiera Draco. Jest mugolski i nieco zatłoczony. Siadmy przy jednym z dalszych stolików, które zapewniał nam prywatność. Z drugiej sali dochodzi głośna i dudniąca muzyka, zachęcająca do tańca.
Ja sam czuję się już całkiem w porządku, chodź nieco osłabiony i udaje mi się zrelaksować. Blondyn wciąż skanuje mnie wzrokiem kontrolnie, jak bym zaraz miał wyzionąć ducha. Jego troska jest całkiem miła i obca jednocześnie.
-Więc... Co było tak ważne?- pytam.
Malfoy wzdycha cicho i sięga do torby. Wyjmuje z niej jakiś zaszyfrowany dokument. Kładzie go na blacie stołu pomiędzy nami, dźga palcem w arkusz i mamrocze coś pod nosem.
Nagle papier zaczyna się wypełniać literami, znakami i zdjęciami.
Nie mogę uwierzyć w to, co mam przed sobą, do póki nie znajduje się to przed moją twarzą. Zdjęcia są wyraźne i dokładne. Nerwowo śledzę wzrokiem siniaki, krwiaki, zadrapania i blizny, czytam opis w jaki sposób powstały- w sposób niezwiązany z pracą. Wracam wzrokiem do wytłuszczonej nazwy.
RAPORT ZDROWOTNY HARRY'EGO JAMESA POTTERA
Krótki opis: Pacjent wielokrotnie padł ofiarą przemocy fizycznej; podejrzenie również przemocy psychicznej.
Z każdym słowem coraz bardziej blednę i czuję jak bym zaraz miał zwymiotować. Moje ręce zaczynają drżeć, oddech przyspiesza, a cały spokój jaki czułem na początku spotkania znika. Przy każdym opisie urazu, przypominam sobie jak on powstał, co jest jak tortura. Jest też tam pełno obrażeń których nie pamiętam. Gdy widzę szacowany czas pierwszego urazu- cztery miesiące wstecz; czuję jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimnej wody.
Cztery miesiące piekła, o którym nikt nie widział.
-Ja...-mój głos zawodzi.
-Ten dokument nie trafi do szefa biura aurorów ani do ministra, jeśli tak zdecydujesz- odzywa się spokojnie- Chcę ci dać szansę na obronę i pokazać rzeczywistość w obiektywny sposób. Wiem jak czuć się samotnym i postawionym pod ścianą, gdy czujesz, że na nic nie masz w pływu.
Czuję wzbierające łzy w oczach i wstaję gwałtownie wychodząc z baru.
To jest dla mnie zbyt dużo. Nie chcę okazywać czegokokwiek wśród innych ludzi, nauczyłem się że to przyspaża tylko kłopotów. Nie oglądam się za siebie, skręcam w pierwszą lepszą uliczkę, która wydaje się pusta. Siadam na jednym ze schodków do czyjegoś mieszkania, schowam twarz w dłoniach i pozwalam sobie na żałosne łzy.Nie wiem ile to trwa, ale w pewnym momencie Draco siada obok mnie. Nie dotyka mnie, nic nie mówi, tylko siedzi. Czeka.
-P-probowałem powiedzieć... Oczywiście nie bezpośrednio, ale tak żeby Ron się zorientował. Gdy się dowiedziała, wpadła w szał- przecieram oczy ręką- drugi raz nie próbowałem, zbyt bardzo się bałem. Nie miałem pewności czy następnym razem Ron i Hermiona zrozumieją, uwierzą... To wszystko wydaje się tak beznadziejnie skomplikowane, bez wyjścia. Mój największy problem jest taki że obawiam się samotności. Myślałem że dam radę wytrzymać to wszystko, przyzwyczaić się. Nagrodą miało być nie utracenie rodziny i przyjaciół, a teraz... to wszystko mnie przerasta- biorę spazmatyczny wdech- Jest za późno, by co kolwiek naprawić. A raczej nie potrafię niczego naprawić tak, żeby nie było konsekwencji.- przyciągam do siebie kolana i przyciskam je do piersi.
-Harry...Nie jesteśmy w stanie wpłynąć na pewne rzeczy, ale nie musimy zgadzać się na rzeczy które nas niszczą. Też kiedyś myślałem że jestem w beznadziejnej sytuacji. Musiałem zasłużyć na miłość. Manipulowano mną, poniżano, zmuszano do okropnych rzeczy. Nie skarżyłem się bo byłem w takim stanie, że uważałem że na to zasługuję. W końcu to była moja rodzina, kochałem ich. Gdy zabiłeś Voldemorta... Coś we mnie pękło. To zrozumienie jakim mnie obdarzyłeś i bezinteresowna dobroć... Zrozumiałem że może być inaczej.
Spinam się gdy sięga do moich pleców i pociera je. Z każdą sekundą zaczynam się relaksować pod jego dotykiem, aż wtulam się w jego bok.
Kiedy ta relacja tak bardzo się rozwinęła?
-Nie miałem nikogo, by wyciągnął mnie z tego piekła i nie życzę komuś tego samego.- oparł policzek o moje włosy- Nie mogę cię do niczego zmusić. To nie twoja wina. Jesteś tylko ofiarą, a jeśli twoi bliscy się od ciebie odwrócą, to znaczy, że tak naprawdę nie zależało im na tobie. I nie jesteś sam, teraz masz mnie. Wystarczy że zawalczysz o siebie. Ja się nigdzie nie wybieram.
-Potrzebuję czasu Draco, nie chcę... To trudne- odpowiadam.- muszę wszystko przemyśleć.
Nie mówię o tym że boję się też tego, że Ginny znajdzie sposób by mnie zatrzymać lub kompletnie zniszczyć.
🪄🪄🪄
Jestem zmęczony. Nie mogę spać w nocy.
Gdy wróciłem do domu późnym wieczorem, Gin spała już w łóżku. Przyglądałem się jej, ponieważ wydawała się tak niegroźna podczas snu. Jej ciało wydawało się być wychudzone i blade co dawało pozory słabej kobiety. Niestety poznałem siłę jej mięśni aż za bardzo.
Nie jestem pewien czy dobrze zrobiłem wyznając prawdę Malfoyowi. Może ostatnio staliśmy się sobie bliżsi, ale nie potrzebne ryzyko było mi zbędne.
Natrętne myśli o jego dotyku czy uściskach zaczynają powracać jak bumerang. Jego silne ramiona i jednocześnie łagodność w działaniu, szare oczy. Czuję się rozdarty. Czuję wyrzuty sumienia.
W ten sposób znajduję się spóźniony w ministerstwie, a w progu biura wpadam na Draco. Utrzymuje mnie w pionie przytrzymując za ramiona. Ostatnio coraz częsciej mam zawroty glowy i trudno utrymać mi równowagę. Czuję się nieco jak bym był oderwany od rzeczywistości.
-Wszystko w porządku?
-Tak, zaspałem- kłamię, unikając jego wzroku. Nie umyka mi nasz dłuższy kontakt fizyczny.
-Szukałem cię.
-Draco, mówiłem że potrzebuje czasu- wzdycham zirytowany.-Nie mam jeszcze planu...
Prawda była taka, że łatwiej było nie podejmować żadnej decyzji.
-Nie zdążyłem ci wszystkiego powiedzieć, a to też jest ważne. Chodź do kuchni. To zajmie pięć minut, obiecuję.
Zgadzam się widząc jego błagające oczy. Nie zaprotestuję też gdy kładzie mi dłoń w dole pleców, podczas naszej krótkiej przechadzki. Jakaś siła mnie do niego przyciągała i nie umiałem z nią walczyć.
-O co chodzi?- pytam, gdy blokuje drzwi zaklęciem i wygłusza pomieszczenie.
-Gdy leczyłem cię wczoraj, zrobiłem dodatkowe badania, te które ci obiecałem zanim doszło do akcji w terenie.
-Wiesz już coś?- pytam nagle ożywiony.
-To ci się nie spodoba- krzywi się- byłeś kilkakrotnie confundowany, używano na tobie imperiusa i nafaszerowano cię narkotykami.
-Narkotykami?- otwieram szerzej oczy, a blondyn łapie moje dłonie.
-Runy pokazały mi, że ktoś musiał poddać ci to regularnie pigułkę gwałtu i fentanyl. To badanie wykazało też, że wciąż jesteś pod wpływem małej dawki magicznego narkotyku. Osłabia cię i możesz czuć się bardziej senny-wyjaśnia pocierając moje kostki, jakby w uspakajajcym geście- Czy przypominasz sobie, że odkąd wróciłeś do pracy, ktoś zmuszał cię do zażycia czegoś?-marszczę brwi w zastanowieniu i po chwili kręcę głową-To bardzo niepokojące Harry... Znam jeden eliksir który by pomógł w odzyskaniu wspomnień, ale obawiam się że ten ktoś... Ginevra...Wspomnienia mogą być druzgocące.
Kiwam głową, próbując przyjąć te wszystkie informacje na spokojnie, ale jest to trudne.
-Wszystko zawarłem w raporcie. Czytałeś go pobieżnie, więc mogłeś to przeoczyć. Jeśli chcesz, mogę zorganizować innego uzdrowiciela który wszystko potwierdzi i...
-Potrzebuję chwili- wyduszam z siebie.
-To poważna sprawa Harry, nie jesteś bezpieczny w swoim domu...
-Przestań naciskać!- krzyczę, odsuwając się i zaczynam nerwowo krążyć po pokoju, szarpiąc nerwowo za końce włosów.
Jeżeli to prawda, Ginny w tym stanie mogła zrobić ze mną wszystko. Zmusić mnie do wszystkiego i...
Zatrzymuję się gwałtownie, opierając się plecami o ścianę i próbuję zatrzymać hiperwentylację. Uczucie utraty kontroli nad własnym życiem sprawia że się duszę.
-Harry, jestem tutaj. Oddychaj. Nie jesteś sam- Malfoy pojawia się obok.
-Zostaw mnie w spokoju, muszę... Muszę...
-Shhh jest już dobrze- przytula mnie.
Nagle jego bliskość nie uspakaja mnie, a parzy.
-Dlaczego mi pomagasz? Co z tego masz?- krzyczę nagle, szarpiąc się z nim.
Jeśli Ginny i moim przyjaciołom nie mogłem ufać, to kim on był?
-Hej, spójrz na mnie- jego głos jest tak przyziemny i władczy, że od razu słucham go- oddychaj ze mną.
Jest zbyt blisko. Mogę wyczuć jego oddech na swojej twarzy. A potem zbliża się jeszcze bardziej, kładąc mi ręce po bokach głowy. Próbuje unormować oddech, co jest nieco trudne, ale jednocześnie łatwe dzięki temu że skupiam się na oddychaniu z blondynem. Wpatruję się w jego szare oczy, a moje dłonie automatycznie wędrują na jego biodra, gotowe by go odepchnąć. Ale mam tyle sił? Czy tak właściwie przeszkadza mi jego bliskość?
Czas się zatrzymuje. Draco pochyla się i ucałuje mój policzek, a potem linie szczęki, by przejść do mojej szyi. Poddaję się, a z moich ust prawie ucieka jęk, gdy dotyka mojego ucha.
-D-Draco- wyduszam z siebie nieprzekonująco, próbując zachować trzeźwość umysłu.- proszę, przestań...
-Nie mogę- szepcze, a jego głos jest dziwny.
-Ja...- urwam gdy opiera czoło o moje, zamykając oczy.
Widzę jak walczy ze sobą i powoli przegrywa.
Zaciskam mocniej dłoń na jego koszuli, czując się tak dobrze, a jednocześnie podle. Przestaję myśleć racjonalnie, również przestaję nad sobą panować. Nie odsuwam się, gdy przysuwa bliżej swoją twarz, a nasze usta delikatnie się stykają. Jeszcze tylko odrobina i...
Miękkość jego ust, sprawia że wszystko do okoła znika, a moje ciało przejmuje nade mną kontrolę. Oddaję delikatny pocałunek, co początkuje kolejne i kolejne. Zatracam się, pozwalam sobie zapomnieć i żyć chwilą. Cudowna chwilą.
Malfoy przyciska mnie bardziej do ściany i wsuwa nogę po między moje i prawie kwilę, czując przyjemne tarcie. Sprawia że moje hamulce znikają, chcę tylko brać i biorę.
Pocałunek staje się mokry, pełny namiętności i zarazem czułości, o której dawno zapomniałem. Jego język pieści mój, jego jedna z dłoni znajduje się na moim nagim boku pod koszulą.
Sam sięgam do jego prawie białych włosów, chcąc poczuć ich miękkość, i pociągnąć za nie jak zrobił to Draco, wydobywając że mnie jak dotąd obce ale niesamowite uczucia.
Podrywam biodra, by znów poczuć to cudowne tarcie i...
-Drzwi chyba się zablokowały.- głos jednego z aurorów orzeźwiają nas w momencie i odsuwamy się od siebie.
Zanim dochodzi do konfrontacji, Malfoy chwyta mnie za rękę i pociąga ku drugim drzwiom. Czuję się wciąż nieco oszołomiony, więc nie protestuję, gdy wpycha nas do najbliższego składziku. Stoimy blisko siebie i nasłuchujemy.
Gdy po kilku minutach nie słyszymy nikogo, jego ramiona rozluźniają się.
-W porządku?
-Tak- wyduszam z siebie po chwili ciszy.
-Harry... nie powinienem. wybacz mi- patrzy mi nagle prosto w oczy, a ja czuję gorycz.
Czuję się wykorzystany, a jednocześnie wiem że ma rację. Oboje nie powinniśmy dopuścić do tego pocałunku. Brzydzę się siebie, jednocześnie pragnąc więcej. Jestem cholernym zdrajcą, który nie zasługuje ani na gram szczęścia.
-Udajmy że nic się nie wydarzyło- mówię drżącym głosem.
Nie odpowiada, ale odsuwa się nie chętnie. Jego różdżka rozbłysła, a jego ręka atakuje moje włosy, próbując doprowadzić je do porządku. Gdy w końcu stwierdza że wyglądam reprezentatywnie, chwyta za klamkę.
-Pamietaj, zawsze ci pomogę. Jestem do twojej dyspozycji- mówi i zostaję sam.
Opadam na podłogę i zaczynam płakać. Czuje się beznadziejnie i żałuję że nie zginąłem podczas akcji. Wszystko było by łatwiejsze. Nie dopuściłbym do uczuć względem Draco, które nie mają racji bytu. Chcę przestać czuć i zniknąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top