5
Zegar tyka, przerywając ciszę w domu.
Ginny znów nie ma w domu.
Uparcie wybijam wzrok w książkę, próbując czytać o nowych technikach obronnych, które by mi pomogły w pracy, ale przez irytujący dźwięk nie mogę się skupić.
W końcu odkładam książkę na stolik do kawy i wzdycham głośno.
Sięgam po kawałek pergaminu, pióro i atrament, by po chwili napisać krótka wiadomość do Molly Weasley. Mimo że za każdym razem wspominała że mogę wpadać bez zapowiedzi, wolę jednak ją uprzedzić.
Wrzucam pergamin razem z proszkiem fiuu i mówię 'Nora', a on znika w zielonych płomieniach. Następnie udaję się do sypialni przebrać się.
Gdy ledwo wychodzę z kominka w Norze, ląduję się w ramionach pulchnej kobiety. Uśmiecham się pod nosem na znajomy relaksujący zapach i daję się porwać cudownej chwili, wtulając się.
Molly od dwunastego roku życia zastępuje mi matkę. Gdy mam problem lub nie jestem czegoś pewien, siadamy razem przy stole i rozwiązujemy wspólnie problem lub słucham rad.
Teraz jednak sprawa z Ginny była zbyt skomplikowana- w końcu to była jej córka.
Pod powiekami pieką mnie łzy, więc szybko mrugam; nie chcę pokazywać słabości, ani martwić starszą kobietę.
-Harry, kochaneczku! Jak dobrze cię widzieć! Wyglądasz jakoś blado- łapie moja twarz w dłonie przyglądając mi się badawczo.
-Czuje się dobrze Molly. Chciałem wpaść do Rona, ale jest jeszcze w pracy, więc pomyślałem, że zdążymy wypić razem herbatę.
-Och oczywiście! A może zjesz z nami też obiad? A gdzie Ginny? W tej nowej pracy, prawda? Tak bardzo się cieszę że wam się układa! Słyszałam że awansowałeś, to cudowna nowina!- wyrzuca z siebie na jednym wdechu, gdy ledwo siadam przy stole.
-Ja... Eee...
Jestem tak zaskoczony, że nie potrafię wydusić z siebie żadnego składnego zdania.
Jaka nowa praca Ginny?!
Na szczęście Molly bierze moje milczenie jako przytłoczenie ilością wyrzucanych przez nią słów i zajmuje się parzeniem herbaty. To daje mi odrobinę czasu na założenie kolejnej maski i przełknięcie gorzkiej prawdy, że Gin nie chce ze mną rozmawiać.
Myślę przez chwilę ze smutkiem o tym jak Ginny znika ostatnimi razy i za każdym razem gdy staram się czegoś dowiedzieć, albo wpada w szał, że ledwo zdążę uciec przed jej nowym obliczem, albo kompletnie mnie ignoruje.
-Właściwie... Ty też nie powinieneś być teraz w pracy?- pyta już spokojniej.
-Oh... Mam urlop - odpowiadam, sięgając po filiżankę.- Trochę nie spodziewany...
-Bardzo dobrze! Ciągle tylko pracujesz! Założę się gdyby w niedzielę ministerstwo by działało, byłbyś tam każdego dnia! Kiedy ostatnio porządnie odpocząłeś?- patrzy na mnie karcąco, podsuwając mi talerzyk z domowymi ciastkami, po czym odwraca się, by zacząć robić obiad.
-Eee... Właściwie to nie pamiętam -mamroczę zgodnie z prawdą.
Matka Ginny miała rację. Odkąd skończyłem szkołę- a raczej ją rzuciłem- nie miałem czasu by odpocząć. Ciągle było coś do roboty; wygrać wojnę, pokonać Voldemorta, zamknąć zbiegłych śmierciożerców, skończyć kurs autorski, praca aurora i moje ambicje, by być lepszy i lepszy. Hermiona kiedyś mi wytknęła, że zachowuje się jak bym próbował zapracować na tytuł bohatera, za którego mnie uważano. Popełniłem zbyt wiele błędów, za które inni przypłacili swoim życiem, by się z nimi zgodzić.
-O tym właśnie mówię! Cieszę się że poszłeś po rozum do głowy, Harry. Jeszcze dość się wykażesz jako auror. Powinieneś korzystać z tego że jesteś młody!
-Wlaściwie to przymusowy urlop zdrowoty- przyznaję.
-Czyli twój uzdrowiciel też zgadza się ze mną! Ostatnio marnie wyglądasz i...
-Harry! Nie wiedziałem że wpadniesz!- w drzwiach pojawia się Ron, uśmiechając się szeroko- a gdzie Ginny?
-W pracy Ronaldzie!
Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam. Wciąż jestem zaskoczony nowiną i jestem ciekaw szczegółów. Ale czy Gin będzie chciała mi powiedzieć coś więcej? Może jak postaram się ją udobruchać...
-Więc więcej czasu dla nas! Może zagramy w szachy? Nie pamiętam kiedy ostatnio to robiliśmy!- cieszy się przyjaciel, siadając obok, a mnie zalewa poczucie winy.
Kiwam jednak entuzjastycznie głową, przybijając z nim piątkę.
Szybko daję się wciągnąć w dyskusję, więc nawet nie zauważamy gdy obiad jest gotowy. Przerwa nam dopiero Artur i Percy, wchodzący do domu.
Czuję się tak dobrze i zrelaksowany, że gdy nadszedł czas powrotu do domu, czuję jak by kamień opadł mi na dno żołądka.
🪄🪄🪄
Ginny nie jest sama, gdy wracam. Obok niej na kanapie siedzi znajoma kobieta z bankietu, która zabawiała wtedy rudowłosą większość czasu. Ma brązowe włosy, a jej oczy są tak ciemne, że aż prawie czarne. Jest wyższa od Ginny kilka centymetrów, jest nie mal mojego wzrostu. Po ubiorze mogłem założyć że lubi nosić dużą ilość skóry.
Nie spodziewałem się żadnych gości, więc od razu przepełnia mnie irytacja, którą wpycham gdzieś głęboko i uśmiecham się uprzejmie.
-Jest i nasz słynny wybraniec!- krzyczy nieznajoma, po chwili upijając ze szklanki bursztynowy trunek.
Wtedy na stole zauważam butelkę drogiej whiskey którą otrzymałem bardzo dawno temu od pewnego mężczyzny, w podziękowaniu za pomoc w ministerstwie. Trzymałem ją na odpowiednią okazję.
-Gin, możemy porozmawiać w kuchni, proszę?
Rudowłosa ociąga się, ale spełniła moją prośbę. Gdy znajdujemy się w kuchni patrzę jej prosto w oczy i mrugam zaskoczony. Jej tęczówki są nienaturalnie powiększone, wzrok nieco mętny, a na jej ustach błąka się kpiący uśmieszek.
- Co ty wyprawiasz? Brałaś coś?- dotykam ostrożnie jej policzka zmartwiony.
-Może- mówi uśmiechając się szeroko i sama sięga do mojej twarzy, tylko po to by mnie nieudolnie spoliczkować- nie lubię gdy się złościsz.
-Mam powody- mówię cicho i odsuwam się.
-Confundus.
Niespodziewany urok trafia mnie prosto w plecy, a mój mózg okrywa dziwne otępienie i dezorientacja.
-Teraz będziesz szczęśliwszy- słyszę szept przy uchu.
Czuję ukłucie w przedramię i zauważam jak jakaś obca mi dłoń wtłacza do mojej żyły strzykawką, jakiś płyn. Pozwalam na to bo dlaczego nie? A potem czuje uderzenie w potylicę i tracę przytomność.
🪄🪄🪄
Dzwoni budzik.
Gdy otwieram tylko jedno oko; czuje jak bym obudził się z naprawdę głębokiego snu. Czuję się nieco otumaniony i a każdy ruch niemiłosiernie boli. Czuję jak by coś mi umknęło, ale nie mam pojęcia co.
Jedyne czego jestem pewny to, to, że gdy dzwoni budzik, to znaczy że muszę wstać do pracy.
Siadam powoli i spoglądam na bok, widzę śpiącą Ginny. Leży na brzuchu, a kołdra okrywa ją tylko na biodrach, ukazując nagie plecy. Czuję chęć przytulenia się, więc to robię, ale bardzo delikatnie, aby jej nie zdenerwować. Rudowłosa jednak nawet nie drgneła. Sięgam po kołdrę i okrywam ją, całując w ramię. Odsuwam się i dławię w gardle zbierające się łzy. Tęsknię za jej czułością. Za moją niesamowitą Ginny, którą pokochałem.
W końcu zwlekam się z łóżka, czując mdłości, a ból nasilił się. Udaje mi się jednak dotrzeć do łazienki. Gdy zdejmuję ubrania, widzę że moje ciało jest pokryte siniakami, ale najbardziej oznaczał się ogromny siniak pod żebrami. Moja twarz też nie najlepiej wygląda; siniak sięgał pół twarzy, a lewe oko było tak spuchnięte że nie mogłem je za bardzo otworzyć. Mój wzrok pada również na chwilę na nadgarstkach i dostrzegam siniaki, które wyglądają jak by powstały w kształcie ich agresywnego miażdżenia.
-Co jest?- mruczę pod nosem i próbuję sobie przypomnieć cokolwiek, ale na marnę.
Rzucam szybko zaklęcie wskazujące datę i godzinę.
W jednej chwili zrobi mi się słabo. Nie pamiętam ostatnich sześciu tygodni. Siadam na toalecie, próbując uspokoić się, gdy zaczynam czuć nadchodzącą panikę. Nie wiem ile siedzę w łazience trzęsąc się, nie mogąc złapać oddechu i próbując sobie przypomnieć cokolwiek- nic.
W końcu podejmuję decyzję że znów będę udawał że nic się nie stało.
Gdy czuje się wystarczająco czysty, nakładam zaklęcie maskujące. Łamię zasady i aportuje się prosto w pokoju, gdzie zwykle używany teleportacji w trakcie misji. Dziękuję w myślach, bo jeszcze nikogo nie ma, by był świadkiem jak wpadam na futrynę drzwi.
-Kurwa mać.
-Potter?- z biura wchodzi Blase, unosząc zaskoczony brew.
Staram zachowywać się normalnie.
-Cześć.
-Gdzie się podziewałeś? Wszyscy cię szukali. Zniknąłeś bez słowa na sześć tygodni...Co powiedział szef jak cię zobaczył?- mówi, wciąż przyglądając mi się uważnie.
-Co...?- nie ukrywam zdezorientowania.
-Czyli jeszcze nikt nie wie? Potter, jesteś szalony, pojawiając się tak poprostu w pracy. Czuję że to będzie ciekawy dzień.
Idę za nim do biura i siadam przy swoim biurku. Staram się zachować spokój, chodź czuję mdłości ze stresu i nie jestem w stanie w tym momencie wziąć cokolwiek do ręki- aportację również pogorszyła mój stan. Marzę o eliksirze spokoju i przeciwbólowym Draco. Moje myśli wirują, i na chwilę mi słabo. Dlaczego nie pamiętam ostatnich sześciu tygodni? Gdzie się podziewałem? Czy Ginny coś mi zrobiła?
Kolejny problem pojawia się gdy Huges pojawia się pracy i mnie widzi. Zaciąga mnie do gabinetu i żąda wyjaśnienia mojej nie obecności. Gdy wracam do swojego biurka jestem na warunkowym. Pojawiają się następni aurorzy, a ja staram się udawać że nie istnieję i chowam się za stosem dokumentów. Kontem oka widzę jak Blase zerka na mnie i kręci głową.
Tuż przed lunchem, do biura wpada jak burza Hermiona. Jest wściekła, a na twarzy ma wypisaną chęć mordu. Zanim robię co kolwiek by zapobiec nadchodzącej awanturze, ta odnajduje mnie wzrokiem.
-Harry Potterze, mam nadzieję że masz dobre wytłumaczenie na swoje zachowanie!- krzyczy, a po pomieszczeniu rozlegają się chichoty. Chcę stać się niewidzialny,jeszcze bardziej niż wcześniej- Sześć pieprzonych tygodni bez jakiego kolwiek słowa że żyjesz!
-Hermiono, uspokój się- mój głos drży.
Nienawidzę krzyku. Gdy ostatnio ktoś na mnie krzyczał, pojawiała się pięść i ból.
-Nie uciszaj mnie!- syczy, opierając ręce na biodrach, a ja ledwo powstrzymuje się by nie uciec. Nie czuję się dobrze i bezpiecznie- Co ty sobie wyobrażasz?! Odchodziliśmy od zmysłów co się z tobą dzieje! Ginny przeszła kolejne załamanie nerwowe, zawaliła poprzez ciebie nową pracę, Molly płakała całe dni gdy zaginąłeś!
-Panno Granger!- pojawia się mój szef Hughes- Co to za krzyki?
-Przepraszam, pana. Ona już wychodzi- odzywam się, starając się udawać zakłopotanie, gdy ledwo zmuszam się do wstania.
Moje zdradzieckie ciało trzęsie sie i prawie poddaje, ale nikt nie zwraca na to uwagi- nikt oprócz Zambiniego.
-Wszystko okay, Harry?
Ignoruję go i wychodzę z przyjaciółką na korytarz. Hermiona posłała mi wściekłe spojrzenie, ale pozwala się wyprowadzić. Czuję jak po plecach spływa mi zimny pot.
-Nie mogę teraz rozmawiać Hermiono. Wyślę ci sowę z wyjaśnieniami -mamroczę.
Patrzy przez chwilę na mnie, aż w końcu kiwa głową. Gdy tylko znika w windzie, ruszam prosto do pomieszczenia socjalnego, z którego zwykle nikt z niego nie korzysta o tej porze. Czuję z każdą sekundą że nie mogę oddychać. Otwieram drzwi i wpadam na kogoś.
-Cholera, Potter!- woła Draco.
Na jego koszuli pojawia się ogromna ciemna plama herbaty. Nie zwracam na to jednak szczególnej uwagi i zamykam za sobą drzwi w chwili gdy nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Upadam na dywan, oddychając spazmatycznie i kuląc się. Zatykam usta dłonią, próbując się uciszyć, gdy wybucham niekonrolowanym szlochem. Wszystko w około wiruje.
-Potter?
Nie potrafię wydusić słowa i prawie nie czuje gdy blondyn siada obok mnie i przyciąga do siebie, mocno przytulając i nie świadomie sprawia mi ból. Wtulam się jednak w niego bezbronny i moczę mu jeszcze bardziej koszulę. Malfoy cierpliwie głaszcze moje plecy dopóki nie uspokajam się. Boję się otworzyć oczy i staram się skupić tylko na przyjemnym cieple i bliskości drugiego człowieka. Mimowolnie łapię się na tym że jego zapach jest kojący. Czuję się wyczerpany i senny, jednak zmuszam się do odsunięcia.
-P-przepraszam- mamroczę w końcu, czując ogarniający wstyd.-nie wiedziałem że ktoś tu będzie.
-Umm... Zwykle robię tu herbatę zanim wpadam popołudniu do was do biura- mówi cicho- czujesz się nieco lepiej?
Przez chwilę patrzę w szare oczy, oceniając to, w jakiej sytuacji się znalazłem.
-Nie- wyduszam z siebie, nie mając sił na następne kłamstwo.
-Wiem że nie jesteśmy bliskimi przyjaciółmi, ale jeśli potrzebujesz...
-Nikomu nie mów co tu się wydarzyło- przerywam mu szybko wycierając twarz, rękawem szaty- ty sam o tym zapomnij. Tak będzie lepiej.
Draco nie odpowiada, czeka cierpliwie aż doprowadzę się do porządku, a to zajmuje mi dłużej niż zwykle. Przygląda mi się, bardziej intensywnie i sprawia że czuje się jeszcze bardziej nie komfortowo.
Zanim wychodzimy na korytarz, chwyta mnie mocno za ramię.
-Będę milczał, jeśli się spotkamy i wyjaśnisz mi swoje ostatnie zachowanie. Niepokoi mnie to co się z tobą dzieje- mówi cicho, a w jego głosie słyszę stanowczość i nutę groźby- dzisiejszy lunch. Drugi raz nie zaproponuję, więc dobrze się zastanów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top